Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuciel-Frydryszak. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuciel-Frydryszak. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 lutego 2019

Iłła Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie Joanna Kuciel-Frydryszak



Jeśli Kazimiera Iłłakowiczówna to poezja. Czytając utwory poetki myślimy o kobiecie eterycznej i delikatnej. I jest to prawda, ale fragmentaryczna, bo Iłła była niezwykle złożoną osobowością; poza naturą liryczną mocno stąpała po ziemi i przejawiała niezwykłą siłę. Sama wielokroć powtarzała, iż była przede wszystkim urzędniczką, a pracę w ministerstwie „służbę państwu (uważała) za zaszczytny obowiązek”, zaś „pisanie to los niepewny i zajęcie, które trudno nazwać pracą”. Dziwne to dla mnie i zupełnie niezrozumiałe stwierdzenie. Poczucie misji stało się dla niej ważniejsze od twórczości i życia towarzyskiego (str174).
Umiłowanie niezależności, odwaga w obronie własnych przekonań, bezkompromisowość i empatia na krzywdę słabszych sprawiają, iż Kazimiera budzi sympatię, mimo niewątpliwie trudnego charakteru.
Choć pochodziła z nieprawego łoża, co na początku ubiegłego wieku było plamą na honorze młodego człowieka, dzięki pomocy dobrych ludzi oraz własnemu uporowi i zdolnościom udało jej się zdobyć bardzo dobre wykształcenie (uczyła się nie tylko w kraju, ale też poza jego granicami) a także poznać bardzo dobrze kilka obcych języków. W swoim długim życiu miewała okresy i żarliwej wiary i ateizmu, była sufrażystką, uczestniczką strajku studenckiego, sanitariuszką na froncie I wojny światowej, sekretarką Piłsudskiego, propagatorką Polski na arenie międzynarodowej, nauczycielką, tłumaczką.No i oczywiście poetką, ale to zajęcie traktowała jedynie, jako hobby.
Miewała przyjaciół zarówno wśród socjalistów, jak i endeków, skandalizujących artystów, jak i gorliwych katolików. Mawiała, że polityka jej nie interesuje, a jednak bardzo często była w epicentrum wydarzeń, jak choćby wtedy, kiedy podtrzymywała głowę umierającego Gabriela Narutowicza w Zachęcie, czy kiedy jeździła z odczytami o Marszałku broniąc Młodej Polski przed zarzutami o faszyzm czy nacjonalizm. Nie miała duszy niebieskiego ptaka, twardo stąpała po ziemi, była pragmatyczna (czy to kiedy wymusiła na Karolu Szymanowskim wynagrodzenie za to, że ośmielił się skomponować bez jej wiedzy muzykę do jej wierszyków, czy kiedy jadąc na spotkanie literackie ostro negocjowała warunki wystąpienia, łącznie z finansowymi). Lubiła chwalić się arystokratycznym towarzystwem, w którym wyrosła (w domu przybranej matki Zofii Bujno z Plater -Zyberków). 
Może to stąd wzięło się jej zamiłowanie do elegancji i przywiązywanie wagi do wyglądu. Nie czuła się dobrze w towarzystwie młodopolskiej bohemy, nie przesiadywała Pod Pikadorem, ani w Ziemiańskiej, ale była lojalna i wierna w przyjaźni. Pamiętając wstawiennictwo Tuwima, kiedy została ofiarą krytyki, broniła literata, kiedy ten popadał w tarapaty. Po utracie kontaktu z gosposią (Grabosią) napisała wzruszający wiersz ogłoszenie, a Tuwim pomógł zamieścić go w prasie.
Jej wierność pryncypiom skutkowała wysokimi standardami moralnymi i wymaganiami, a więc czasem kostycznością w relacjach. Uczciwość nie pozwalała jej na koniunkturalizm, więc nieraz wprowadzała innych w zdumienie, ryzykując opinię ekscentryczki lub osoby o sprzecznych poglądach. Nie potrzebowała wybierać w spolaryzowanym świecie politycznym jednej platformy ideowej, jednego nurtu czy partii, a tym bardziej nie odrzucała znajomych ze względu na ich polityczne zapatrywania i wybory (str. 216).
Gdy po wybuchu wojny znalazła się w Rumunii jej poczucie wartości zostało zachwiane. Ludzie u których znalazła zatrudnienie i gościnę nie zapraszali jej do wspólnego stołu, ani nie zabierali do teatru czy opery, co bardzo jej doskwierało. Tak, jak kiedyś żyła niemal wyłącznie pracą traktując ją, jako rodzaj misji, tak teraz sens egzystencji odnajdywała dzięki udzielanym lekcjom języków.
Od pierwszego dnia emigracji tęskni za krajem, za ludźmi, ubolewa, że posłuchała rozkazów przełożonych, a jednak kiedy przychodzi wracać po ośmiu latach tułaczki pisze, iż „organicznie boi się utraty samotności, którą tak bardzo ceni”. A kiedy znajduje przystań w Poznaniu, w gęsto zaludnionym domu księgarza zapytuje jego żonę - po co wychodziła za mąż i zajmuje się tym wszystkim (opieką nad dziećmi, rodziną, lokatorami, noszeniem paczek do więzienia dla sióstr) i zapytuje zupełnie szczerze. A chwilę później zarządza wspólne wyjście do Opery. Święta spędza sama, bo tak lubi, a spóźnionych o minutę uczniów nie przyjmuje, bo wymaga bezwzględnej punktualności. Wymagała od innych, ale więcej wymagała od siebie.
Mimo, iż znamy, jaką gównie jako poetkę (debiutowała młodo zbierając pochlebne recenzje) poezję traktowała jako zajęcie dodatkowe.
Chciałabym, aby moje ostatnie lata przyniosły coś naprawdę potrzebnego, nie tylko jakieś głupie wiersze, do których nigdy sama nie miałam jakiegoś wielkiego przekonania. (str.327) tak pisała w liście do Grydzewskiego. 
Nie wypije się tego, nie zje…
Nie lubię, nie lubię poezji.

pisze w wierszu Poezja
Podobnie rzecz się ma z jej drugim dzieckiem - tłumaczeniami. Nazywała tę pracę obstalunkiem, a jednak do dziś jej tłumaczenie Anny Kareniny uważane jest za jedno z najlepszych, najbliższe oryginałowi. Co ciekawe, Iłłakowiczówna twierdziła, iż nienawidziła tej obrzydliwej Anny i była po stronie Karenina.
Żyła sama (choć w gęsto zaludnionym mieszkaniu), ale nie była samotna. Jako niezwykle dumna osoba, nie potrafiła przyjmować pomocy, chciała być samowystarczalna, dlatego tak ciężko znosiła utratę wzroku na starość i konieczność korzystania z pomocy innych. Jej potrzebę bliskości wypełniała korespondencja - bezpieczniejsza niż kontakt osobisty. Choć żyła w poczuciu winy (z powodu opuszczenia swej przybranej matki) nie była nieszczęśliwa, interesowała się światem, który ją otaczał i zachwycała naturą. Bohaterka biografii momentami bywa nieco irytująca, jej apodyktyczność i pryncypialność mogą budzić sprzeciw, jednak nie sposób nie polubić tej niezwykle ciekawej osobowości, poetki, której wydawało się, że jest urzędniczką. 
Książka została napisana w sposób zajmujący, ozdobiona sporą ilością fotografii, a autorka wykonała solidną pracę. Polecam lekturę. 
Przeczytana w ramach losowania u Anny.