|
Czerwone dachy (zdobiące okładkę książki Bezmiar sławy) |
Czytanie Bezmiaru sławy przypomina trochę odwiedziny w Muzeum Orsay w Paryżu. Każda wizyta w tym najbardziej znanym królestwie impresjonizmu to nie tylko uczta dla ducha i odkrywanie znanych obrazów na nowo, to także spotkanie z ich twórcami.
Stone ma nieprzeciętny dar tworzenia biografii, które nie dość, że dają czytelnikowi ogromną dawkę wiedzy na temat ich bohaterów, to jeszcze pisane są przystępnym językiem, a ich lektura wciąga tak, że nie sposób się od niej oderwać. Bezmiar sławy to nie tylko biografia ojca impresjonizmu Camille`a Pissarro, ale to także wierny obraz epoki i francuskiej bohemy II połowy dziewiętnastego wieku. Nazwiska, jakie pojawiają się na kartach powieści znamy doskonale z podręczników historii sztuki; począwszy od Fritza Melbye`a, z którym bohater zdobywał pierwsze artystyczne doświadczenia na wyspie St. Thomas, poprzez jego brata Antona, papę Corota, Delacroix`a, Courberta, Guillemeta, Moneta, Whistlera, Morrissot, Degasa, Sisleya, Signaca, Seurata, Maneta, Gaughena, Van Gogha, Rodina, a kończąc na marchandach; Durand - Ruelu, Durecie, Cailebotte, czy Theo Van Goghu. Oczywiście to tylko kilkanaście nazwisk spośród ogromnej ilości tych, które padają na łamach książki.
Camille`a poznajemy w 1855 r., kiedy przybywszy do Paryża odkrywa zupełnie inne miasto, niż to, które opuścił kilka lat wcześniej. A to, co odkrywa wprawia go w zachwyt. Trwa przebudowa miasta; wąskie uliczki zamieniają się w szerokie aleje, stare rudery są wyburzane, a w ich miejsce powstają nowe, przestronne, widne kamienice, miasto staje się czystsze i bezpieczniejsze dzięki systemowi kanalizacji, pojawiają się nowe środki komunikacji.
|
Bulwar Montmartre |
„Kiedy był w internacie, przejście przez miasto od Montrmartre`u na lewy brzeg zajmowało mu niemal trzy godziny, głównie z powodu nielicznych mostów na Sekwanie i labiryntu uliczek, ślepych zaułków, zablokowanych ulic, całej niemożliwej do przebycia dżungli dziwacznie skonstruowanych domów, z której nie było wyjścia. Pamiętał długie rzędy małych, ciemnych sklepików, gdzie towary były tak popakowane, jakby chciano je ukryć, nie było też na nich ceny….. Francuscy sklepikarze nie chcieli przyjmować pieniędzy, woleli udzielać kredytu na lichwiarski procent. Teraz wszystko uległo zmianie. Paryżanie nie muszą już robić zakupów w pobliżu swego domu, mogą iść nowymi bulwarami…. Sklepy są teraz większe, widniejsze, na wszystkich towarach umieszcza się dobrze widoczne ceny, a obraca się wyłącznie gotówką. Otwarto dwa wielkie atrakcyjne domy towarowe, pierwsze w Paryżu; Bon Marche przed trzema laty, trochę prowincjonalny, a rok wcześniej Louvre, droższy, ale sprzedający towary z całego świata barwnie i efektownie wyeksponowane. Camille zachwycił się odkryciem, że może za sześć su podróżować omnibusem, w dodatku z przesiadkami. Rue Bergere, pierwsza wyasfaltowana ulica w Paryżu, była cudownie równa. Wszędzie widział robotników wymieniających stare wielkie kamienie bruku na małe kawałki piaskowca, na których pojazdy robiły mniejszy hałas. W zamożnych okolicach Faubourg St.Honore ulice wybrukowano płytami z drewna, po których jeździło się jeszcze równiej i ciszej. Najchętniej jeżdżono po wielkich bulwarach; …des Capucines i … des Italiens, mieściły się tu drogie magazyny z biżuterią, perfumami, torebkami i butami, podczas, gdy reszta miasta składała się ze starych wąskich uliczek zatłoczonych tragarzami, wózkami, obnośnymi sprzedawcami, nosicielami wody; uliczki były tak wąskie, że mógł po nich jechać tylko jeden pojazd, a na chodniki nie mogły się minąć dwie osoby….” Str. 31…. To co zapamiętał ……jako plątaninę uliczek średniowiecznego miasta, któro wyrosło organicznie bez planu czy powodu, odradzało się teraz, jako nowoczesna, świadomie zaplanowana metropolia.” Str. 32.
|
March Sun, Pontoise |
Jednakże oszołomienie, w jakie wprawiła Camille`a przebudowa miasta były niczym w porównaniu z wrażeniem, jakie wywołała ekspozycja Wystawy Światowej. Ponad pięć tysięcy obrazów; jeden obok drugiego, wiszące rzędami niemal od podłogi po sufit, zajmujące każdą cząstkę powierzchni sal, korytarzy i przedsionków, obok wejścia i w pobliżu toalet nie mogło pozostawić obojętnym człowieka, dla którego malowanie miało stać się warunkiem egzystencji. Z jednej strony onieśmielało (skoro jest już tylu malarzy - to po co kolejny), a z drugiej utwierdzało w przekonaniu, że malowanie jest jego przeznaczeniem. „Pogrążony w głębokich rozważaniach na widok tych bogactw światowej sztuki, zadawał sobie pytanie; Skąd bierze się ten głód, który każe niektórym z nas rysować z zajadłością równą jedynie potrzebie oddychania, odżywiania się, przeżycia? Niewątpliwie rodzimy się z tym, rośnie to i rozwija się jak kończyny czy mózg; naturalna potrzeba wbudowana w organiczną strukturę człowieka.” Str. 52
Niestety dla Camille`a jego potrzeba malowania nie zdobyła akceptacji rodziny. O ile ojciec gotów był pogodzić się z wyborem syna, pod warunkiem, że ten osiągnie sukces (zacznie wystawiać obrazy na Salonie, co było przepustką do zdobycia klientów), o tyle matka nie przyjmowała do wiadomości, czym zajmuje się syn. Być może pogodziłaby się z jego wyborem, gdyby znalazł sobie narzeczoną z porządnego, żydowskiego domu i z dużym posagiem, tymczasem Camille związał się z boną zatrudnioną przez jego matkę do pomocy w gospodarstwie domowym, Julie Vellay. Camille wyprowadził się z domu, kiedy na świat miało przyjść ich pierwsze dziecko i pozostał z Julie do końca życia.
|
Las |
Bardzo skromne wsparcie rodziny było na tyle duże, że nie pozwalało im umrzeć z głodu, a na tyle małe, że nie dawało możliwości choćby skromnego życia. Dziś, kiedy nie znalazłaby się galeria, która nie chciałaby mieć w swoich zbiorach choćby rysunku, szkicu, czy litografii Pissarra ze zdumieniem czyta się o szyderstwach, obelgach i kpinach, jakimi obrzucano jego (i jego kolegów) dzieła. Podziw budzi samozaparcie i wiara w sens wybranej drogi, niepoddawanie się i kolejne próby organizacji wystaw nowego nurtu pomimo niepowodzeń tychże wystaw, głosów krytyki, braku nabywców obrazów, zalegania z czynszem, braku środków do życia i co najtragiczniejsze dla artysty - brakiem środków na farby, pędzle i płótna. Nawet, kiedy już wydawało się, iż Camille osiągnął powodzenie, jego obrazy miały dobre recenzje, znajdowali się nabywcy zaraz zdarzało się coś, co sprawiało, że karta losu się odwracała (kryzys na rynku, niepewna sytuacja polityczna, wojna z Prusami). A jednak mimo chwilowych zwątpień, mimo chorób, czy straty dzieci, mimo ciosu, jakim było wydziedziczenie najpierw przez ojca, potem pozbawienie wsparcia przez matkę, odwrócenie się brata, Camille nie stracił nadziei, że on i jego przyjaciele malarze zostaną docenieni, oraz że piękno świata, jakim chciał dzielić się z innymi zostanie przez nich dostrzeżone i przyjęte.
Camille najbardziej lubił uwieczniać naturę, stąd większość jego obrazów to pejzaże. Nie brak wśród nich także widoków Paryża, Londynu czy Rouen, a także scenek rodzajowych oraz portretów. Są takie zwyczajne, pogodne, pełne życia, pastelowo barwne, pełne światła i powietrza; po prostu piękne. Są obrazem tego co widział i tego co czuł oraz tego co chciał w nich dostrzec. Pomimo krótkiego okresu eksperymentowania z puentylizmem był wierny impresjonizmowi, który umożliwiał mu wyrażanie uczuć.
|
Kobieta i dziecko |
Uwielbiam czytać biografie pisane przez Stone: potrafią w doskonały sposób oddać klimat epoki, a także sprawić, aby człowiek, który jest ich bohaterem stał się czytelnikowi bliski i bardziej zrozumiały. Widać, że autor dokładnie się przygotował do pisania książki i przebrnął przez wiele dokumentów źródłowych, a jednocześnie ma odwagę budowania własnej wizji bohatera. A bohater to niezwykły, momentami denerwujący swą niefrasobliwością w niedostrzeganiu spraw przyziemnych, ale częściej budzący podziw w niezłomności w dążeniu do celu i wierności ideałom.
Biografie Stone`a gorąco polecam. Bezmiar sławy (liczący blisko osiemset stron) czytałam po raz trzeci i wciąż z ogromną przyjemnością.
Przeczytane w ramach wyzwania u Anny (stosikowe losowanie).
Ostatnie dni ciszy blogowej i braku aktywności spowodowane były brakiem dostępu do internetu i kłopotami zdrowotnymi. Te mam nadzieję, już za mną. Nie mogę jednak zaręczyć, że brak aktywności ulegnie zmianie w okresie najbliższych kilku lat, jakie dzielą mnie od najdłuższych wakacji życia. Choć oczywiście bardzo bym chciała. Liczę na wyrozumiałość wiernych czytelników.