Łączna liczba wyświetleń

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Balzac. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Balzac. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 lutego 2015

Stracone złudzenia Honore de Balzac

Stracone złudzenia - wydawnictwo Gazety Wyborczej, ilość stron 605, tłumaczenie Tadeusz Boy-Żeleński
Przeczytawszy Stracone złudzenia nie potrafię już nazwać Balzaca pisarzem dziewiętnastowiecznym. Historia rozgrywająca się na kartach powieści przedstawiona została co prawda w scenerii epoki, (w której królują muślinowe suknie, nankinowe spodnie i gustowne fraczki), jednak stosunki międzyludzkie oraz obraz natury człowieka łaknącego sukcesu stanowi odbicie rzeczywistości nie tej sprzed lat dwustu (a przynajmniej nie tylko), ale tej całkiem nam bliskiej. 

Na powieść składają się trzy części (Dwaj poeci, Wielki człowiek z prowincji w Paryżu, Cierpienia wynalazcy), z których każda mogłaby stanowić odrębną całość. 
Stracone złudzenia to obraz Francji (reprezentowanej przez stołeczny Paryż i prowincjonalne Angouleme) w czasach Restauracji. 
Młody, zdolny i pełen uroku poeta pragnąc zdobyć sławę i fortunę z naiwnością i zachłannością dziecka rzuca się w wir romansu ze starszą, zamężną i ustosunkowaną kobietą. Porzucony z obawy przed śmiesznością związku z człowiekiem, który nie potrafi się odpowiednio zaprezentować Lucjan popada w nędzę. Owładnięty pragnieniem wydania powieści (której od nikomu nieznanego poety nikt nie chce nie tylko kupić, ale nawet przeczytać), a także żądzą zemsty decyduje się podjąć pracę dziennikarza, mimo ostrzeżeń "przyjaciela", który ukazuje mu kulisy fachu. Lucjan zaślepiony żądzą przyszłej sławy chce wspiąć się na szczyt jak najszybciej, oddałby duszę diabłu, cóż zatem szkodzi ubrudzić trochę ręce. 
Cóż z tego, że Dziennikarstwo to piekło, otchłań niesprawiedliwości, kłamstwa, zdrady, której nie można przejść i z której nie można wyjść czystym, chyba mając za przewodnika, jak Dante laur Wergilego. (str.207)
Nie przekonują żadne argumenty, kiedy na horyzoncie majaczy możliwość odwetu na niedoszłej kochance i jej towarzystwie. 
„Przyjaciel” przestrzega Wmieszasz się z konieczności w straszliwe walki dzieł, ludzi, partii, gdzie trzeba się bić systematycznie, aby nie być opuszczonym przez swoich. Te niegodne walki wyczerpują duszę, każą serce i zużywają je, wysiłki twoje służą często na to, aby uwieńczyć człowieka, którego nienawidzisz, jakiś półtalencik, który ty wbrew woli musisz wynosić pod niebiosy. Życie literackie ma swoje kulisy. Sukces kradziony, czy zasłużony, spotyka się z poklaskiem; środki zawsze wstrętne, komparsi otoczeni glorią, klakierzy i posługacze, oto co kryją kulisy. Jesteś dotąd na sali widzów. Jeszcze czas, cofnij się, nim postawisz nogę na pierwszy stopień tronu, gdzie walczy z sobą tyle ambicji, nie paskudź się, jak ja, aby żyć. (str.221)
Cóż jednak znaczą wszelkie argumenty, co znaczą oszustwa, kupowanie poparcia, fałszywe recenzje, niszczenie kariery, czy życia człowieka (przyjaciela nawet), jeśli nagrodą jest kolejny szczebelek drabiny i przyszła sława. Lucjan jest młody i niedoświadczony, naiwny i nienasycony. Dlaczegóż miałby przejmować się jedną podłością więcej, skoro obdarcie najbliższych ze wszystkich pieniędzy nie wywarło na nim najmniejszego wrażenia. A skoro, jak mówi „przyjaciel” aby żyć, każdy musi pogrążyć się w tym bagnie nieuczciwości, przekupstwa, kłamstwa, podłości, sprytu, Lucjan nie widzi powodu do wahań. Przecież – jak mówi „przyjaciel” Nie sądź, że świat polityki jest o wiele piękniejszy niż literacki; tu i tam wszystko jest przekupstwem, każdy albo kupuje, albo sprzedaje się” (str.222)
Balzac odsłania coraz to nowe kulisy fałszu; w teatrze, gdzie o sukcesie sztuki decyduje nie jej wartość, ale odpowiednia recenzja (kupiona ilością sprezentowanych lóż czy biletów), klaka, odpowiedni kochanek wreszcie; w literaturze, gdzie, aby wydać książkę trzeba dobrze przekupić wydawcę; świecie handlu, gdzie silniejszy zwalcza konkurencję wszelkimi sposobami dbając jednocześnie, aby słaba nie upadła, bowiem następca może okazać się zbyt silnym i groźniejszym rywalem niż zwalczony konkurent. 
Ta sława tak upragniona, jest prawie zawsze koronowaną nierządnicą. (Str.223)
Hasła równości i braterstwa, jakie jeszcze niedawno przyświecały rewolucji dawno legły w gruzach, a ci, którzy powoływali się na jej idee teraz szukają szlacheckich przodków. Opis początków epoki, w której rządzi kapitał jak nic przypomina obraz tego, co dzieje się dzisiaj w naszym kraju. Nieuczciwość, przekupstwo, fałsz, zmienianie zdania w zależności od potrzeby, niszczenie zdolniejszych i bardziej utalentowanych, brak sumienia. 
Czytając Stracone złudzenia poczułam po raz pierwszy, że nie tylko doceniam Balzaca, jako pisarza, nie tylko chylę czoła przed jego talentem i umiejętnością obserwacji i wyciągania właściwych sądów, ale w końcu trafiłam na książkę, od której lektury nie mogłam się oderwać. I ... polubiłam Balzaca, dzięki tej książce.
Dla znawców biografii pisarza dodatkową zaletą powieści będzie odnajdywanie podobieństw pomiędzy głównym bohaterem a pisarzem. Może dlatego autor, mimo krytycznego przedstawienia Lucjana darzy go sympatią i zrozumieniem. Jest w tym sporo autoironii i umiejętności spojrzenia na siebie z dystansem.
Jest tutaj troszkę rozbudowanych opisów, które dzisiejszego czytelnika mogą znużyć (mnie o ziewanie przyprawiły rachunkowe kalkulacje lichwiarskie, ale jak wiemy, dla pisarza był to temat niezwykle ważny i bliski). Uważam jednak, że bez szkody dla lektury można je opuścić. 
Myślę też, że wielce przyczynił się do odbioru dzieła tłumacz Boy-Żeleński. To dzięki niemu język powieści, mimo upływu lat jest wyjątkowo strawny. 
Stracone złudzenia uświadomiły mi, iż mimo gromadzonych latami doświadczeń wciąż ulegam złudzeniom. Czy kiedyś je utracę na zawsze? Może wówczas, kiedy zastosuję się do rady, jakiej hiszpański kanonik (diabeł kusiciel) udzielił Lucjanowi – uważaj ludzi, a zwłaszcza kobiety, jedynie za narzędzia, ale nie pozwól im się tego domyślać. Uwielbiaj jak bóstwo, tego kto stojąc wyżej od ciebie, może być ci użyteczny, i nie opuszczaj go, póki nie opłaci na wagę złota twego służalstwa. W stosunkach ze światem bądź twardy, jak Żyd i jak on uniżony, czyń dla władzy wszystko to, co on czyni dla pieniędzy. (str. 568-569)
I jeszcze jeden cytat (z całego bogactwa spostrzeżeń pisarza), który niezmiernie przypadł mi do gustu
Kwestia stroju jest zresztą niezmiernie doniosła dla tych, którzy chcą mieć pozór, że mają to, czego nie mają; często najlepszy sposób, aby to posiąść później. (str.151)

sobota, 9 marca 2013

Kuzynka Bietka Honore de Balzac


Po opis na okładce, „z ostrożności” sięgnęłam dopiero po zakończeniu lektury. I jakie było moje zdziwienie, kiedy przeczytałam, że Kuzynka Bietka to mrożący krew w żyłach portret mściwej, niezamężnej chłopki, która pod maską dobroci ukrywa poczucie krzywdy, zawiść i niechęć, pragnąc za wszelką cenę zniszczyć rodzinę Hulotów, a zwłaszcza szczęście młodej i pełnej temperamentu dziewczyny.

No nie wiem, być może co innego mrozi krew w żyłach autorowi recenzji, we mnie lektura powodowała skrajne uczucia; rozbawienia nad łatwowiernością zdradzanej pani domu, chęci potrząśnięcia tą anielsko dobrą, acz beznadziejnie nudną kobietą oraz podziwu nad zdolnością wywoływania emocji u czytelnika.

Historia, acz momentami irytująca (choć może włąściwiej byłoby napisać, iż irytujący są jej bohaterowie) napisana jest w sposób lekki i intrygujący. Lektura wciąga i zaciekawia, choć jej fabuła mogłaby przypominać brazylijską telenowelę.

Do Paryża przyjeżdża uboga krewna rodziny Hulotów Elżbieta Fischer (Bietka). Zazdrosna o powodzenie kuzynki Adeliny, upokorzona swym ubóstwem, brzydotą i pogardą otoczenia, postanawia zemścić się na rodzinie swych opiekunów. Wykorzystuje do tego skłonność pana domu do płci pięknej. Pan Hulot to nieuleczalny erotoman. Lektura stanowi studium kobiety odrzuconej, która sama nie mogąc zaznać szczęścia nie tylko odmawia go innym, ale dąży do ukarania innych za swój los. Namawia w tym celu piękną kurtyzanę (Walerię Marneffe), by została kolejną kochanką męża Adeliny, a następnie, by rzuciła go na rzecz dawnego ukochanego Bietki. Akcja się zagęszcza, baron Hulot zyskuje konkurentów; poza dawnym wielbicielem Walerii - Wenezuelczykiem (przypominającym mi szekspirowskiego Otella) w roli kochanków występują teść syna i mąż córki. Pojawiają się też wątki sensacyjne; malwersacje, otrucie, ucieczka z domu. Na tle całości niczym święta męczennica unosi się Adela, zdradzana i upokarzana małżonka, która zachowuje się niczym ofiara syndromu sztokholmskiego.

Lektura stanowi połączenie powieści sensacyjnej (niezłego dreszczowca) ze studium psychologicznym. Świetnie zarysowane i zróżnicowane portrety głównych bohaterów są chyba największą zaletą tej powieści. I jak zwykle bywa, o wiele ciekawiej wypadają negatywni bohaterowie; Bietka, Waleria, czy nawet żałosne ofiary męskich rządź. Zło jest bardziej pociągające, a dobro wydaje się niesamowicie nudne. Lektura wywołała we mnie silne emocje, które sprawiały, że z chęcią kopnęłabym cnotliwą baronową w miejsce, gdzie słońce nie dociera. I właśnie w tej umiejętności budzenia emocji widzę mistrzostwo Balzaka.

Nie potrafię się oprzeć wrażeniu, iż Balzak czyni Bietkę sprawczynią rodzinnej tragedii. Przedstawia ją, jako kobietę nieszczęśliwą, ogarniętą pasją niszczenia, której źródło tkwi w odrzuceniu i osamotnieniu. Tymczasem intrygi Bietki trafiają jedynie na podatny grunt, a los rodziny Hulot, może nie tak dramatyczny i tak by się dopełnił z powodu chorobliwych namiętności pana barona i zbytniej uległości jego małżonki. Powieść jest także krytyką francuskiego społeczeństwa XIX wieku, w którym wartości materialne górują nad duchowymi. Cóż, w tej dziedzinie świat od wiek wieków nie uległ przemianie. Pisarz przez całe życie dążył do jednego, zdobycia ogromnej fortuny, więc doskonale wiedział o czym pisze.

U biografa Balzaka (Zweiga) czytałam, iż pierwowzorem Bietki miała być krewna Eweliny Hańskiej, która mimowolnie stała się pośredniczką kochanków w oszustwie. Na skutek wyrzutów sumienia spowodowanych zawiedzeniem zaufania pana Hańskiego (u którego rezydowała) panna poszła do klasztoru. Balzak czując brak sympatii panny miał się zemścić tworząc wizerunek starej panny w powieści Kuzynka Bietka. Argumentacja Zweiga brzmi dla mnie nieprzekonywająco; nie wydaje mi się, aby pobudki pisarza były tak niskie. Choć nie wykluczam, że mogę się mylić. 

Moja ocena 4,5/6

niedziela, 3 lutego 2013

Balzak- biografia Stefan Zweig


Za czytanie biografii Balzaka zabrałam się bez entuzjazmu. Bardzo lubię ten gatunek, jednak postać pisarza nie wzbudzała we mnie cieplejszych uczuć. Zapoznanie się z kilkoma (słownie pięcioma) jego utworami nie wywołało zachwytów. Ojciec Goriot oraz dwie krótkie formy Czerwona oberża i Gobsteck podobały mi się, Jaszczur z jednej strony zafascynował pomysłem, z drugiej zmęczył językiem, natomiast Kobieta trzydziestoletnia znużyła.

Biografia francuskiego pisarza napisana przez Stefana Zweiga (dokończona po jego śmierci przez Richarda Friedenthala) miała stanowić dzieło jego życia. Zweig niewątpliwie był zafascynowany postacią autora Komedii ludzkiej i mimo, iż biografia napisana została rzetelnie i wnikliwie nie jest pomnikiem wystawionym pisarzowi. Moim zdaniem jednak - widać w niej wyraźnie próbę „wytłumaczenia” pisarza i człowieka. Zweig, jako wyznawca freudowskiej psychoanalizy poszukuje motywów zachowań pisarza i usiłuje je zrozumieć, co nie jest łatwe w przypadku człowieka, dla którego życiowe credo stanowi konieczność szybkiego zdobycia majątku i uznania.
"Wcześniej, czy później zrobię majątek - jako pisarz, w polityce, w dziennikarstwie, przez bogaty ożenek lub też przez jakieś wielkie pociągnięcie handlowe – pisał do matki".
"Traktował pisarstwo tylko, jako jedną z możliwości, dzięki której będzie mógł się wybić, opanować świat, zdobyć majątek i sławę".
Zachłanne dążenie do wybicia się i uniezależnienia, zdobycia samodzielności i pokazania całemu światu, na co go stać ma swój początek zdaniem autora biografii w niezwykle ciężkim dzieciństwie i młodości pisarza. Despotyczna matka, niedbający o syna ojciec, brak zrozumienia u kolegów, nieumiejętność nawiązywania kontaktów, brak przyjaciół - to kształtuje przyszłego pisarza.
Z kart biografii wyłania się niezwykle barwna i skomplikowana osobowość. Tytan pracy, niewolnik pieniądza, snob miłujący zbytek, człowiek żyjący fikcją i ułudą w realnym świecie, znawca kobiecej duszy, czuły nie tyle na niewieście wdzięki, co na szlacheckie i arystokratyczne tytuły, wytrawny uciekinier przed wierzycielami, parweniusz, prostak, bystry obserwator życia.
Dla szybkiego zdobycia fortuny po nieudanej próbie dramaturgicznej podjął się pisania pod pseudonimem powieści schlebiającej najmniej wykwintnym gustom.
„Prostytucja - tak, a nie inaczej trzeba nazwać tę pisaninę – i to nędzna prostytucja, gdyż wykonywana bez rozkoszy, jedynie z chęci szybkich zysków. Zrazu gnała go niecierpliwość, chęć zdobycia wolności; ale skoro raz upadł i przyzwyczaił się do szybkich zarobków, zstępował coraz niżej. Obok powieści, która przynosiła wiele, kupczył sobą po wszystkich zaułkach i burdelach literatury kolportażowej- powolny sługa dwóch lub trzech literackich alfonsów. Nawet w okresie, gdy dzięki Jaszczurowi i Szuanom nazwisko jego miało już pierwszorzędne znaczenie w literaturze francuskiej, wciąż jeszcze, niby zamężna kobieta, która potajemnie odwiedza dom schadzek, aby zarobić sobie kieszonkowe – posługiwał się tylnymi schodami i za parę set franków słynny już Honore de Balzak stawał się kompanem jakiegoś obskurnego skryby. Dziś, gdy płaszcz anonimowości, pod którego osłoną dokonywał tych podejrzanych interesów, stał się dosyć przejrzysty, wiemy, że w tych latach hańby można Balzaka obwiniać o każdą nieprawość literacką; łatał cudze powieści kawałkami swoich, to znowu kradł u innych fabułę i sytuację do własnych romansideł, bezczelnie podejmował się wszelkiego rodzaju przeróbek literackich, prasował, odświeżał, nicował, farbował i modernizował obce dzieła.”
Ten dość długi cytat niech będzie zarazem próbką literackiego stylu Zweiga, który momentami zachwyca, a momentami nuży. Lubię metafory, ale ich nadmiar bywa czasami męczący.
Biografia jest przede wszystkim pochwałą talentu pisarskiego i ogromnej siły człowieka, który nie poddawał się żadnym życiowym burzom. Wydaje się, że to właśnie one, przeciwności losu powodowały, iż pisarz potrafił się zmobilizować i tworzył wówczas największe dzieła.
W godzinach najcięższych tarapatów odnajduje Balzak zawsze swoją prawdziwą odwagę, w najdotkliwszych katastrofach życiowych tworzy najbardziej osobiste i najświetniejsze dzieła.
Przez długie lata praca była dla Balzaka wszystkim; pracował po kilkanaście godzin na dobę, głównie w nocy, wspomagany hektolitrami kawy. Cechowała go niezwykła dyscyplina twórcza. Pracy oddawał się cały, traktował ją, jako swego rodzaju mistyczną działalność. Nawet liczne romanse były jedynie krótkimi godzinami wykradanymi pisaniu. A z drugiej strony był człowiekiem pozbawionym samoopanowania. Dzisiaj nazwalibyśmy go zakupoholikiem, który nie potrafił oprzeć się niczemu, co wydawało się niezbędnym dla podniesienia jego prestiżu. Literacki geniusz i życiowy bankrut. Człowiek żyjący zawsze złudzeniami.
Chyba niewielu ludzi pracowało w życiu tak ciężko, jak on, a jednocześnie, tak bezowocnie. Ilekroć udało mu się zarobić i wyjść z najpilniejszych długów, natychmiast pakował się w kolejne, jeszcze większe. Wydaje się, że największym wrogiem Balzaka był sam Balzak.
„niecierpliwy w namiętności i namiętny w niecierpliwości, za prędko nadaje wszystkiemu rozmiary niezwykłe, nie potrafi utrzymać niczego w proporcjach rozsądnych i umiarkowanych".
"Balzak nie umie zatrzymać się w połowie. Gdy podziwia popada w ekstazę, gdy pracuje odrabia pańszczyznę niczym galernik, gdy się komuś zwierza, powstaje orgia wyznań...”
I jakież było moje rozczarowanie, kiedy latami karmiona wizja wielkiej miłości do naszej rodaczki prysła, jak bańka mydlana. Dla Honore była to kolejna szansa na zdobycie fortuny, dla Eweliny Hańskiej odskocznia od nudnego życia na prowincji oraz możliwość zapewnienia sobie miejsca w historii literatury.
Dodatkową zaletą biografii jest spora ilość cytatów w świetnym tłumaczeniu Tadeusza Żeleńskiego-Boya. Muszę przyznać, że te fragmenty mogą być skuteczną zachętą, aby sięgnąć do źródeł, zostały bowiem odpowiednio użyte. Literaccy bohaterowie często są alter-ego pisarza.
Książka mimo drobnych moim zdaniem niedociągnięć (jak meandry stylistyczne, czy nadmierne psychologizowanie) jest bardzo ciekawą lekturą i przybliża postać jednego z największych pisarzy europejskich. Myślę, że jest godna polecenia nie tylko wielbicielom pisarza, ale także osobom, które nie czytały jego książek. Może właśnie dzięki niej sięgną po którąś z nich. Ja sięgnęłam po Kuzynkę Bietkę.

sobota, 10 grudnia 2011

Kobieta trzydziestoletnia Balzac

Przeczytałam do końca, choć łatwo nie było. Książka niestety rozczarowała mnie. Spodziewałam się czegoś w stylu Wiktora Hugo. Tymczasem czytało mi się ciężko, ponieważ powieść napisana jest dość kwiecistym stylem. Zdania są bardzo rozbudowane, co sprawiało, że czytając gubiłam sens całości. Główna bohaterka jest kobietą głęboko nieszczęśliwą, tyle że przyczyna tego stanu rzeczy jest opisana w tak zawiły sposób, że trudno domyślić się co jest tego powodem.
Książka jest częścią cyklu „Komedii Ludzkiej”. Zgodnie z przedmową do "Kobiety trzydziestoletniej" jej tłumacza, Boya-Żeleńskiego, Balzak jest pierwszym pisarzem, który porusza w swych powieściach temat „fizjologii małżeństwa”. We wszystkich wcześniejszych powieściach miłość kończyła się na ślubnym kobiercu, a potem żyli długo i szczęśliwie. Balzak natomiast przedstawia portret psychologiczny kobiety zamężnej, kobiety trzydziestoletniej, przy czym trzydziestoletnia jest określeniem umownym i oznacza kobietę dojrzałą.
Julia z wielkiej miłości wychodzi za mąż za przystojnego oficera napoleońskiego Victora i z beztroskiego dziewczęcia staje się nieszczęśliwą kobietą. Okazuje się, że małżonkowie zupełnie do siebie nie pasują. Balzak nie pisze dokładnie na czym to niedopasowanie polegało, ale z zawoalowanych opisów można wysnuć przypuszczenie, że było to poza niezgodnością charakterów także niedopasowanie fizyczne, a prawdopodobnie również przemoc seksualna. To zapewne jest przyczyną nazwania przez Julię swego małżeństwa legalną prostytucją. Niemal połowa książki to opis cierpienia Julii; Julia jest nieszczęśliwa, Julia jest w depresji, Julia chce popełnić samobójstwo, ale nie robi tego, bo brakuje jej siły. Julia ma dzieci, ale nawet one nie są w stanie wyrwać jej ze stanu biernej apatii. Pojawiają się także romantyczni i mniej romantyczni wielbiciele. Ale wszystko, jak dla mnie jest nieprzekonywujące. Dopiero dwie ostatnie opowieści (książka składa się z sześciu opowieści) zaciekawiły mnie nieco, ponieważ akcja nabrała przyspieszenia.
Tak więc Kobieta trzydziestoletnia nie przemówiła do mnie. Należy jednak docenić iż Balzak był prekursorem w tej dziedzinie, jako pierwszy napisał o pozycji społecznej kobiety w małżeństwie.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Czy można kochać za nadto- wyrodne córki, czyli żądza pieniądza (Ojciec Goriot)


„Ojciec Goriot” pióra Honoriusza Balzaka to wydana w 1835 r. kolejna powieść z cyklu „Komedia Ludzka”. 
Charakterystyczną cechą Komedii Balzaka jest występowanie bohaterów jednej powieści także na kartach innych powieści. Tak więc główny bohater jednego utworu występuje w innym, jako postać drugoplanowa lub uczestnik epizodu. Ponieważ cały cykl liczy sobie ponad 130 utworów, a występujących w nim postaci jest ponad dwie setki niezwykłej pomysłowości autora wymagało to literackie „wykreowanie” postaci. Aby poznać złożoność charakterów należałoby przeczytać wszystkie części cyklu. Jakież zdziwienie budzi bowiem postać, co do której nabieramy przekonania, iż zdołaliśmy ją poznać w jednej z części, a którą spotykając na kartach kolejnej książki odkrywamy na nowo. 
Akcja powieści dzieje się w okresie restauracji Burbonów, co jest nie bez znaczenia dla fabuły powieści. Umożliwienie pięcia się po szczeblach drabiny społecznej powodowało, iż walka o wspięcie się na kolejny szczebel nie przebierała w środkach. Dla możliwości zdobycia kolejnych kilku tysięcy franków rocznie, czy dla nadziei znalezienia się na salonach baronostwa, hrabiostwa, czy merostwa cena nie grała roli. Żądza pieniądza, chciwość, pragnienie awansu do wyższej klasy powodowały swoistą filozofię, która zdawała się wprowadzać w życie makiawelistyczną zasadę „cel uświęca środki”.
Będący jednym z głównych bohaterów powieści Rastignac staje się synonimem osoby, która gotowa jest na wszystko, aby polepszyć swą społeczną pozycję. W małym, obskurnym paryskim pensjonacie pani Vaquer, gdzie nędza i szpetota wygląda z każdego kąta, gdzie szaro-buro i wilgotno egzystują obok siebie tajemniczy filozof Vautrin, zubażała panna Wiktoryna z ciotką-opiekunką, student prawa Rastignac oraz emerytowany producent makaronu Jan, Joachim Goriot, zwany przez mieszkańców tego tandetnego przybytku ojcem Goriot. 
Tytułowy bohater to producent makaronu, który dorobiwszy się sporego majątku przekazał niemal wszystko córkom, sam zamieszkując w nędznej klitce. Z oślepiającej, bałwochwalczej, obrazoburczej miłości do córek sam cierpiąc zimno, głód, szyderstwa współmieszkańców, osamotnienie pozbawia się rodzinnych pamiątek i ostatnich resztek fortuny. Co dostaje w zamian? Ukradkowe spotkania w parku, wymuszone słówko rzucone w przelocie, czasami pretensje, lekkie ukłucie chłodu w przebłyskach świadomości, ledwie dostrzegalne poczucie wstydu i zażenowania, z powodu braku ogłady i wykształcenia oraz jawną niechęć zięciów. Miłość, uczucie tak wzniosłe i piękne, ukazana jest tutaj jako jednostka chorobowa. Miłość, jaką Goriot darzy swoje córki: Anastazję de Restand i Delfinę de Nucingen graniczy niemal z obłędem. I na moje pytanie, czy można kochać za mocno- odpowiem, że nie. Nie można kochać za mocno, ale można kochać głupio. Takie uczucie niszczy obie strony. Ojciec, pragnący dać swoim dzieciom szczęśliwe i radosne życie, dał im wszystko, co można przeliczyć na pieniądze; wykształcenie, stosunki w świecie, bogactwo liczone w tysiącach franków. Dał też coś ponadto „życiowe kalectwo”. Ojciec Goriot to przejmujące studium wyniszczającej miłości rodzicielskiej. Czytając książkę nie czułam litości dla biednego starca, czułam raczej gniew i oburzenie. Uważałam, że to co go spotkało nie było jedynie wynikiem okoliczności zewnętrznych, było też wynikiem jego własnego postępowania. Sam Goriot zdaje sobie z tego sprawę, kiedy jest już za późno. 


Drugi z bohaterów to Eugeniusz de Rastignac. Przybywszy z prowincji do Paryża, jako młody, uczciwy i niewinny człowiek szybko przeobraża się w bywalca salonów. Dla obietnicy znalezienia się w salonach, lożach teatralnych, powozach, na balach a też i w sypialniach bogatych arystokratek jest w stanie poświęcić wszystko (począwszy od porzucenia kodeksu moralnego, poprzez zrujnowanie matki i sióstr aż do zbrodni włącznie. Eugeniusz co prawda nie wyraził jeszcze zgody na rozwiązanie ostateczne, ale wydaje się to tylko kwestią czasu). Charakterystycznym jest wewnętrzne zakłamanie postaci. Eugeniusza oburza stosunek córek względem ojca Goriot, co nie przeszkadza mu pozbawić oszczędności życia matkę, ciotkę i siostry, Eugeniusz wzdryga się na myśl o poślubieniu panny Wiktoryny dla pieniędzy, co nie przeszkadza mu w snuciu planów pozyskania względów delfiny (czyt. zostania jej kochankiem i utrzymankiem). 
Kolejną ciekawą postacią jest Vautrin, poszukiwany przez policję mistrz zbrodni. Vautrin to ten który czyniąc zło, jako jedyny potrafi je nazwać po imieniu. Można go nazwać sumieniem społeczeństwa. Społeczeństwa, które jest w ciągłej walce, kto kogo okpi. Ojciec Goriot to powieść o pełnym kontrastów społeczeństwie Paryża. Kontrastu pomiędzy bogactwem warstw najwyższych a nędzą warstw dolnych. Można odnieść wrażenie, iż jedynym pragnieniem ludzi jest dostać się na salony (biedota) lub na tych salonach pozostać przez całe życie (arystokracja). 
Autor przedstawia świat, w którym żądza posiadania pieniądza przesłania wszelkie wartości. Można odnieść wrażenie, że w Paryżu nie ma ani jednego uczciwego człowieka. Wystarczy spojrzeć na zachowanie mieszkańców pensjonatu podczas sceny finałowej. 
Ja dostrzegłam jednak kogoś, kogo zdaje się ten świat kapitału nie zepsuł. Jest to Wiktoryna. Po śmierci matki, nie uznana przez bogatego ojca (negatywnego bohatera „Czerwonej oberży”) czas swój dzieli pomiędzy comiesięcznymi wizytami u ojca, będącymi próbą zmiękczenia serca staruszka i przekonania go o swojej bezinteresowności, a wzdychaniem do studenta prawa, który stara się tych jej westchnień nie zauważać, przynajmniej do czasu. Wiktoryna jawi się tutaj jako uosobienie dobroci i bezinteresowności, lecz znając już troszkę Balzaca ciekawa jestem, czy w kolejnej książce Wiktoryna nie okaże się podstępną i przebiegłą żmijką. Przeczytawszy bowiem kilka książek Balzaka i kilkanaście recenzji można śmiało stwierdzić, iż według powieściopisarza świat jest miejscem zepsucia i zgnilizny, a niemal każdy człowiek (zwłaszcza człowiek dobrze sytuowany) ma na sumieniu mroczną tajemnicę.  
A oto nauka, jaką otrzymuje Rastignac od jednej ze swoich protektorek:
„Im zimniej będziesz obliczał, tym dalej zajdziesz. Uderzaj bez litości, będą się ciebie bali. Bierz mężczyzn i kobiety jedynie za konie pocztowe, choćby miały paść na stacji, dojdziesz w ten sposób do celu. Pojmujesz, nie będziesz niczym w tym świecie, jeśli nie znajdziesz kobiety, która by się tobą zajęła. Musi być młoda, bogata, wytworna. Ale jeżeli masz prawdziwe uczucie, ukryj je jak skarb; nie pozwól się go nigdy domyślić, byłbyś zgubiony. Nie byłbyś już katem, stałbyś się ofiarą. Jeśli kiedykolwiek pokochasz, strzeż pilnie tego sekretu."
Jako ciekawostka - Balzak był oskarżany o plagiat ze względu na podobieństwo Ojca Goriot do Króla Leara.
Moja ocena 5/6

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Czerwona oberża- czyli kryminał z filozoficznym podtekstem


Jest to króciutkie opowiadanie Honoriusza Balzaka, stanowiące fragment większego cyklu – „Komedia ludzka”. Ta krótka historyjka ujęła mnie właśnie ową zwięzłością, w tak krótkiej formie autor zawarł tak wiele treści.

Jest to typ powieści szkatułkowej, (rosyjska babuszka), czyli jedno opowiadanie w drugim, narrator relacjonuje opowieść, jaką podczas pewnego spotkania opowiadał Hermann - niemiecki bankier. Można też nazwać „Czerwoną oberżę” kryminałem z psychologiczno-filozoficznym podtekstem.

Rzecz dotyczy morderstwa, jakie miało miejsce w 1799 roku. W pewnej oberży zatrzymało się dwóch przyjaciół, chirurgów wojskowych, oraz nieznany im bogaty przemysłowiec.
Jeden z chirurgów, Prosper Magnan, nie mógł zasnąć, wyobrażał sobie, jak to by było, gdyby zamordował bogacza, uciekł i rozpoczął nowe życie. Wyobrażenia te przybrały całkiem realne kształty. Proscer obmyślił plan, przygotował narzędzie zbrodni, zbadał teren. W decydującej chwili jednak coś (jakiś cień, a może wewnętrzny głos) powstrzymał go od zbrodni. Kiedy się obudził rano okazało się, iż bogacz został zamordowany, Prosper był cały we krwi, a jego narzędzie chirurgiczne zostało użyte przez zbrodniarza. Z miejsca zbrodni zniknął natomiast jego przyjaciel, zniknęły też diamenty i złoto zamordowanego. Opowiadający historię bankier miał okazję poznać Prospera, a poznawszy go zdobył przekonanie, iż był on niewinny, a faktycznym sprawcą zbrodni był ów przyjaciel, niejaki Fryderyk, który zniknął feralnej nocy. Prosper jednak powodowany wyrzutami sumienia z powodu samego podjęcia myśli o zbrodni bronił się tak nieudolnie, jakby sam siebie chciał ukarać za samą myśl o zbrodni, iż został skazany i rozstrzelany.
Podczas opowiadania Hermanna jeden z gości oberży, Fryderyk Taillefer, szanowany i bogaty człowiek zaczyna robić się coraz bardziej nerwowy, a jego dziwne zachowanie wzbudza domysły bankiera, iż to on jest owym zaginionym zbrodniarzem (zbieżność imienia, zawód, zachowanie).
Sytuacja robi się bardziej zagmatwana, kiedy okazuje się, iż piękna dziewczyna, w której zakochał się bankier jest córką Fryderyka.
I tu dochodzimy do zasadniczego wątku opowieści. Hermann ma dylemat, co począć, jak się zachować. Czy powinien zapoznać córkę z przeszłością ojca, czy upływ lat (ponad dwadzieścia) spowodował przedawnienie zbrodni, czy wszedłszy w posiadanie fortuny narzeczonej powinien ją przekazać na zbożny cel (a wtedy rodzi się pytanie - jaki? rodzina niesłusznie skazanego i rozstrzelanego chirurga nie żyje od wielu lat) i co w takim przypadku powiedzieć ukochanej. Czy możliwe jest, że dawny zbrodniarz odpracował swe winy, że życiem szanowanym i uczciwym zmazał zbrodnie. Czy Hermann ma prawo zburzyć szczęście kochanej kobiety niszcząc w jej pamięci wizerunek kochanego ojca. Czy dziecko ponosi winę za grzechy ojców? A może powinien o wszystkim zapomnieć, Fryderyk w międzyczasie zmarł, po cóż rozgrzebywać przeszłość? Takie dylematy dręczą bankiera.
Herman wpada na pomysł, aby zdać się na los. Prosi o radę siedemnastu swoich znajomych, którzy za pomocą losowania mają rozstrzygnąć dylemat, czy wyrzec się majątku i opowiedzieć o wszystkim ukochanej, czy zapomnieć o całej sprawie.
Jaki był wynik losowania, jeden głos przeważył szalę za…. No cóż wynik chyba nie jest tu istotny, nie jest ważna odpowiedź, ale ważne było pytanie.
W „Czerwonej oberży” Balzac dowodzi, że każda szanowana rodzina skrywa jakąś tajemnicę.
Będący negatywnym bohaterem „Oberży” Fryderyk Taillefer występuje, jako szanowany obywatel paryskiego świata, odznaczony orderami, bogaty i wpływowy człowiek także w innych częściach Komedii Ludzkiej (Ojcu Goriot i Jaszczurze). Wprowadzenie takiej postaci na karty książki ma podkreślić amoralizm postaci z wielkiego świata, które postrzegane są przez innych za godne i poważane.
Muszę przyznać, że po pierwszym niefortunnym spotkaniu z Balzakiem (Kobieta trzydziestoletnia- oj nie zapomnę tak łatwo znużenia, jakim mnie ona uraczyła), każde następnie staje się coraz ciekawsze. Lektura Lichwiarza była całkiem sympatyczną, a lektura Oberży intrygującą i dającą do myślenia.
Zaczęłam się zastanawiać, jak postąpiłabym w takiej sytuacji ja sama, ale, że na horyzoncie nie pojawił się bogaty sponsor z mająteczkiem będącym wynikiem zbrodni, mój dylemat okazał się jedynie natury teoretycznej.
Nabrałam chęci na kontynuację znajomości z panem Balzakiem i nie dostawszy w bibliotece „Jaszczura”, na którego miałam ogromną ochotę, wypożyczyłam „Ojca Goriot”, którego mi polecono także w Konkursie z Paryżem w tle.

Moja ocena 5/6