Przedwojenna rzeczywistość polskiej wsi u Józefa Mortona to przejmujący dokument walki chłopskiego syna o wydostanie się z ubóstwa, walki z góry skazanej na porażkę. Ciężko chory, Stefan Okoła, w obliczu nieuchronnego dokonuje rozrachunku z przeszłością. Opisując historię swego dążenia do społecznego awansu zastanawia się, czy jego przegrana była kwestią czasu, czy też wynikiem popełnionych grzechów, z których głównym był ten, że za wszelką cenę chciał zostać „panem”, z niego wynikały wszystkie inne.
Stefan, za namową ojca chce zdobyć wykształcenie, znaleźć pracę i wspomóc rodzinę. Wizja lepszej przyszłości sprawia, iż zarówno rodzice, jak i siostry poświęcają siły, dobytek, a nawet dziewczęce marzenia o zamążpójściu, aby wspomóc młodego człowieka. Stefanowi też nie jest lekko, niedojada, cierpi zimno, nie ma co na grzbiet włożyć. Ma świadomość ogromnych wyrzeczeń, jakie płaci cała rodzina, ale nie wyobraża już sobie, że mógłby wrócić na gospodarkę ojca i razem ze wszystkimi pracować w trudzie i znoju, bez żadnych perspektyw poprawy swego losu.
Chciałem własnym trudem i mozołem dojść do czegoś, zostać choćby najmarniejszym urzędnikiem. Nie mogłem! Nikt się do mnie nie przyznał, a wszyscy odepchnęli mnie od siebie, jak podrzutka. […] wszyscy wszak wołają „Tyś nie nasz!”(str. 39)
Skończywszy naukę jedzie do Warszawy w poszukiwaniu pracy, niestety mimo wielu prób, nie jest w stanie zarobić nawet na swoje utrzymanie, nie mówiąc o spłacie zaciągniętego przez rodziców długu. Jest kryzys lat trzydziestych, nie ma pracy. Przypominają mu się słowa jednego z nauczycieli; Ty syn wsi, nie masz najmniejszego prawa żądać czegokolwiek. Jesteś bowiem homo novus. Tobie wolno jedynie zdobywać. Zakasać rękawy aż za łokcie, przegiąć grzbiet i harować aż do siódmego potu. (str.60).
Kiedy wydaje się, iż gorzej już być nie może Stefan zaczyna chorować. Gdy sytuacja rodzinna staje się beznadziejna, bo nie wystarcza na lekarstwa i doktora ogarniają go wyrzuty sumienia. Tata, przepraszam was, że uczyniłem wam ciężki zawód. Że wasze wysiłki poszły na marne, że z tego olbrzymiego gmachu waszych myśli, jakiście wznosili całymi latami, lecą już kamienie, że zwalą się wkrótce na was, przywalą was bólem i goryczą. A po mojej śmierci, ,że staniecie się, tatulu, dziadem, który, zamiast mieć pociechę ze swego wykształconego syna, ostatnie grosze wygrzędził jeszcze na jego leczenie, a w końcu na pogrzeb. (Str. 23)
Narracja prowadzona jest w taki sposób, że z każdą kolejną stroną postać Stefana staje się bardziej złożoną; od biednego chorego chłopca do tak zdesperowanego młodego człowieka, iż jego zasady moralne zostają wystawione na ciężką próbę.
Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. A poczucie klęski (kiedy myśli o ojcu) Nie powinien uczyć swego syna! Teraz by siedział spokojnie i robił, to co do niego, chłopa z dziada pradziada, należy i nie ciągnął ludzi pobożnych i uczciwych na manowce (str. 77) z przekonaniem, iż Wsi trzeba iść! Wciąż naprzód i naprzód, nigdy nie ustawać, rwać bystrym pochodem, siłą, uporem, choćby przy tym jeszcze niejeden miał dzielić [..] ten los…. Iść. Bezwzględnie, twardo, z uporem, a wtedy może nadejdzie taki dzień, kiedy nie będzie już takich jak [on i jemu] podobnych. (str. 162).
Stefan wydaje się osobą zawieszoną nie tylko pomiędzy życiem a śmiercią, ale także pomiędzy miastem a wsią. Chłopak po szkołach nie pasuje do nędznej chałupy, codziennej misy pituchu (rozgotowanych w wodzie kartofli), kłócących się sióstr i oschłego ojca. Jest zbyt uczony na ich proste życie. Ale chłopak pochodzący nie wiadomo skąd, w podartych portkach, wychudzony i blady nie pasuje do urzędniczej posady. Sąsiedzi wyszydzają jego aspiracje, a miastowi odmawiają jakikolwiek praw. Stefan jest tak zrezygnowany, że choć opowiada o przejmującej nędzy opowiada bez emocji, może dlatego, że ,,Niczego się już od życia nie spodziewam i niczego nie wyglądam". (str.7).
Zadziwiająca narracja będąca połączeniem chłopskiej gwary z językiem wykształconego człowieka.
Ciekawa pozycja zapomnianego autora. I choć w mojej ocenie Spowiedź jest słabsza od Mój drugi ożenek to warta przeczytania.
U mnie w ramach stosikowego losowania u Anny.
Chciałem własnym trudem i mozołem dojść do czegoś, zostać choćby najmarniejszym urzędnikiem. Nie mogłem! Nikt się do mnie nie przyznał, a wszyscy odepchnęli mnie od siebie, jak podrzutka. […] wszyscy wszak wołają „Tyś nie nasz!”(str. 39)
Skończywszy naukę jedzie do Warszawy w poszukiwaniu pracy, niestety mimo wielu prób, nie jest w stanie zarobić nawet na swoje utrzymanie, nie mówiąc o spłacie zaciągniętego przez rodziców długu. Jest kryzys lat trzydziestych, nie ma pracy. Przypominają mu się słowa jednego z nauczycieli; Ty syn wsi, nie masz najmniejszego prawa żądać czegokolwiek. Jesteś bowiem homo novus. Tobie wolno jedynie zdobywać. Zakasać rękawy aż za łokcie, przegiąć grzbiet i harować aż do siódmego potu. (str.60).
Kiedy wydaje się, iż gorzej już być nie może Stefan zaczyna chorować. Gdy sytuacja rodzinna staje się beznadziejna, bo nie wystarcza na lekarstwa i doktora ogarniają go wyrzuty sumienia. Tata, przepraszam was, że uczyniłem wam ciężki zawód. Że wasze wysiłki poszły na marne, że z tego olbrzymiego gmachu waszych myśli, jakiście wznosili całymi latami, lecą już kamienie, że zwalą się wkrótce na was, przywalą was bólem i goryczą. A po mojej śmierci, ,że staniecie się, tatulu, dziadem, który, zamiast mieć pociechę ze swego wykształconego syna, ostatnie grosze wygrzędził jeszcze na jego leczenie, a w końcu na pogrzeb. (Str. 23)
Narracja prowadzona jest w taki sposób, że z każdą kolejną stroną postać Stefana staje się bardziej złożoną; od biednego chorego chłopca do tak zdesperowanego młodego człowieka, iż jego zasady moralne zostają wystawione na ciężką próbę.
Przeszłość przeplata się z teraźniejszością. A poczucie klęski (kiedy myśli o ojcu) Nie powinien uczyć swego syna! Teraz by siedział spokojnie i robił, to co do niego, chłopa z dziada pradziada, należy i nie ciągnął ludzi pobożnych i uczciwych na manowce (str. 77) z przekonaniem, iż Wsi trzeba iść! Wciąż naprzód i naprzód, nigdy nie ustawać, rwać bystrym pochodem, siłą, uporem, choćby przy tym jeszcze niejeden miał dzielić [..] ten los…. Iść. Bezwzględnie, twardo, z uporem, a wtedy może nadejdzie taki dzień, kiedy nie będzie już takich jak [on i jemu] podobnych. (str. 162).
Stefan wydaje się osobą zawieszoną nie tylko pomiędzy życiem a śmiercią, ale także pomiędzy miastem a wsią. Chłopak po szkołach nie pasuje do nędznej chałupy, codziennej misy pituchu (rozgotowanych w wodzie kartofli), kłócących się sióstr i oschłego ojca. Jest zbyt uczony na ich proste życie. Ale chłopak pochodzący nie wiadomo skąd, w podartych portkach, wychudzony i blady nie pasuje do urzędniczej posady. Sąsiedzi wyszydzają jego aspiracje, a miastowi odmawiają jakikolwiek praw. Stefan jest tak zrezygnowany, że choć opowiada o przejmującej nędzy opowiada bez emocji, może dlatego, że ,,Niczego się już od życia nie spodziewam i niczego nie wyglądam". (str.7).
Zadziwiająca narracja będąca połączeniem chłopskiej gwary z językiem wykształconego człowieka.
Ciekawa pozycja zapomnianego autora. I choć w mojej ocenie Spowiedź jest słabsza od Mój drugi ożenek to warta przeczytania.
U mnie w ramach stosikowego losowania u Anny.