Immoralista Andre Gide,
Wydawnictwo Zielona Sowa
rok 2006.
Ilość stron 119
Po Lochach Watykanu poszłam za ciosem i sięgnęłam po Immoralistę oraz Dziennik Gide`a. O ile Dziennik czytałam długo, właściwie smakowałam go, o tyle Immoralistę niemal połknęłam od razu. Po czym od razu sięgnęłam po książkę raz jeszcze, czując, iż wiele w niej przeoczyłam.
Lektura niezwykle wciąga; piękny język, oniryczny nastój i bohater, którego zachowanie fascynuje, ciekawi, zadziwia, może nawet bulwersuje. Jak pisze autor w przedmowie opowiadając historię Michała nie starał się niczego dowieść, a jedynie dobrze namalować. Powstał z tego obraz delikatnej urody, mocno intrygujący. Jeszcze wspomagając się słowami Gide`a Immoralista „To owoc pełen piołunu; jest podobny do pustynnych arbuzów, które wyrosłe w miejscach nasyconych wapnem, pozostawiają spragnionym dotkliwsze niż oparzenia pragnienie, ale oglądane na tle złotego piasku nie są pozbawione urody” (str.7)
Michał swe młode lata poświęcił pracy, ruinom i książkom. Mocno zżyty z ojcem, kiedy ten zachorował poślubił Marcelinę. Małżeństwo miało zadowolić ojca. Nie kochał dziewczyny, przynajmniej nie takim rodzajem miłości, jakiej oczekuje się od nowożeńców. Kiedy po śmierci ojca wyjechali w podróż poślubną Michał zachorował. Leżąc chory, z gorączką, dreszczami nagle uświadomił sobie, że całe dotychczasowe życie było jedynie namiastką, … „do tej chwili tak niewiele czułem, myśląc tak wiele, a teraz ku mojemu zdumieniu czucie stawało się równie silne, jak myśl” (str.32). I ogarnia go apetyt na życie, jakiego dotąd nie znał, niezależne, swobodne, blisko natury, nieskrępowane.
I nagle ogarnęło mnie pragnienie, chęć, coś potężniejszego, bardziej władczego, aniżeli wszystko, co kiedykolwiek dotychczas czułem; żyć. Chcę żyć, chcę żyć. Zacisnąłem zęby i zwarłem palce, skoncentrowałem się cały w szaleńczym, rozpaczliwym wysiłku-prowadzącym ku istnieniu. (Str. 25)
I nabiera pewności, że potrafi wyzdrowieć siłą woli. I zdrowieje. Nie chce nikomu zawdzięczać sukcesu poza sobą (i może żoną). Kiedy Marcelina modli się o zdrowie dla Michała ten prosi, aby tego nie robiła, bo nie chce, aby Bóg… „miał prawo do jego wdzięczności” (str.27). Nie chce zaciągać zobowiązania.
Początkowo sam nie bardzo rozumie, co oznacza owo – żyć.
…nie potrafiłbym wyjaśnić, co rozumiałem pod słowem żyć, ani tego, że moje upodobanie do pełniejszego życia na otwartej przestrzeni, wolnego od przymusu i liczenia się z innymi, może było sekretnym powodem tłumaczącym moje skrępowanie; na razie ów sekret wydawał mi się bardzo tajemniczy; to sekret wskrzeszonego- myślałem; bo w stosunkach z ludźmi pozostawałem obcy, jak ktoś kto powraca od umarłych. (str. 68)
Od tej chwili Michał zanurza się w życiu; zachłannie i bez pamięci. Odkrywa jego uroki, piękno natury, czar młodości i witalności. Prowadzi badania historyczne, a podziw dla jednego z bohaterów jego rozpraw (Atalaryka) przekłada się na pogoń za życiem, jakie pragnąłby prowadzić.
Wyobrażałem sobie tego piętnastoletniego chłopca, skrycie podżeganego przez Gotów, jak buntuje się przeciw […] swej matce, wierzga przeciw łacińskiej edukacji, zrzuca kulturę jak koń uwalniający się całym ciałem od krępującej go uprzęży i jak przedkładając towarzystwo niecywilizowanych Gotów nad mądrość starego Kasjodora, wiedzie przez parę lat w gronie nieokrzesanych rówieśników-faworytów życie burzliwe, pełne zmysłowości, nieokiełznania, by wreszcie umrzeć w wieku osiemnastu lat, zepsuty ponad miarę, pijany rozpustą. Odnajdywałem w tym tragicznym pędzie ku dzikiej, nietkniętej kulturą egzystencji coś takiego, co Marcelina nazywała z uśmiechem moim „kryzysem”. Poszukiwałem przyzwolenia, bym mógł stosować się do tego przynajmniej umysłem, skoro moje ciało nie brało już w tym udziału; i usilnie przekonywałem sam siebie, iż ze straszliwej śmierci Atalaryka należy czerpać naukę. (str. 49)
Bohater (duchowe alter ego pisarza?) zrzuca krępujące go więzy mieszczańskiej moralności, odrzuca naukę Chrystusa nie mogąc pogodzić się z ceną (posłuszeństwa, pokory, poddania), jaką należałoby zapłacić za niepewną nagrodę w życiu przyszłym i wybiera życie poza dobrem i złem gotów ponieść za to każdą karę.
Michał podziwia wszystko co piękne, silne i zdrowe. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że brakuje mu empatii dla wszystkiego co słabe, brzydkie i chore. Pozostawia na długie godziny ciężarną żonę, aby samemu oddać się nieskrępowanej przyjemności czerpania z życia pełnymi garściami. A kiedy żona zaczyna słabnąć Michał oddala się od nie coraz bardziej.
Choroba weszła w nią, zamieszkała w niej, napiętnowała ją, splamiła. Była to już rzecz uszkodzona. (str. 84)
Autor nie ocenia, jedynie opisuje. Można poczuć, iż wykazuje zrozumienie dla pragnienia takiego życia, choć jest tu i coś, co przeszkadza w pełnej jego akceptacji. Poczucie winy? Gide sam miał dość „skomplikowane” relacje z bliskimi. W jego Dzienniku choć w zawoalowanej formie pojawiają się różne fascynacje młodymi mężczyznami (może nawet chłopcami) i choć wielokrotnie podkreśla, iż w życiu najważniejsza jest szczerość pozostawia sobie margines tajemnicy odnoście intymnych związków. Czy zatem Immoralista to rozdźwięk pomiędzy pragnieniem a powinnością, czy może chęć zadośćuczynienia powszechnym oczekiwaniom, zgodnie z którymi człowieka, który żyje poza dobrem i złem (poza moralnością) spotyka zasłużona kara. Przychylam się do pierwszej tezy, choć i ta druga nie wydaje mi się pozbawiona racji.
Rewerencja, jaką darzy autor szczerość wobec siebie przejawia się w słowach rozmówcy Michała – Menalka.
…Większość sądzi, że można uzyskać od siebie coś dobrego, wyłącznie uciekając się do przymusu; ludzie podobają cię sobie tylko zafałszowani. Nikt nie pragnie być sobą. Każdy naśladuje obrany przez siebie wzór; nawet go nie wybiera, po prostu akceptuje gotowy. Tymczasem można, jak sądzę, wyczytać w człowieku inne rzeczy. Nikt nie śmie. Nikt nie śmie odwrócić strony. Prawa naśladownictwa; nazywam je prawami strachu. Każdy boi się znaleźć w osamotnieniu; i właściwie wcale nie potrafi się odnaleźć. Ta agorafobia moralna jest mi wstrętna; najgorszy rodzaj tchórzostwa. A przecież wynalazków dokonujemy zawsze sami. Ale któż tutaj chce coś wynajdować? To, co czujemy w sobie różniącego nas od innych, jest właśnie czymś należącym do rzadkości, tym, co przydaje nam ceny, i to właśnie staramy się zniszczyć. Naśladujemy. I twierdzimy, że kochamy życie. (str.76)
Michał cały zatraca się w tym co zmysłowe (nie koniecznie cielesne, choć między wierszami można wyczytać, iż nie stroni od uciech cielesnych i to nie tylko z płcią przeciwną). Jego żądza posiadania dotyczy raczej sfery duchowej niż materialnej.
Nawet w opisie natury dostrzega się zachwyt nad witalnością życia.
Wszedłem zachwycony w jego mrok [ogrodu]. Powietrze było świetliste. Kasje, których kwiaty rozwijają się o wiele wcześniej od liści, pachniały- o ile wiatr nie nawiewał owej leciutkiej, nieznanej woni, wdzierającej się we mnie, jak mi się zdawało, wszystkimi zmysłami i wprowadzającej mnie w stan egzaltacji. [...] usiadłem jednak na pierwszej z brzegu ławce, raczej upojony i oszołomiony aniżeli zmęczony. (str. 31)
Ta niewielka objętościowo książeczka (119 stron) zawiera takie bogactwo przeżyć, przemyśleń, zagadnień do rozważenia, że ze wszech miar godna jest polecenia. Oczywiście można nie podzielać postawy bohatera, można się od niej odcinać, ale warto nad nią się zastanowić.