Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 3-nitka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 3-nitka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 16 października 2022

Czapka


Jest taka rzecz, którą robię namiętnie ale w niej nie chodzę, no może sporadycznie jak PM z wyrzutem patrzy jak na ziąb z gołą głową chcę się wybrać. Mam czapek naprawdę sporo, robię je z prawdziwą przyjemnością wręcz z namiętnością ... i układam w sosik na półce w szafie tuż obok rękawiczek :) Nie trafiłam jeszcze na czapkę idealną ale trwam w tych poszukiwaniach konsekwentnie.




Ufarbowane resztki Bfl z moherem zmieniłam w motek dość grubej tradycyjnej 3-nitki. Czesanka miała kilka wyraźnych kolorów ale już podczas przędzenia zadbałam o to by kolory jak najbardziej się wymieszały i powstał motek kolorystycznie jednolity niejednolicie. Trochę podobny do fraktalowego wykończenia przędzy lecz tylko trochę. 



 
Ta jego ostrość została stłumiłam jeszcze, poprzez dodanie nitki moheru z jedwabiem w kolorze curry. Trochę mnie martwiło to, że czapka będzie sztywno-śliska bo moher ma zerową sprężystość a runo Bfl porównywane jest właśnie do moheru więc też tej sprężystości nie ma za wiele.



Czapka jest we wzór bez wzoru no chyba, że pasek oczek ryżowych można uznać za jakiś wzór ale nie chciałam tracić subtelnych maźnięć koloru w jakiejś plątaninie warkoczyków. W oczkach ryżowych pięknie połyskuje blask moheru a prawe oczka mienią się barwami otulone meszkiem z Kid Silk'a.


Czapka pomimo braku ściągacza trzyma się głowy i jest wyjątkowo miła i ciepła, z daleka wpada w rudości i dopiero z bliska widać, że ma tysiące drobinek koloru. 


Wzór gdzieś kiedyś mi mignął w internecie a do czegoś takiego nie trzeba wzoru po prostu robi się na okrągło i na końcu zbiera :) Takie nic a mnie sprawiło sporo radości bo tygodnie upływają mi na zaopatrywaniu rodziny w skarpety. 

Zwykłe bez udziwnień, we wszelkich rozmiarach, bez kolorystycznych fanaberii, para za parą produkuję skarpety. Jedyne co je łączy to sposób robienia - od palców, powoli zaczynam popadać w odrętwienie tą jednostajnością wyrobów ale zimne dni nieuchronnie nadciągają a lista chętnych nie wiele się skróciła. 




Dla mojego ojca robię skarpety w rozmiarze 45 a gdybym mu pozwoliła na wymysły to robiłabym kolanówki, nie cierpi zbyt krótkich skarpet i zawsze pyta czy nie miałam już więcej włóczki bo mogły być trochę dłuższe. 


Jeszcze pewnie nie raz wyląduje tu zdjęcie zwyklaków ale takie życie dziewiarki - nie zawsze robi się cuda :)
Kupując motek moheru do czapki kupiłam kilka motków Flory bo promocyjna cena mnie skusiła, bo po ostatnim szaliku wymyśliłam, że mogłabym powtórzyć ale z mniejszą ilością kolorów, bo włóczki mam  za mało... pewnie popatrzę na kolory i schowam do szafy na później bo będę robić skarpety. 


Teraz pomiędzy skarpetami staram się skończyć bawełniany top co go latem zaczęłam ale dopadła mnie zaraza i nie dałam rady doprowadzić do finału. Powoli też patrzę co należałoby uzupełnić w wełnianym sklepiku przed zimą i czy są jakieś nowe runa, które chętnie bym poznała. Nic tak mnie nie ekscytuje ja nowy gatunek runa lub włókna - no jeszcze książki mają taką moc. 

Pozdrawiam Was niedzielnie. 

niedziela, 24 kwietnia 2022

Piękny grafit

Kilka tygodni temu w lutym, przyszła paczka z czesankami do sklepiku, a ja popadałam w totalny zachwyt nad grafitowym runem. To nic, że to merynos dla tego pięknego grafitu jestem w stanie nawet ścierpieć merynosa. Od razu miałam pomysł jaki z tego runa może być sweter, były nawet nikłe próby zakupienia gotowej włóczki na ten projekt ale skoro jest tak cudowne runo to po co kupować. 



Czesanka jest prawdziwie grafitowa i celem przybliżenia jej kolorystyki wstawiam zdjęcie zrobione w namiocie bezcieniowym - to najwierniejsza kolorystyka jaką można zobaczyć na tych zdjęciach. 




Samo przędzenie odbyło się szybko i sprawnie, uprzędłam 5 motków po jakieś 90 g, sama czesanka niby merynos ale nie tak do końca. Nie wiem czy ten kolor mi się "rzucił na oczy" ale podczas przędzenia nie miałam tego wrażenia "budyniowatości" jaką czuję za każdym razem jak przędę  merynosa.



Podczas przędzenia wyciągnęłam z taśmy kilka takich kołtunów, wygląda to jak zbity włos puchowy tylko merynos nie ma włosów puchowych on cały jest z włosa puchowego. Co ciekawe te  jasne włoski, którymi jest poprzetykana ta czesanka w kołtunach nie występują. W książce o rasach owiec użyto słowa "uncommonly" (niezwykle rzadko, unikatowo) w odniesieniu do typowo czarnego, szarego czy moorit ubarwienia. W internecie znalazłam oferty sprzedaży czarnego runa merynosów ale z grafitem już nie poszło tak dobrze, w dodatku te czarne to na zdjęciach miały ten odcień wpadania w brąz. Trochę mi się rozjaśniło jak wylewałam szaro-niebieskawą wodę po praniu. Mam takie lekkie podejrzenie, że temu runu ktoś pomógł zdobyć "naturalnie" grafitowy wygląd. Runo nadal będę sprzedawać jako naturalne (tak jak je kupiłam) ale miejcie ten wpis na uwadze, to odkrycie nie zepsuło mi cieszenia się tym cudownym kolorem. 




Sweter jest inspirowany wzorem z Knit Wear, wzór można zakupić ale ja postanowiłam narysować sama na podstawie zdjęcia. Muszę przyznać, że okazało się to o wiele trudniejsze niż przypuszczałam i już po czwartej nieudanej próbie miałam ochotę kupić i tylko ambicja doprowadziła do finału. Nie jest to ideał, w dodatku z błędem ale po tylu próbach musi tak zostać. 


Sweter mi się podoba jest zrobiony tradycyjnie od dołu, rękawy wrabiane od góry z główką, skosy na ramiona za pomocą rzędów skróconych, rękawy dość długie by było ciepło w nadgarstki, szersze pod pachami. Sweter jest bez taliowania, on jest szerszy niż moje dotychczasowe swetry ze względu na filcowanie się dzianiny w okolicy pach. 



Tył zupełnie prosty, rękawy ze plecionką przez całą długość, również na ściągaczu. Golf dość szeroki i niestety na niego musiałam uprząść jeszcze włóczki, wygląda na to, że to "tyci tyci" szersze daje wymierne braki w innym miejscu. Mam podobny golf zrobiony z Bfl z mnóstwem plecionek ale dopasowany i z wagą ok 440 g a tu ponad 500 g. 





Obecnie nie nacieszę się chodzeniem w swetrze bo wiosna już solidnie daje o sobie znać, a sweter jest wyjątkowo ciepły. Wiem tylko tyle, że pomimo swego merynosowego pochodzenia zapowiada się na jeden z moich ulubionych swetrów. 




Z danych technicznych: druty 3,5 mm oraz 3,75 mm i ponad 500 g własnej przędzy tradycyjnej 3-nitki. 
Od teraz znowu będą małe formy w postaci skarpet, no i może rękawiczek :)


Pozdrawiam Was niedzielnie.

 

niedziela, 26 stycznia 2020

O skarpetach

 Korzystając z bogatszego w czas wolny stycznia nadrabiam zaległości w dzierganiu, przędzeniu, farbowaniu,  a chyba na przyszły tydzień też w szyciu. Mało co, tak cieszy jak czas spędzony na tym co lubię robić, oby trwał jeszcze trochę bym nasyciła to niespełnienie w rękoczynach :)


Wspomniane ostatnio skarpety prezentują się tak jak widać, są białe, drobny wzorek zapożyczony z  książki o tradycyjnych skarpetach pod nazwą "skarpety z zegarkiem" oryginał pokazałam tu. Oczywiście wzór musiał ulec modyfikacji bo to skarpety robione od palców celem testowania tego sposobu.


Włóczka to moja 3-nitka w 2/3 składająca się z szetlanda z jedwabiem, jakieś 50 % na 50 % a trzecia  nitka to Bfl superwash. Nitka to tradycyjny 3-ply ale teraz myślę, że mogło to być jednak opposing-ply, poddaję w wątpliwość trwałość tej delikatnej pięty.


 Skarpety zrobiłam nie tylko z myślą o udowodnieniu "wyższości" metody z tradycyjną piętą ale również przez rzecz prozaiczną, gładka i niewzmacniana pięta szybciej mieści się w butach niż ta tradycyjna i to jest duży plus tej metody. Włóczka z dużą porcją jedwabiu też jest znacznie cieńsza od tradycyjnej skarpetowej 100 g/ 420 m ale podwójnie robiona pięta nawet z dużo cieńszej nitki, dyskwalifikuje skarpety bym wkładała je do botków.


 Rzecz, która bardzo mi się podoba w skarpetach od palców zaczynanych - to same palce :) Skarpety robione od góry trzeba na palcach jakoś zakończyć i pomimo, że zawsze zbieram żywe oczka, wewnętrzny szew istnieje. W skarpetach zaczynanych od palców jest idealnie płynne przejście - wygląda to naprawdę bardzo elegancko. Na razie skarpety ubrałam raz, właśnie do botków więc nie mogę nic więcej powiedzieć ale trzymają się dobrze stopy i nie okręcają, trwałość pięty wymaga dłuższego testowania. Przy braku wzoru wrabianego ta sama ilość oczek przez całą długość skarpety nie przeszkadza. Mam zamiar zrobić sobie skarpety tą metodą we wzory wrabiane i zobaczymy bo to może okazać się mniej wygodna wersja.



Z racji świętowania w styczniu urodzin zażyczyłam sobie książki, jedna już przyszła więc mogę się pochwalić.  Kupując książki o skarpetach zawsze ją pomijałam bo to przecież "master class", bałam się jakiś udziwnień, lub skarpet tak skomplikowanych w dzierganiu, że po zrobieniu takich strach w nich chodzić, by nie zrobić w nich dziur. 



Ciekawość jednak była silniejsza niż niechęć do udziwnień :) Udziwnienia są, są w tej książce chyba wszystkie sposoby na piety i palce, które znam i, o których wiem ale przede wszystkim wzory na zwykłe skarpety. Pewnie coś mnie skusi z udziwnień ale raczej spodziewajcie się tradycyjnych w kształcie skarpet. Na razie kartkuję, napawam się, przeglądam i poczytuję, jako wyznawca czytnika książek nie wyzbyłam się miłości do tradycyjnej formy :)


Na kołowrotku nitki w kolorze mojego szala i czapki z poprzedniego wpisu, celem zrobienia pasujących rękawiczek do kompletu. Uprzędziony motek to merynos farbowany w indygo. Jeszcze bez w pełni skrystalizowanych planów ale pewnie skończy w jakiś rękawiczkach z drobnym wzorkiem. 



Pozdrawiam Was niedzielnie :) 





niedziela, 22 września 2019

Bez efektu

Posiadam wielką słabość do naturalnego barwienia, mam spory zapas ufarbowanego przez Monikę merynosa w indygo, sama ufarbowałam trochę wełny w orzechu włoskim.  Dawno temu za czasów "Prząśniczki" dostałam od dziewczyn marzannę barwierską wyszedł cudny kolor pomarańczu z podtekstem. Od zeszłego roku zbierałam łupiny po avocado, pierwsze moje barwienie w ten sposób wyszło dość marnie, prawdę powiedziawszy nie wyszło ale też łupin miałam mało, do tego wełna taka prosto z marszu, niczym niezaprawiona.



 Tym razem przygotowałam się lepiej, łupin tyle ile widać w 10 litrowym wiadrze po farbie, do tego wełna zaprawiona w zimnej bejcy (składniki dostałam dawno i czekały na ten czas) podgrzane łupiny puściły kolor nie do końca taki jak się spodziewałam ale nic pewnego do czasu jak nie umieszczę w tym wełny.



 Wełna, to oczywiście moja przędza, tradycyjna 3 nitka uprzędziona z czesanki Chubut, po trzech dniach w bejcy wełna dostała ubranko z gazy i poszła do gara.


Dla wzmocnienia efektu trzymałam motek ponad tydzień w tej zupie, kolor całkiem ładnie się zapowiadał ale na tej gazie. Wełna po wyjęciu z gara była nieprzyjemnie śliska więc wyprałam a z praniem spłynął jakiś tam kolor, który i tak mnie nie satysfakcjonował. Całkowita porażka, nie wiem jak innym wychodzi tak ładny kolor po avocado, mnie nie wyszło zupełnie.


Mam motek lekko pocieniowany w ciemniejsze i jaśniejsze ecru, chyba wrócę do marzanny bo to wyszło mi od razu a jeszcze lepiej wychodzi mi barwienie w Jaquard'ach :)  Zostałam z motkiem do ponownego farbowania i gazą w beżowo-pomarańczowo-brudnym kolorze.   


Do rzeczy przyjemniejszych należy odkrycie jakie poczyniłam całkiem nie dawno, okazało się, że w ogrodzie pod leszczyną rosną grzyby, wg atlasu grzybów są to borowiki ponure (bagniak, siniak) albo borowiki ceglastopore (stawiam na te drugie) - trudno stwierdzić bo nim dorosną zjadają je robaki - ja nie mam odwagi.


 Całkiem przyjemnie przyrasta rękawiczki na drutach, pomimo dość drobnych drutów wyraźnie działa na mnie relaksująco takie dzierganie. Dwa razy rysowałam palce bo ciągle mi coś nie pasowało mam nadzieję, że to co wymyśliłam będzie wyglądało dobrze ale o tym opowiem jak rękawiczki skończę.



 Chodzi mi już po głowie taka para w niebieskościach z indygo, z dodatkiem bieli i może tym razem z jednym palcem by nie "kroić" tak bardzo wzoru od wewnętrznej strony dłoni. Przy zbliżającej się porze roku mogę już bez oporów wełnę tu serwować :)


Po ostatnich zakupach na chińskim Ali moja kolekcja nożyczek się powiększyła, już prawie wiem jakie potrzebuję do ścinania nitek łączących, które zostawia hafciarka tyko czy takie znajdę bo te są świetnie ale do cięcia innych rzeczy. 


Pozdrawiam Was niedzielnie :)


niedziela, 24 czerwca 2018

Deficyt

Już kiedyś pisałam o względności czasu, jak to dla niektórych się wlecze a ja ciągle mam go za mało. No i stało się, w czwartek wieczorem byłam święcie przekonana, że to środa i jeszcze przede mną dwa dni tygodnia. Zupełnie nie rozumiem jak mi umknął jeden dzień,  cały tydzień  rozplanowałam na różnorakie zajęcia, wypełniłam minuty na maksa, a tu takie "faux pas" - kto mi to zrobił, kto ten czas porwał :(  
Tydzień zawodowo raczej luźny wszak to początek wakacji a u nas już tak jest, że jak zaczynają się wakacje to jest spokojniej, za to ogród w stanie wołającym o natychmiastową interwencję, więc może tam ten czas wsiąknął w ziemię wraz z wysiewem późnych buraków i  odchwaszczaniem rabat nie tylko kwiatowych.



Owszem było też przędzenie ale w ilości homeopatycznej i nie wpływającej na ogólny stan posiadania czasu.  Jak się okazało nie po raz pierwszy, rysowanie wzoru krystalizuje obraz całości i pierwotna wizja białych rękawiczek zmieniła się na rękawiczki prawie w antracycie.
Biały motek jeszcze przed praniem i nadaniem koloru w niecałych 45 g około 1000 m singla, to jest zwykła 3 - nitka, z mieszanki Polwarth + jedwab + kaszmir. 


 Farbowałam metodą "glazury" ale raczej zależało mi na jednolitym wybarwieniu, tzn. są niuanse, kolor nie wniknął do końca ale przy bardzo drobnym wzorze czy to ma znaczenie.


A wzór będzie drobny bo na druty nr 1, wrzuciłam 112 oczek na obwód rękawiczki, druty powiększyły moją kolekcję, mam takie ale metalowe i niestety nie do końca mi pasują, owszem mają swoje zalety bo są śliskie i robótka po nich "płynie" ale ta płynność jest względnie potrzebna, a że moimi ulubionymi drutami są bambusowe to karbon przy swojej lekkiej szorstkości jest dobrym  wyborem.


Kolorystyka ze świeżej okazała się odgrzewanymi kluchami, trzyma mnie nadal ta tonacja  nie jest zła ale na pewno nie jest to powiew czegoś nowego.


Fragment wzoru widać dość dobrze pod białym motkiem ale nie pokazuję bo może się okazać, że będzie to wzór do pobrania na moim pasku bocznym - kto wie może znajdzie się jakaś maniaczka drobnicy :) Na pewno będzie łatwiejszy niż poprzedni bo tu palce będą gładkie. 


Do kompletu z kocykiem, który pokażę w następnym wpisie zrobiłam kimono, jeszcze nieprane bo nie umiem zdecydować o kolorze guzików. Napiszę o nim więcej przy okazji kocyka, nie mam doświadczenia w takich robótkach ale nie wygląda to źle. 



Pozdrawiam Was z tęsknotą za minioną wiosną bo latem włożyłam ciepłe skarpety :)

niedziela, 26 listopada 2017

Drobiazgi

Wyjątkowo ciepło dziękuję za wyrazy uznania, które zostawiłyście pod poprzednim postem o rękawiczkach miałam odpowiedzieć każdej z osobna ale jak zwykle życie kreśli swoje scenariusze. 
Zauważyłam, że im więcej mam zajęć i mniej czasu tym więcej mam planów, pomysły się mnożą i kłębią. No wszystkiego mi się chce - prząść, farbować, mieszać na drumku, dziergać no jeszcze mam haftowane poduszki w głowie i święta to tradycyjnie powinnam jakieś śnieżynki zrobić na szydełku :) 

Na razie przędę wełnę na rękawiczki takie "wdzięcznościowe" miało być niebiesko z prawie czarnym ale "prawie czarny" okazał się nie do przyjęcia więc jest zimny brąz (naturalne Corriedale) oraz farbowana czesanka (też Corriadale) o nazwie teal (morski niebieski lub zielony - jak kto woli lub w zależności od światła).


Przędza jest tradycyjną 3- nitką (dalej mnie trzyma takie wykańczanie nitek) w rozmiarze ok 450 m na 100 g. 
Wcześniej uprzędziony motek naturalnego runa czarno-brązowego South American okazał się zbyt gruby a na dodatek samo runo nie wiele ma wspólnego ze swoim białym odpowiednikiem. Jest wyraźnie inne, niejednorodne, przypomina runo owiec prymitywnych z sporym dodatkiem ości ale o pięknym głębokim kolorze. Nie będzie leżał ten motek zbyt długo bo dziecko przedziera wełniane skarpety z taką lubością, że czas na nowe. Jakieś dwa albo i trzy lata temu ufarbowałam trochę runa Eider w łupinach orzecha włoskiego i patrzę na te  dwa motki z myślą jakie ładne będą z nich skarpety szkoda tylko, że sezonu nie wytrzymają bo to słabe runo. 



Finiszu doczekały się skarpety robione dla siostry (latem zaczęłam) bezkształt był z nich totalny ale po upraniu i nadaniu kształtu wyglądają całkiem przyzwoicie. Wzór z internetu z tego co pamiętam darmowy o nazwie "Broken seed", białe runo to moja mieszanka a kolor to Malabrigo iris - czesanka.

 


 Pewnie już nie pamiętacie mojego eksperymentu z cieniowanym motkiem  ale zmienił się w taką oto chustę, motek dostała siostra żony kuzyna :)), która też robi na drutach (chyba znalazłam wdzięczny materiał do testowania moich pomysłów).
Iza ( bo tak ma na imię) czasu ma niewiele ale bardzo lubi robić na drutach a co ważniejsze lubi moją przędzę :)
Chusta wprawdzie do drobiazgów się nie zalicza ale mam zdjęcia to piszę o niej od razu, bo mogę zapomnieć pokazać.


 Leżąca chusta przypomina mi łany na polach, jest zrobiona wg wzoru z internetu ( nie pamiętam jakiego) i moim zdaniem to cieniowanie jest naprawdę przyjemne dla oka aż mi się chce jeszcze czegoś podobnego.


Tylko tym razem jak będę farbować to nie będę się upierać przy jednym motku, spróbuję ufarbować fragmentami i jakoś sensownie połączyć - oby się udało bo w płynności przejść koloru cały efekt.


Już teraz ogłaszam, że 6 grudnia z okazji Mikołaja w sklepiku przesyłki będą darmowe - pewnie za tydzień ogłoszę bardziej oficjalnie ale gdyby ktoś planował wcześniejsze zakupy to może przecież skorzystać :)


niedziela, 24 stycznia 2016

Tak samo ale inaczej

Jak pierwszy raz przędłam runo z owiec islandzkich pod wdzięczną nazwą "Lis Polarny" to zrobiłam nitkę w stylu navajo, nie do końca byłam zadowolona z takiego wykończenia, postanowiłam sprawdzić co zrobiłam nie tak. Oczywiście najszybszym sposobem na przekonanie się o wyższości jednego skrętu na drugim jest zrobienie czegoś parzystego :)


Została mi prószona zieleń z poprzednich projektów,  do tego wzór, który ostatnio narysowałam pasujący na ręce, które mam zamiar obdarować od dłuższego czasu - pozostało tylko uprząść runo z islandzkich owieczek. Na tym samym przełożeniu kołowrotka uprzędłam moteczek navajo i moteczek tradycyjnej 3-nitki.


Zamysł jest prosty jedna rękawiczka została zrobiona z navajo, druga z trójnitki różnica dla osoby postronnej żadna ale dla mnie i owszem bo rękawiczki będą używane z tą samą intensywnością a to mi pokaże wyższość jednej nitki nad drugą lub jej brak.


Jedyna zmiana jaką dodałam do wzoru to mankiety mają ażurowy początek, mam poważny problem z zaczynaniem rękawiczek nigdy mi ten początek nie pasuje więc poszukuję jakiegoś sensownego rozwiązania. Na palcach można zobaczyć delikatną różnicę pomiędzy nitkami przynajmniej ja sobie tak tłumaczę bo wiem, że lewa to navajo a prawa 3-nitka. Navajo wydaje mi się bardziej "puchate" za to trójnitka bardziej zwarta ale różnicę widzę tylko ja reszta zapytana o różnicę mówi, że pewnie, że jest - jedna rękawiczka jest prawa a druga lewa :)


W trakcie poszukiwania  prószonej zieleni znalazłam takie dwa motki Bfl +jedwab, zrobione nie wiem jak dawno temu i mam zamiar je zmienić również w rękawiczki ale tym razem w warkoczyki. Na razie nie przędę chociaż mam już przygotowane runo bo moje plecy odmówiły posłuszeństwa. 



Od wtorku zaczęłam zabiegi rehabilitacyjne na kręgosłup szyjny ale co z tego jak od środy jestem unieruchomiona z powodu lędźwi, nie wiem czy mnie przewiało na tych zabiegach czy inne nieszczęście ale nie mogę się schylać, ból tak parszywy jak przy zapaleniu korzonków.  Nie wiem jak to długo potrwa bo pomimo wspomagania farmakologią - prząść się nie da :(( Dochodzę do wniosku, że jak na początek roku to stanowczo za dużo tych "atrakcji" mnie spotyka teraz to oczekuję już nudnej reszty roku. 

Jedyna rzecz, którą udało mi się zrobić nadprogramowo to dżem z pomarańczy, nie wiem kiedy to było dwa albo trzy lata temu jak Aldona (Finextra) opisała taki u siebie na blogu od tego czasu pałałam chęcią uczynienia podobnego no i  zrobiłam - miałam 5 słoiczków (jeden już zużyłam) - oj do ciasta z ciemną czekoladą będzie idealny :)



Pozdrawiam Was śnieżnie.