Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PTSD. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą PTSD. Pokaż wszystkie posty
"Zaginiona kobieta" Mary Kubica

"Zaginiona kobieta" Mary Kubica

 Scena pierwsza. Mąż wraca do domu, niewierna żona, po całym dniu opieki nad dzieckiem, zakłada buty i wychodzi pobiegać. Zamyślona , zostaje potrącona przez samochód. Czy uda jej się wyjść z tego cało? Scena druga . Nastolatka zamknięta w piwnicy, która po kilku latach niewoli dostaje wreszcie szansę na ucieczkę. Czy zdoła ją wykorzystać? Scena trzecia . Ciało zaginionej kobiety zostaje odnalezione w motelu, okazało się że zanim popełniła samobójstwo ukryła swoją córkę tak dobrze, że nikt nie będzie jej w stanie odnaleźć. Czy znajdzie się na sali ktoś, kto zrezygnował by z książki w której tak wiele się dzieje? Założę się że nie. Ja byłam zafascynowana i choć w głębi duszy wiedziałam , że ten thriller nie powinien mi się podobać, to łykałam go jak młody pelikan ryby. Całość pochłonęłam w zaledwie trzy godziny i wierzcie mi chyba pobiłam mój osobisty rekord tempa czytania.

 

Shelby Tebow ginie pierwsza. Niedługo później Meredith Dickey i jej sześcioletnia córka Delilah znikają niedaleko miejsca, w którym ostatnio widziano Shelby. Czy te wydarzenia są ze sobą powiązane? Poszukiwania przynoszą więcej pytań niż odpowiedzi, a nie wyjaśniona sprawa gaśnie i krzepnie jak krew na ranie. Jedynie osamotnieni członkowie rodziny, ojciec i syn, nie mogą się z tym pogodzić, żyją wciąż przeszłością, w świecie duchów… Jedenaście lat później wydarza się coś zupełnie nieprawdopodobnego – Delilah nagle powraca. Jej brat i przerażeni mieszkańcy małej społeczności, w której mieszkała, chcą wiedzieć, co się z nią działo przez te wszystkie lata, ale czy są gotowi, żeby poznać prawdę? W tym przerażającym i bardzo inteligentnym thrillerze, mistrzyni suspensu Mary Kubica żongluje narracjami i czasem. W niezwykły sposób kreśli mroczny obraz małej społeczności, w której utrzymanie tajemnicy może być na wagę życia lub śmierci. 



Jedenaście lat temu została porwana sześcioletnia dziewczynka. Dziś wróciła. Cieszy się policja, cieszą się reporterzy i tata zaginionej. Jedyną osobą, która nie jest zachwycona pojawieniem się małej, jest jest brat Leo. Jego życie zawsze kręciło się wokół siostry. Jeszcze przed uprowadzeniem to jej problemy były najważniejsze i absorbowały rodziców. On, może dlatego że był młodszy, nie dostał już z ich strony takiego zainteresowania. Od kiedy jego siostra wraz z matką zaginęły, tata był niczym duch nawiedzający cztery ściny. Niczym się nie interesował, nie poświęcał Leo czasu. Codziennie czekał aż wróci jego ukochana córeczka. Teraz, kiedy Delilah jest w domu, o Leo praktycznie zapomniano. To ona zyskała uwagę wszystkich. Znowu. Leo jest pełen obaw, nie ufa tej dziwnej, zdziczałej dziewczynie, która mogłaby być jego siostrą, ale w ogóle nie pasuje do tego, kogo pamięta. Muszę przyznać iż Mary Kubicy w cudowny sposób udało się zanalizować myśli nastolatka. Myślę, że tak właśnie czuje się ktoś, kto w dzieciństwie doznał traumy z którą boryka się do dziś. Cieszę się, że autorka umożliwiła mi wgląd w myśli Leo. Choć momentami miałam wrażenie, iż jest bezczelnym, nieczułym szczeniakiem, to w końcu udało mi się go zrozumieć. Z dnia na dzień jego świat wywrócił się do góry nogami. Ojciec, który nigdy nie był w pełni obecny, oddalił się jeszcze bardziej. W domu pojawiła się dziewczyna, która zachowywała się zupełnie inaczej od wszystkich których znał : mało mówiła, spała w piwnicy, uderzała głową o ścianę. Podziwiałam chłopca za to, że się starał. Starał się zbliżyć do swojej siostry, pomóc jej. Jednak z drugiej strony rozumiałam też jego gniew i frustrację, gdyż jego wysiłki nie przynosiły rezultatów. Żałuję tylko, że autorka w pewnym momencie wycofała się z narracji z poziomu Delilah. Na początku myślałam , że to ona będzie naszą główną bohaterką i niczym w filmie "Pokój" będziemy patrzyli na to jak radzi sobie z traumą i odnajduje się w nowej rzeczywistości. Niestety. Jak tylko nastolatka wróciła do domu, straciła zainteresowanie autorki i stała się statystką, czymś co ma popchnąć fabułę do przodu, a nie być jej aktywnym uczestnikiem. Szkoda, że tak się stało, gdyż bardzo chciałam poznać myśli porwanej nastolatki i popatrzeć na to co się dzieje w domu z jej punktu widzenia. Domyślam się jednak dlaczego autorka z tego zrezygnowała. "Zaginiona kobieta" w końcu miała być thrillerem a nie książką obyczajowo-psychologiczną więc wątek Zespołu Stresu Pourazowego nie mógł tutaj dominować. 

Historia prowadzona jest w kilku osiach czasowych i nie mają one żadnej konkretnej kolejności. Raz autorka zabiera nas w przeszłość, raz pozostajemy w teraźniejszości. Zmieniają się również narratorzy których jest naprawdę dużo : Delilah, Leo, ich rodzice oraz grono sąsiadów. Wszyscy oni są nierzetelni, zranieni, przestraszeni, zmęczeni, zdezorientowani. Atmosfera często jest przerażająca i na tyle gęsta , że aż czułam lęk naszych bohaterów, uwikłanych w sytuacje, z których nie ma już ucieczki. Byłam zafascynowana tym, co się dzieje, ale jednocześnie obawiałam się finału, gdyż wiedziałam że nie może on być dobry. Nie wiem czy kiedykolwiek mieliście tak, że czytając jakąś powieść pochłonęła was ona aż tak, że byliście gotowi okrzyknąć ja "najlepszą książką swojego życia"? Ja tak właśnie się czułam przy "Zaginionej kobiecie". Ta lektura mnie przeraziła i sprawiła, że stałam się nerwowa, niespokojna i bardzo, bardzo wzburzona. Jak najszybciej chciałam wiedzieć jak nasi bohaterowie wplątani są w wydarzenia z przeszłości, kto jest tym dobrym a kto złym, jakie grzeszki mają na sumieniu. Wprost nie mogłam się doczekać punktu kulminacyjnego. Niestety..... kiedy doszłam do ostatnich 60 stron coś się stało, popsuło. Zaczęły pojawiać się zwroty akcji, które mi się nie podobał. Bezgłośnie błagałam autorkę by je cofnęła, by w magiczny sposób zostały wymazane z kart tej książki. Zwłaszcza po przeczytaniu ostatniego rozdziału krzyknęłam „nie ma mowy! „ Ale oczywiście nie miałam tutaj za wiele do powiedzenia. Niestety... końcówki tej powieści nie jestem w stanie kupić, choć naprawdę bardzo się starałam. 

Uwielbiam książki, w których zadaniem czytelnika jest chodzenie z miejsca na miejsce i zbieranie fragmentów układanki. Uwielbiam kiedy teraźniejszość przenika się z przeszłością. Moim zdaniem najlepszymi fragmentami książki była opowieść Meredith. Kobieta opowiada o tym, jak w kilka tygodni jej życie zamieniło się w piekło. Mamy tutaj do czynienia z drobiazgową grą psychologiczną na wysokim poziomie. Jest tu odrobina stalkingu i zastraszania, są pogróżki . Ponieważ Meredith jest doulą możemy się również spodziewać paru opowieści z porodówki, które zmrożą wam krew w żyłach. Bardzo żałuję, że Meredith spotkał taki los...zupełnie na to nie zasłużyła. Pokochałam również Kate i Beę, dwie młode lesbijki, które niosły pomoc lokalnej społeczności. Cudownie było czytać o ich zaangażowaniu. Podsumowując : Postacie i narracje były niesamowite. Najczarniejszy dzień Delilah w piwnicy, jej historia o przetrwaniu i wewnętrzna walka Leo, załamanie, jego cierpienie, problemy w szkole.. to wszystko naprawdę złamało mi serce. Chciałabym móc przytulić te dzieciaki i skłamać im, że wszystko będzie w porządku, żeby dać chwilową ulgę.

Wiecie co? Chociaż zakończenie mnie bardzo rozczarowało, to i tak uważam iż najnowsza powieść Mary Kubicy, zasługuje na zaszczytne miejsce w pierwszej dziesiątce najlepszych, przeczytanych przeze mnie książek w 2021. Bo dlaczego mam nie docenić czegoś, co przykuło mnie do fotela na dobrych kilka godzin i sprawiło , że zapomniałam o piciu, jedzeniu, rodzinie a nawet Love Island (żartuję, tego akurat nie oglądam). Więc jeśli macie ochotę na pogmatwany, wciągający i nieco przerażający thriller, którego akcja rozgrywa się w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają i wiedzą, że ktoś musi być tym złym, to zdecydowanie polecam. Myślę, że nie będziecie rozczarowani. 


Tytuł : "Zaginiona kobieta"

Autor : Mary Kubica

Wydawnictwo : Poradnia K

Data wydania : 14 lipiec 2021

Liczba stron : 352

Tytuł oryginału : Local Woman Missing 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :


 

 


"Zimowy żołnierz" Daniel Mason

"Zimowy żołnierz" Daniel Mason

Po latach oczekiwań i zawiedzionych nadziei, w końcu trafiłam na historyczną powieść wojenną, której fabuła opisana jest w kolorze, a  nie odcieniach szarości czy brązach  sepii. Wojna  jest horrorem, strachem , złem. Poznajemy ją  z lekcji historii, wiadomości telewizyjnych, reportaży, filmów. Myśląc o wojnie czujemy strach, widzimy krew, słyszymy strzały.  Nasza odpowiedzialność pokoleniowa i historyczna wrażliwość sprawiają, że na sam dźwięk tego słowa kulimy  się w sobie. Autorzy powieści historycznych czy historyczno-obyczajowych nie muszą na każdym kroku nam przypominać o okrucieństwach  wojny i zbrodniach ludzkości. My i tak nieustająco odrabiamy naszą lekcję pokory. Cieszę się, że trafiłam na twórczość Daniela Masona.  Autor pokazał mi, prawdziwe oblicze wojny, z dala od frontu. Pokazał mi zwykłych ludzi w wojennej zawierusze : kochających, cierpiących, śmiejących  się...tych którzy po prostu próbowali żyć, bez względu na okoliczności.


Lucjusz Krzelewski z zamożnej polskiej rodziny mieszkającej w Wiedniu studiuje medycynę, gdy nadchodzi rok 1914, wybucha wojna i błyskawicznie rozlewa się po całej Europie. Zafascynowany tym, że z dnia na dzień może zostać lekarzem, zaciąga się do wojska, licząc na przydział do znakomicie zorganizowanego lazaretu. Niestety trafia do Lemnowic, maleńkiej wioski w sercu Karpat, do szpitala polowego urządzonego w zrujnowanym kościele, skąd uciekli wszyscy lekarze.Jedyną osobą, która może pokazać Lucjuszowi, jak ratować ciężko rannych zwożonych z pól bitewnych frontu wschodniego, jest tajemnicza siostra Margareta.


Daniel Mason, z zawodu jest psychiatrą,  a  z zamiłowania? Jego pasją są powieści. Poprzednia książka, zdobyła przychylność czytelników, blogerów i krytyków literackich. Pewnie każdy czekał na ten następny krok, wszyscy chcieli zobaczyć czy autor powtórzy sukces. Udało się, a w mojej opinii, wyszło nawet lepiej. Nie łatwo jest napisać książkę, której fabuła osadzona jest w wojennych realiach. Twórcy muszą pamiętać by nie obrazić uczuć czytelników, wykazać się dużą wrażliwością a jednocześnie nie przytłoczyć. Częstym błędem, popełnianym przez autorów, jest chęć zszokowania, wywleczenia  na wierzch całego zła. Moim zdaniem , nie tędy prowadzi droga do serca czytelników. To nie wojenny potwór powinien być podmiotem książki lecz postacie, o których opowiada. Resztę zostawmy historykom. Mason wykreował cudowne sylwetki bohaterów, oryginalne, barwne. Przyjemnością było je poznawać i odkrywać. Z pewnością w tworzeniu dokładnych i prawdziwych portretów psychologicznych, pomogło mu doświadczenie w pracy z ludźmi oraz praktyka z zakresu psychologii. Mason wie jak "działają" ludzie, co nimi powoduje , jak reagują w określonych sytuacjach. Tę wiedzę tutaj widać. Poszczególne zachowania naszych bohaterów odpowiadają temu kim są, nie ma tutaj naiwności i próby szokowania czytelnika. Emocje , które wyzwala w nas powieść przychodzą falami, z jednej strony spodziewamy się ciosów, a z drugiej kiedy przyjdą, jesteśmy całkowicie bezbronni. Zdarzały się takie momenty, kiedy płakałam rzewnymi łzami oraz takie kiedy chichotałam niczym nieopierzona pensjonarka.  Pewnie teraz otworzyliście  szeroko oczy ze zdumienia i zadajecie  sobie pytanie: jak można się śmiać czytając książkę wojenną? Otóż można . Nie należy zapominać, że za frontem nadal żyli ludzie. Działały bary i restauracje , grała muzyka. Bogaci jedli faszerowane kaczki, biedni korzystali z dobrodziejstw lasu. Wybuch wojny nie równa się niwelacji ludzkich uczuć czy ewaporacji  emocji. Ludzie nadal się zakochiwali, płodzili dzieci, oszukiwali  czy łamali  przyrzeczenia. Czy więc nie mogli się czasem uśmiechnąć lub nawet zaśmiać  w głos? By zapomnieć o strachu? Wyrzucić z siebie złość? Autor w żaden sposób nie odejmuje  wojnie powagi i ważności, stara się jednak pokazać ja z każdej strony . Nadal słyszymy głos frontu, patrzymy na okaleczonych żołnierzy i obserwujemy ruchy wojsk, jednak równie ważne są jednostki: zdesperowana pielęgniarka i jej zakonne śluby, niedoświadczony lekarz, który pragnie dotknąć swojego pierwszego pacjenta, pasjonat znaczków czy zblazowana przedstawiciela wiedeńsiej elity. Oni wszyscy tutaj są, przeżywają wojnę po swojemu i dla każdego ma ona inny wymiar.

Duża rolę w powieści pełni medycyna. Lucjusz jest niedoświadczonym, młodym lekarzem, który dopiero w szpitalu polowym dowie się, co ta znaczy pomagać ludziom. Tutaj nie spotka cierpiących na jaskrę staruszek czy dziadków z tona  wosku w uszach. Jego codziennością staną się amputacje, urazy głowy, poszarpane  wnętrzności. Jego sojusznikami będą skalpel i morfina, a aniołem stróżem siostra  Margareta . Moim zdaniem to właśnie ona była najcudowniejsza postacią w tej powieści, wzorem idealnej pielęgniarki, która jednocześnie trzyma personel twarda ręka a drugą gładzi chorych po głowie, która sama się poświęci lecz innych pokieruje i pocieszy. Jej zachowanie zasługiwało na nagrodę, życzyłam  jej wszystkiego najlepszego,modliłam się  by nie zginęła w wojennej zawierusze.
Również postać Lucjusza była interesująca. Zastanawiam się czy cierpiał on na zaburzenia za spektrum autyzmu czy też był po prostu niezwykle poważny i zamknięty w sobie. Uwielbiałam to z jaką pasja i powagą podchodził do swojego zawodu, jak lubił się uczyć i zdobywać doświadczenie. Każdy człowiek był dla niego osobnym przypadkiem, osobną historią. Czasem bywał egocentryczny, czasem samolubny, jednak w głębi serca wierzył że wszystkie decyzje podejmuje kierując się dobrem pacjentów . Niestety, niektóre z nich były błędne i miały tragiczne konsekwencje.
Autor skupia się na jednej z do tej pory nie do końca zbadanych chorób, a mianowicie zespole stresu pourazowego,  w skrócie PTSD. To właśnie w trakcie I wojny światowej do lazaretów zaczęli trafiać żołnierze, którzy pomimo braku fizycznych ran , doświadczali  urazów psychicznych, które utrudniały lub w ogóle uniemożliwiały im funkcjonowanie w społeczeństwie. Dziś wiadomo,że przyczyną tej choroby są czynniki stresogenne o które bardzo łatwo na wojnie. Niestety, do tej pory nie wymyślono leku na te dolegliwość i leczy się ją jedynie objawowo . Autor pokazuje nam PTSD w całej swojej strasznej, okazałości. Przedstawia ją jako chorobę nową dla świata medycyny, która okazała się wyzwaniem dla jednych a wymysłem dla drugich.

Podczas I Wojny światowej zginęły tysiące ludzi, kolejne tysiące było zaginionych. Nigdy nie odnaleziono ich ciał czy dokumentów. Rodziny zaginionych często nie ustawały  w poszukiwaniach. Byli tacy, którzy zjeździli pół Europy, mając nadzieję na odnalezienie ukochanych, ojców i dzieci . Nie bez powodu mówiło się, że połowa kontynentu szuka drugiej połowy. Niestety tylko część tych poszukiwań zakończona była powodzeniem. "Zimowy żołnierz" to opowieść, w której główny bohater, nie może sobie poradzić że stratą. Nawet po latach czuje, że czegoś mu brakuje. Jednak czy jest szansa , że w zniszczonej Europie odnajdzie tę jedyną, bliską jego duszy, osobę?

Daniel Mason napisał piękna w swojej prostocie opowieść o wojnie i pokoju, miłości i stracie, życiu i śmierci. Po takich historiach spodziewamy się szczęśliwego zakończenia , bo czyż ludzie którzy przeżyli horror zasługują na coś innego ? Jednak okazuje się , że los nie zawsze musi być sprawiedliwy, a definicja szczęścia nie dla każdego jest taka sama. Czasem by rozpocząć nowy rozdział trzeba definitywnie skończyć poprzedni. Polecam wam tę powieść, pełną niepokoju i smutku a jednocześnie przepełnioną nadzieją. To jedna z lepszych książek historycznych, której autor nie boi się przyznać, że lata wojny to nie tylko brudne okopy, kule i śmierć lecz również miłość i szczęście, wielkie bitwy i małe dramaty.

Tytuł :"Zimowy żołnierz"
Autor : Daniel Mason
Wydawnictwo : Rebis
Data wydania : 2 kwietnia 2019
Liczba stron : 384
Tytuł oryginału : The Winter Soldier


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 
[PREMIEROWO]"O psie, który wrócił do domu" W. Bruce Cameron

[PREMIEROWO]"O psie, który wrócił do domu" W. Bruce Cameron

     Od 1997 roku, w Polsce obowiązuje prawo, które zobowiązuje osoby pragnące utrzymywać psa z listy ras agresywnych, do posiadania specjalnego zezwolenia wydawanego przez urząd gminy. W Stanach Zjednoczonych, ze względu ma dużą liczbę ataków psów na ludzi, prawo to zostało zaostrzone. W niektórych stanach wprowadzono Breed Discriminatory Legislation czyli zakaz posiadania zwierząt uznawanych przez Animal Control Officers, urzędników odpowiedzialnych za weryfikację tego przepisu, za niebezpieczne dla obywateli. Na ludzi, którzy dopuścili się złamania prawa nakładane są wysokie kary grzywny, a zwierzę musi opuścić stan lub jest usypiane. Wielu nie zgadza się z BDL, niektóre miasta zrezygnowały z jego stosowania. Uznaje się je za przejaw rasowej dyskryminacji w świecie zwierząt, mówi się że prowadzi do patologii i przestępczych zachowań. Ludzi, którzy hodują rasy agresywne wbrew prawu, ograniczają aktywność zwierząt, unikają wizyt weterynaryjnych czy szczepień co może doprowadzić do epidemii wścieklizny. Cierpi zarówno społeczeństwo jak i czworonogi. Książka Camerona pokazuje ten "pieski los" oczami głównego zainteresowanego. Skoro nie słuchamy ludzi posłuchajmy głosu zwierząt, który układa się w jęk rozpaczy. 

Bella, uroczy szczeniak rasy mieszanej, trafia do Luka który, choć zauroczony zwierzęciem, niestety nie może trzymać go we własnym mieszkaniu. Postanawia podjąć ryzyko i zabiera ją do szpitala, w którym pracuje. Bella szybko zaprzyjaźnia się z pacjentami i wnosi radość w ich życie. Jednak pracownicy Kontroli Zwierząt twierdzą, że zwierzę jest niebezpieczne ze względu na swoją rasę, która w Denver jest zakazana. Zrozpaczony Lucas musi rozstać się z ukochaną Bellą, która zostaje wywieziona do innego domu poza granice stanu. Pies jednak nie zgadza się z decyzją urzędników i swojego pana i postanawia wrócić. Wyrusza w wielką, pełną przygód i niebezpieczeństw podróż, aby wrócić do domu. Czy jeszcze zobaczy Lucasa?

Wśród wielbicieli i jednocześnie obrońców zwierząt, krąży obiegowa opinia, że to nie pies bywa źle wychowany i zły, tylko człowiek dopuszcza się błędów wychowawczych, których skutki mogą być tragiczne. Jednak zdarzyło mi się słyszeć również historie, w których czworonóg zaatakował członka rodziny po wielu latach życia razem. One są również prawdziwe o czym świadczą łzy w oczach właścicieli, którzy muszą uśpić pupila. Zgadzam się z twierdzeniem, że psy należące do ras tak zwanych agresywnych, powinny trafiać do ludzi, którzy mają pojęcie o tym jak takie zwierzę ułożyć, wychować i co jest mu potrzebne by mogło w pełni rozwinąć swój potencjał. Drażnią mnie ci, co kupują pitbulle bo są modne, ci co trzymają malamuty w kawalerce czy owczarki niemieckie na łańcuchu. Osoba do której trafi zwierzę powinna być zweryfikowana a ono same wpisane do odpowiedniego rejestru co pozwoli je kontrolować. Prawo wprowadzone w Stanach Zjednoczonych jest krzywdzące, nieusankcjonowane i szkodliwe. Nie zamierzam tutaj drążyć tego tematu, gdyż zrobił to już za mnie autor niniejszej książki. Dyskusja na temat BDL jest gorąca, prawo ma swoich zwolenników oraz przeciwników, walka jest wyrównana i czasem mam wrażenie, że angażując się w batalie sądowe, wygłaszając apele w radiu, organizując różnego rodzaju happeningi czy wystąpienia telewizyjne, aktywiści zapomnieli o najważniejszym czyli przedmiocie sporu : psach. Nie bez powodu książka Camerona napisana jest właśnie z psiej perspektywy. Na dodatek naszym bohaterem jest suczka z silnym instynktem opiekuńczo-macierzyńskim. Choć nie mam pojęcia czy autor ma zwierzę domowe, to wydaje mi się że dane mu było zobaczyć miłość w oczach małego podopiecznego. Pokusił się bowiem o coś niezwykle trudnego, a mianowicie opisanie uczuć zwierzęcia do istoty ludzkiej, uczuć niezwykle silnych bo bezinteresownych. Niektórzy mówią, i to z pełnym przekonaniem, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka. Po przeczytaniu tej książki muszę przyznać, że zmieniło się moje postrzeganie domowych pupili. Od zawsze miałam psy. Były one tak naturalnym elementem krajobrazu, że zaczęłam traktować je przedmiotowo, jako coś oczywistego. Zwierzę jest, trzeba z nim wyjść, nakarmić, pobawić się. Dopiero ta książka uświadomiła mi, że mieszkające ze mną stworzenia uznają mnie za centrum swojego wszechświata, kochają mnie tym samym nie wymagając niczego w zamian. I wiecie co? Tę miłość widać w każdym machnięciu ogonem czy podaniu łapy. Suczka Camerona poszła dalej i pokazała niedowiarkom czym jest siła tej miłości. Znalazła drogę do domu. Powróciła do osoby, która bądź co bądź ją zostawiła, do domu z którego wypędziło ją "prawo". Choć nie każę wam od razu brać w ręce transparentów i dołączać do aktywistów tak warto czasem usiąść i się zastanowić co można zmienić na lepsze. 

Temat dyskryminacji rasowej jest głównym, jednak nie najważniejszym w tej książce. Mnie osobiście poruszyły fragmenty o weteranach wojennych, ludziach cierpiących na Zespół Stresu Pourazowego.. Słyszałam o hipoterapii, słyszałam o kocie przepowiadającym śmierć pensjonariuszy w domu opieki, jednak "psia" terapia jest dla mnie czymś nowym. Mało tego, nie przypuszczałam, że zwierzę może stać się "pracownikiem" szpitala. Okazuje się, że dogoterapia już dawno stała się popularna. Co prawda nie jest cudownym lekiem na zaburzenia lękowe PTSD, ale może skutecznie wspomóc klasyczne leczenie. Zwierzęta są więc tajną bronią psychologów. Patrzcie takie mistotki a tyle dobrego mogą zrobić. Mogą...dopóki, ktoś nie uzna ich za złe, niebezpieczne i nielegalne, wtedy w najlepszym wypadku czeka je wywózka, w najgorszym śmierć. Wiecie, że zabiegów usypiania zwierząt w USA, przeprowadzanych jest kilkaset dziennie? Statystyki są niestety tragiczne. 
"O psie, który wrócił do domu" jest książką skierowaną nie tylko do dorosłych czytelników, świadomych i odpowiedzialnych czy tych, dla których zwierzęta są niczym członkowie rodziny. To również pozycja dla tych, którzy rozważają kupno czy adopcję czworonoga i chcą poznać ich sposób "działania" i myślenia. Po przeczytaniu tej książki znajdzie się z pewnością duża grupa ludzi, którzy zapragną sprawić sobie psiego przyjaciela, już natychmiast. I właśnie to jest groźne. Owszem dzieło Camerona opowiada o losach zakochanej w swoim człowieku suczki, jednak czy i my potrafimy odwdzięczyć się miłością? Ta książka zmusza do myślenia nie tylko o szkodliwym czy nieskutecznym prawie o dyskryminacji rasowej lecz również o tym czy my sami dobrze traktujemy naszych pupili, czy dajemy im wystarczająco dużo atencji i bliskości. 

"O psie, który wrócił do domu"to ciekawa próba opisania historii powrotu do domu z perspektywy psa. Nie przesadzę jeśli powiem, że jest to poniekąd romans, bo wprost czuć tutaj bezgraniczną miłość zwierzaka do swojego pana. To takie współczesne "Lessie, wróć", tyle że lepiej napisane, dziejące się w realiach XXI wieku i używające mocniejszych argumentów. Jednak przesłanie jest to samo. Szanujmy naszych braci mniejszych. Jeśli nie jesteście wielbicielami psów to nic nie szkodzi. Jest to bowiem jedyna książka o psach, której bohaterami są również koty i to różne różniaste, i te grube tłuste koty kanapowe i te ze śmietników i piwnic. I jak się okazuje powiedzenie "dogadywać się jak pies z kotem" jest nieco przestarzałe. Poznajemy tutaj mnóstwo cudownych (tych nieco mniej cudownych też) postaci, które stają na naszej drodze, pomagając lub przeszkadzając w dotarciu do celu. Było mocno, intensywnie, momentami zabawnie a nawet kreskówkowo. 

W. Bruce Cameron to autor, który to właśnie psy uczynił głównymi bohaterami swoich powieści. Któż się w końcu oprze widokowi słodkiej mordki?  Jednak wbrew pozorom jego książki to nie tylko tandetne, oklepane i lekkie historyjki. Mają one bowiem moc czynienia zmian, chociażby tych małych, w naszych umysłach. A zawsze warto jest coś zmienić na lepsze. Z całego serca polecam wam tę niewielkich rozmiarów książkę. To ciepła, wzruszająca i mądra historia dla każdego czytelnika, nawet dla tych, którzy nie lubią zwierząt. Może właśnie nadszedł czas to zmienić?

Tytuł :  "O psie, który wrócił do domu"
Autor : W. Bruce Cameron
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 27 grudnia 2018
Liczba stron : 392
Tytuł oryginału : A Dog’s Way Home




 Tę oraz wiele innych książek znajdziecie na półce z Bestsellerami księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/






"Wielka samotność" Kristin Hannah

"Wielka samotność" Kristin Hannah

     Ci, którzy znają twórczość autorki, wiedzą czego się spodziewać po jej kolejnej książce i oczywiście ich oczekiwania zostaną spełnione. Ci, którzy szukają emocjonalnej, wzruszającej lektury, niech się nie wahają i sięgną po tę pozycję. Osobiście na tyle cenię autorkę, że kilka jej powieści przeczytałam w oryginale. To jedna z tych pisarek, których styl i wartość merytoryczna książek ewoluują w drodze ku dziełu doskonałemu. Kristin Hannah przeszła długą drogę od typowych powieści romantycznych do monumentalnych dzieł psychologiczno-obyczajowych. Co prawda nadal trzyma się kurczowo pewnego schematu (o tym w dalszej części) jednak tym razem zmieniły się proporcje. Wielka samotność to w 70 procentach powieść obyczajowa a w 30 procentach opera mydlana. Końcówka nieco zbyt melodramatyczna jednak jako całość rzecz ta jest warta polecenia.

Ernt Allbright, jeniec wojenny, wraca z Wietnamu jako inny człowiek. Jest dręczony przez koszmary i demony przeszłości, przed którymi nie sposób jest uciec. Kiedy zostaje wyrzucony z kolejnej pracy postanawia diametralnie zmienić życie swojej rodziny. Wraz z żoną i 13-letnią córką wyrusza w podróż na Alaskę, gdzie zamierza osiedlić się w odziedziczonym po przyjacielu domu. Ma nadzieję,
że właśnie tam, odnajdzie szczęście. Początkowo wszystko wydaje się być jak w czasach "przed wojną". Jednak kiedy dni stają się coraz krótsze, słońce chowa się za chmurami i wszystko wskazuje na zbliżającą się zimę, stan psychiczny Ernta pogarsza się. Leni i jej matka poznają straszliwą prawdę: są same. Na zewnatrz nie ma nikogo, kto by mógł je uratować.

 Zdecydowanie rzeczą, która w pierwszej kolejności zwraca uwagę, jest kompleksowość psychiki naszych głównych bohaterów. W najbardziej "samotnym" miejscu na świecie mogą żyć tylko ludzie, którzy mieszkają tutaj z wyboru lub przed czymś uciekają. A może są też tacy, którzy nie mieli innego wyboru?  Matka Leni padła ofiarą toksycznej miłości. Jest rok 1974, to jeszcze czasy, kiedy kobiety chcąc sobie wyrobić kartę kredytową musiały przynieść do banku pisemną zgodę męża. To czasy kiedy na samotną matkę patrzono jak na zdemoralizowaną istotę, której nie chciał żaden mężczyzna. Kobieta taka narażała się na ostracyzm, ciężko było jej znaleźć pracę czy pomoc w życiu codziennym. Cudem było znalezienie mieszkania do wynajęcia. Nie dziwię się, że nasza główna bohaterka wybrała włóczęgę z własnym mężem, który przemierzył praktycznie całe Stany Zjednoczone w poszukiwaniu wolności od dręczących go demonów. Przez lata patrzyła jak osoba, którą kochała się stacza, znika za zasłoną oparów alkoholowych. Zdecydowanie była ofiarą przemocy domowej, jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że nikt nie przyjdzie jej z pomocą. Nauczyła się żyć w lęku, czekając na "jaśniejsze" dni, takie jak przed wojną. Matka Leni to jedna z najsmutniejszych i jednocześnie najbardziej samotnych bohaterek z jakimi się spotkałam w literaturze współczesnej. Samotna wśród mroźnej głuszy, samotna pod błękitnych niebem, w związku, w rodzinie, w nadziei. Popada w marazm i rutynę. Skupia się na przetrwaniu za wszelką cenę. Jest to postać "jednego czynu", który ją określi już do końca. 
Leni to nastolatka, która nigdzie nie pasuje. Zresztą czy możemy oczekiwać od dziecka, że się odnajdzie wśród rówieśników, jeśli rodzice często zmieniają miejsce zamieszkania? Nie można zapuścić korzeni w drodze. To kolejna samotna postać. Jednak Leni ma dopiero trzynaście lat, jest w niej wiara i nadzieja. I nieustanne pragnienie bliskości i miłości. By poznać siebie, własne ciało, potrzeby i oczekiwania wobec świata, człowiek musi przebywać wśród ludzi. Pierwsze przyjaźnie i miłości definiują nas na całe życie. Książka ta pokazuje nam studium pączkującego uczucia i złamanego serca. Każdy z nas dostrzeże cząstkę siebie w tej młodej, dojrzewającej dziewczynie. Ja poczułam nostalgię, tęsknotę za czasami dzieciństwa. Oczywiście nie mam moralnego prawa porównywać się do naszej głównej bohaterki, jednak odnoszę nieodparte wrażenie, że coś nas łączy.
Ernt Allbright to weteran wojenny, który wrócił do domu z ranami odniesionymi na psychice. Cierpi na PTSD, Zespół Stresu Pourazowego, chorobę nie skatalogowaną w 1974 roku. Ciężko jest leczyć coś, co jeszcze nie zostało nazwane, a walka z demonami na własną rękę, jest z góry skazana na niepowodzenie. Najgorsze jest to, że nasz bohater, naprawdę chciał żyć jak normalny człowiek. Chciał pracować, kochać, cieszyć się. Dopóki nie zaszło słońce. Ernt walczy ze sobą i własnymi słabościami i niestety przegrywa. Jednego dnia potrafi być kochającą głową rodziny by następnego przekształcić się w krwiożerczego potwora. Póki miał cel, jakim było zapewnienie przetrwania swojej rodzinie, przez okres srogiej zimy, jego choroba trwała w uśpieniu. Kiedy tylko wkroczył w "comfort zone" obudziło się szaleństwo. 

Z pewnością każdy ze starszych czytelników pamięta świetny serial "Przystanek Alaska". Mała miejscowość, grupa sympatycznych bohaterów, śnieg i wysokie góry- istna sielanka z przyjemnym reniferem w tle. Alaska u Kristin Hannah to miejsce mroczne i survivalowe, miejsce gdzie obcy traktowani są z dystansem i podejrzliwością. Gdzie można z zimną krwią zabić w obronie własnego terytorium. Nie ma tutaj policji, straży pożarnej, sądów. Każdy musi sobie radzić na własną rękę. Jest to miejsce gdzie przetrwają tylko najsilniejsi. Ludzie, którzy nie boją się ciężkiej pracy, myśliwi którzy potrafią oprawić upolowane zwierzę, znają się na tropieniu i uprawie, sami są w stanie zbudować dom. I co najważniejsze : nie boją się samotności. Rodzina Allbrightów wprowadza się do domu z przeciekającym dachem. Bez elektryczności, kanalizacji, mediów i wody w kranie. Z początku, kiedy słońce jest wysoko na niebie, wszystko wydaje się być jedną wielką przygodą, takim obozem przetrwania. Sytuacja zmienia się kiedy dociera do nich, że to nie wakacje, które się kiedyś skończą. Alaska stała się ich nowym domem, miejscem gdzie zostaną do końca życia. Czyli jak długo? Stany Zjednoczone w 1974 roku to państwo będące w głębokim kryzysie ekonomicznym. W narodzie rozlewa się fala krytyki wobec władz, drożeje jedzenie i ropa. Na ulicach pojawiają się inwalidzi wojenni o których wszyscy zapomnieli. Kristin Hannah krytykuje. Agituje przeciwko wojnie. W szczery i bezpośredni sposób pokazuje jej konsekwencje. Słychać tutaj błaganie o pokój, o zachowanie tego co w dzisiejszych czasach jest tak kruche. 

"Wielka samotność" porusza ważny temat jakim jest PTSD. Muszę przyznać, że autorka odrobiła zadanie domowe. Ernt jest doskonałym przykładem tej choroby psychicznej. Jeśli kiedykolwiek miałabym komuś opisać jak wyobrażam sobie zachowanie osoby cierpiącej na Zespół Stresu Pourazowego to przytoczyłabym opis właśnie tego mężczyzny. Ernt pojechał na wojnę sam a wrócił z pasażerem, który zamieszkał w jego umyśle. To właśnie on zsyła mu wizje i głosy. Zmusza do zagłuszania ich alkoholem, pod którego wpływem mężczyzna traci kontrolę. Walka z nim jest beznadziejna i tylko najmocniejsze jednostki są w stanie znaleźć odpowiednią broń. Paranoja Ernta staje się coraz bardziej skondensowana, coraz intensywniejsza. To właśnie ona wytycza główny kierunek tej książki. 

Jak pisałam we wstępie autorka w swoich powieściach konsekwentnie trzyma się pewnego schematu. Praktycznie w każdej książce mamy do czynienia ze słabymi postaciami kobiecymi oraz przemocą domową, która staje się kanwą fabuły. Tak było i w tym przypadku. "Wielka samotność" to książka o różnych formach miłości, jej postrzeganiu oraz sposobach wyrażania. To również przejmujące studium o odcieniach samotności. Kristin Hannah napisała przejmującą powieść z pogranicza obyczajowości i romansu, w której skupiła się na psychologii bohaterów. Już na samym początku wiemy, że wszystko to, co czytamy prowadzi do wielkiego finału, którego przesłanki znajdujemy po drodze. Ostatnie kilka rozdziałów to prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Z początku myślałam, że tych emocji i wydarzeń z nim związanych jest zbyt wiele, że autorka nie zostawiła nam czasu na przemyślenie, analizę czy zadumę. Jednak po przeczytaniu książki wiem, że zostanie ona ze mną na długo i tego czasu będę mieć mnóstwo. Jak dla mnie "Wielka samotność" to książka, której warto poświęcić uwagę a z pewnością wam się odwdzięczy. Typowy "must read". Polecam.


Tytuł : "Wielka samotność"
Autor : Kristin Hannah
Data wydania : 23 maja 2018
Wydawnictwo : Świat Książki
Liczba stron : 512
Tytuł oryginału : The Great Alone


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
https://www.swiatksiazki.pl/

"Zanim zawisły psy" Jens Henrik Jensen

"Zanim zawisły psy" Jens Henrik Jensen

     Już dawno nie spotkałam się z tak zintensyfikowanym kryminałem. Miałam wrażenie, że autor wybrał całą esencję ze znanych mi książek tego gatunku i z niej zaczął budować swoje dzieło. Nie było strony na której by się coś nie wydarzyło. W przypadku tak wartkiej akcji autorzy bardzo często pod koniec zaczynają strzelać ślepakami. Tutaj była zabawa (i zagadka) do samego końca. Jeśli lubicie książki Fryderyka Forsytha, nie boicie się intryg politycznych i biegania po lesie z byłym żołnierzem cierpiącym na PTSD oraz jeśli choć troszkę zależy wam na losie psów, to ta pozycja jest dla was. 

Niels Oxen, wielokrotnie odznaczany za zasługi, duński żołnierz sił specjalnych, cierpi na zespół stresu pourazowego. Po życiowych turbulencjach zmuszony został zamieszkać w piwnicy i zarabiać na życie zbieraniem butelek. Pewnego dnia postanawia wyruszyć w lasy Jutlandii i tam zmierzyć się z nękającymi go demonami. Kilka dni później w okolicznym zamku zamordowany zostaje znany filantrop i polityk. Oxen staje się głównym podejrzanym i szybko wplątany zostaje w wir śledztwa. Wraz z agentką Franck odkrywają, że morderstw było więcej a znakiem rozpoznawczym sprawcy są powieszone na drzewach psy. 

Dania to kraj gdzie (pod koniec 2016 roku) żyło niespełna 6 milionów ludzi. Jednak nawet w tak małym kraju zdarzają się wielkie afery polityczne. Chociażby ta z 2014 roku, kiedy na jaw wyszło szpiegowanie rodziny królewskiej i znanych polityków za sprawą dziennikarzy "Se Og Hor". Sprzedawali oni dane z kart kredytowych dzięki którym można było poznać ruchy i miejsce pobytu danych osobistości. Jens Henrik Jensen, jak na dziennikarza przystało, doskonale orientuje się w duńskiej scenie politycznej a na kartach jego powieści możemy spotkać się z ostrą krytyką rządu odnośnie służby medycznej, edukacji oraz nepotyzmu polityków. Również afera "Se Og Hor" stała się źródłem inspiracji dla autora i gdzieś w tle możemy poczuć jej echa. W książce pojawiają się również fakty historyczne, chociażby wątek średniowiecznego Danestagu, zbieranego rokrocznie senatu, którego głównym zadaniem była ocena sytuacji politycznej w kraju i określenie celów na następny rok. Autor przenosi nas również w brutalny świat wojny na Bałkanach, gdzie Dania wysłała swoich żołnierzy w ramach misji stabilizacyjnej. Historia "Bossego" inspirowana była prawdziwymi wydarzeniami z 1995 roku, kiedy wojska serbskie dokonały masakry na żołnierzach ONZ.
Jak więc widzicie "Zanim zawisły psy" jest dobrym przykładem typowo "męskiej" literatury kryminalnej. Jest to powieść momentami ciężka i toporna, pozbawiona delikatności. Jensen nie maluje obrazów, do czego przyzwyczaili nas skandynawscy twórcy, on odwzorowuje rzeczywistość w typowej dla niej barwach. Książka ta pozbawiona jest kolorów, mamy do czynienia z typowym, chłodnym duńskim klimatem. Mroczne, rozległe lasy, zimne jeziora, skały i średniowieczne zamki. Obraz, który nam się wyłania jest surowy, to idealne tło dla rozgrywających się zbrodni. Ciekawostką jest, że dla kontrastu, motyw wieszania psów zaczerpnięty został z tradycji słonecznej Hiszpanii. Charty i byki nie są w tym kraju uznawane za zwierzęta dlatego nie podlegają ochronie. Po sezonie myśliwskim, kiedy nie są już potrzebne, właściciele wieszają je na drzewach bądź wrzucają do studzienek kanalizacyjnych. Pomimo licznych petycji przedkładanych na ręce króla oraz hiszpańskiego rządu ten bestialski zwyczaj nadal trwa. 


Bardzo ważnym, poruszonym w książce tematem, do końca jeszcze nie zbadanym przez psychologów, jest Zespół Stresu Pourazowego, dotykający znaczny odsetek powracających z frontu żołnierzy. Nasz główny bohater Niels, również cierpi na PTSD i to w bardzo ostrej postaci. Doświadcza on wizji i koszmarów wywołanych przez wydarzenia, których był świadkiem i równocześnie bezpośrednim uczestnikiem, podczas służby wojskowej w Bośni. Przed jego oczami przewijają się obrazy zbrodni, setek inwalidów torturowanych i na koniec zamordowanych w hali sportowej. Takich wydarzeń było siedem i każde z nich przyjęło postać demona mieszkającego w umyśle Nielsa. Pomimo pomocy specjalisty, traumatyczne wydarzenia z przeszłości nadal prześladują mężczyznę mając znaczący wpływ na jakość jego życia. Były one bezpośrednią przyczyną przemocy domowej, której się dopuścił. To przez nie stracił pracę i znalazł się na marginesie życia społecznego. Rodzina i przyjaciele odeszli. Pomimo, że był najbardziej odznaczonym duńskim żołnierzem, również wojsko o nim zapomniało. Poznając naszego głównego bohatera od razu widzimy, że jest to człowiek z bliznami na duszy. Choć zamknięty w sobie to nadal niebezpieczny. Ponoć z wyszkoleniem wojskowym jest  jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. Podobnie jest w przypadku reszty pojawiających się w książce postaci. Są oni specjalistami, członkami służb specjalnych, politykami, analitykami, jednym słowem profesjonalistami. Są to ludzie, którzy wiedzą czego chcą. Cechuje ich bezwzględność, dbają wyłącznie o własne interesy i nie cofną się przed niczym by osiągnąć założone cele. Rozwiązanie zagadki wielokrotnych morderstw na szczycie, kiedy są ludzie którzy posiadają wiedzę i środki by temu zapobiec jest zadaniem ekstremalnym. Ale kto sobie poradzi z tym lepiej niż weteran służb specjalnych?

"Zanim zawisły psy" jest rasową książką akcji przy której nie sposób jest się nudzić. To dobra rzecz dla weteranów gatunku. Osoby dopiero rozpoczynające przygodę z literaturą tego typu mogą się poczuć przytłoczone nadmiarem akcji, brutalnością naszych bohaterów i odnośnikami do polityki, która jak wiadomo jest tematem śliskim. Choć Jens Henrik Jensen jest autorem wielu powieści kryminalnych, tak "Zanim zawisły psy" są jego debiutem na polskim rynku wydawniczym. Z niecierpliwością czekam na kolejne części trylogii.


Tytuł : "Zanim zawisły psy"
Autor : Jens Henrik Jensen
Wydawnictwo : Editio
Data wydania : Październik 2017
Tytuł oryginału : De Hængte Hunde


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 


https://editio.pl/

"Trauma" Michael Palmer, Daniel Palmer

"Trauma" Michael Palmer, Daniel Palmer

 Tytuł : "Trauma"
 Autor : Michael Palmer, Daniel Palmer
 Wydawnictwo : Rebis
 Data wydania : Sierpień 2017
 Liczba stron : 432
 Tytuł oryginału : Trauma

 Po sznurku do kłębka


Aż wstyd się przyznać, że ja, wielka fanka seriali medycznych w stylu "Ostrego dyżuru" czy "Doktora Housa" nigdy nie przeczytałam ani jednego thrillera medycznego. Szerokim łukiem omijałam takich twórców jak Tess Gerritsen czy właśnie Michael Palmer. A dlaczego? Być może bałam się medycznej terminologii, która w przypadku 40-minutowych odcinków seriali jest do zniesienia, ale w przypadku kilkuset stronicowych powieści mogłaby być zbyt przytłaczająca i skomplikowana? W końcu, oprócz wizyt u lekarza, nie miałam żadnej styczności z medycyną. Aż nadszedł ten dzień, kiedy posłuchałam głosu serca (i namów koleżanki) i sięgnęłam po najnowszą powieść znanego pisarza, którą kontynuował po jego śmierci syn. Dopiero teraz wiem jak dużo straciłam. Na moją listę "Must read" już trafiły poprzednie powieści autora a w sercu zakwitła nadzieja, że Daniel Palmer będzie kontynuował dzieło swojego ojca.

Doktor Carrie Bryant jest rezydentką czwartego roku medycyny w szpitalu White Memorial Hospital.
Pewnego dnia popełnia błąd podczas przygotowań do operacji na otwartym mózgu. Źle wyświetlone skany sprawiają, że prowadzący zabieg neurochirurg rozcina niewłaściwą półkulę co może mieć znaczący wpływ na zdrowie pacjenta. Carrie uprzedza wydarzenia i rezygnuje z pracy.
Z pomocą ojca, również lekarza, dostaje kolejną szansę. Otrzymuje zaproszenie do zespołu zajmującego się głęboką stymulacją kory mózgowej, której celem jest wymazywanie traumatycznych wydarzeń z pamięci weteranów wojennych i leczenie choroby Parkinsona.
Pewnego dnia gdy postanawia odwiedzić swojego pierwszego pacjenta, by zobaczyć w jakim jest stanie po wybudzeniu się z narkozy,spostrzega że mężczyzna wykazuje objawy zaburzeń słuchu. Kiedy decyduje się złożyć mu kolejną wizytę i skierować na dodatkowe badania by wyjaśnić te niepokojące zmiany, dowiaduje się, że mężczyzna wypisał się na własne życzenie. Również kolejny pacjent sam opuścił szpital. Carrie jest przekonana, że dzieje się coś złego gdyż biorąc pod uwagę stan mężczyzn nie byliby oni w stanie samodzielnie podjąć takiej decyzji. Pomimo sprzeciwu przełożonego rozpoczyna prywatne śledztwo, którego celem jest znalezienie zaginionych weteranów.

Muszę przyznać, że po pierwszych kilkudziesięciu stronach miałam ochotę odłożyć tę książkę na półkę i już nigdy do niej nie wracać. Autor zasypał mnie terminologią medyczną, skomplikowanymi obrazami  operacji na otwartym mózgu, nazwami specjalistycznego sprzętu. Wraz z naszą bohaterką przeprowadzałam operacje, oglądałam skany, robiłam badania, jednym słowem towarzyszyłam jej w codziennych obowiązkach. Jednak przez cały ten czas trwałam w oczekiwaniu na jakikolwiek zwrot akcji, na jakieś wydarzenie które popchnie fabułę do przodu. Chciałam krwi, śmierci, zagadki, chociażby pacjenta, który po nieudanej operacji zamienił się w zombie i mordował niewinnych ludzi. Czegokolwiek. Kiedy nasza autorka popełniła błąd, przez który musiała zrezygnować z kariery i opuścić szpital przez głowę przeszła mi myśl, że z sali operacyjnej przeniosę się do sądowej, gdzie grono prawników pacjenta będzie walczyć o odszkodowanie. Jednak zamiast sądowej batalii wraz z Carrie zamknęłam się w jej domu i w jej umyśle. I nadal czekałam. Teraz wiem, że moja cierpliwość została opłacona bo kolejne kilkaset stron powieści przewyższyło moje najśmielsze oczekiwania.
Odniosłam wrażenie, że ta część książki została napisana przez kogoś innego (co zresztą bardzo prawdopodobne gdyż powieść ma dwóch autorów). Tempo przyśpieszyło, pojawił się suspens a nasza główna bohaterka z inteligentnej choć nieco zamkniętej w sobie neurochirurg zmieniła się w przebojową panią detektyw. 
W tej części, choć nadal operujemy mózgi i nadal faszerowani jesteśmy fachowymi terminami, wpadamy na trop afery, która z każdą kolejną stroną zatacza coraz szersze kręgi. Giną weterani wojenni, pacjenci po skomplikowanych operacjach znikają ze szpitala. Czy faktycznie mieli na tyle trzeźwy umysł by poprosić o wypis? Czy komuś zależy na tym aby usunęli się w cień? Czy stymulacja kory mózgowej to tylko przykrywka do ukrycia nielegalnego procederu? 
Pojawia się coraz więcej bohaterów. Z braku sojuszników oraz podejrzliwości przełożonych Carrie zmuszona jest prowadzić śledztwo na własną rękę. Jedyną osobą, która jej pomaga jest korespondent wojenny piszący artykuł o Zespole Stresu Pourazowego u weteranów wojennych, David Hoffman. 
Już dawno nie czytałam powieści, która by aż tak mną zawładnęła w momencie kiedy się tego najmniej spodziewałam. Teraz kiedy już ochłonęłam zauważam rzeczy, których nie dostrzegałam czytając. Fabuła jest troszkę naciągana, rzekłabym że ściągnięta ze scenariusza serialu Netflix, od trzech czwartych książki możemy się domyślić zakończenia, a nasza główna bohaterka miała więcej szczęścia niż rozumu. Zastanawia mnie czemu nie została pociągnięta do odpowiedzialności prawnej za błąd który kosztował pacjenta zdrowie i godne życie? Czemu już kilka tygodni później została jej powierzona kolejna odpowiedzialna praca? Jednak wiecie co? Te niedociągnięcia w niczym mi nie przeszkadzały. Książka była tak dobrze napisana i skomponowana, dialogi tak bystre a fabuła tak rwąca, że w pewnym momencie byłam w stanie wybaczyć autorom wszystko. 

Książka porusza bardzo ważny i aktualny temat jakim jest PTSD. Szacuje się, że na Zespół Stresu Pourazowego cierpi od 3 do 6% populacji ludzkiej. Głównie są to weterani wojenni i osoby, którym udało się przeżyć katastrofę bądź były ofiarami przestępstw kryminalnych. Do tej pory jedynymi formami leczenia jest psychoterapia i farmakoterapia czyli stosowanie leków przeciwdepresyjnych, stosowana w najcięższych przypadkach.  Głęboka stymulacja kory mózgowej jest niestety czystą fikcją literacką choć są już prowadzone badania nad magnetycznym pobudzaniem mózgu. 
W swojej książce autorzy uświadamiają mam jak poważnym problemem w dzisiejszych czasach stało się PTSD. Zwracają uwagę, że dopóki będziemy prowadzić wojny, dopóki człowiek będzie człowiekowi wilkiem to nie uda nam się rozwiązać tego problemu. Kiedy w przypadku ofiar przemocy domowej jesteśmy w stanie poznać przyczyny stresu pourazowego tak w przypadku żołnierzy wysyłanych na front nie możemy mieć pewności jaki wpływ na ich psychikę będą miały działania wojenne. Jedni wrócą z wojny bez szwanku a inni z głową pełną demonów, by toczyć z nimi codzienną walkę. Naukowcom udało się do tej pory poznać znikomy procent ludzkiego mózgu i nic nie wskazuje na to by w najbliższej przyszłości to się miało zmienić. Wysyłając ludzi na front sami tworzymy nieprzystosowanych, często brutalnych i zagubionych obywateli, dla których życie "po" jest walką o przetrwanie. A najgorsze jest to, że pomimo rządowych programów, nie jesteśmy w stanie im pomóc w powrocie do normalności. Od zawsze wiadomo, że wojna niszczy ludzi, rodziny a często i całe narody. Więc może się warto zastanowić nad jej sensem?

"Trauma" to świetnie skonstruowany, trzymający w napięciu thriller medyczny, który nawet najbardziej wybrednym czytelnikom dostarczy pokaźnej dawki emocji. Cieszę się, że autorzy w pełni skupili się na swoim zadaniu, jakim było rozwiązanie zagadki. Nie ma tu wątków pobocznych, nie ma romansu, idziemy po sznurku do kłębka. I o to właśnie chodzi. Żałuję, że moją przygodę z tym gatunkiem rozpoczęłam tak późno. Za to teraz jest czas na nadrobienie zaległości. Polecam. 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :










Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger