Już nie pamiętam kiedy przędłam w ten sposób w jaki robię to ostatnio, czyli całkowicie bez planu co z tych nitek powstanie. O ile mnie pamięć nie myli to doświadczałam czegoś podobnego na samym początku mej przygody z przędzeniem. Wtedy gnała mnie chęć doskonalenia nowej umiejętności, napawanie się nią i uprzedzenie wszystkiego co się dało, nie było tego zbyt wiele bo w tamtych czasach nie było jeszcze wszystkiego za wiele. Później był etap przędzenia rzeczy nowych, wszelkich niedostępnych dla mnie rodzajów runa owczego i nie tylko owczego, i to też było takie przędzenie dla samego przędzenia bo nie chęć dalszego wykorzystania a chęć poznania materiału mnie napędzała. Konkretne przędzenie pod konkretne rzeczy trwało później długo a tu nagle po tylu latach siadam do kołowrotka i przędę tak bez zamysłu na co przeznaczę te nitki. Jedno jest pewne przynosi mi to taką radość albo raczej radosny spokój, że nie zamierzam rezygnować z tych kilku chwil dziennego odpoczynku i odprężenia. Na szczęście moim zapędom ulegają na razie tylko resztki, które nie nadają się do sprzedaży.
Pierwszy motek powstał z resztki mojej autorskiej mieszanki, którą na moje życzenie przygotowano z : 37,5% - merynosa z Falklandów, 25% - włókna perłowego, 25% - bambusa, 12,5 % - lamy (wersja uszlachetniona). Resztka jest pięknie biała i taka inna w dotyku od wełnianych mieszanek, bo roślinno-wiskozowy dodatek daje się odczuć. O dziwo jak przędłam tą czesankę by się z nią zapoznać jak ją dostałam to mi się nie podobała, przez różnorodne materiały przędło mi się źle - teraz przędło się cudownie jakoś tak zupełnie inaczej po prostu sama się skręcała. Czyżby stan ducha miał znaczenie :)
Drugi motek tak jak zresztą wszystkie to tradycyjna 3- nitka, która powstała z resztki alpaki, bfl superwash oraz merynosa 23 mic. Każda z nitek składowych to jeden z materiałów i o dziwo trzeba bardzo dokładnie się przyglądać by zauważyć, że to trzy różne nitki składowe tworzą ten miły w dotyku motek.
Motek trzeci powstał z mieszanki, która jest w sklepiku a raczej z resztek z tejże. Jest to merynos 18,5 mic, alpaka, wielbłąd i jedwab. W tym przypadku również moim zachwytom nad łatwością z jaką mi się to przędzie nie było końca. Nitka powstała z tych trzech bardzo cienkich singli jest miła, puszysta i w dodatku błyszczy jedwabiem no jest taką nitką, która miło będzie sunąć po drutach jak zdecyduję by ją użyć.
Ostatni z powstałych motków to bfl w wersji humbug, czyli mieszanka trzech naturalnych kolorów run bfl czyli białego, brązu i owsianki. Tutaj efekt końcowy podoba mi się najmniej, chociaż to moje ulubione runo. Bardzo mi się podoba to runo we wzorach wrabianych na jasnym tle, wzór z tej nitki daje efekt zanikania, zrobiłam kiedyś
skarpety z takiej nitki i kto wie może to jest jakaś myśl na te powstające w niekontrolowany sposób motki. Motek w skarpetach to też 3 nitka ale navajo więc może ten nowy nie do końca będzie spełniał się w tych zanikających wzorach bo wydaje się bardzo jednolity kolorystycznie.
Następny motek już powstaje i pewnie będzie tu niedługo prezentowany a jak mi się nie odmieni to pewnie w towarzystwie nowo powstałych.
Przez ostatnie dni upał dawał się tak we znaki, że jedyną rzecz, którą próbowałam skończyć i właściwie mi się udało to szalo-kołnierz teraz tylko zabezpieczenie brzegów i cięcie. Po burzach trochę się ostudziło i właściwie to czas wrócić do porzuconych swetrów ale w tej chwili jedyną przyjemność czerpię z przędzenia bez zobowiązań :)
Pozdrawiam Was niedzielnie.