Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
"Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie" Edith Eva Eger

"Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie" Edith Eva Eger

Niniejsza książka została napisana przez dr Edith Eva Eger, której udało się przeżyć Holokaust. Ma 92 lata i doktorat z psychologii. Dr Eger dzieli się okropnościami życia w Auschwitz oraz osobistymi historiami  swoich klientów, którym pomagała zmagać się z codziennymi wyzwaniami, przed którymi wszyscy stoimy. "Dar" to książka pełna nadziei, która dostarcza inspiracji nawet w najciemniejszych czasach. Dr Eger naprawdę sprawia, że czujesz, że możesz pokonać całe zło tego świata, ponieważ ona sama to zrobiła! Omówi techniki, które pomogą Ci wydostać się z osobistego więzienia i znaleźć wolność, by żyć jak najlepiej, bez względu na to, jakie były Twoje przeszłe doświadczenia. Czytając ten poradnik (i jednocześnie pamiętnik ) nie mogłam  uwierzyć, że po tym co autorka przeżyła i czego doświadczyła pozostała pełna tak pozytywnej energii. Jestem pod wrażeniem jej siły i wytrwałości. Przeszłość zamiast ją zniszczyć sprawiła, że stała się bardziej zaangażowana w życie. 

 Doktor Edith Eger, uznana terapeutka, która przeżyła Holokaust, oferuje nam pełen empatii, wnikliwości i humoru poradnik, który w subtelny, ale skuteczny i inspirujący sposób zachęca do zmiany sposobu myślenia i zachowań, które sprawiają, że wciąż tkwimy uwięzieni w przeszłości i nie potrafimy odnaleźć spokoju ani w pełni cieszyć się życiem. Historie z życia doktor Eger i jej pacjentów to inspirujące lekcje, które pomogą nam zrozumieć, że najczarniejsze chwile życia to najlepsi nauczyciele, oraz odnaleźć wolność dzięki sile wyboru. 


"Dar" to druga książka Edith Eger (koniecznie muszę przeczytać pierwszą ), która okazała się dziełem pełnym miłości, nadziei, poszukiwań i wyborów. To co sprawia, że czyta się ją z wielką przyjemnością i zainteresowaniem to fakt,  że napisana została przy użyciu powiązanych historii z  własnego życia autorki oraz niektórych jej pacjentów. Głównym celem opowiadanych  historii było zainspirowanie czytelników oraz przekazanie im pewnej uniwersalnej, choć często zapomnianej, wiedzy. Punktem wyjścia dla "filozofii" Edith Eger było to, że każde, nawet ​​te najciemniejsze chwile w życiu można zmienić w coś pozytywnego. Wszyscy mamy wybór w obliczu śmierci, smutku, straty, porażki, lęku, depresji lub innych emocji. Możemy poddać się tym uczuciom i pogodzić z porażką lub nauczyć się je przezwyciężać i żyć każdą sekundą życia. Mówiąc słowami Eger: „Życie — nawet ze swoją nieuniknioną traumą, bólem, smutkiem, nieszczęściem i śmiercią — jest darem. Darem, który sabotujemy, gdy więzimy się w naszych lękach przed karą, porażką i porzuceniem ". Edith Eger uważa, żer to właśnie ta wiara w siebie i celebrowanie życia  pomogły jej przetrwać Auschwitz. Dlatego też dziś, w wieku 92 lat, nadal przekazuje te same lekcje, których nauczyła się jako młoda dziewczyna, aby zachęcić swoich pacjentów do dokonywania dobrych wyborów. Eger wyjaśnia, że ​​najgorszym więzieniem, jakiego doświadczyła, nie jest więzienie, do którego wsadzili ją naziści, ale to, które dla siebie stworzyła, więzienie w jej własnym umyśle. Opisuje dwanaście najbardziej rozpowszechnionych przekonań, jakie poznała — w tym strach, żal, gniew, sekrety, stres, poczucie winy, wstyd i unikanie — oraz narzędzia, które odkryła, by radzić sobie z tymi uniwersalnymi wyzwaniami. Każdy rozdział dotyczy innego aspektu wyzwań, przed którymi wszyscy stoimy. Eger podkreśla, że choć traumy różnią się w zależności od osoby (na szczęście niewielu z nas doświadczy horroru obozu koncentracyjnego), ból jest bólem i ważne jest, jak sobie z nim radzimy. Autorka jest orędowniczką empatii i szacunku dla indywidualnego wyboru, ale podkreśla także  i potrzebę wzięcia odpowiedzialności za własne życie.

Jeśli ktokolwiek może udzielić praktycznej, mądrej, wnikliwej, możliwej do odniesienia, a nawet humorystycznej rady, to jest nią Edith Eger. Oczywiście wie, jak zostawić za sobą przeszłość i jak najlepiej wykorzystać to, co daje jej życie. Ona nie jest ofiarą, jest ocaloną; ale ona bardziej niż przeżywa, rozwija się bez względu na okoliczności, ponieważ wie, jak uwolnić swój umysł z pułapek, które tak często nas usidlają. Na szczęście łaskawie dzieli się z nami swoją mądrością. W "Darze", pani Eger radzi czytelnikom, jak uwolnić się z mentalnych więzień ofiary  takich jak ; unikanie; samozaniedbywanie; poczucie winy i wstydu; nierozwiązany żal; sztywność; gniew; paraliżujący strach; osąd; beznadziejność; nieumiejętność wybaczania. Szczerze mówiąc, nie znajdę chyba nikogo, kto nie odniósłby korzyści z przeczytania tej książki. Przed wczoraj nie znałam nawet imienia tej autorki, dziś wiem, że już nigdy nie zapomnę jej historii ani jej mądrości.

Wszyscy chcemy być szczęśliwsi, ale jak to zrobić? Jakie kroki możemy podjąć, aby poradzić sobie z negatywami, abyśmy mogli skupić się na pozytywach. Tę książkę czyta się prawie jak prywatną sesję z psychologiem, pozwalającą nam zastanowić się nad mądrością, którą ma do zaoferowania. Na końcu każdego rozdziału autorka zamieściła opisy kilku ćwiczeń, które czytelnik powinien zrobić – rzeczy, do których zachęca swoich pacjentów. Osobiście uważam, że KAŻDY mógłby skorzystać z tej książki – dla siebie lub aby pomóc komuś innemu. A co ja z niej wyciągnęłam ? Myślę, że mam o wiele więcej współczucia dla tych, którzy są szorstcy na zewnątrz - nigdy nie wiadomo, przez co przeszli i z czym się zmagają. Przykład miłości, życzliwości i cierpliwości doktor Eger jest godny podziwu. Zdecydowanie polecam. 
 
 
 
Tytuł : "Dar. 12 lekcji, dzięki którym odmienisz swoje życie"
 
Autor : Edith Eva Eger
 
Wydawnictwo : Rebis
 
Data wydania : 28 września 2021
 
Liczba stron : 236
 
Tytuł oryginału :  The Gift: 12 Lessons to Save Your Life 
 
 
 
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu : 



Kings of the Wyld

 
 


A dostępna jest w salonach lub sklepie internetowym sieci :  
https://www.empik.com/zbyt-blisko-daniels-natalie,p1227335289,ksiazka-p
 
 
 
 
 
"Wydech" Ted Chiang

"Wydech" Ted Chiang

Wiele wiele lat temu, jeszcze na studiach, na zajęciach z filozofii mój profesor posłużył się cytatem, który na stałe wyrył się w mojej pamięci : "Koszt świadomości to wiedza o nieuchronności". Jeśli głębiej się zastanowimy nad tymi słowami to przekonamy się jak bardzo są prawdziwe. W zdaniu tym zawarta jest cała ironia wszechświata, a przynajmniej tej jego części, która jest nam znana.  Nie ma znaczenia, co wiemy, nasz los został z góry zaplanowany. Idea predestynacji jest jednocześnie intelektualnym triumfem i duchowym ślepym zaułkiem - kiedy to umysł zdaje sobie sprawę z własnej bezsilności. Ta samoświadomość jest dominującym tematem w opowieściach Czanga.Nie da się ukryć iż autor jest mistrzem krótkich form i w końcu zostało to dostrzeżone. Jedno z zawartych w antologii opowiadań zostało nominowane do nagrody Hugo. Ciekawa jestem czy wam się poszczęści i zgadniecie które? Nie obawiajcie się i śmiało czytajcie wszystkie, są naprawdę rewelacyjne, a wybranie tej jednej, jedynej opowieści będzie zadaniem bardzo trudnym. 


W tych dziewięciu zdumiewająco oryginalnych, prowokujących i wzruszających opowiadaniach Ted Chiang rozważa niektóre z najstarszych pytań stawianych przez ludzkość, a także inne, zupełnie nowe pytania, które mogły przyjść na myśl wyłącznie jemu.

W pierwszej opowieści pod tytułem "Kupiec i wrota alchemika"  bohater odkrywa, że ​​„Zbieg okoliczności i intencja są dwiema stronami tego samego gobelinu ...” Nasze pozorne cele są w równym stopniu wynikiem systematycznego związku przyczynowo-skutkowego wszechświata, jak chociażby burze piaskowe czy losowe tragedie. Tak więc „przeszłość i przyszłość są takie same i nie możemy tego zmienić”. Nawet podróże w czasie nie mogą wpłynąć na nasze losy. Wszystko zostało zaprogramowane od samego początku. Kiedy tradycyjni pisarze science fiction zajmują się mechaniką i paradoksalnymi konsekwencjami podróży w czasie, Chiang przyjmuje teologiczno filozoficzno, alchemiczne podejście i cofa nas setki lat wstecz zamiast przenieść do nowoczesnego wnętrza futurystycznego statku kosmicznego. Autor stworzył przypominającą nieco matrioszkę powieść, opowiedzianą w mitycznym, starożytnym tonie. Słychać tutaj dźwięki przypowieści jednak czytelnik nie odczuwa, że jest umoralniany na siłę. Opowiadanie to skłania do przemyśleń, zastanowienia się nad światem i własnym życiem. 

W tytułowej opowieści "Wydech", która rozgrywa się w świecie robotów, które są faktycznie nieśmiertelne, jedna odważna jednostka stara się odkryć źródło swojej świadomości w ramach własnego mechanizmu. Ale odnosząc sukces, odkrywa także nieuchronne prawo rosnącej entropii, które wskazuje na nieuchronny los cywilizacji robotów. Nawiązanie do naszych obecnych obaw związanych z globalnym ociepleniem jest niepodważalne. Stąd wniosek robota: „ Badanie naszych mózgów ujawniło nam nie sekrety przeszłości, ale to, co ostatecznie nas czeka”

Kolejne opowiadanie pokazuje głębokie, ale nieoczekiwane konsekwencje wynikające się z pojawienia się na rynku nowej zabawki high-tech. Przewidywarka to małe urządzenie ręczne, które dokładnie przewiduje, kiedy właściciel go aktywuje, zapalając zieloną diodę LED. „Nie ma sposobu, aby oszukać Przewidywarkę”. Działa za każdym razem. Tyle o idei wolnej woli i naszej zdolności do zmiany kursu powszechnego rozwoju. A implikacja? Cywilizacja zależy teraz od samooszukiwania się. Być może zawsze tak było. ” 

"Cykl życia oprogramowania" jest najdłuższym opowiadaniem w całej antologii. Akcja tej historii rozgrywa się w siedzibie renomowanej firmy AI, która opracowała genom „Neuroblast” dla gatunku wirtualnych stworzeń zwanych „digientami”. Cyfryzatorzy biegle władają językiem, uczą się,  a potem są sprzedawani w celach komercyjnych, takie tamagotchi zaawansowanych technologii. Mogą być również instalowane tymczasowo w robotach i stać się częścią świata fizycznego. Z roku na rok wirtualne zwierzęta stają się coraz bardziej rozwinięte. Wzrasta również ich samoświadomość. W rezultacie rozwijają własny język i niezależną kulturę - z nieprzyjemnymi , a często smutnymi, konsekwencjami dla ich właścicieli. 

Opowiadań jest jeszcze więcej jednak nie zamierzam im wszystkich streszczać bo to jednak recenzja a nie szkolny "bryk" ;)

Podejście Changa do technologii, a nawet do świadomego życia, które ją produkuje, może wydawać się raczej ponure, ale zaskakuje w swoich quasi-redakcyjnych spostrzeżeniach. Na przykład jedna z jego postaci stwierdza, że ​​„Nic nie wymazuje przeszłości. Jest pokuta, i jest przebaczenie. To wszystko, ale to aż nadto. " Moim zdaniem największym przesłaniem tej książki było żeby udawać, że mamy wolną wolę,zachowywać się tak jak by nasze decyzje miały jakieś znaczenie, nawet jeśli wiemy, że jest zupełnie inaczej. Autor udziela nam również wielu rozsądnych wskazówek duchowych abyśmy mogli kontemplować cud jakim jest nasze życie. Zdecydowanie polecam i tę książkę i zdrową kontemplację. 

Tytuł : "Wydech"
Autor : Ted Chiang
Data wydania : 24 marzec 2020
Liczba stron : 395
Tytuł oryginału : Exhalation: Stories (2019)  


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :  




 
 
 
"Pięć toastów Hannigana" Anne Griffin

"Pięć toastów Hannigana" Anne Griffin

     Czy zdarzyło wam się kiedyś, że po zaledwie kilkunastu stronach książki, żałowaliście że nie sięgnęliście po nią wcześniej? "Pięć toastów Hannigana" trafiło do mnie już jakiś czas temu, lecz ciągle sobie powtarzałam, że jak główny bohater mógł czekać 84 lata by w końcu opowiedzieć nam swoją historię, to nic się nie stanie jak ja również poczekać z jej wysłuchaniem. Teraz żałuję. Książka Anne Griffin, jest jedną z lepszych pozycji w mojej czytelniczej karierze, choć nie przypuszczałam że miano to kiedykolwiek dostanie się powieści obyczajowej. Jak dobrze wiecie od 12 lat mieszkam w Irlandii. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zakochałam się w klifach, przyrodzie, krajobrazie, ludziach, jedyne co do tej pory mnie drażni to pogada. No i jedzenie, ale tylko troszkę. Jednak nie ważne jakich słów bym użyła by wyrazić moją fascynację Irlandią, i tak będą one niewystarczające i nieodpowiednie bowiem jedynie Irlandczyk potrafi słowami oddać to szczególne uczucie bliskości i przynależności do ziemi, tradycji i kultury. Choć książka Griffin nie jest traktatem o Irlandii, tak pomiędzy wierszami potrafimy wyczytać miłość do tego wiecznie zielonego, wietrznego i pełnego magii kraju. A sam Hannigan? On jeszcze dodaje temu dziełu kolorytu i treści. 

Gdybyście musieli wybrać pięć osób, które podsumowałby wasze życie, kogo byście wybrali? W hotelowym barze w małym irlandzkim miasteczku 84-letni Maurice Hannigan zamawia pięć drinków. Przy każdym z nich wznosi toast za najważniejsze osoby w swoim życiu: ukochanego starszego brata, nietuzinkową szwagierkę, córkę, z którą spędził zaledwie piętnaście minut, syna mieszkającego w Stanach Zjednoczonych i za zmarłą, żonę, z której odejściem nie umie się pogodzić. Z historii ludzi, którzy go opuścili układa opowieść o swoim burzliwym życiu, o tym czego żałuje, o tragediach, miłościach i małych zwycięstwach.

Kiedy pierwszy raz wylądowałam na lotnisku w Shannon, wiecie na co najpierw zwróciłam uwagę? Na ciszę. Na warszawskim Okęciu był tłum, gwar i hałas, a tutaj spokój, marazm i lenistwo. Spod terminala odjeżdżał jeden autobus na godzinę, stewardessy spokojnie paliły papierosy, podróżni siadali na walizkach i czekali na transport, rodzinę czy kolegów. Muszę przyznać, że po paru minutach i mnie udzielił się ten błogi spokój. Przestałam się denerwować tym, że nie mam zabukowanego pokoju w hotelu, nie wiem gdzie znajduje się mój Uniwersytet czy też tym, że nie mam nic na kolację. Siedząc na mojej torbie podróżnej wiedziałam, że wszystko musi się dobrze skończyć. Przez te wszystkie lata jakie tu jestem, coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Irlandczycy to zupełnie inni ludzie od Polaków czy innych obywateli Europy. Choć historia ich kraju jest równie bolesna i skomplikowana jak Polski (przez kilkaset lat byli pod brytyjskim zaborem, przeżyli czas Wielkiego Głodu i masowego wymierania, poszli na dno wraz ze statkami płynącymi do amerykańskiego Eldorado) tak pozostał w nich spokój, optymizm i wiara w to, że szklanka zawsze jest do połowy pełna. Irlandczyk dba zarówno o swoją duszę jak i ciało. Jest to jedyny naród, który traktuje pracę z pobłażaniem, nie ta to będzie następna. Nie ważne czy pracuje się na zmywaku czy jako kierownik banku, czas po pracy jest świętością, work-life balance jest świętością, rodzina jest świętością. Mieszkańcy Dublina i Kerry, Donegal czy Meath prosto z fabryki czy pola idą do baru. Nie zawracają sobie głowy przebieraniem się, prysznicem czy jedzeniem obiadu. I właśnie w jednym z takich barów spotykamy Maurica Hannigana. Maurice włożył swój odświętny garnitur, wypastował buty i zawiązał krawat i teraz, zamierza spełnić pięć toastów, wypić pięć trunków za osoby, który najwięcej znaczyły w samym jego życiu. Muszę tutaj nadmienić, że irlandzkie puby, są inne od tych, które znamy z naszego polskiego podwórka. To miejsca gdzie spotyka się cała rodzina, gdzie gra się w bingo i różnego rodzaju loteria czy quizy. Często właściciele takich lokali wyznaczają specjalne strefy do zabawy dla dzieci, jednak te muszę zniknąć z baru, do godziny 21. Jeśli kiedykolwiek odwiedzicie takie miejsce, zapamiętacie je już do końca życia. Zapach przesiąkniętych piwem dywanów, dymu z fajek i tak charakterystycznego Mr. Sheen, którym czyszczone są drewniane powierzchnie. Gdzieniegdzie (nawet w centrum Limerick), właściciele lokali wysypują podłogę słomą, by wchłaniała wilgoć z dworu. Jest naprawdę klimatycznie i niesamowicie. Anne Griffin, stworzyła miejsce, którego nie powstydziłaby się żadna irlandzka miejscowość. Bar w hotelu, pełen szkła, alkoholu, stałych bywalców, wielkich luster i drewnianych mebli, gdzie można zjeść, wypić a nawet się przespać. Podczas czytania książki "czułam" ducha tego miejsca i potrafiłam sobie wyobrazić ponad osiemdziesięcioletniego staruszka, który z werwą próbuje zeskoczyć z barowego stołka. Byłam zachwycona. Pomysł na wypicie pięciu drinków w imię bliskich i snucie przy tym opowieści był tak typowo irlandzki, że autorka nie mogła lepiej trafić. Ci wyspiarze są mistrzami w snuciu opowieści, sklecą ciekawą historię nawet z najmarniejszego życiorysu. Jednak nie martwcie się życie Maurica Hinnigana wcale nie było byle jakie i nudne. Było tragiczne lecz jednocześnie bardzo prawdziwe, smutne lecz przepełnione momentami wielkiego szczęścia. I choć od samego początku wiemy, jakie są zamiary naszego głównego bohatera, a tym samym koniec książki, to zupełnie nam to nie przeszkadza, bo tym razem to przeszłość gra pierwsze skrzypce. Bo przyszłości już nie ma a teraźniejszość nie ma znaczenia. 

Maurice Hannigan umrze. Oczywiście nie wiemy tego na pewno, przecież zawsze może zmienić zdanie w ostatniej chwili, lecz to przeczucie towarzyszyło mi przez cały czas trwania powieści jak stała niezmienna. Przed śmiercią nastał czas na szczerą rozmowę, jednak jak to zrobić skoro najbliższa nam osoba znajduje się tysiące kilometrów dalej? Za wielką wodą? Pozostaje nam pożegnanie w myślach, ostatnie nagranie, rozmowa z duchami. Pewne rzeczy muszę zostać powiedziane, wyjaśnione, przebaczone inaczej nie będziemy mogli odejść w spokoju. Maurice Hannigan jest człowiekiem pełnym sekretów, które skrywał praktycznie przez całe swoje życie. Jednak tak naprawdę to zaledwie jedno wydarzenie z dalekiej przeszłości miało największy wpływ na losy dwóch "skłóconych" ze sobą rodzin. Przez jedną monetę cierpiało wielu, płakało kilku, zwariował jeden. A może każdy uwikłany w tę historię był szaleńcem? 
Hannigan zajmuje jeden z barowych stołków i zaczyna od butelki stauta. Choć odbiorcą jego wewnętrznego dialogu jest jego mieszkający w Stanach Zjednoczonych syn, tak czytelnicy mają wrażenie, że starzec zwraca się również do nich. Najpierw pijemy za starszego brata naszego bohatera, Tonego, który w młodości umarł na gruźlicę. Wraz z pierwszym łykiem, autorka przenosi nas z hotelowego baru do Irlandii w latach czterdziestych. Kiedy cała Europa żyła w cieniu wojny, tutaj salwy z karabinów nie doszły. Ważna jest praca na roli, życie z dnia na dzień i małe radości i smutki dnia codziennego. Opowiadając o swoim bracie Maurice opowiada nam tym samym o swoim dzieciństwie. I właśnie na takich retrospekcjach zbudowana jest ta powieść. 
Kolejny toast wypijamy za "szaloną" szwagierkę Maurica, kobietę , która sporo namieszała w jego życiu, a jednocześnie naprowadziła go na dobrą drogę. Trzeci toast jest wzniesiony za córeczkę bohatera, czwarty za jego syna a ostatni za zmarłą dwa lata wcześniej żonę. I w moim odczuciu to właśnie ten ostatni jest najważniejszy, gdyż Sadie była jedyną miłością życia Maurica, osobą po której śmierci nadal nie potrafi się otrząsnąć i pragnie jak najszybciej do niej dołączyć. 

Bohater na 360 stronach opowiada nam historię całego swojego życia. Zwierza się z trudnych początków w szkolnej ławie, pracy na farmie u bogatych sąsiadów, która to "naznaczyła" go na całe życie, poznania Sadie, narodzin dzieci, śmierci najbliższych i narodzin samotności. Choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, iż jest to fikcyjna książka biograficzna połączona z sagą rodzinną, to tak naprawdę ma ona dużo więcej do zaoferowania czytelnikom niż historię. Jest to cudowna opowieść o dojrzewaniu, dorosłości i starzeniu się. Autorka przeprowadza nas przez cykl życia, jednak nie ten fizyczny a emocjonalny. Byłam zachwycona tym w jak  wnikliwy sposób Griffin uchwyciła niuanse psychiki swojego bohatera, jak subtelnie przeprowadziła jego metamorfozę i jak sprawnie poradziła sobie z jego emocjami. Jest to również opowieść o samotności, która mnie osobiście wzruszyła do łez. Do tej pory nie zastanawiałam się nad tym, co będzie za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat a przecież to już "niedługo" ( w każdym razie jak na matczyny czas) jak moje pociechy wyfruną z gniazda. Zostanę sama z mężem. Będzie cicho i pusto. A później będzie tylko gorzej, jak zaczną powoli odchodzić Ci, których znam i kocham. Lecz najgorszym scenariuszem może być to co spotkało Hannigana, samotne picie za zmarłych i tych "co za morzem". Picie do lustra, do przechodniów i własnych myśli. 

Moja półka z ulubionymi książkami składa się z zaledwie kilkunastu woluminów. Nie znajdziecie tutaj klasyki, książek głośnych i nagradzanych lecz powieści, które mnie wzruszyły, zafascynowały, zaskoczyły czy po prostu zszokowały. Na okładkach możemy wyczytać takie nazwiska jak Tolkien, King, Crouch czy Martin i dziś do tego zacnego grona dołączy również Anne Griffin. Aż ciężko uwierzyć w to, iż ta dojrzała, irlandzka autorka jest literacką debiutantką, chciałabym żeby każdy początkujący miał takie pióro, taką rękę i styl. W posłowiu do książki Griffin przyznaje, iż w historii wykorzystała opowieści zasłyszane od swoich bliskich i znajomych. Ciekawa jestem ile z nich opowiedzianych zostało w lokalnym pubie przy szklance Guiness i dźwiękach ludowych piosenek. Bo tak właśnie wyobrażam sobie irlandzki proces twórczy. Polecam wszystkim bez wyjątku, nie będziecie zawiedzeni. 


Tytuł : "Pięć toastów Hannigana"
Autor : Anne Griffin
Wydawnictwo : Czarna Owca
Data wydania : 14 sierpnia 2019
Liczba stron : 460
Tytuł oryginału : All that I have been [When All Is Said]


Za możliwość przeczytania książki i jej zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu :  

https://www.czarnaowca.pl/



Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :


http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html

"Pierwsza zagadka. Nasze życie przed przyjściem na świat" Katharina Vestre

"Pierwsza zagadka. Nasze życie przed przyjściem na świat" Katharina Vestre

     Na pewno każdy z was miał kiedyś do czynienia z małymi dziećmi. Już ośmiomiesięczne bobasy zaczynają wyciągać rączkę by coś nam pokazać, paluszkiem instruują gdzie mamy je zanieść, a wszystko co trafi w ich najbliższe otoczenie natychmiast wędruje do buzi. Jedyną szansą na to, by taka mała istotka poznała otaczający ją świat, są zmysły. Widzi, słyszy, czuje,odczuwa jednak jeszcze do końca nie rozumie. I choć jedne dzieci rozwijają się szybciej a inne wolniej to mają jedną cechę wspólną : ciekawość. Muszą wszystko dotknąć i spróbować, wszędzie wejść , zgnieść, podnieść, przesunąć, jednym słowem poznać organoleptycznie. I choć ta ciekawość świata i rządzących nim mechanizmów z wiekiem maleje, i jest to wprost proporcjonalne do wkładania różnych rzeczy do buźki, to zdarza się również tak, że nawet jako dorośli ludzie czujemy wielki głód wiedzy. Tak jakby żyło w nas wieczne dziecko, które łaknie poznawać nowe rzeczy. Ja należę do właśnie takich osób, słucham, obserwuję, czytam, nawet pozornie błahe informacje jak skład szamponu czy napisy na pudełku do zapałek. Jak tylko zobaczyłam okładkę tej książki, to moja ręka od razu powędrowała na przycisk zamów. I muszę wam powiedzieć, że było warto. Dawno tak dobrze się nie bawiłam...na lekcji biologii. 

Na początku jesteś tylko maleńką komórką. Następnie dzieli się ona na pół. Z dwóch komórek robią się cztery. Osiem. Szesnaście. Wkrótce pojawiają się pierwsze zarysy człowieka. Rdzeń kręgowy. Pulsujące delikatnie serce. Kolejne są płuca, oczy, usta. Mózg. Przez kilka magicznych miesięcy ze zbitki komórek powstaje oddychający, odżywiający się, myślący organizm.
Ale jak to właściwie możliwe?


Pamiętam kiedy kilka lat temu zaszłam w moją pierwszą ciążę, to praktycznie codziennie przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu informacji, jak w danym dniu wygląda moje maleństwo, co robi, ile waży, czy już słyszy a może nawet widzi? Zaopatrzyłam się w tonę książek, maglowałam koleżanki oraz własną mamę. Chciałam być na bieżąco i wiedzieć co się dzieje w moim ciele oraz z nim. Bardzo żałuję, że wtedy "Pierwsza zagadka" chyba nawet nie była jeszcze w planach. Teraz już po przeczytaniu tej lektury wiem, że jest ona w stanie zastąpić całą wiedzę, którą zaczerpnęłam z książek dla młodych mam, podręczników z biologii oraz ciekawostek zaczerpniętych z sieci. Jeśli jest tu jakaś kobitka w ciąży, która chce się dowiedzieć co się tam dzieje, jak przebiega zapłodnienie i rozwój dziecka, jak działają komórki, receptory oraz jaka jest rola DNA, to gorąco polecam tę właśnie książkę. Od razu powiem, że nie musicie być oni w tym kierunku wykształceni, ani się specjalnie tym tematem interesować, by wszystko okazało się dla was zrozumiałe. Wydawać by się mogło, że osoba, która całe życie spędziła albo nad mikroskopem albo w sali wykładowej, musi być niczym stara, zmęczona życiem i powoli znudzona swoją pracą nauczyciela. Okazuje się jednak, że kolejny raz stereotypy zawodzą. Jeśli wrzucicie w Google imię oraz nazwisko autorki, to ukaże wam się zdjęcie uśmiechniętej, młodej dziewczyny. Aż trudno będzie wam uwierzyć w to, że tak pogodna blondynka może być embriolożką i doktorantką na Uniwersytecie w Oslo. Bardziej wygląda jak koleżanka z sąsiedztwa, niż ktoś kto zamierza przekazać nam wiedzę z zakresu "czarnej magii". Muszę przyznać, iż na początku właśnie tak się czułam, jak człowiek który wkracza w nieznane. Przyzwyczajona do książek naukowych i podręczników, bałam się że tak skomplikowany proces, jakim jest "tworzenie się człowieka", nie można opisać prostymi słowami. Okazuje się jednak, ze ta młoda dziewczyna, nie dość że z łatwością przekazała nam "trudną" wiedzę, to jeszcze zrobiła to w ciekawej, rozrywkowej formie. Kiedyś mój wykładowca historii powiedział, że jego sposobem na to, by studenci nie posnęli na wykładach, jest wplatanie w monolog ciekawostek i żartów, co sprawia, że nasza uwaga zostaje z powrotem zogniskowana na danym temacie. Właśnie tak działa Katharina Vestre. W jednym akapicie obrazuje skomplikowane podziały komórkowe, by w następnym rozbawić nas tym, że plemniki mają węch, a włosy na naszym ciele "podpowiadają" gdzie mają być rozmieszczone odpowiednie organy. 

Głównym założeniem tej książki jest przeanalizowanie całego procesu narodzin człowieka, który rozpoczyna się już w naszej sypialni (lub też windzie, łazience, kuchni, polanie, namiocie-fantazje są różne)wraz z opuszczeniem plemnika organizmu swojego twórcy. Autorka pod mikroskopem, oraz korzystając z dostępnej wiedzy, śledzi wędrówkę tego małego "pływaka", który na węch, kieruje się w stronę olbrzymiej komórki jajowej. Już samo to jest fascynujące prawda? Nigdy nie zastanawiałam się nam tym , jak to było, kiedy w moim ciele rozgrywał się istny wyścig o prawo do wyłączności. Jednak etap zwany zapłodnieniem, jest jedynie wstępem ku wielkiej przygodzie. Przed nami kolejne 9 miesięcy dzielenia, przemian, rośnięcia, mutacji, modyfikacji, zmian, które zaowocują tym, że na świecie pojawi się kolejny obywatel. Fascynujące było czytać o tym, jakie zmiany dokonują się najpierw w embrionie, potem w płodzie a na końcu w małym człowieku. Poczułam się jak bym znowu była w ciąży. Myślę, że kobiety o wiele bardziej emocjonalnie odbiorą tę książkę, gdyż opowiada ona o tym, co same doświadczamy. Niestety mężczyzna tylko "początkuje" proces tworzenia człowieka, dlatego tym ważniejsze jest byśmy uświadamiali naszych partnerów i mężów. Pokazywali im jakiej wielkości jest mała istotka, podzielili się ciekawostkami jak ta, że dawniej tabletki antykoncepcyjne testowano na myszach. Niech oni też mają coś z tej ciąży a nie tylko nasze wieczne narzekanie i zachcianki. Oczywiście teraz sobie żartuję, jednak moim zdaniem wspólne czytanie tego "dzieła" jest znakomitym pomysłem i dostarczy wam zarówno dużo rozrywki jak i tematów to dyskusji. Autorka posługuje się dość ciekawym stylem. Jak przystało na naukowca czasami trudno jest jej się skupić na danym temacie, jedna myśl wywołuje następna, i w końcu czytelnik ląduje na manowcach. Owszem dygresji tutaj jest dość sporo, zdarzyło mi się również trafić na błędy w tłumaczeniu, co sprawiało że nie do końca rozumiałam treść, jednak całość oceniam pozytywnie i mam nadzieję, że autorka pokusi się o napisanie kolejnych pozycji...może o tym jak wychować takiego małego szkraba? Oczywiście żartuję. 

O tej książce można napisać naprawdę sporo, można przytaczać anegdoty i ciekawostki, jednak boję się iż zdradzę wam zbyt wiele, odbierając wam tym samym przyjemność z lektury. Moim zdaniem bowiem, jedyną słabą stroną tej publikacji, jest jej objętość, składa się bowiem z zaledwie 200 stron, kiedy ja bym chciałam 400 albo i 600, byle tylko nakarmić nękający mnie od maleńkości głód wiedzy w tym temacie, którego nie udało się zaspokoić moim nauczycielkom. A dlaczego? Ponieważ były to właśnie panie starej daty, których celem było trzymanie się syllabusa i wytycznych ministerstwa i przekazanie nam tylko wiedzy absolutnej. Dziś, chociażby patrząc na listę lektur z języka polskiego, na której jakiś czas temu pojawił się "Hobbit. Czyli droga tam i z powrotem" J.R R Tolkiena, widzę że edukacja się zmienia i idzie w dobrym kierunku. Nareszcie dzieciaki dostają lektury, które czyta się z przyjemnością. Ciekawa jestem czy taka przemiana nastąpi też w przypadku innych przedmiotów. Czy ktoś z kuratorium kiedykolwiek poleci biologom książkę Vestre, czy w którejkolwiek szkole w Polsce, uczniowie usłyszą że człowiek dzieli ponad połowę DNA z muszkami owocówkami? Będę trzymać za to kciuki. 


Katharina Vestre jest debiutantką jeśli chodzi o literaturę, jednak doskonale wie co robić w laboratorium. Zawsze podziwiałam naukowców, ludzi którzy mogą spędzić godziny patrząc się w okular mikroskopu tylko po to, by zobaczyć to co ich poprzednicy, bo (nie oszukujmy się), mało zostało jeszcze do odkrycia. Zawsze się cieszę, kiedy któryś z nich postanowi otworzyć drzwi i podzielić się swoją wiedzą ze zwykłymi szaraczkami, takimi jak ja. W końcu też na to zasługujemy i paradoksalnie możemy się stać najwierniejszą, bo bezinteresowną, widownią. Obawiam się, iż książka Vestre może być jedynym jej dziełem, pierwszym i ostatnim występem na literackim czerwonym dywanie. Jej specjalizacja jest tak wąska, że kolejna publikacja okazałaby się jedynie powtórzeniem. Owszem autorka może pisać bardziej skomplikowane publikacje naukowe jednak wtedy grono jej odbiorców drastycznie się skurczy. Dlatego proszę was, dajcie jej szansę, przeczytajcie co ma do powiedzenia, bo zdecydowanie nie będzie się powtarzać. "Stracicie" parę godzin ale zdecydowanie wyjdziecie z tego bogatsi o rzecz najważniejszą : wiedzę. Polecam. 


Tytuł : "Pierwsza zagadka. Nasze życie przed przyjściem na świat"
Autor : Katharina Vestre
Wydawnictwo : Zysk i S-ka
Data wydania : 14 maja 2019
Liczba stron : 200
Tytuł oryginału : The Making of You: A Journey from Cell to Human


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/

"Tęsknota we mnie. Najważniejsze pragnienie mojego serca" Sheila Walsh

"Tęsknota we mnie. Najważniejsze pragnienie mojego serca" Sheila Walsh

Osoby niewierzące, niechrześcijanie, ateiści, wątpiący, po przeczytaniu o czym jest ta książka na jej okładce, z pewnością odłożą ją z powrotem na księgarnianą półkę, gdyż zbyt im się to kojarzy z "religijnym bełkotem". Ja sama, do takich poradników, choć jestem osobą wierzącą, podchodzę z dużym dystansem. Muszę przyznać, iż byłam bardzo zdziwiona faktem, iż do tej pory nie spotkałam się z żadną książką autorki, przecież choć nie jest to gatunek po który sięgam często i regularnie, to powinnam znać nazwisko osoby, której dzieła sprzedają się w milionach, a konto na Instagramie i facebooku śledzi równie wielki tłum osób. Jednak mi to wszystko umknęło. Dopiero dzięki portalowi literackiemu Sztukater, miałam okazję przeczytać "Tęsknotę we mnie" i zobaczyć, czym zachwyca się cały świat, no może za wyjątkiem takich ignorantów jak ja. Oczywiście jak każda książka na poły religijna, tak i tej nie udało się pozbyć mentorskiego i bogobojnego wydźwięku, jednak został on złagodzony przez fakt, że sama autorka, ma parę grzeszków na sumieniu. I to właśnie fakt, że Walsh, nie jest aniołem, tylko człowiekiem z krwi i kości, który popełnia błędy, nadaje smaku temu poradnikowi i sprawia, że czujemy iż to właśnie do nas jest adresowane to dzieło. Do nas, kobiet.. A co z mężczyznami? Czy oni też czują tęsknotę i da się coś na to zaradzić? Niestety u autorki Ci źli faceci zostali w raju, gdzie nadal karmią węże.

Powiedzmy to sobie szczerze: pragnienia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Stanowią po prostu część naszego życia. Dlaczego jednak po ich spełnieniu zamiast radości często odczuwamy ból?Każda z nas zna to uczucie pustki w sercu, która niczym nie daje się zapełnić…
Sheila Walsh ma dla ciebie proste przesłanie: jedyne, czego pragniesz, to Bóg. I nieważne, czy zdajesz sobie z tego sprawę, czy nie. Zrozumienie tej prawdy może zająć ci wiele lat, ale w zamian otrzymasz radość i uwolnisz się od problemów z przeszłości, którymi wciąż się zadręczałaś. 


Na wstępie chciałam was spytać czy wiecie kim jest Sheila Walsh. Myślę, że w chrześcijańskim kraju, gdzie literatura religijna cieszy się dość dużą popularnością, a książki tej autorki zostały przetłumaczone na język polski i są ogólnie dostępne, wiele osób słyszało o tej znanej szkockiej piosenkarce, autorce tekstów i pisarce. W tym przypadku, sprawdza się powiedzenie, które jest dominujące w moim życiu : zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia. Ponieważ trwanie w stanie niewiedzy bardzo mnie irytuje, kolejny raz dziękując Bogu (i inżynierom, naukowcom i innym mądrym ludziom) za istnienie internetu, postanowiłam "zgooglować" naszą autorkę. I oto czego się dowiedziałam. Sheila Walsh urodziła się w Szkocji, gdzie ukończyła studia teologiczne. Po zakończeniu formalnej pracy podjęła pracę jako kapłanka dość znanym ówcześnie zespole "The Oasis". Po rozpadzie bandu rozpoczęła karierę solową, która zaprowadziła ją do Stanów Zjednoczonych, gdzie nawiązała współpracę z Patem Robinsonem , szefem sieci telewizyjnej CBN, gdzie wraz z nim prowadziła talk show. Po rozstaniu z telewizją zajęła się pisaniem książek, głównie z zakresu teologii. Dopiero w 1992 roku, kiedy była już dość znaną na kontynencie oraz za oceanem, osobą postanowiła stworzyć autobiografię, która okazała się sukcesem. Od tego czasu pisze głęboko religijne poradniki oraz zaangażowała się w stworzenie serii dla dzieci, która ma im przybliżyć postać Boga. Wydawać by się mogło, że ktoś z taką biografią, musi wieść cudowne, szczęśliwe życie w otoczeniu najbliższych, miło wspominać przeszłość i z ufnością patrzeć w przyszłość. Niestety okazuje się, że nie wszystko złoto co się świeci. Choć "Tęsknota we mnie" jest poradnikiem to znajduje się tutaj mnóstwo informacji biograficznych a sam wydźwięk tej książki jest niezwykle osobisty. Autorka opowiada nam o tym co spotkało ją w życiu. Pierwszą rzeczą, która miała wielki wpływ na jej psychikę i późniejsze życie była walka w samoobronie przed agresywnym ojcem, w wyniku której mężczyzna trafił do szpitala psychiatrycznego. Uraz głowy którego doświadczył sprawił, że stał się niemalże warzywem. Po kilku latach zmarł nie opuściwszy placówki. Kolejny cios kobieta otrzymała od własnego męża, który doprowadził ją na skraj depresji. Kiedy udało jej się ją pokonać, wpadła w kolejne, tym razem finansowe, kłopoty. Jak widzicie Sheila Walsh nie była rozpieszczana przez los. Aż dziw bierze, że pomimo tych wszystkich nieszczęść i niesprawiedliwości, których doświadczyła niczym biblijny Hiob, autorka nie straciła swojej wiary w Boga, i nie dość, że sama ją kultywowała to jeszcze zachęcała do tego innych. Jeśli boicie się książek religijnych, cytatów i przytaczanych fragmentów pisma świętego, jeśli nie interesują was mityczne postaci oraz sama sylwetka Boga, to książka ta będzie wam cierniem w pięcie, została bowiem napisana w formie wychwalającej chrześcijańskiego Stwórcę. Tak, muszę to powiedzieć otwarcie, jest tutaj mnóstwo religii, moralizatorstwa, wiary i całej tej otoczki, która kojarzy nam się z sacrum i dewocjonaliami.

Jak przystało na poradnik, nie mamy tutaj do czynienia z wielkim objętościowo tomiszczem. Autorka starała się przekazać nam wiedzę w formie skondensowanej, dlatego jej dzieło składa się z niespełna 260 stron. Co ciekawe anglojęzyczna wersja ma tych stron zaledwie 170. Całość podzielona została na 10 rozdziałów, z których każdy opowiada o innej tęsknocie, która jest udziałem naszego serca. Mowa tutaj o tęsknocie za : byciem wybranym, byciem chronionym, za tym co było kiedyś, za kontrolą, za prawem do posiadania własnego zdania, za tą jedną rzeczą która sprawi, że będziesz szczęśliwy, za tym by robić wszystko dobrze, by szerzyć łaskę i miłosierdzie boskie oraz tęsknocie za samym Bogiem. Może nie są to dokładnie przytoczone tytuły rozdziałów, jednak z zasady po przeczytaniu książki, odkładam ją na półkę i podczas recenzji posiłkuję się jedynie własnymi myślami. Jest to taki mój prywatny sprawdzian wiedzy i jednocześnie tego jak ważna była dla mnie książka. Tym razem, jak widać zapamiętałam dość sporo. Zapewne było tak dlatego, ponieważ "Tęsknota we mnie" była czymś więcej niż zwykłym poradnikiem, którego autorzy w punktach mówią nam co musimy robić żeby być szczęśliwi. Ta książka była o wiele bardziej osobista. Walsh odwoływała się do swojej przeszłości, analizowała własne życie dając nam jednocześnie do zrozumienia, że wszyscy jesteśmy grzesznikami, jednak nie powinniśmy się z tego powodu niczego obawiać, gdyż Bóg jest miłosierny i może nam bardzo wiele wybaczyć. Muszę przyznać, iż bardzo szybko i bardzo łatwo utożsamiłam się z naszą autorką i sama jestem zaskoczona, że to się w ogóle stało, gdyż ani nie mamy wspólnej przeszłości ani społecznego "backgroundu", z którym mogłabym się utożsamiać. Wychowana zostałam w pełnej szczęśliwości rodzinie, małżeństwo również mam udane. Nikt mnie nigdy nie pobił a o depresji czytam jedynie w książkach. Co więc połączyło mnie i autorkę na tyle, że w pełni ją zrozumiałam i poczułam się jak bym była w jej skórze? Zarówno ona jak i ja czujemy wewnętrzne tęsknoty. Nawet jeśli znacząco się one różnią, bardzo łatwo można je sprowadzić do wspólnego mianownika, którym jest szczęście i spełnienie. Bo czym innym jest bycie wybranym, chronionym, wysłuchiwanym przez ludzi i kochanym przez Boga, jak nie drogą ku wiecznej szczęśliwości? Muszę przyznać, iż taka interpretacja naszego życia, jako wędrówka ku szczęściu, jest bliska mojemu sercu. Cieszę się również z tego, iż autorka, sama nie będąc osobą doskonałą, daje nadzieję innym, w tym grzesznikom i wątpiącym. Oni również mogą trafić do krainy mlekiem i miodem płynącej, gdzie odnajdą siebie i swoje miejsce w świecie. Walsh za pomocą przykładów z własnego życia oraz z życia legendarnego, biblijnego Króla Dawida, udowadnia nam, że Bóg jest miłosierny i potrafi wybaczać. Wszak wiadomo, że łatwiej jest kochać tych, którzy nie popełniają błędów, jednak jeśli to grzesznicy się nawrócą i będą szczerze żałować, wtedy miłość jest głębsza i daje więcej satysfakcji. Jak widzicie nie ważne czy macie lat osiemnaście, trzydzieści czy osiemdziesiąt, zawsze jest czas na zmianę, na spełnienie swoich tęsknot lub na nauczenie się wspólnej z nimi egzystencji. 

Teraz czas na to żebym wyjaśniła zdanie ze wstępu do mojej recenzji, w którym stwierdzam iż jest to doskonały podręcznik dla kobiet. Jest udowodnione, i statystyki tutaj nie kłamią, że po poradniki o wiele częściej sięgają przedstawicielki płci pięknej. Procenty są tutaj druzgocące. Zastanawiam się, czy to właśnie ta niechęć panów do czytania fachowych porad  jest przyczyną dla której autorzy tych książek piszą je z myślą o kobietach. Tutaj jest to widoczne już na samym wstępie. Poznając historię Walsh nie trudno zauważyć, iż kobieta była wielokrotnie krzywdzona przez mężczyzn, najpierw przez swojego despotycznego ojca, potem przez małżonków. Myślę, że po tak dramatycznych przeżyciach, które stały się jej udziałem, pozostała w niej trauma, którą nawet nieświadomie przenosi na papier. Choć nigdzie nie pisze tego wprost to widać, że nie do końca ufa mężczyzną, uważa że są z natury źli. Troszkę żałuję, że poradnik ten został napisany z takim nastawieniem. Znam paru fajnych facetów, którzy chętnie by przeczytali co autorka ma do powiedzenia i być może nawet wdrożyliby w życie jej porady. Niestety nie jestem w stanie im polecić tej książki, gdyż wiem że już po kilkunastu stronach mogą się poczuć jak wyżęta szmata. 

Jak to mówią jak jest popyt to jest i podaż, gdyby ludzie nie potrzebowali religijnych poradników, to nikt by ich nie pisał. Sukces Walsh świadczy jednak o tym, że ludzie wierzą w Boga, chcą być bliżej niego i pragną uczynić swoje życie pełniejszym. Nikt nigdzie nie powiedział (być może oprócz samej autorki), że jej wskazówki i rady naprawdę znacząco poprawią naszą sytuację i pomogą osiągnąć szczęście. Jednak moim zdaniem to właśnie wiara jest najważniejsza i potrafi czynić cuda, więc jeśli wierzycie, iż "Tęsknota we mnie" otworzy wam oczy, nauczy czegoś nowego i dostarczy wiedzy o Bogu i uniwersum, to nie wahajcie się i biegnijcie do księgarni. Ja co prawda rad autorki do serca nie wezmę jednak cieszę się, że poznałam kolejną interesującą osobę z pełną dramatów przeszłością, oraz odbyłam cudną lekcję biblijnej historii, na której poznałam Króla Dawida w zupełnie dla mnie nowej, metaforycznej odsłonie. Polecam.


Tytuł : "Tęsknota we mnie. Najważniejsze pragnienie mojego serca"
Autor : Sheila Walsh
Wydawnictwo : Święty Wojciech
Data wydania : 20 lutego 2019
Liczba stron : 256


Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję portalowi : 
https://sztukater.pl/

"Chrobot" Tomek Michniewicz

"Chrobot" Tomek Michniewicz

     Już dawno postanowiłam, że zacznę czytać więcej reportaży, książek non-fiction i biografii. Nowy Rok jest doskonałą okazją by podjąć to wyzwanie. W moje ręce, jakiś czas temu, trafiła książka "Chrobot" autorstwa Tomka Michniewicza, dziennikarza, podróżnika i reportażysty. Z początku miałam pewne obawy, cóż bowiem może być interesującego w czytaniu o życiu zwykłych, szarych ludzi z różnych zakątków Ziemi. Jednak już po pierwszych kilkunastu akapitach wiedziałam, że trafiłam na istną perełkę, książkę która otworzy mi oczy na problemy dzisiejszego świata,  opowie o tradycjach, kulturze, podzieli się ciekawostkami a jednocześnie uświadomi, gdzie jest moje miejsce w wielkiej, zglobalizowanej wiosce. Teraz, świeżo po przeczytaniu książki, moje serce przepełnione jest smutkiem. Wstydzę się za to kim jestem, za to ile razy mówiłam "przecież nic nie wiedziałam", "to nie moja wina". Choć bohaterom z książki Michniewicza udało się spełnić niektóre marzenia, choć nie żyją w biedzie i los był dla nich łaskawy, to nadal daleko im do szczęścia, które znamy z pisanych w wygodnych domach powieści obyczajowych czy kolorowych brazylijskich telenoweli. Czy jest jeszcze szansa, że to się kiedyś zmieni? 

"Chrobot" opowiada historię życia 7 bohaterów - mieszkańca Ugandy, USA, Kolumbii, Indii, Finlandii, Zimbabwe i Japonii. Wszystkie one są prawdziwe, i wszystkie mają otwarte zakończenie. Autor stworzył piękny kolaż, na który składają się opowieści, anegdoty, krótkie historyjki, przemyślenia i obrazy z przeszłości ludzi w podobnym wieku, jednak urodzonych w odległych od siebie miejscach i wychowanych w innych okolicznościach. Osoby te nigdy się nie poznają, nigdy nie zjedzą wspólnego posiłku. Wszystkich poznajemy jak mają po 6 lat i dopiero rozpoczynają swoją edukację lub o tym marzą. Odwiedzamy biedne dzielnice Cali, obrzeża Tokio, gdzie mieszka japońska klasa średnia, wraz z bohaterami przemierzamy busz w Zimbabwe czy szusujemy na nartach w Finlandii. Książka oparta jest na wszechobecnych kontrastach. Z jednej strony mamy tutaj bogactwo i dobre, spokojne, wolne od trosk życie z drugiej skrają biedę, analfabetyzm i walkę o każdy kolejny dzień. Oczywiście nawet średnio zorientowany w  polityce czytelnik wie, że nasz świat jest podzielony na bogatą północ i biedne południe, jednak nie każdy z nas zdaje sobie sprawę, jak rażące są te różnice. To co dla jednych jest oczywistością, dla drugich bywa zbytkiem i marzeniem. W Afryce czy w Indiach nadal żyją ludzie, dla których prąd, bieżąca woda czy toalety są luksusem. Nadal są na świecie miliony ludzi bez dostępu do służby zdrowia czy edukacji. Niektórzy muszą wędrować kilkadziesiąt kilometrów po receptę, której i tak nie będą w stanie wykupić. Ci, którym się poszczęściło, żyją w złotych klatkach bojąc się o swoje bogactwo i życie, bowiem w krajach Trzeciego Świata przyszłość nigdy nie jest pewna. Autor zadbał o to by każdy z bohaterów dostał sprawiedliwą część czasu "książkowego". Każdy głos liczy się jednakowo, przynajmniej na papierze. Książka podzielona jest pod względem chronologicznym jak i tematycznym. Czytelnik towarzyszy bohaterom od ich najmłodszych lat, siedzi z nimi w szkolnej ławie, uczęszcza na studia, podejmuje pierwsze prace i rodzi dzieci. Rozstajemy się dopiero kiedy dogania nas dorosłość.  W rozmowach z bohaterami książki, autor poruszył tematy takie jak : małżeństwo, religia, wolność, zdrowie, zabawa, edukacja, cielesność, wojsko czy ideały urody. Skupiamy się tutaj na praktycznie każdym aspekcie naszego człowieczeństwa, a na zadawane pytania dostajemy odpowiedzi z różnych punktów widzenia. Studiując to zestawienie uświadamiamy sobie sprawę z istnienia różnic kulturowych, które ciężko będzie przeskoczyć. To co jest na porządku dziennym dla Amerykanina, jak poklepanie po plecach, będzie niedopuszczalne w Japonii i na odwrót. Z drugiej strony autor pokazuje, że w XXI wieku tradycje i kultury się przenikają i uzupełniają, dzięki temu na tokijskich ulicach również możemy obchodzić Boże Narodzenie. 

Książka pełna jest anegdot i ciekawostek, które uzupełniły moją wiedzę na temat wymienionych tutaj krajów i regionów świata, a nawet całych kontynentów. Z perspektywy 7 bohaterów poznajemy obce, wciąż dla nas egzotyczne kraje. Przewodniki i książki turystyczne zazwyczaj skupiają się na rzeczach popularnych i ogólnie znanych, tutaj mamy do czynienia z obrazami dnia codziennego, szczególikami które składają się na pasmo wielkich porażek i małych sukcesów. Japonia jest krajem samarimanów, ludzi wynajmujących komory sypialne w wielkich miastach, krainą mieszkań których metraż liczony jest w matach tatami i ludzi, którzy zmuszani są do uczestniczenia w imprezach firmowych nawet jeśli nie mają na to czasu ani ochoty. Kolumbia to kraj macho i darowanych w prezencie kobietom różowych baloników, to miejsce gdzie tak "łatwo o broń, że mięśnie nie robią na nikim wrażenia". Z kolei Finlandia jest krajem gdzie rządzi równouprawnienie, jedynym miejscem gdzie urlop tacierzyński trwa tyle samo co macierzyński, młodzi ludzie wyprowadzają się z domu mając 18 lat a rasizm praktycznie nie istnieje. Kolejnym krajem jest afrykańska Uganda, gdzie 20 procent ludności jest zakażonych wirusem HIV, szpitale trzymają pacjentów przez tydzień bez leczenia czekając, aż rodzina dostarczy pieniądze, a młode dziewczyny nie mogą zapuścić włosów, gdyż afro łamie się i kruszy już przy samej skórze. Inny bohater pochodzi z Zimbabwe, kraju zniszczonego przez wojnę domową, dyktaturę Mugabe i rządy wojskowych. Jest to miejsce szalejącej hiper inflacji, jedynym zakątkiem na ziemi gdzie ludzie piorą pieniądze naprawdę a nie w przenośni, a waluta którą się posługują została wymyślona zaledwie kilka lat temu. Z drugiej strony mamy Stany Zjednoczone ojczyznę studenckich pożyczek, które większość obywateli będzie spłacać przez kilkadziesiąt lat, McDonalda, logo, Facebooka i Twittera, krainę mlekiem i miodem płynącą gdzie by dostać kredyt trzeba takowy już posiadać. Na koniec zostawiłam sobie Indie, kraj kontrastów, tańca i wielu Bogów, gdzie imiona dzieciom się nadaje po urodzeniu wcześniej nawet o nich nie wspominając, a jak rodzice pragną intymności to ojciec wychodzi na zewnątrz i skrobie we framugę udając, że to zły duch, który przyszedł porwać tych co nie śpią. Wszystkie opowiedziane historie były piękne, barwne, czasem smutne a czasem przerażające, jednak miały jeden wspólny mianownik : wydarzyły się mniej więcej w tym samym czasie. Dzięki tej książce uświadomiłam sobie jaką jestem szczęściarą, że przyszłam na świat w Polsce, gdzie mogłam skończyć szkołę i studia i wieść spokojne, pozbawione większych trosk życie.  Teraz pojęcie problemów "pierwszego świata" nabrało dla mnie zupełnie innego wymiaru. 

Ponieważ książka opowiada historię ostatnich 30 lat, jesteśmy w stanie zaobserwować, jakie zmiany zachodziły w poszczególnych krajach w tym okresie. Kolumbia przeszła długą drogę od czasów narcos do legalnego biznesu, w Japonii, ze względu na starzenie się społeczeństwa i brak rąk do pracy, to pracownicy zaczęli dyktować swoje warunki. Ludzie chcą więcej czasu wolnego, znanego z cywilizacji Zachodu work-life balance. Zimbabwe nadal jest tykającą bombą zegarową, która tylko czeka na to by ktoś nacisnął detonator. W kraju panuje 90 procentowe bezrobocie. Podobna sytuacja jest w Ugandzie choć kraj ten otworzył się na pomoc z zewnątrz, dopuszczając wszelkiego rodzaju organizacje charytatywne. Państwo prezydenta Museveniego jest jednym z nielicznych w Afryce gdzie klasa średnia rośnie w siłę, gdzie na ulicach widać dobrze ubranych ludzi a w glinianych lepiankach stoją sofy ze sztucznej skóry i wielkie telewizory. Te przeobrażenia i pęd ku nowoczesności widać na całym świecie. Miasta pną się w górę, mieszkańcy Trzeciego Świata również chcą "posiadać" i "mieć". Internet i media społecznościowe czynią cuda. Choć to nadal USA są miejscem gdzie w restauracji serwują 0,5kg mięsa w Chilli con Carne, to widać, że świat wkroczył na drogę rozwoju i jednocześnie wielkiego wyzysku, gdyż nic nie przychodzi za darmo. Za wszystko trzeba zapłacić, często życiem wielu tysiącem ludzi. 

Druga część książki jest poniekąd manifestem politycznym i odkrywa przed czytelnikami mechanizmy, którymi kierują się dzisiejsze wielkie koncerny przemysłowe i rządy światowych mocarstw.  Wkroczyliśmy w erę nowego kolonializmu, gdzie pomoc najuboższym polega na udzielaniu wysoko oprocentowanych pożyczek, sprzedawaniu technologii i patentów. Dla różnego rodzaju organizacji charytatywnych najważniejsza jest otoczka, wystawne rauty, pozowane zdjęcia, realnej pomocy jest tutaj jak na lekarstwo. Jesteście sobie w stanie wyobrazić, że niektórzy obywatele Indii czy Afryki nadal nie mają dostępu do łazienki? Nawet jednej na kilka gospodarstw a w wielkich chińskich czy bangladeskich szwalniach, ludzie  pracują za kilkadziesiąt dolarów miesięcznie, za cenę jednej średniej jakości sukienki. W takich miejscach nikt nie troszczy się o pracowników, zdarzały się przypadki porodów na linii produkcyjnej kiedy dziecko odkładano do kosza na bok i nikt się nim nie zajmował aż do końca zmiany. Przepisy BHP nie są respektowane, a prawo pracy jest notorycznie łamane. Rządy państw rozwijających się nie zawracają sobie głowy ochroną środowiska pozwalając zagranicznym koncernom na grabieżczą wprost eksploatację surowców i budowanie kopalni odkrywkowych nieszczących środowisko naturalne. Ludzki los w tych krajach liczy się zdecydowanie mniej niż logo na butach. 

Po przeczytaniu tej książki doszłam do jednej konkluzji. Ludzkość w dzisiejszych czasach żyje w wiecznym strachu. Nie ważne czy urodziliśmy się w slumsach Kalkuty czy na nowojorskich przedmieściach, lęk ten jest w nas i będzie nam towarzyszył już do końca. Boimy się dzikich zwierząt, życia bez pracy, samotności, chorób jednym słowem cywilizacji. 
Tomek Michniewicz napisał książkę ważną, mądrą, jedną z tych które zapadają w pamięć. Jest to opowieść o zwykłych, szarych ludziach, których spotkamy na ulicach naszych miast a o których los mało kto się troszczy. Może czas się zatrzymać i pomyśleć o czymś więcej niż czubku własnego nosa? Polecam.

Tytuł : "Chrobot"
Autor : Tomek Michniewicz
Wydawnictwo : Otwarte
Data wydania : 17 października 2018
Liczba stron : 480



Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu :
 
Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym :
 
http://www.posredniczka-ksiazek.pl/2019/01/olimpiada-czytelnicza-2019-zapisy.html
 


Copyright © 2014 CZYTANKA NA DOBRANOC , Blogger