Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hollywood. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Hollywood. Pokaż wszystkie posty
"Za głosem serca" Joanne MacGregor

"Za głosem serca" Joanne MacGregor

     Kto z was nie lubi disneyowskiej "Małej syrenki"? Cudownej baśni o miłości i poświęceniu? Powiem wam w sekrecie, że Arielka jest jedną z moich ulubionych bajkowych postaci, ah te jej cudowne czerwone włosy, rybi ogon i słodki głosik. Jak bym była mężczyzną to od razu bym się w niej zakochała. Ale halo halo? Czy Joanne McGregor naprawdę napisała współczesną wersję tej historii? Ja autorkę tę znam od strony mrocznych kryminałów i powieści młodzieżowych, którym daleko było do romansu. Ale ponieważ cenię wszechstronnych twórców, postanowiłam dać szansę i tej powieści. Muszę przyznać, że z jednej strony się opłaciło a z drugiej poczułam się troszeczkę zawiedziona. "Za głosem serca" jako romans wypadła naprawdę dobrze, już dawno nie czytałam tak lekkiej, a z drugiej strony mądrej literatury kobiecej, która nie jest nastawiona na szokowanie czytelnika lecz wywołanie w nim emocji, jednak cały czas szukałam tutaj porównań do ulubionej bajki. Ciągle czekałam na tę małą syrenkę...i niestety się nie doczekałam. Moim zdaniem odniesienie do znanej bajki w tym przypadku było zupełnie niepotrzebne i jedynie mnie rozkojarzyło. Zresztą książce tej niepotrzebna była dodatkowa reklama, gdyż jest dobra sama w sobie .

Kiedy osiemnastoletnia Romy Morgan ratuje życie hollywoodzkiemu gwiazdorowi Loganowi Rushowi, dostaje pracę jako jego osobista asystentka i z dnia na dzień znajduje się w środku ekscytującego świata filmu. Spełnia się sen Romy – między nią a Loganem zaczyna więcej niż iskrzyć. Wtedy jednak Romy odkrywa, że plan filmowy to świat iluzji i niedotrzymanych obietnic. Traci pewność, komu naprawdę może zaufać. Kiedy odkrywa mroczną tajemnicę Logana musi dokonać wyboru między miłością a zemstą.

Pewnie wielu z was nie wie, że oryginalną bajkę o małej syrence, napisał sam Hans Christian Andersen. Opowiadanie to zostało opublikowane po raz pierwszy w 1837 roku.  Autor, który miał problemy ze sferą uczuć i nie potrafił nawiązać trwałych więzi, podejmując w swych baśniach temat miłości, przedstawiał ją często jako uczucie tragiczne. "Mała syrenka" była utworem niezwykle smutnym, pozbawionym szczęśliwego zakończenia. Książę nigdy nie poślubił syrenki, ba! nawet nie zdawał sobie sprawy z uczuć jakie do niego żywiła. W tej pierwszej, oryginalnej wersji bajki, dziewczyna zmienia się w morską falę nigdy nie zaznawszy prawdziwej, odwzajemnionej miłości. Ponieważ zarówno czytelnicy jak i widzowie raczej nie przepadają za smutnymi zakończeniami, szczególnie jeśli chodzi o filmy czy książki dla dzieci, współczesne adaptacje zmieniają zakończenie. Książę zakochuje się w morskiej istocie, ta odzyskuje głos i żyją razem długo i szczęśliwie. Właśnie takiej historii się spodziewałam po książce Pani MacGregor. Myślałam, że spotkam tutaj bohaterkę, która będzie musiała poświęcić jakąś ważną część siebie w imię miłości. W głębi ducha liczyłam również na tragiczne, wzruszające zakończenie, bo kto powiedział że romans musi kończyć się happy endem. Jak napisałam we wstępie do mojej recenzji, w każdym akapicie, na każdej stronie starałam się dostrzeż paralele do znanej bajki o syrence. W pewnym momencie przyłapałam się nawet na tym, że porównywanie i wyławianie szczegółów i szczególików, tak mnie zaabsorbowało, że przestałam zwracać uwagę na samą fabułę. I właśnie wtedy powiedziałam sobie dość. W końcu autorka się starała by w moje ręce trafiła ciekawa i oryginalna książka a ja zamiast to docenić to szukam wiatru w polu. W końcu to nie wina MacGregor, że wydawcy zachciało się jej romans porównać do filmu Disneya. Czego się nie zrobi w imię marketingu i reklamy prawda? W końcu nie na każdego podziała zdanie, które możemy znaleźć na portalu literackim lubimyczytać.pl : Zanurz się już dziś w tej niesamowitej historii, idealnej dla fanów Kasie West, Jenny Han, Stephanie Perkins, Abbi Glines, Morgan Matson i Julie Buxbaum.Ja na przykład nie mam zielonego pojęcia kim są Ci ludzie. Ale Małą Syrenkę to zna praktycznie każdy. I każdy ją kocha. 

Nasz główna bohaterka Roma, ma osiemnaście lat i nie lubi swojego życia. Oczywiście nie chodzi o to, że jest depresyjną emo nastolatką, która biega po mieście z żyletką i każdemu narzeka na swój los. Nasza bohaterka ma po prostu ambicje i marzenia, których nie będzie mogła spełnić w swoim rodzinnym miasteczku. Co prawda jej najbliższa rodzina już w szczegółach zaplanowała jej karierę i przyszłość (a nawet całe życie), jednak dziewczyna postanawia pójść swoją własną drogą. W zrealizowaniu swoich planów pomaga jej przypadek. Pewnego dnia ratuje tonącego mężczyznę, który okazuje się być znanym aktorem. W ramach wdzięczności Logan zatrudnia ją w roli swojej asystentki i zabiera w wielki świat. Roma jest zachwycona. Od zawsze marzyła o tym by się wyrwać ze swojego małego, klaustrofobicznego miasteczka. Pociągała ją scena, błysk fleszy, pieniądze i oczywiście sława. Miała nadzieję na to, że pewnego dnia również jej gwiazda zabłyśnie na firmamencie. Jednak jak to zawsze w książkach bywa (w życiu zresztą też), dziewczyna bardzo szybko przejrzała na oczy i ujrzała prawdziwe oblicze Hollywood. Ci którzy śledzili aferę Harveya Weinsteina, która zapoczątkowała ruch #metoo, będą wiedzieli o czym mówię. Oczywiście nasza autorka nie popada w aż takie skrajności, żeby pokazywać świat filmu od strony alkowy, jednak to co spotyka Romę może przybliżyć nam panujące za kulisami realia. Ktoś kiedyś powiedział "że by zostać aktorem trzeba mieć żelazne cochones" i ja doskonale się z tym stwierdzeniem zgadzam. Hollywood jest okrutne, przerażające i nie potrafi wybaczać. To miejsce gdzie pływają rekiny polujące na niewinne płotki, żeby się przebić trzeba nie mieć skrupułów. Dla Romy świat filmu przestał być ekscytujący, a stał straszny. A na domiar złego jej umowa o pracę zawierała klauzulę z zapisem, że nie może być mowy o żadnym romansie pomiędzy aktorem a jego asystentką. Miała ich łączyć jedynie czysto zawodowa relacja. No ale jak to bywa w książkach (i w życiu zresztą też) serce to nie słucha. Uwielbiałam czytać o tym jak rodziła się miłość pomiędzy dwójką naszych głównych bohaterów. Dziś panuje moda na insta love, szybkie związki (często bez zobowiązań), zakochania od pierwszego wejrzenia i przygodny sex. Dlatego zawsze się cieszę jak trafiam na książkę, która ma mi do zaoferowania coś innego, spokojniejszego a jednocześnie bardziej wiarygodnego. To że Roma i Logan będą czuli do siebie miętę było wiadome od pierwszego wejrzenia, w końcu jest to romans, jednak nawet pomimo tej oczywistości bardzo przyjemnie się powieść tę czytało. Naprawdę chciałam się dowiedzieć jak młodzi wybrną z tej patowej sytuacji, co Roma zrobi z tajemnicą którą przypadkiem odkryła i czy miłość zwycięży. U Disneya byłoby to oczywiste jednak u autorki, którą znam z thrillerów, mogło się wydarzyć wszystko. Podobnie jak u Andersena. 

No i proszę państwa jest w tej książce jeszcze coś co zwróciło moją szczególną uwagę, a nawet dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest ważny temat, który poruszyła autorka a mianowicie ochrona środowiska i zanieczyszczenie wód morskich. Nam w Polsce ekologia kojarzy się z Zielonymi, którzy za pomocą łańcuchów przypinają się do drzew w Dolinie Rozpudy by bronić małych żuczków i ptaszków. Czasem zainteresujemy się Bałtykiem jeśli akurat pojawiły się sinice lub też znaleziono kolejne niewybuchy z II Wojny Światowej. Mało kto z nas interesuje się ekologią w szerszym, światowym kontekście. Jeśli wejdziecie sobie na stronę jakiejkolwiek organizacji pozarządowej zajmującej się ochroną środowiska to zobaczyć mnóstwo szokujących zdjęć : mewy oblepione ropą, martwe foki obwiązane sieciami rybackimi, tony pływających plastikowych butelek (niektóre z nich często lądują w brzuchach morskich ssaków i powoli je zabijają). Kilka lat temu zatonął jeden z chińskich kontenerowców i do wody wydostało się kilka tysięcy kaczek używanych przez dzieci w kąpieli. Do tej pory gdzieś sobie dryfują bo nikt nie zainteresował się tym by je wyłowić. Cieszę się, że Jo MacGregor zwróciła uwagę na ten problem. Zawsze mnie cieszy jak literatura obyczajowa porusza tematy o których opinia publiczna milczy. Może gdzieś, kiedyś książka ta stanie się punktem wyjścia do dyskusji? Oby tak się stało, bo najwyższy czas wziąć się do działania, a nie unikać problemu. 
Kolejną rzeczą, która zwróciła moją uwagę w tej książce jest miejsce w którym toczy się akcja. Jest nim Cape Town, znany nam bliżej jako Kapsztad. Muszę przyznać iż zakochałam się w tym mieście, jego malowniczej okolicy, pięknym oceanie i gorącym słońcu. Aż przykro było schodzić z nieba na ziemię, szczególnie jak za oknem zimno i wieje. Właśnie takie książki powinno się czytać zimową porą. 

Jo MacGregor, pomimo faktu że w jej powieści odniesień do małej syrenki znalazłam jak na lekarstwo, udało się mnie oczarować. A wierzcie mi jest to nie lada wyzwaniem, gdyż z reguły romansy sprawiają jedynie, że szybciej idę spać. Tym razem było inaczej. Pokochałam naszych głównych bohaterów, kibicowałam ich miłości, martwiłam się niepowodzeniami i byłam szczerze zainteresowana tym gdzie rzuci ich los. Troszkę żałuję, że ta książka tak szybko się skończyła. Był punkt kulminacyjny, zakończenie i...to wszystko. Zabrakło mi rozdziału, z którego bym się dowiedziała jak potoczyło się życie naszych bohaterów, co się z nimi stało za dziesięć czy dwadzieścia lat. Dostałam tort lecz zabrakło na nim wisienki. Ale i tak był smaczny a to najważniejsze. Polecam. 

Tytuł : "Za głosem serca"
Autor : Joanne MacGregor
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 10 lipca 2019
Tytuł oryginału : Hushed 


Tę oraz wiele innych książek dla młodzieży znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 

"Koniec scenarzystów" Wojciech Nerkowski

"Koniec scenarzystów" Wojciech Nerkowski

Jakiś czas temu krążyły plotki, że Amerykanie kupili prawa do nakręcenia angielskiej wersji kultowego polskiego filmu "Kiler".  Niestety remake nigdy nie powstał. Nasi bohaterowie, para scenarzystów z kraju na Wisłą, mieli więcej szczęścia.Ich filmem zainteresował się jeden z amerykańskich producentów.Para wybrała się więc za ocean by podpisać lukratywny kontrakt. Jak się jednak okazało, sława i dolary, nie były jedynym co czekało na nich w Hollywood. Na miejscu wpadli w sam środek kryminalnej intrygi. Zaginięcie, katastrofa lotnicza, bale maskowe i tajemnicze zgromadzenie na wzór loży masońskiej..to wszystko oferuje nam Nerkowski w swojej najnowszej powieści. Gdy dodamy do tego palące słońce Kalifornii, drinki z palemką, przystojnych aktorów i ponętne aktorki, to wyjdzie nam istna mieszanka wybuchowa. Jak na Hollywood przystało jest naprawdę kolorowo i...filmowo. 


Para scenarzystów, Sylwia i Kuba, stają przed życiową szansą napisania scenariusza na potrzeby jednego ze znanych hollywoodzkich producentów. Po przylocie do Los Angeles wplątują się jednak w zagadkę zniknięcia jednej z początkujących aktorek, dziewczyny Adama, informatyka związanego z firmą dla której pracuje rodzeństwo. Wkrótce przyjdzie im się zmierzyć się z przeciwnikiem przebieglejszym i bardziej wymagającym niż kiedykolwiek dotąd. A przecież nie po to tu przyjechali!

Twórców komedii wszelkiego autoramentu, traktujemy zazwyczaj z lekkim przymrużeniem oka. To co nie ujdzie autorom powieści obyczajowych czy literatury pięknej, im zostanie wybaczone. Mogą oni do woli korzystać z oklepanych schematów i stereotypów,wręcz jest to nawet wskazane, gdyż nic nie śmieszy bardziej, niż szydera z tego co nam znane z własnego podwórka. Nie bez powodu żarty z tak zwaną "brodą" cieszą się ciągłą popularnością. Choć pewnie wywracamy oczami czy wzdychamy, jak słyszymy kolejną odsłonę żartu o blondynce, czy żabie, tak stały się one elementem naszej kultury, i zapewne nie znajdzie się nikt komu nie wyrwie się chociażby nieśmiały uśmieszek. Podobnie jest w "Końcu scenarzystów". Żarty i humor, jakim operuje autor, jest nam dobrze znany. Pośmiejemy się z mniejszości seksualnych, maniaków komputerowych czy zadufanych w sobie aktorzyn, których największą rolą jest ta w reklamie keczupu. Jest tu obecny również humor sytuacyjny, jak pędząca ulicami blondynka,która na tylnym siedzeniu wiezie swoją "chorą" koleżankę.To na co umiera pasażerka, rozbawi nas do łez.Jednym słowem było naprawdę zabawnie.Choć nie jestem fanką książek komediowych, tak muszę przyznać, że są one doskonałą odskocznią od "poważniejszej" lektury. Czymś, co można przeczytać po ciężkim dniu w pracy, co spokojnie da się odłożyć "na później" gdyż nie wymaga od nas ani wielkiego zaangażowania. Taka literatura jest jest najbardziej potrzebna. 
Jak  już wspomniałam,książka nie jest wolna od stereotypowych postaci. Spotkamy tutaj (zapewne inspirowaną Dżoaną z Tap Madl), Dżolantę, aktoreczkę która zasłynęła głównie tym, że jest żoną bardzo bogatego księgowego. Jest ona typową, platynową blondynką. Swoje problemy leczy zakupami i wizytami u chirurgów plastycznych. Ma jedno "dziecko", którym jest szkaradny piesek i uparcie uważa, że jej ukochany mąż zdradza ją z kim popadnie. Na nic zdają się tłumaczenia iż ten domniemany lowelas, wygląda niczym krewny Berlusconiego (porównanie zaczerpnięte z książki). Postać Dżolanty i jej styl irytuje. Jej polsko-angielskie zdania doprowadzają do szewskiej pasji. I to jest piękne, gdyż jest prawdziwe. Niestety znam parę takich blondyneczek, dla których szczytem ambicji był botoks i bogaty mąż. W głowie mają mniej więcej to samo co główka kapusty a rozmowa z nimi jest wyzwaniem iście karkołomnym.
Kolejną stereotypową postacią jest Adam,maniak komputerowy i uzdolniony twórca gier. Znacie kogoś z Zespołem Aspergera?Jeśli nie to przedstawiam wam Adama. Posiada on wiele cech ze spektrum autyzmu : jest samotnikiem, ciężko przychodzi mu nawiązywanie relacji, nie rozumie myślenia metaforycznego. Rozmowa z nim przypomina przeglądanie encyklopedii. Wszystko traktuje serio, nie rozumie abstrakcyjnego poczucia humoru. No i bezwzględnie respektuje przepisy, nawet te dotyczące ruchu drogowego. Aż ciężko uwierzyć w to,że tak zamknięta w sobie osoba ma dziewczynę. Która niestety zaginęła. 
Szablonowych postaci jest tutaj więcej : narcystyczny chłopak Sylwii, przewrażliwiony na swoim punkcie aktor, chłopak z polskiej wsi aspirujący do roli wielkiego amanta, uduchowiona Tybetanka i wiele, wiele innych. Są tutaj po to by nas bawić, byśmy mogli wyśmiać ich przywary. W życiu nic nie przychodzi tak łatwo jak w książce, nic nie jest tak proste, więc dziękuję autorowi za to, że rozebrał te postaci na części pierwsze, stworzył bohaterów nieskomplikowanych i takich, którzy nie obrażą się za to, że są przedmiotem niewybrednych żartów. 

Niestereotypowa jest za to dwójka naszych głównych bohaterów. Rzadko się zdarza, żeby to właśnie rodzeństwo wiodło prym w powieściach, nawet tych komediowych. Zazwyczaj autorzy wybierają do ról protagonistów samotników czy mających się ku sobie singli. Jednak nie martwcie się, mimo faktu iż jeden z naszych bohaterów jest gejem a drugi jego siostrą, to wątek romantyczny jak najbardziej będzie. A nawet kilka. Cieszę się, że nie przytłoczyły one fabuły i nasza zagadka kryminalna nadal pozostała na pierwszym planie. A muszę przyznać,że jest ona zacna. W niewyjaśnionych okolicznościach znika młoda dziewczyna, partnerka Adama. Sylwia wraz z Kubą, którzy dowiadują się o tym zaginięciu, pragną pomóc.Na własną rękę rozpoczynają śledztwo, które prowadzi ich przez nędzne mieszkania do wynajęcia, sale balowe pełna zamaskowanych, nagich postaci czy jachty wielkich i bogatych aktorów. Czuć było tutaj inspirację wielkimi produkcjami filmowymi w stylu "Oczy szeroko zamknięte" Kubricka. Było tajemniczo, zagadkowo, gorąco i niebezpiecznie. Po kryminałach komediowych spodziewamy się tego, że ich fabuła będzie lekka i przyjemna. Zabójstwa ograniczone do minimum, a całość podana po lukrową pierzynką. Tym razem autor się wyłamał. W tej komedii giną ludzie, i to w sposób bardzo dramatyczny. Trupy są i choć krew nie leje się tak jak w horrorach,tak muszę przyznać, że w pewnym momencie poczułam się jak przy czytaniu prawdziwej rasowej powieści sensacyjnej. Tylko ten humor...on zawsze rozładowywał atmosferę. 

"Koniec scenarzystów" , to książka, której 90 procent fabuły rozgrywa się w Los Angeles, w środowisku potentatów filmowych, producentów i aktorów. Momentami czułam się jak za kulisami "prawdziwej" władzy. Autor przejrzał jej mechanizmy i pokazał nam, że świat Fabryki Snów, nie jest tak bajeczny jak go malują. Również tutaj wszystkim rządzą znajomości i pieniądze.Setki ludzi przyjeżdżają do Hollywood licząc na to, że zostaną zauważeni, a najczęściej kończą na ulicy. By zaistnieć i odnieść sukces trzeba być brutalnym, mieć oczy szeroko otwarte i roszczeniową postawę. Kontrakty czyta się kilkukrotnie, każdego traktuje jak wroga. Nasi bohaterowie na początku byli niczym owieczki prowadzone na rzeź, jednak udowodnili swoją wartość, co udaje się jedynie nielicznym. Czytając tę książkę uświadomiłam sobie, że to co widzimy na ekranie jest produktem finalnym. Historia każdego filmu jest bolesna. Zawsze ktoś zostanie zdradzony, wyrzucony, pominięty, zmieszany z błotem. Ten dostanie rolę obiecaną innemu, wykupiony scenariusz w niczym nie przypomina swojej wersji finalnej. Aby odnaleźć się w świecie filmu trzeba mieć serce z kamienia i głowę na karku. I oczywiście wiele, wiele szczęścia. 

Wojciech Nerkowski napisał książkę na poziomie. Było to moje pierwsze spotkanie z autorem (tak wiem, wiem muszę się oduczyć zaczynania od środka serii) i muszę uznać je za udane. Recenzując książki zwracam uwagę na prawdziwość postaci, styl, płynność fabuły i ogólny obraz jaki się wyłania przed moimi oczami. Tutaj wszystko do siebie idealnie pasowało. Bohaterowie dawali się polubić, fabuła angażowała a Los Angeles kusiło pięknymi plażami, blichtrem i "rumem".  Jeśli w moje ręce wpadnie kolejna książka z cyklu o zabawnych scenarzystach to na pewno ją przeczytam.Oczywiście z uśmiechem na ustach. Polecam tym, którzy mają ochotę na relaks w kryminalnym stylu. Nie zawiedziecie się.


Tytuł : "Koniec scenarzystów"
Autor: Wojciech Nerkowski
Wydawnictwo : Czwarta Strona
Data wydania : 13 lutego 2019
Liczba stron : 416


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 
 
 
 
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 










"Odważna" Rose McGowan

"Odważna" Rose McGowan

     Recenzować książki biograficzne, szczególnie te niosące tak duży ładunek emocjonalny, jest naprawdę trudno. No bo jak tutaj kogoś skrytykować za życie jakie prowadził? Może gdybym była matką autorki to miałabym do tego moralne prawo, ale jako zupełnie obca osoba? Dlatego jedyne co nam pozostaje to przeczytać tę historię, zrozumieć i współczuć. Tutaj nie ma z czym się nie zgadzać, nie ma co krytykować chyba, że zły los czy fatum jakie zawisło nad hollywoodzką aktorką. Nie da się zaprzeczyć, że "Odważna" jest na poły książką autobiograficzną, na poły manifestem feministycznym. Jest to ważny głos w świecie, który nadal pozostaje silnie zmaskulinizowany. To dzieło, które daje do myślenia, katalizator dyskusji o tym co się dzieje za kulisami filmowych produkcji w czasach kiedy trwa nagonka na największe postaci dużego i mniejszego ekranu. Czy naprawdę jest tak źle? Niestety proszę państwa, jest jeszcze gorzej. 

Rose McGowan urodziła się we włoskiej Florencji. Jej matką była amerykańska pisarka francuskiego pochodzenia a ojcem potomek irlandzkich imigrantów. Wychowywała się w sekcie Dzieci Boga, której przywódca nie stronił od przemocy oraz wykorzystywania seksualnego. Dzięki ojcu, który uciekł z sekty, również i jej udało się przedostać do Stanów Zjednoczonych. Kilka lat później, również matka dziewczyny trafiła do Ameryki. Żyjąc raz u ojca, raz u matki, a często u przypadkowych ludzi, Rose nie miała łatwego dzieciństwa. Dzięki jednemu z kochanków matki, trafiła do kliniki odwykowej choć, jak twierdziła, nigdy nie była uzależniona. Zdarzało jej się mieszkać na ulicy. W wieku piętnastu lat, kiedy całkowicie uniezależniła się od rodziców, wyjechała do Los Angeles, gdzie rozpoczęła karierę aktorską. Wkroczyła na czerwone dywany jako nowy symbol seksu. W swojej książce McGowan opisuje gwałt, jakiego dopuścił się na niej wpływowy producent filmowy, Harvey Weinstein. Publiczne ujawnienie prawdy zajęło jej 20 lat.

Skandal seksualny w Hollywood wstrząsnął całym światem, nie tylko tym filmowym. Oskarżonych zostało wielu aktorów i producentów filmowych, między innymi Kevin Spacey, Morgan Freeman czy jedna z głównych postaci niniejszej książki Harvey Wienstein. Pokrzywdzonych była prawie setka kobiet, a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Zapewne setki ofiar nadal milczą bojąc się o utratę pozycji czy reputacji. Może się wstydzą? Może kogoś chronią? Całej prawdy nie poznamy nigdy.  Zawsze się cieszę, kiedy prawda wychodzi na światło dzienne, kiedy opada kurtyna i sznury, którymi związane były usta. Autorka książki, w 2016 roku, napisała na Twitterze, że "została zgwałcona przez hollywoodzką szychę", swoje oskarżenia ponowiła w wydanej w tym roku książce. Choć nie padły żadne nazwiska, można się domyślać o kogo chodzi. Zresztą takich osób było więcej. Weinstein, Rodriguez- żaden z nich nie potrafił trzymać rąk przy sobie, co potwierdziło wiele kobiet. Choć uważam za dobre fakt iż prawda wyszła na jaw, to zastanawia mnie hipokryzja Rose. W późniejszych wpisach na Twitterze aktorka zarzuciła innym ofiarom brak reakcji, milczenie i bierność. Dlaczego sama odezwała się dopiero 20 lat po festiwalu Sundance, gdzie doszło do tragicznego wydarzenia? Dlaczego czekała aż Hollywood zaleje lawina oskarżeń, by dodać do nich własną cegiełkę? Czemu to nie ona jako pierwsza rzuciła kamieniem? Czy 100 tysięcy, które dostała w ramach ugody, pomogło jej zachować milczenie? Czy jak by dostała pół miliona to zabrałaby ze sobą sekret do grobu? Przyglądając się temu, co działo się (i prawdopodobnie dzieje nadal) w Los Angeles, zastanawia mnie co sprawiało, że fakt świadczenia usług seksualnych był nieodłącznym elementem kariery wielu kobiet i mężczyzn. Była na to zgoda i milczące przyzwolenie.  Chciałeś zagrać w filmie? Proszę bardzo, ściągaj majtki. Jeden numerek i masz szansę na Oskara. Od dawien dawna wiadomo, że nawet w kolebce praw obywatelskich i demokracji, którą są Stany Zjednoczone, kobiety były traktowane jako osobniki gorszej kategorii. Okazuje się, że pod maską uśmiechów i strojami od modnych projektantów, ukrywają się skrzywdzone, zranione i upodlone aktorki, modelki, statystki. I to w XXI wieku, kiedy za gwałt grożą kary więzienia a za zniesławienie duże grzywny. 

"Odważna" to książka, którą należy przeczytać. I to nie tylko ze względu na hollywoodzki skandal. Muszę przyznać, że Rose McGowan nie miała łatwego życia, a ludzie którzy stawali na jej drodze w większości okazywali się przesiąknięci złem i zepsuciem. Patologiczne dzieciństwo w sekcie, matka zmieniająca mężczyzn jak rękawiczki, tchórzliwy ojciec czy marginalne towarzystwo z ulicy ciągnęło młodą dziewczynę w dół. Już jako piętnastolatka doświadczyła tak wielu krzywd, że dziwi mnie iż jej to nie złamało. To świadczy nie tylko o tym, że była "odważna", była również dzielna i silna. Większość ludzi, którym los zafundował piekło na ziemi, nie potrafi podnieść się z kolan. McGowan udowodniła, że zawsze warto mieć nadzieję, walczyć o lepsze jutro. Ona się odważyła, pojechała do miasta aniołów, poszła na casting i chociaż zło dopadło ją i tam, to odniosła sukces. A dziś, po latach, może wyjawić całą prawdę. Przestrzec niczego nieświadome młode dziewczyny, które dopiero kupują bilet do świata filmu lub też zachęcić kolejne ofiary do złożenia zeznań. 

"Odważna" to naprawdę ważny głos w dzisiejszym świecie filmu. W jednej z recenzji przeczytałam, że książka jest jednostronna. Postaci męskie są złe i tylko złe, może znajdą się jedna lub dwie sylwetki peryferyjne obdarzone pozytywnymi cechami. Czy odzwierciedla to prawdziwy obraz Hollywood? Z pewnością nie, jednak osoba która zajmowała się edycją tekstu doskonale wiedziała co robi. Było to celowe wyolbrzymienie mające za zadanie nagłośnić problem. I udało się. Czytając czujemy całą złość autorki, jej furię. Kiedy inne kobiety poparły jej słowa, dostała w swoje ręce broń, którą siecze na lewo i prawo. Nawet fakt, że nie podaje nazwisk jest mistrzowskim zagraniem. Każe nam się domyślać o kogo chodzi lecz jest to o tyle trudne, że przedstawiony scenariusz, może się odnosić do więcej niż jednej osoby. 
Muszę przyznać, że znajdę wiele lepiej napisanych książek, z lepszym stylem czy językiem, jednak musicie państwo pamiętać, że autorka, choć ma w sobie artystyczną duszę, to pisarką nie jest. Jest szybko, emocjonalnie, brutalnie i często wulgarnie. Lecz właśnie taki jest świat filmu, który do tej pory pozostawał dla nas zamknięty. 

Należy pamiętać, że to nie jest książka o złych mężczyznach i ich złych uczynkach. To próba analizy hollywoodzkiej społeczności z całą gamą jej przywar. To dzieło o wykorzystywanych i wykorzystujących, o tych co stoją z boku i się biernie przyglądają i tych, którzy zamykają oczy dając tym samym ciche przyzwolenie na wszystko. O tym jak zarówno mężczyźni jak i kobiety ponoszą odpowiedzialność za własne czyny. Jest to również manifest feministyczny, który ma dać kobietom siłę do walki o wolność i równość w świecie nadal rządzonym męską ręką. Ma pomóc im pozbyć się etykietek i nie poddawać kategoryzowaniu. Polecam. 


Tytuł : "Odważna"
Autor : Rose McGowan
Wydawnictwo : Agora S.A
Data wydania : 19 września 2018
Tytuł oryginału : Brave



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 


https://sztukater.pl/
 

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger