Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemoc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemoc. Pokaż wszystkie posty
"Moje śliczne" Karin Slaughter

"Moje śliczne" Karin Slaughter

 W komentarzu do swojej książki na portalu Goodreads.com , Karin Slaughter mówi : "Autorzy są zawsze pytani, skąd biorą swoje pomysły, a prawda jest taka, że ​​przez większość czasu nie wiemy. Pomysł to dziwna rzecz - zwykle jest jak ziarenko piasku, które mózg zamienia w perłę.  W przypadku "Moich ślicznych" właściwie już nie pamiętam, kiedy wpadłam na pomysł fabuły. Może  był on gdzieś z tyłu mojej głowy przez cały czas, aż pewnego dnia obudziałam się i stanął mi przed oczami? Aha, i mogę dodać, że brałam Tramadol, silny lek przeciwbólowy, ze względu na wypadnięty dysk, więc może to miało z tym coś wspólnego?). " W każdym bądź razie autorce tak bardzo spodobał się jej nowy pomysł, że porzuciła pisaną ksiażkę i zaczęła prace na fabułą nowego kryminału. Podobno postacie były tak mocno zakorzenione w jej głowie, że kiedy usiadła do napisania pierwszej strony, czuła się jak na dyktandzie.
I muszę wam przyznać, że właśnie tak się to czyta. Jak niezwykle dopracowaną, napisaną z pasją książkę, która została przemyślana od samego początku do końca.


Pewnego dnia dziewiętnastoletnia Julia zniknęła bez śladu. Tragedia na zawsze naznaczyła jej najbliższych. Ojciec popełnił samobójstwo, a siostry, Claire i Lydia, zerwały ze sobą kontakt.
Mija dwadzieścia lat. Paul, mąż Claire, wpływowy milioner, zostaje zamordowany. Przeglądając jego rzeczy, Claire odkrywa przerażające nagrania, na których ktoś brutalnie gwałci i morduje dziewczyny.
Czy Paul miał z tym coś wspólnego, czy tylko oglądał te filmy? Czy przez osiemnaście lat żyła pod jednym dachem z psychopatą?Claire i Lydia, dotąd mocno skonfliktowane, rozpoczynają prywatne śledztwo, które okaże się bolesną wędrówką w przeszłość, dowodem, że czas nie leczy wszystkich ran. Siostry docierają blisko prawdy, a komuś bardzo zależy, by nigdy nie wyszła na jaw. 

 


Karin Slaughter nie jest nowa na listach bestsellerów, sprzedała ponad 30 milionów egzemplarzy swoich książek kryminalnych ,  które przetłumaczono na 32 języki. Urodziła się w małym miasteczku w stanie Georgia, a obecnie mieszka w Atlancie, gdzie rozgrywa się akcja "Moich ślicznych". Historia jest opowiadana z trzech naprzemiennych perspektyw. Claire Scott, wiedzie spokojne i bogate życie. Ma 38 lat , jest w świetnej formie, bez dzieci, za to z mężem  który zarabia znacznie więcej niż potrzeba na dostatnie życie. Czego tu nie lubić? Jednak pewnego dnia mężczyzna zostaje zamordowany i sielanka się kończy. Z kolei  życie Lydii Delgado jest nieco inne. Samotna matka, lat 41, walcząca o przetrwanie, skłócona z większością członków rodziny, prowadzi firmę zajmującą się pielęgnacją psów. Jej przeszłość nie wyglądałaby zbyt ładnie w CV. Jakiś czas temu stoczyła się na samo dno, gdzie przez jakiś czas przebywała. Jednak udało jej się odbić. Nawet poznała  całkiem sympatycznego chłopaka w programie dla ludzi wychodzących z nałogu. Z kolei Sam, ojciec zaginionej siostry Lydii i Claire, to typowy buldog.   Nigdy nie wierzył  że jego córka po prostu uciekła. Dlatego poświęcił swoje życie, aby dowiedzieć się, co naprawdę przydarzyło się wydarzyło. Kosztowało go to małżeństwo, a może nawet więcej. Postęp w śledztwie Sama widzimy w jego dziennikach. Przygoda Claire i Lydii rozgrywa się w teraźniejszości. Dwie siostry łączą siły, by dalej poszukiwać prawdy o zniknięciu Julii, i muszą stawić czoła konsekwencjom poznania przez Claire bardzo niepokojących sekretów o jej mężu.

W powieści tej działa kilka elementów lecz jeśli nie jesteś zaangażowany w  bohaterów to reszta nie ma większego znaczenia. Lydia z pewnością miała kłopoty w przeszłości, ale teraz jest całkiem wytrzymałą i silną bohaterką.  Claire sprawia, że ​​zastanawiamy się, dlaczego  tak długo chowała głowę w piasek, ignorując to, co dla nas wygląda jak znaki ostrzegawcze.  Może to jej wrodzona umiejętność? Jednak jeśli głębiej się nad tym zastanowimy to okaże się, że i my często nie zwracamy uwagi na wszelkiego rodzaju przestrogi i ostrzeżenia. Jeśli je rozpoznamy, być może będziemy musieli coś z nimi zrobić, co pociąga za sobą osobiste ryzyko krzywdy fizycznej lub emocjonalnej. Przez większość czasu większość z nas woli trzymać rękę na pulsie. W ten sposób żyjemy ignorując kolejny dzień. Dlatego wydaje się całkowicie wiarygodne, że rozsądni ludzie mogą przeoczyć zachowanie, które może wyróżniać się dla zewnętrznego obserwatora. Szczególnie w przypadku Claire, ponieważ przez większość swojego życia starała się chodzić ze spuszczoną głową.  Widzimy jej wrażliwość, bez względu na to, jak bardzo jest zamaskowana, i łatwo jej współczujemy. Karin Slaughter ma talent do rozwoju swoich postaci : Claire przechodzi od pasywnej do asertywnej, a Lydia od "nikogo" do swego rodzaju antybohatera. Dynamika rodziny odgrywa główną rolę w walce sióstr, zarówno o znalezienie prawdy, jak i znalezienie drogi powrotu do siostrzanej wspólnoty. 

Tytuł "Moje śliczne" sugeruje, że będziemy tutaj mieli do czynienia z bohaterami atrakcyjnymi, pięknymi, pociągającymi. I jest to prawda.  Temat piękna pojawia się  w komentarzach o atrakcyjności jednych i nieatrakcyjności innych. Slaughter analizuje to  jak ludzie reagują na piękno i jak ci atrakcyjni reagują na świat. Jeśli lubisz  thrillery, to jest to książka dla Ciebie. Ostrzegam jednak, że jest ona bardzo graficzna, momentami wręcz krwawa. Zawiera szczegółowe opisy barbarzyńskich tortur, napaści na tle seksualnym i morderstw. Chore i pokręcone działania  seryjnego mordercy nie są pozostawione wyobraźni. Jeśli nie potrafisz poradzić sobie z graficznymi opisami tortur, to zdecydowanie odradzam lekturę. Ja osobiście jestem wielką fanką mrocznych historii , jednak nawet na mnie książka ta miała wpływ w postaci kilku koszmarów. 

Od początku do końca  książka ta była pełna zwrotów akcji. Każdy był kiedyś podejrzany i nigdy nie wiedziałeś, komu możesz zaufać. Ogólnie uważam, że jest to fantastyczna, trzymająca w napięciu  historia, która trzymała  mnie w stanie nadpobudliwej czujności, dopóki nie uzyskałam odpowiedzi na każde nurtujące pytanie. To  jedna z najbardziej pokręconych, niepokojących historii, jakie przeczytałam. Polecam. 

 

Tytuł : "Moje śliczne"

Autor : Karin Slaughter

Wydawnictwo : HarperCollins Polska

Liczba stron : 480

Tytuł oryginału : Pretty Girls 

 

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 

Z jednego z przeczytanych jakiś czas temu artykułów dowiedziałam się, że strzelaniny w szkołach to w USA norma. Średnio raz w tygodniu ktoś otwiera ogień. 14 lutego tego roku, w Parkland na Florydzie, uzbrojony nastolatek wtargnął na teren szkoły, z której jakiś czas wcześniej został wydalony z powodów dyscyplinarnych. Zginęło 17 osób a 14 zostało rannych. W 2012 roku, w Newtown, 20-letni Adam Lanza po zastrzeleniu swojej matki, pojechał do pobliskiej szkoły, gdzie zastrzelił 26 osób,  większość to dzieci w wieku 6-7 lat. Historia zna wiele takich tragedii a z roku na rok jest ich coraz więcej. Czytamy o nich w gazetach, oglądamy w telewizji, jednak rzadko kiedy zdarza nam się przeczytać coś z punktu widzenia ofiar, szczególnie tych nieletnich. "Kolor samotności" opowiada fikcyjną historię 6-letniego Zacka, któremu udało się przeżyć strzelaninę w szkole. Jednak czy udało mu się przetrwać lata bólu i samotności, które po niej nastąpiły?   Pewnego dnia, tuż przed lekcją matematyki, do szkoły Zacka wpada uzbrojony mężczyzna i zaczyna się strzelanina. Chłopiec wraz z nauczycielem i innymi dziećmi chowa się w szafie. Zabitych zostaje 19 osób, w tym brat Zacka, Andy. Chłopiec nie może zapomnieć o tym wydarzenia. W myślach powracają do niego dźwięki i obrazy, które przywołują traumatyczne wspomnienia. Nie znajduje oparcia ani w przyjaciołach ani w rodzinie. Wszyscy oni pogrążeni są we własnej żałobie i nie mają dla chłopca czasu. Osamotnione dziecko znajduje własny sposób na wyjście z traumy. Ucieka w magiczny świat literatury i sztuki, dzięki któremu próbuje zrozumieć i uporządkować swoje uczucia. Wierzy, że znajdzie sposób na to by pomóc nie tylko sobie, ale również najbliższym.   Zacka poznajemy w dniu kiedy zawalił mu się świat. Jedna z moich amerykańskich przyjaciółek namówiła mnie, żebym koniecznie posłuchała początku książki w formie audiobooka. Tak też zrobiłam. I momentalnie zalałam się łzami. Nawet jak już przerzuciłam się na wersję papierową, w głowie cały czas dźwięczał mi głos narratora, młodziutkiego Kivlighana, znanego z dubbingów telewizyjnych. Jego głos jest tak nasiąknięty emocjami, że jak opowiada o strzelaninie, zamknięciu w szafie, ścisku, ciasnocie, pocie i strachu tak miałam wrażenie, że jestem jednym z uczestników tej masakry. Muszę oddać autorce, że to dzięki jej narracji było to możliwe. Jest ona tak obrazowa, tak przepełniona uczuciami, że czytelnik momentalnie utożsamia się z bohaterami, z brzucha wyrasta mu mentalna pępowina, która swoimi mackami wczepia się w karty książki. Od tej pory czujemy to co Zack, myślimy tak jak Zack, wraz z nim cierpimy i wkraczamy do tunelu, na którego końcu widać światełko nadziei.   Wybranie na narratora powieści 6-letniego chłopca, było zabiegiem ciekawym i dość niecodziennym. Choć zdarzyło mi się przeczytać sporo powieści o strzelaninach w placówkach dydaktycznych, tak ta jest pierwszą opowiedzianą z perspektywy dziecka. Dorośli często wychodzą z założenia, że tragiczne wydarzenia, których uczestnikami są małe dzieci mają mały wpływ na ich rozwój, zostaną szybko zapomniane gdyż małoletni nie do końca rozumieją ich znaczenie i konsekwencje. Nie zdają sobie sprawy, że to w tym wieku kształtuje się nasza osobowość, i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa będę miały wpływ na całe dalsze życie. Dla kogoś kto przeżył tragedię najważniejsza jest pomoc psychologiczna i wsparcie ze strony rodziny. Dziecko musi poczuć się jak w kokonie, pęcherzu płodowym, musi odbudować w sobie poczucie bezpieczeństwa, które zostało zniszczone. O Zacku wszyscy zapomnieli. Pogrążyli się we własnej żałobie, próbowali znaleźć sposób na życie w tych zupełnie nowych okolicznościach. Płakali nad utratą dziecka, walczyli z rodziną mordercy, szukali winnych, podsycali w sobie nienawiść. A gdzieś w tym wszystkim był Zack, który walczył o chwilkę uwagi, której się nie doczekał. Wzruszyła mnie scena, w której babcia chłopca, kupiła banany, uwielbiane przez zabitego brata Zacka. On jedyny je jadł. Owoce wylądowały w koszu na śmieci. Płakałam. Nie rozumiałam jak można w ten sposób traktować własne dziecko. Jedyne co słyszał to : później, nie teraz, nie przeszkadzaj, odejdź. Był przestawiany z kąta w kąt, traktowany przedmiotowo, wykluczony i skazany na cierpienie w samotności. Rodzina się rozpadła, każdy znalazł własną drogę prowadzącą do wyleczenia.   Autorka w przerażający, realistyczny sposób maluje obraz "po tragedii". Jej proza jest pełna życia, uczuć, namiętności i bólu. Opisuje nie historię jednej rodziny, lecz całej społeczności borykającej się ze stratą najbliższych. Ludzie, którzy do tej pory żyli w przyjaźni, zaczynają się od siebie oddalać, stają się nieufni, zamykają drzwi. Świat po masakrze traci barwy, na ziemię spada deszcz smutku. W rodzinie Zacka zamiast miłości pojawia się złość, krzyk, płacz i desperacja. Rodzice nie potrafią ze sobą rozmawiać. Jedynym spokojnym miejscem okazuje się szafa w pokoju brata. Szafa pełna książek, które stają się dla chłopca odskocznią. To właśnie one są inspiracją do wyrażenia siebie za pomocą kolorów, namalowania mapy uczuć gdzie czarny oznacza złość, zielony szaleństwo, żółty szczęście a czerwony zażenowanie. Zack był wyjątkowym, emocjonalnym i inteligentnym dzieckiem. Zachowywał się dorośle. Czasem nie mogłam uwierzyć, że miał dopiero 6 lat. Wydaje mi się, że to właśnie on rozpoczął proces godzenia się z nową rzeczywistością, to dzięki niemu możliwe było podjęcie próby "wyzdrowienia". Książkę tę powinni przeczytać wszyscy rodzice nawet Ci, którzy wiodą na pozór beztroskie i szczęśliwe życie. Autorka na przykładzie małego, niewinnego chłopca pokazuje, jaki wpływ na dziecko mają bezustanne kłótnie rodziców, warczenie na siebie, brak kontaktu fizycznego czy nawet zwykła obojętność. Powinniśmy otworzyć oczy i spojrzeć w dół na tych, których głosik jest najczęściej niesłyszalny. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w życiu dziecka. Symbolizują ciepło, bezpieczeństwo i harmonię. Nie odbierajmy tego dzieciom, nie bądźmy samolubni nawet w obliczu największych tragedii bo w końcu mamy dla kogo żyć.   Nie jest prawdą, że dzieci są "odporne". To, że wspomnienia wyblakną a czas wyleczy większość ran, nie oznacza  że echo wydarzeń z przeszłości nie będzie się odbijać w dorosłym życiu. Pamiętajmy, że dzieci się od nas uczą wzorców zachowań. Odpychając swoje pociechy, żałując im uwagi i miłości, wychowujecie nieczułego robota. Nie każdy jest jak Zack, który okazał się najbardziej odważny i dorosły ze wszystkich. Był jedynym bohaterem tej książki, postacią o której nie zapomnę do końca życia. I wierzcie mi w dzisiejszych czasach takich bohaterów jest wielu, skąd wiecie czy nie kryją się w waszych szafach?   Po każdej nowej strzelaninie politycy w telewizji zapewniają, że myślą o rodzinach ofiar, są z nimi i służą pomocą. Zamiast tych pustych słów powinni wziąć do ręki tę powieść, przeczytać, przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Może warto zmienić prawo o swobodnym dostępie do broni palnej? Jak długo jeszcze będziemy czekać, aż strzały będą na porządku dziennym? Aż zamiast szkolnych mundurków nasze dzieci będą nosi kamizelki kuloodporne? "Kolor samotności" to piękna książka. Dobrze napisany, wzruszający i skłaniający do myślenia debiut literacki. Powieść wobec której nie można pozostać obojętnym. Zdecydowanie pierwsza dziesiątka 2018. Polecam.

 

 

 

"Rosyjska księżniczka" Monika Skabara

"Rosyjska księżniczka" Monika Skabara

      Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego ludzie sięgają po erotyki? Czego oczekują po takich książkach? Wbrew pozorom nie są to wcale takie banalne pytania. Horrory czytamy po to by się bać, thrillery by poczuć nieco mniejszy dreszczyk emocji, kryminały by ćwiczyć wyobraźnię i rozwiązywać zagadki a po romansy by się rozczulić i troszkę sobie popłakać. Ci, którzy wybierają erotyki mają z pewnością swoje oczekiwania. Jedni mają ochotę przeżyć coś ekscytującego, inni nauczyć się nowych pozycji seksualnych a jeszcze inni się zawstydzić czytając o rzeczach, które się nie śniły grzecznym dziewczynkom. Ja po literaturę erotyczną sięgam niezwykle rzadko, i zazwyczaj są to momenty kiedy mam ochotę na coś lekkiego, co dostarczy mi dreszczyku emocji i nutki ekscytacji. Nie lubię mocnych, wyuzdanych scen, brutalności i bezsensownego okrucieństwa. Debiut Moniki Skabary "Rosyjska księżniczka", doskonale wpasował się więc w moje gusta czytelnicze. Była akcja, był seks i były emocje, jednak wszystko w wyważonych, rzekłabym subtelnych proporcjach. A jak komuś będzie "za mało" to dodam, że pikanterii książce dodaje fakt, że mamy tutaj do czynienia z mafią. I to nie byle jaką bo jedną z najgroźniejszych na świecie. 

Dwa zwaśnione gangi z różnych zakątków świata. Sojusz, za który najwyższą cenę zapłaci ona.
Sasza Askarowa, jedyna córka rosyjskiego mafiosa, to kobieta, z którą się nie zadziera. Wychowana twardą ręką w żelaznej dyscyplinie, teraz jest prawdziwą maszyną do zabijania. Kiedyś stanie na czele mafii na miejscu swojego ojca. Antonio Morinello, syn włoskiego capo, ma Saszę na celowniku. Zrobi wszystko, żeby ją zdobyć. W ramach rozejmu między rodzinami zmusza jej ojca do oddania mu córki.
Sasza nie jest jednak typem kobiety, którą można sobie przekazywać jak trofeum. Czy ślub, który połączy te dwie rodziny, położy kres wojnie między rosyjską i włoską mafią?

Może nie każdy z was zdaje sobie sprawę, że mafia rosyjska, jest jedną z najniebezpieczniejszych organizacji przestępczych na świecie. Nie jest to wcale zaskakujące biorąc po uwagę jej gułagowski rodowód. Środowisko obozowe było niezwykle brutalne, każdy osadzony walczył o przetrwanie, codziennie, w każdej godzinie i minucie. Niektórzy chcieli uciec. Problemem nie byli strażnicy czy mury, jednak fakt, że po opuszczeniu gułagu dezerterzy lądowali na środku skutej lodem Syberii, a od pierwszego miasta dzieliły ich setki kilometrów. Kiedy do gułagu trafiał ktoś z mafii, zazwyczaj poszukiwał "towarzysza ucieczki", nie po to jednak by z nim rozmawiać po drodze tylko na ewentualność głodu, kiedy będzie mógł go "zjeść".W Rosji przestępcy zachowują się tak jak by im w ogóle nie przeszkadzało, że ktoś dowie się co zrobili. Często otwarcie mówią o swoich dokonaniach. Może słyszeliście kiedyś o Wielkim Mongole, który wyłudzał haracze od paserów . Wywoził takiego delikwenta za miasto, wkładał do trumny i jak w tej cyrkowej sztuczce, zaczął przecinać go na pół. Tylko, że on to robił na serio. Jeżeli zdarzyło mu się kogoś zabić to nigdy nie ukrywał ciała, stawało się ono jego wizytówką, chciał żeby inni je znaleźli i poznali się do czego jest zdolny.
Mając w głowie całą moją wiedzę na temat mafii rosyjskiej z zaciekawieniem przystąpiłam do czytania "Rosyjskiej księżniczki". Czy autorce udało się oddać klimat mafii sołncewskiej? Niestety nie do końca, jednak na potrzeby książki inscenizacja jest wystarczająca. Tutaj rosyjscy bossowie bardziej przypominają tych z "Ojca chrzestnego" niż "moskiewskich worów" . Nie czuć tej potęgi, tego strachu jaki z pewnością by nas ogarnął gdybyśmy stanęli twarzą w twarz z bossem rosyjskiej mafii. 
Nasza główna bohaterka Sasza ma tylko jedną wadę. Niestety nie urodziła się chłopcem, który mógłby przejąć rodzinny biznes. I ta wada całkowicie ją dyskredytuje w oczach ojca.... oczywiście do czasu kiedy mężczyzna orientuje się, że albo nauczy córkę kierowania kartelem albo nastanie jego koniec. Na wstępie postanawia zrobić z niej osobę, której się na da w kaszę dmuchać, a najlepszym na to sposobem jest totalna manipulacja i nauczenie pewnych wzorców zachowań. Sasza miała być twarda niczym skała, bezwzględna i niezwykle bystra. Szczerze powiedziawszy taki model "córki mafii" był dla mnie czymś zupełnie nowym. Oczywiście słyszałam o kobietach asassynach, hitmankach, które za swoje usługi życzą sobie miliony, jednak kobiety "rodziny" zazwyczaj zajmują się ogniskiem domowym i nie wtrącają w sprawy mężczyzn. Dlatego cieszę się, że autorka przełamała ten schemat i stworzyła bohaterkę z "jajami", babeczkę z którą trzeba się liczyć, która pomimo trudnej przeszłości pozostała kobieca, ciepła i dobra. Jak widać, ojcu nie do końca wyszła manipulacja . Jednak pomimo faktu, że Sasza była inteligentna i zdecydowanie umiała posługiwać się rozumem, nie uchroniło jej to przed faktem bycia sprzedaną. Oczywiście nie w sensie dosłownym, jednak kazano jej ożenić się z głową innej mafijnej rodziny co miało zapobiec wojnie. I właśnie wtedy zaczęły się schody a jednocześnie ...erotyka. 
Jak napisałam wyżej nie lubię książek gdzie mamy do czynienia z przydługimi scenami erotycznymi, które są przepełnione brutalnością i wyuzdaniem. W  dzisiejszych czasach człowieka jest coraz trudniej czymś zaskoczyć, dlatego autorzy starają się nas szokować i sięgają po różnego rodzaju dewiacje seksualne. Jak do tej pory to jedyne z czym się jeszcze nie spotkałam w erotykach to z nekrofilią....ale może już niedługo. Ja jestem zdecydowaną tradycjonalistką. Lubię sex, lubię czytać opisy i nie powiem, żeby nie robiło mi się gorąco przy co pikantniejszych, jednak wszelkie udziwnienia i akrobacje są zdecydowanie nie dla mnie. Tutaj autorka zachowała umiar. Jest gorąco, jest sexy i ciekawie jednak bez zbytniego przekombinowania i brutalności. Monika Skabara zdecydowanie postawiła na fabułę i akcję niż na sex oraz miłość. I wyszło to może nie rewelacyjnie ale dobrze. A czemu nie dam najwyższej noty ? Ponieważ jak to się często zdarza w przypadku książek, które są debiutami, momentami było nieco chaotycznie. Akcja pędziła do przodu, co chwilę pojawiały się nowe wątki tak, że czytelnik nie miał czasu na zaczerpnięcie oddechu. Książka również pozostawiła mnie z wieloma pytaniami, na które nie dostałam odpowiedzi. Pocieszam się tym, że to pierwszy tom, więc wszystko jest jeszcze do naprawienia. Na plus zadziałało za to zakończenie, które sprawiło, że w oczach zakręciły mi się łezki, a Ci którzy czytają moje recenzje wiedzą, że jest o to bardzo trudno. 
Teraz tak sobie siedzę na hamaku z laptopem na kolanach rozkoszując się piękną pogodą i jednocześnie się zastanawiam jak dalej potoczą się losy Saszy. Tak naprawdę nic tutaj nie zostało przesądzone więc ciekawa jestem co autorka sobie zaplanowała. "Rosyjska księżniczka" to doskonała książka na ciepłe, letnie wieczory, posiadówki leżakowe czy autobusowe wycieczki. To lekka, wciągająca, rozgrzewająca lektura, która sprawi że zapłoną nam policzki jednak nie na tyle byśmy się tego wstydzili w środkach transportu publicznego. Zdecydowanie polecam na lato. A może i na jesień, zimę i wiosnę? O tak, jest to lektura na każdy dzień bez wyjątku. Biegnijcie więc do księgarni jednak nie zapomnijcie wciąć maseczki. Stay safe. 

Tytuł : "Rosyjska księżniczka"
Autor : Monika Skabara
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 15 lipca 2020
Liczba stron : 272 


Tę oraz wiele innych książek dla kobiet znajdziecie na półce księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/
 

"Znikająca ziema" Julia Phillips

"Znikająca ziema" Julia Phillips

     Kilkanaście lat temu oglądałam rewelacyjny film pod tytułem "Amores perros ". Głównym motywem tej produkcji, wokół którego skupiona była cała fabuła, był pewien wypadek samochodowy, który już na zawsze połączył  ze sobą losy kilku bohaterów. Podobnie jak w tej hollywoodzkiej  produkcji, tak i tutaj, mamy do czynienia z równie ważnym, tragicznym wydarzeniem, które miało wpływ na życie i los wielu ludzi . Wydarzeniem tym było porwanie dwóch małych dziewczynek wracających z plaży. Choć na świecie codziennie giną setki dzieci, tak na dobra sprawę nigdy nie zastanawiałam się jaki ma to wpływ na społeczeństwo i jakie ta tragedia zatacza szerokie kręgi. Wyobraźcie sobie kamień rzucony z wysokości do wody. Jak zetknie  się z tafla to na jej powierzchni powstają rozszerzające się kręgi.  Właśnie na takim schemacie zbudowana jest niniejsza powieśc. Czytelnik wprost z epicentrum wydarzeń, którym jest uprowadzenie małych bohaterek, wybiera się w podróż na peryferia fabularne gdzie poznaje cała społeczność,  która pośrednio lub bezpośrednio została doświadczona przez to tragiczne wydarzenie . Autorka opowiada historię która jest czymś więcej niż opowieścią o zaginionych dziewczynkach.  To książka o Rosji, stosunkach społecznych, homofobii, przemocy i niesprawiedliwosci , która dotyka ludzi , a w szczególności kobiety, każdego dnia.

Pewnego sierpniowego popołudnia w zatoce na półwyspie Kamczatka znikają bez śladu dwie siostry, ośmioletnia Sonia i jedenastoletnia Aliona. Mijają tygodnie, potem miesiące, a policyjne śledztwo utyka w martwym punkcie. Zaginięcie dziewczynek odbija się szerokim echem wśród lokalnej społeczności, a strach i poczucie utraty są szczególnie dojmujące dla kobiet.

Muszę przyznać iż jeszcze nigdy nie czytałam książki której fabuła rozgrywa się na Kamczatce. Zwiedziłam praktycznie cala Skandynawię, Szetlandy a nawet Islandię  czy Grenlandie jednak do tej pory ta odizolowana od świata część lądu pozostawała dla mnie tajemnica. Jedyne ci kojarzyło  mi się z tym niedostępnym regionem to sezonowa oferta strzelania do krów z Bazuki,  a której słyszałam przy okazji czytania któregoś z artykułów na temat rosyjskich mitów i absurdów. Kamczatka, jaką pokazała mi autorka, okazała się miejscem mrocznym, surowym, pozbawionym słońca. Pozbawionym nadziei. Choć akcja powieści toczy się w czasach nam współczesnych, to czytając miałam ciągłe poczucie przesunięcia w czasie, powrotu do przeszłości. Sama mieszka w mieście, którego aglomeracją czy nawet metropolią nikt by nie nazwał, jednak na każdym kroku czuję, że żyję w XXI wieku. Na ulicach wszędzie widać telefony komórkowe, zewsząd atakują nas komunikaty z social mediów, budynki wybuchają kolorami reklam a rynek usług rozrasta się z dnia na dzień robią z nas społeczeństwo coraz bardziej konsumpcyjne. Kamczatka i jej największe miasto, Pietropawłowska, stanęły w miejscu. Pomimo obalenia komunizmu, wprowadzenia "demokracji", postępu technologicznego i rozluźnienia społecznego, jest tutaj praktycznie tak samo jak za czasów naszych babć. Obywatele tego surowego regionu są doskonałym przykładem na to, że ludzi się nie da tak łatwo zmienić, że tradycja i obyczaje są trudne do wyrugowania, a czasem wręcz niemożliwe. Autorka, która spędziła dwa długie lata na półwyspie Kamczackim, zbudowała swoją powieść na zasadzie kontrastów, które się niezmiennie przenikają. Z jednej strony mamy tutaj atmosferę wielkiego kilkutysięcznego, nowoczesnego i pełnego "białych" Rosjan, miasta a z drugiej mroźną, skutą lodem i zapomnianą przez Boga i świat prowincję, gdzie nadal żyje rdzenna ludność. To właśnie tereny gdzie przeważają Czukcze, Ewenowie, Koriacy i Itelmeni, którzy od wieków trudnią się hodowlą, rybołówstwem czy uprawą roli. Czytając tę książkę miałam okazję poznać realia Kamczatki, które są ściśle związane z porami roku. Kiedy kończy się szkoła a zaczynają wakacje, całe rodziny rdzennych mieszkańców zaczynają wędrować. Prowadzą swoje stada na dalekie łąki, codziennie przemierzając dziesiątki kilometrów. Wiele miesięcy żyją w drodze, często jedzą korzonki, śpią pod gołym niebem, nie myją się. Dla współczesnych nastolatków zapewne jest to nie do wyobrażenia. Na Kamczackiej tundrze nie ma zasięgu, telefonów, mediów społecznościowych czy McDonalda. Jest step, droga, wiatr i pustkowia. Kamczatka to miejsce gdzie bardzo ciężko się dostać. Od północy jej granic strzegą góry, południe wschód i zachód oblewają morza. Na samym półwyspie jest zaledwie 300 kilometrów dróg, nie ma kolei a większość transportu odbywa się przy pomocy wojskowych śmigłowców. Muszę przyznać, że bardzo ciężko było mi to sobie wyobrazić. 

Z początku myślałam, że "Znikająca ziemia"będzie typową powieścią kryminalno-obyczajową, skupioną wokół tematu porwanych dziewczynek. Michaelangelo Antonini, znany włoski reżyser, w 1960 roku nakręcił film "Przygoda". W obrazie tym grupa młodych i bogatych Rzymian wybiera się łodzią na bezludną, wulkaniczną wyspę niedaleko Sycylii. Młoda kobieta o imieniu Anna oddala się od grupy i znika bez śladu. Szukając jej, chłopak Anny i jej najlepsza przyjaciółka zakochują się i zaczynają romans. Frustrujące jest to, że Antonioni nigdy nie ujawnia, co się stało z Anną. Z tego powodu i powolnych, pustych scen filmu L’Avventura była wyśmiewana podczas premiery na festiwalu filmowym w Cannes w 1960 roku. Pomimo niepochlebnych opinii recenzentów, widzowie film pokochali, wręcz nazwali arcydziełem. Uświadomili sobie, że nie chodzi o to, co stało się z Anną, ale o to, jak jej zniknięcie wpłynęło na najbliższych rodziny, jej przyjaciół a nawet społeczność, z której się wywodziła. Byłą to również błyskotliwa analiza włoskiego społeczeństwa przepełnionego strachem, w którym ludzie to niewiele więcej niż zwierzęta, zdolne do najbardziej brutalnej przemocy psychicznej i seksualnej. Coś podobnego dzieje się w wyjątkowej debiutanckiej powieści Julii Phillips „Znikająca Ziemia”. Na samym początku znikają dwie małe dziewczynki.
Przez kilka pierwszych rozdziałów czytelnik odnosi wrażenie, że dziewczyny nigdy nie zostaną odnalezione. W końcu, jak mówi później ich matka, "zaginione dzieci nie wracają. Brakujące dziewczyny to martwe dziewczyny". Phillips zamiast skupić się na odnalezieniu ośmioletniej Sofii i jedenastoletniej Aliony, wycofuje się do pozornie nieistotnych postaci kobiecych, przechodząc od jednej do drugiej, jeden rozdział na każdy miesiąc, przez rok czasu po zaginięciu sióstr. Widzimy jak zniknięcie sióstr "niszczy" przyjaźń pomiędzy innymi nastolatkami, które zmuszone przez rodziców do pozostania w domu, nie mogą dłużej utrzymywać kontaktów. Inna historia opowiada o losach młodej studentki, która jest codziennie kontrolowana przez swojego zaborczego chłopaka. Każdego wieczoru musi się meldować przez telefon z własnego mieszkania. Porwanie dwóch dziewczynek sprawiło, że ludzie zaczęli być wobec siebie nieufni, więzi społeczne zaczęły się rozluźniać. Wraz z upływem czasu winą za tragedię obarczona została samotna matka dziewczynek, która nie potrafiła ich upilnować.
Zniknięcie dziewcząt uwypukla również bardziej zindywidualizowane aspekty osobliwej rosyjskiej mentalności. Jednym z moich ulubionych rosyjskich słów jest sudba, co oznacza przeznaczenie. Dla Rosjan wszystko, co dzieje się w życiu, to albo sudba, albo ne sudba. To albo ma być, albo nie powinno być. Popularnym zwrotem jest także ot sudbi ne udyesh: nie możesz walczyć z losem.W powieści poznajemy matkę, która w wypadku traci swoje drugie dziecko. Kolejny raz sytuacja się powtarza. Załamana kobieta mówi : "To jest przeznaczenie. Nasze cierpienie jest przeznaczeniem". Właśnie ta nieuchronność losu jest głównym tematem tej powieści.
Jak pisze Phillips: „Ten świat został zbudowany dla ludzi cierpiących”. To może być motto Rosji.

Kamczackie społeczeństwo jest niezwykle ksenofobiczne, co jest typowe dla regionów odizolowanych od reszty świata. Nie dziwi więc iż zniknięcie  sióstr Gołosowskich obudziło skrywane postawy rasistowskie. Biali Rosjanie podejrzewają, że to właśnie ciemnoskóry cudzoziemiec, migrujący pracownik fizyczny czy też jeden z autochtonów z Północy, jest odpowiedzialny za owo porwanie. W książce pojawia się typowy dla Rosjan sentyment do czasów radzieckich. Jedna z matek, nawet głośno mówi, że "coś takiego byłoby nie do pomyślenia za dawnych, radzieckich czasów". Zarzuca, że to otwarcie granic i napływ pracowników z zewnątrz spowodowały, że w kraju zrobiło się niebezpiecznie. Jednak rasizm działa w obie strony. Również rdzenni mieszkańcy Kamczatki nie pałają miłością do "białych", nazywając ich obcokrajowcami. 
Zniknięcie dziewcząt wzbudziło  również w ludziach  do tęsknotę za dawnym dobrobytem Związku Radzieckiego. Za czasów ZSRR zasoby na Kamczatce były bogate, a wiele baz wojskowych i projektów budowlanych miało na celu zbudowanie bezpiecznej placówki przeciwko Stanom Zjednoczonym. Przed "upadkiem" dzieci wychowywano w „silnym domu, idyllicznej wiosce” i „narodzie socjalistycznym o wielkich osiągnięciach”. Ale „ten naród upadł. Nic nie pozostało w miejscu, które zajmowało. ”Po "upadku" społeczności rozpadły się,czyniąc je łatwymi miejscami do zapomnienia, łatwymi miejscami do zniknięcia.

Phillips wyciąga na światło dzienne wiele "dolegliwości", które dręczą nie tylko Rosję, lecz cały współczesny świat. "Znikająca Ziemia" jest pod tym względem podobna do "Przygody", jednak jest o wiele miej frustrująca. To czego zabrakło w filmie Antoniniego to zakończenie, tutaj jest wręcz przeciwnie, autorka swoim finishem wręcz mnie znokautowała. Używając języka samej Phillips koniec :  rozrywa klatkę piersiową, łamie żebra, ściska ten muskularny organ jakim jest serce i wyciska z niego rzeczy, które czytamy, żeby poczuć fikcję. Absolutnie polecam. 


Tytuł : "Znikająca ziemia"
Autor : Julia Phillips
Wydawnictwo : Literackie
Data wydania : 4 września 2019
Liczba stron : 336
Tytuł oryginału : Disappearing Earth 


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




            Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 

"Klan" Adreinne Young

"Klan" Adreinne Young

     Uważam, iż każdy z nas, raz na jakiś czas, powinien sięgnąć po książkę napisaną z myślą o młodszych czytelnikach. Oczywiście nie chodzi mi o bajki, gdyż etap ten, mamy już zdecydowanie za sobą, lecz o typowe młodzieżówki w stylu Perciego Jacksona. Książki dla nastolatków, szczególnie te z gatunku fantasy, rozwijają naszą wyobraźnię, przypominają o wartościach, którymi powinniśmy kierować się w naszym życiu, oraz są wspaniałą odskocznią od szarej rzeczywistości. Adrienne Young, pisarka-debiutantka, z zawodu jest historyczką sztuki.  Już samo jej wykształcenie, pozwala nam mieć nadzieję, że w nasze ręce trafi coś wyjątkowego, oryginalnego i dobrze napisanego, wiadomo wszak iż ludzie związani ze sztuką mają fantazję i talent. Również wybranie na główną bohaterkę odważnej, silnej nastolatki, która walczy z hordą zdyszanych mężczyzn wikingów, było strzałem w dziesiątkę. Młodzi czytelnicy lubią bowiem jak autorzy burzą pewne schematy, zamieniają role, używają mocnego języka. Nastolatkowie chcą książek dla dorosłych a Adreinne Young zdecydowanie wychodzi im naprzeciw. 

Siedemnastoletnia wojowniczka Eelyn walczy u boku swoich pobratymców z plemienia Aska w odwiecznej wojnie z plemieniem Riki. Jej życiem rządzą proste zasady: walczyć i przetrwać. Pewnego dnia na polu bitwy Eelyn spotyka swojego brata, walczącego po stronie wroga. Brata, którego śmierć widziała na własne oczy pięć lat wcześniej.Świadoma jego zdrady musi przeżyć zimę w górach jako niewolnica Riki, w wiosce, gdzie każdy jest jej wrogiem. Jednak kiedy wioskę Riki najeżdżają bezlitośni wrogowie rodem z legend, Eelyn musi zrobić wszystko, co w jej mocy, by wrócić do rodzinnej wioski. Aby tego dokonać, musi zaufać Fiskemu, przyjacielowi jej brata. Oboje będą zmuszeni dokonać niemożliwego – zjednoczyć zwaśnione klany, by stawić czoła wspólnemu wrogowi. Napędzana miłością do swojego klanu i rodzącym się w niej uczuciem do Fiskego, Eelyn stawi czoła własnej definicji lojalności i rodziny, pokładając wiarę w ludziach, których całe życie nienawidziła.

Wiecie dlaczego lubię książki dla nastolatków? Ponieważ strasznie dużo się w nich dzieje i nie ma czasu na nudę. Od zawsze wiadomo, iż młodzi ludzie mają problemy z koncentracją i podtrzymaniem uwagi. Jeśli jest zbyt wiele nużących, rozbudowanych opisów, za mało dialogów, a rozdziały zajmują więcej niż kilka kartek, to możemy mieć pewność iż książka taka zostanie przez nastolatków odłożona na półkę i zapomniana. Zainteresowanie młodych trzeba podsycać na każdej stronie. Akcja musi być dynamiczna, tempo narracji szybkie a dialogi proste i nieskomplikowane. Od autorów wymaga się specjalnego języka, który jest łatwy w zrozumieniu a jednocześnie ciekawy i działający na wyobraźnię. Muszę przyznać, że czytając to co właśnie napisałam, stwierdzam iż w jakimś procencie ja sama nadal jestem nastolatką. Lubię wartką akcję, walki, brawurę, przygody i zagadki. Uwielbiam książki dla młodzieży Abercombiego czy cykl "Zwiadowców" Flanagana, i to właśnie z nimi skojarzyła mi się powieść "Klan". Choć książka ta zaliczana jest do gatunku fantasy, tak nie znajdziemy tutaj magii ani czarów, które kojarzone są z tym gatunkiem. Tym co w powieści tej jest fantastyczne, to całkowicie od podstaw stworzony świat, wraz z jego religią, tradycją, przesądami, obyczajami i codziennością. Nie da się ukryć, zresztą autorka sama to przyznaje w jednym z wywiadów, że inspiracją do stworzenia nowego świata była mitologia nordycka i legendy o Wikingach. Young miała w głowie pomysł na główną bohaterkę, typową heterę i wojowniczkę, jednak nie chciała zrobić z niej "superbohaterki". Z podań historycznych i ustnych przekazów wiadomo, iż kobiety Wikingów, brały udział w walce, używały mieczów i toporów i miały możliwość wstąpienia do Walhalli. Autorka postanowiła wykorzystać potencjał nordyckich mitów i na ich podstawie stworzyła świat Asków i Rikich, dwóch wojujących ze sobą ludów. Tworzenie nowego realmu, może być świetną zabawą, jednak by czytelnicy uwierzyli w jego istnienie, autorzy muszą sprawić, żeby całość była spójna i utrzymana w jednej koncepcji. Tutaj wszystko do siebie pasuje. Nie ma magii jest za to oręż, nie ma potężnych bogów jest religia, nie ma władców są klany. Klimat książki jest nieco klaustrofobiczny. Świat Young jest stosunkowo mały, zamieszkuje go jedynie klika tysięcy ludzi, pogrupowanych w małe społeczności. Nie ma tutaj rozmachu na miarę Tolkiena czy Georga R.R Martina. Całość podana jest w sposób oszczędny, bez zbędnych opisów, ideologi czy rysu historycznego. Można wręcz powiedzieć, że jest to niezwykle "ubogie" w szczegóły fantasy a autorka zamiast opisywać świat i panujące w nim zależności, postawiła na walkę i opis perypetii głównych bohaterów. Jest tutaj również wątek miłosny, który jednak nie dominuje całej powieści a stanowi ciekawy do niej dodatek. 

"Klan" to książka, w której dzieje się naprawdę dużo. Ci którzy śledzą mój blog wiedzą, że nie lubię opisów scen batalistycznych i szermierczych potyczek. Nudzą mnie wymachy i parady, uniki i podskoki, wycieczki i ucieczki oraz inne chwyty mniej lub bardziej dozwolone. Nawet w przypadku książek jednego z moich ulubionych autorów, Salvatore, przeskakiwałam opisy bitew czy fechtunku. Powieść Pani Young zaczyna się niczym innym jak właśnie sceną walki, więc chcąc nie chcąc, by nic nie stracić z fabuły, musiałam ten rozdział przeczytać. I okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Autorka zadała sobie wiele trudu i sprawdziła jak powinna wyglądać walka nordyckich wojowników. Przeczytała jak się tnie toporem, jak używa miecza i co przeciąć by przeciwnik się szybko wykrwawił. Muszę przyznać iż nie spodziewałam się, że powieść dla młodzieży może być tak brutalna. Opis wyłupienia przez siedemnastolatkę oka swojego przeciwnika, sprawił że dostałam gęsiej skórki. Adrienne Young zdecydowanie nie boi się używać mocnego języka, lubi szokować i nie obcy jest jej rozlew krwi oraz widok ludzkich wnętrzności. Młodsi czytelnicy mogą się nawet przestraszyć. 
Walka oraz wojna klanów, jest zdecydowanie motywem wiodącym tej książki. Autorka zwraca nam uwagę na to,  iż jedno wydarzenie z przeszłości, jedno słowo czy czyn, może mieć katastrofalne skutki i doprowadzić do stanu permanentnej niezgody. Zapewne każdy z was ma w rodzinie jakąś ciotkę wujka, czy kuzyna, z którymi jesteście skłóceni. Często sami nawet nie pamiętacie o co poszło, ale po latach coraz trudniej jest się pogodzić. U Adrienne Young wojna pomiędzy klanami zaczęła się setki lat temu, kiedy po ziemi chodzili jeszcze Bogowie. I to właśnie jeden z nich stworzył lud zwany Askami. Zazdrosna bogini Thora, patrząc na panoszących się po jej ziemi ludzi, postanowiła stworzyć swoich własnych wyznawców. Sięgnęła więc do wulkanu i lawy stworzyła klan Rikich, którego głównym zadaniem było zabijanie Askich. Co 5 lat oba klany miały się spotykać na bitewnych polach i walczyć do upadłego. Po latach nikt już nie pamiętał o co prowadzona jest wojna. Zabijanie weszło im w krew i stało się elementem tradycji. Autorka pokazuje nam jednak, że czasami warto się wstrzymać i odłożyć broń, szczególnie wtedy, kiedy na horyzoncie pojawi się wspólny wróg. To jak Young rozwiązała konflikt pomiędzy klanami, nieco mnie rozczarowało. Pogodzenie wrogich, żyjących w nienawiści klanów, zajęło w książce zaledwie parę stron. Wystarczyła jedna narada, nóż i młoda dziewczyna by wszyscy stanęli po jednej stronie. Takie rzeczy dzieją się tylko w książkach, a szczególnie tych z gatunku fantasy.

Nie da się ukryć iż "Klan" jest również książką o rodzinie i relacjach pomiędzy jej członkami. Nasza główna bohaterka Eelyn bardzo kocha swojego ojca, ostatnią osobę która została jej na tym świecie, oprócz przyjaciółki Myrny. Autorka w obrazowy i wiarygodny sposób przedstawiła więź pomiędzy ojcem a córką. Czuć tutaj miłość, zależność, bliskość i przywiązanie. Zresztą wszystkie relacje międzyludzkie przedstawione w tej książce są prawdziwe. Mamy tutaj przyjaźń i odwieczną nienawiść, budujące się zaufanie, zdradę oraz narodziny miłości . Bardzo ważnym elementem tej książki jest również kwestia honoru, który dla niektórych jest ważniejszy niż samo życie. Jest on gwarantem tego, że trafimy do nieba gdzie spotkamy swoich bliskich oraz Bogów. Honor utożsamiany jest tutaj z siłą, odwagą i brawurą, czasami również z determinacją i głupotą. Autorka pokazuje, że właśnie w imię honoru często popełniamy czyny, które mogą mieć straszne konsekwencje, że czasami zanim coś zrobimy, powinniśmy się zastanowić czy warto. 

Adrienne Young napisała udany debiut, który jest ciekawym i oryginalnym wstępem do całego cyklu. Jest to typowa młodzieżówka, której język, opisy, tempo akcji oraz liczba jej zwrotów, nie pozostawiają nic do życzenia. Myślę, że zadowoleni będą zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy, którym bliski jest ten szczególny gatunek fantasy, w którym magia praktycznie w ogóle nie jest obecna. Pamiętacie Xenę, wojowniczą księżniczkę? Jeśli podobnie jak ja byliście zakochani w tej niezwykle charyzmatycznej i odważnej postaci, to z pewnością polubicie również Eelyn. Ta siedemnastolatka, to prawdziwy wojownik w spódnicy, osoba która toporem włada lepiej niż niejeden krasnolud, a ciętym językiem operuje jeszcze lepiej. Ta młoda osóbka to jedna z ciekawszych postaci literatury młodzieżowej jaką spotkałam, i to właśnie dzięki niej, nie ma tutaj czasu na nudę. Polecam. 


Tytuł : "Klan"
Autor : Adrienne Young
Wydawnictwo : Kobiece
Data wydania : 17 kwietnia 2019
Liczba stron : 312
Tytuł oryginału : Sky In The Deep


Tę oraz wiele innych książek, znajdziecie na półce z Bestsellerami księgarni internetowej :
https://www.taniaksiazka.pl/

"Zła krew" Zoje Stage

"Zła krew" Zoje Stage

Po przeczytaniu tej książki, obiecuję (jak to ładnie Anglicy mówią : I cross my heart and hope to die), że już nigdy nie będę narzekać na moją córkę. A wierzcie mi powodów do złości mam wiele : jest niesubordynowana, krzyczy, złości się, bywa agresywna i zdecydowanie sprawia wiele problemów wychowawczych. Jednak, na całe szczęście, mnie kocha. A to najważniejsze prawda? Pomimo wszystkich wad, trudnych dni i płaczu, razem z mężem możemy spać spokojnie nie obawiając się o własne zdrowie czy życie. Świeżo po lekturze wiem, jakie szczęście mnie spotkało, za jak wiele powinnam dziękować. A przecież są ludzie, którzy naprawdę przechodzą przez piekło i to serwowane przez członków najbliższej rodziny. Granica pomiędzy normalnością a zachowaniami psychicznymi jest niezwykle cienka i często nie umiemy, lub po prostu nie chcemy, ich zauważać. Bo któż z nas chciałby zostać nazwany : nieudolnym rodzicem?

Suzette kocha swoją córkę, naprawdę, ale po tym, jak małą wyrzucano z kolejnych szkół musiała sama zająć się jej edukacją. Dziś jej kruche zdrowie fizyczne i psychiczne z każdym dniem wyraźnie słabnie. Sztuczki stosowane przez Hannę stają się coraz zmyślniejsze, a mąż Suzette pozostaje ślepy na narastające problemy rodzinne. W tej sytuacji Suzette zaczyna się zastanawiać, czy z jej córką nie dzieje się coś bardzo poważnego i czy dom to dla niej najlepsze miejsce.

Wychowanie dziecka nie jest prostą sprawą. Jeszcze będąc w ciąży myślałam, że urodzę ślicznego, grzecznego aniołka, który swoim niewinnym uśmiechem będzie topił serca wszystkich ludzi. Już pierwszej nocy po porodzie wiedziałam, że nie będzie tak kolorowo. Po pierwsze noworodki jakie widziałam na zdjęciach w niczym nie przypominały istotki, która ze mnie wyszła. Była fioletowo-sina, pomarszczona i cała ubabrana mazią. Zamiast słodko spać, całą noc płakała. A na moje próby podania jej butelki reagowała złością. Dopiero po kilku miesiącach po raz pierwszy przespałam dłużej niż 3 godziny naraz. Jednak po przezwyciężeniu początkowych problemów pojawiły się następne. Niechęć do jedzenia, która trwa do dziś. Do niej dołączyły problemy z akceptacją wśród rówieśników, lęk przed szkołą, agresja. Teraz, kiedy moje dziecko ma 5 lat, mogę śmiało powiedzieć, że jestem doświadczoną matką i doskonale wiem co czuła nasza główna bohaterka. Co prawda nie spotkało mnie nic gorszego niż zamachnięcie piąstką, jednak często łapałam się na odczuwaniu negatywnych emocji wywołanych postawą mojego dziecka. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy robicie wszystko byle tylko kogoś zadowolić : może to być wasz szef w pracy, małżonek czy rodzic. Dosłownie wypruwacie sobie żyły, a nikt tego nie zauważa. Właśnie tak zachowywała się Suzette. Podziwiałam ją za wszystko : jej stalowe nerwy, postawę, optymizm i desperację. Przez lata walczyła z dzieckiem, które jej nienawidziło. Przygotowywała pyszne śniadania, wystawiała się na ataki, próbowała uczyć, zwracała uwagę, kupowała zabawki. Poświęciła swoje zdrowie, karierę i szczęście dla dziecka, które nigdy jej się nie odwdzięczyło. Hanna jest trudną dziewczynką, nie tylko ze względu na szczególne aspołeczne zachowanie. Dziecko cierpi na mutyzm, którego przyczyna jest nieznana. Wygląda na to, że Hanna świadomie zdecydowała nie komunikować się werbalnie ze światem zewnętrznym. Jest tylko jedna osoba, która zdobyła sobie szacunek i miłość dziewczynki, a jest nią jej ojciec. To on jest dla niej całym światem, kimś komu się ufa, z kim się bawi i którego się słucha. Muszę przyznać, że postać Hanny wywoływała u mnie ciarki. Zdaję sobie sprawę, że są dzieci z zaburzeniami psychicznymi, chorobą dwubiegunową czy schizofrenią, jednak bohaterka "Złej krwi" była czymś więcej, złem wcielonym. Wiedźmą, czarownicą w ciele małej dziewczynki, manipulantką. Lęk jaki wywoływała we mnie ta książka był podobny temu, który odczuwałam czytając pierwsze powieści Stephena Kinga. Wierzcie mi, to najlepszy komplement, jaki mogła ode mnie dostać autorka. 

Najmocniejszą stroną książki była dwutorowa narracja. Z jednej strony poznajemy perspektywę 7-latki, z drugiej jej rodzicielki. Autorka rzuca nas w środek konfliktu, który trwa już od kilku lat i z dnia na dzień się zaostrza. Doszliśmy do takiego momentu, że już nie ma odwrotu. Suzette powoli zaczyna tracić cierpliwość, jest rozdarta pomiędzy miłością a nienawiścią. Cały czas czekałam, aż w końcu wybuchnie, bo wiedziałam że zakończenie może być tylko jedno. Tak samo jak jeden może być zwycięzca. Współczułam matce dziewczynki, rozumiałam jej wstyd, współodczuwałam ból. Wiem jak to jest przebywać w miejscach publicznym z dzieckiem, które rzuca się i warczy. Boimy się tego jak nas odbierają inni ludzie. Kiedyś będąc w centrum handlowym, kiedy moje dziecko wpadło w szał, chwyciłam ją za rękę i zaciągnęłam do samochodu. Na parkingu podeszła do mnie kobieta i zwróciła mi uwagę, że nie powinnam tak postępować z córką i że jej obowiązkiem jest wezwanie opieki społecznej. Już w domu, długo się zastanawiałam, co ona by zrobiła na moim miejscu? Czy to przeze mnie moje dziecko się tak zachowuje? Zaczęłam obserwować zabawy z ojcem i siostrą, z obcymi. I faktycznie to na mnie spadała większość ciosów i gniewu. Postanowiłam zmienić swoją postawę stać się bardziej konsekwentna. Suzette również się bała, że zostanie uznana za nieudolnego rodzica, że znajomi, rodzina i przyjaciele wytkną jej porażkę wychowawczą. Bała się przyznać, że się boi swojego dziecka, że powoli przestaje je kochać. 
Wiadomo jak to jest z córkami. Są to zazwyczaj kochane dziewczynki tatusia, ich oczka w głowie. Tutaj było podobnie. Ojciec Hanny nie dostrzegał tego co się dzieje z córką. Traktował ją jak księżniczkę, spełniał wszystkie zachcianki. Nie wierzył, że jego pierworodna może cierpieć na chorobę psychiczną. Miałam ochotę nim potrząsnąć, powiedzieć żeby w końcu przejrzał na, oślepione miłością "tacierzyńską", oczy. Bo niedługo może być za późno. I niestety było.

Czytając tę powieść zastanawiałam się w którym kierunku skręci jej autorka. Dostawałam wskazówki, które sugerowały, że możemy mieć do czynienia z opętaniem. Wyglądałam więc egzorcystów i demonów. Później całość zboczyła w kierunku thrillera psychologicznego z elementami horroru, co zdecydowanie bardziej mi odpowiadało. Jedno jest pewne : przez cały czas siedziałam na krawędzi krzesła, nerwowo przewracałam kartki i czekałam na moment kulminacyjny. Jednak paradoksalnie nie on, lecz zakończenie książki, wprawiło mnie w osłupienie. Nie mogłabym wymyślić niczego lepszego. Było mroczne, zatrważające, nieprzewidywalne. Czytając książki tego typu liczymy na to, że dobro musi wygrać. Lecz co jeśli to właśnie ono nabiera cech demonicznych? Co jeśli strachy, okrucieństwo i egoizm żyją w każdym z nas? I tylko czekają na to by znaleźć drogę ujścia?

"Zła krew" to z pewnością jedna z bardziej kontrowersyjnych książek jakie czytałam. Mało który z autorów byłby w stanie napisać powieść o demonicznym dziecku, które nienawidzi swojej rodzicielki. Jest to temat zazwyczaj pomijany, niesmaczny. Podobnie jak w horrorach nie często urządza się rzeź niewiniątek, tak i w literaturze są motywy uznawane za tabu. Cieszę się, że Zoje Stage postanowiła się wyłamać i stworzyła dzieło, które jednocześnie wywołało moje oburzenie jak i fascynację. Wprost nie mogłam uwierzyć, że jest to debiut literacki. Zdecydowanie czekam na Stage 2. Na sam koniec chciałabym pogratulować wydawnictwu Czarna Owca projektu okładki, jest fenomenalny. Całość polecam


Tytuł : "Zła krew"
Autor : Zoje Stage
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 16 stycznia 2019
Liczba stron : 400
Tytuł oryginału : Baby Teeth




Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger