Dawno temu był taki blog o estońskich szalach, wtedy zaczęła się moja fascynacja tą zupełnie niepraktyczną formą dzianiny. Popełniłam kilka estońskich szali ale o wiele bardziej zafascynowała mnie koronka szetlandzka a raczej fakt, że z runa owiec rasy Shetland można uprząść nitkę i zrobić taki szal, takie płynne przejście od runa po gotowy wyrób to coś dla mnie,
Koronka szetlandzka ma jeszcze jedną zaletę robi się ją cały czas prawymi oczkami czyli minimum wysiłku, przynajmniej w moim przypadku bo muszę zawsze pilnować naprężenia nitki przy lewych oczkach. Zaletą takiego przerabiania jest też to, że wzór jest bardziej kwadratowy niż prostokątny jak w przypadku prawej i lewej strony.
Zafascynowana nitkami jakie przędzie pod koronkowe szale Margaret Stove kupiłam jej książkę, pierwsze co zrobiłam to małą trójkątną chustę ze sklepowej włóczki, podobała mi się ale jeszcze bardziej mi się podobał ten sam wzór z mojej przędzy. Zachęcona tym, że jakoś tak sprawnie i przyjemnie mi się uprzędło nitkę pod chustę postanowiłam uprząść jej więcej pod znacznie poważniejszy projekt.
Co pewien czas wracałam do szala przerabiałam tak długo aż mnie nie znudził by znowu mógł spokojnie leżakować do mojego następnego zrywu.
No i pewnego dnia doszłam do wniosku, że jak tak dalej pójdzie to zdążą mole go pociąć nim skończę więc mocne postanowienie, już bez wymówek trzeba kończyć. Uprzędłam resztę czesanki na 2-nitkę i dziergałam tylko, że brakło !!!
Tak sobie myślałam nie przędę tak dobrze jak Margaret, ani nie mam się co porównywać z 2-nitką maszynową na tego typu szale (100 g -1200m, 2-ply) no i uszczknęłam z tej mieszanki niejednokrotnie.
Musiałam ostatni koronkowy bok zrobić z nitki już z samego runa Shetland, w dodatku trochę jaśniejszego co dokładnie widać (na zdjęciach też) , po dłuższym czasie powinno się wyrównać kolorystycznie ale już sama świadomość drażni.
Szal jest kwadratowy zaczynamy od zrobienia całego dolnego pasa koronki i rożków, później nabieramy oczka wzdłuż wewnętrznego boku koronki i przerabiamy: boczną koronkę, wnętrze szala i drugą koronkę, jak dochodzimy do końca to przerabiamy tylko koronkę zamykającą zbierając oczka wnętrza szala. I tu ujawnia się "dziewiarska katastrofa na miarę Titanica" :)
Przy nabieraniu oczek na pierwszy bok koronki solidnie się pomyliłam bo o jakieś 50 oczek a raczej o 10 rombów, niestety odkryłam to dopiero próbując policzyć jak powinnam zbierać te żywe oczka na samym końcu. By poprawić ten błąd powinnam spruć cały szal do pierwszego koronkowego brzegu a na to nie miałam siły, postanowiłam skończyć w takim stanie jak jest, uprać i ułożyć a później zdecydować co z tym zrobić.
Z kwadratowego szla zrobiłam prostokąt, szal jest olbrzymi bo to prawie 4 metry kwadratowe, ciężki, bardziej kocyk niż zwiewna koronka jedyna pociecha to to, że nitki powinno zostać bo szal ma o 1/3 więcej oczek środka - ciekawe czemu mi się tak dłużyło przy nim :)
Przy układaniu musiałam dwa boki bardziej rozciągnąć by pomieścić te dodatkowe oczka.
Właściwie to jest miły dla oka, trochę nieforemny przy złożeniu w trójkąt ale to nie ujmuje mu urody tak jak jeden błędny romb, który ujawnił się dopiero przy suszeniu, chociaż on też ginie przy złożeniu dzianiny.
W tej chwili mam mieszane uczucia - ulgę, że nareszcie skończyłam wiecznego UFO'ka ale ta porażka rachunkowa długo będzie mnie męczyć.
Pozdrawiam Was niedzielnie powolutku tonąc jak Titanic z dziurą w wierze własnych umiejętności.