niedziela, 29 marca 2015

Aquamarine

Motek Kent Romney, który ostatnio dostał pięknie brzmiącą nazwę "akwamaryn" a mnie jeszcze bardziej się podoba "aquamarine" - chyba przez tą literę "Q" raczej nie stosowaną w języku polskim. Ów motek był z myślą o skarpetach, zawsze mam jakieś skarpety do zrobienia a te miały być dla mojej siostry, bo lubi, bo ceni sobie, cieszy się jak dostanie a co najważniejsze dba o nasze stawy i kręgosłupy. 


Kolorystyka narzuciła tematykę skarpet, przy tych wszelkich niebieskościach cóż innego czynić jak nie ocean. Miały być rybki ale skarpety musiałam narysować na 64 oczka bo siostra jest oszczędnie zbudowana i wszelkie gotowe wzory zupełnie nie zdają egzaminu.

no może tu nieśmiało widać rybkę ze zbierania oczek no i resztki szarości

Potrzebowałam do tych niebieskości jasnego tła, ale nie białego - jasny szary byłby idealny ale musiał mieć domieszkę nylonu bo Kent jej nie ma a robienie zdobnych skarpet z samej wełny to trochę szkoda zachodu. Okazało się, że ja osoba z pudłami pełnymi wełny mam aptekarskie ilości włóczki skarpetowej w tym kolorze. Miałam zakupić Fabel z Dropsa ale okazało się, że jasno szarego nie ma. Zaryzykowałam i z trzech resztówek uczyniłam skarpety.


Ściągacz zrobiony jest z ciepłego popielu z włóczki skarpetowej, za tło dla koników morskich robi resztka South Amerikan z mojego bezrękawnika Fair Isle (trochę grubsza nitka ale trudno), pięta i stopa to dokładnie 28 g włóczki na skarpety, która została z jakiś męskich skarpet. 
Lubię jak palce mają wzór bo jest cieplej i tak szybko się nie przedzierają niestety tutaj nie ryzykowałam bo szarości zostały dosłownie metry. 



 Skarpety wyglądałyby lepiej naciągnięte na jakąś stopę ale żadna u mnie się nie kwalifikuje, więc musicie sobie raczej wyobrazić jak dokładnie wyglądają a wyglądają całkiem przyjemnie :)
Piety robię od dawna metodą rzędów skróconych i uważam ten sposób za lepszy od tego, który gdzieś na początku tego bloga figuruje, więc wprowadzam sprostowanie.
Metoda rzędów skróconych daje taką ładną zaokrągloną piętę, sam sposób na rzędy skrócone ma w internecie pełno tutoriali - chociażby ten w  Dropsie .


Za to w pasku bocznym jest rozpisany wzór na te skarpety, jak ktoś robił skarpety to z tego da radę zrobić dla siebie.
Wzór rozpisany na 64 oczka, druty 2,25 - ściągacz i pięta 2, piętę dla wzmocnienia robię fałszywym patentowym. Motyw główny koniki i fale zrobiłam jako lustrzane odbicie  ale nic się nie stanie jak będą obie takie same, trójkąty ze zbieraniem oczek opatrzone wzorem małej rybki ale tutaj jej nie widać - będzie może bardziej widoczna podczas noszenia skarpet.
A ja czekam na nową dostawę wełny powinna przyjść w tym tygodniu, będzie mieszanka na skarpety w dwóch wydaniach i runo wielbłąda.
Pozdrawiam Was Serdecznie.


niedziela, 22 marca 2015

Farbowanie

Idąc za ciosem skoro już uprzędłam czesankę nowozelandzką, Kent Romney to czemu nie uprząść Perendale (krzyżówka rasy Cheviot i Romney wyhodowana przez G. Peren'a na w Nowej Zelandii).
By nie było nudno podczas przędzenia czesanka dostała kolor a przy okazji sprawdziłam jak się farbuje i jak widać farbuje się pięknie. Sam włos trochę szorstki (28 - 33 mic) ale z połyskiem i sprężystością - ma w sobie to coś co sprawia, że wełna jest dla mnie nr 1. 


Zaczynam się zastanawiać czy nie byłby to idealny materiał na wierzchni sweter, taki prawie kurtko-sweter,  może mój wymarzony sweter w celtyckie wzory ma szansę zaistnieć :) Przy tak bogatym farbowaniu jedynie co mi przyszło na myśl to uczynić z tej czesanki fraktal. Muszę przyznać gdyby nie konieczność uzupełniania stanów w sklepiku zostawiłabym sobie ten motek "do patrzenia".



Bardzo mi się podoba ta mieszanka kolorów - petrol w połączeniu z dynią, brąz z błękitem, ochra z turkusem co cała feeria barw.
Samą czesankę przędzie się dobrze, chociaż nadaje się raczej na masywniejsze nitki, jest delikatnie szorstka ale tak jak runo nowozelandzkie pięknie się błyszczy i daje jakieś poczucie solidności tej przędzy. 


Motek Kent Romney też załapał się na nowy wygląd, został  posypany barwnikami tak jak poprzednio "prószona zieleń" ale teraz użyłam dwóch odcieni niebieskiego, turkusu i świerkowej zieleni.


Zależało mi na delikatniejszym wybarwieniu ale nie zbyt słabym bo motek będzie używany do wzorów wrabianych więc dobrze by było gdyby wzór jednak był widoczny.
Po wyciągnięciu motka z garnka pierwsza myśl o kolorze to "akwamaryn" i chociaż akwamaryny są delikatniejszej barwy to tak już zostanie :)

Aquamarine 
Ostatnie farbowanie jakie popełniłam to coś na podobieństwo tych anemonów, zatęskniłam za uprzędzeniem czegoś delikatniejszego w dotyku i barwie. 

zdjęcie z internetu
Runo Bfl z jedwabiem morwowym w barwie łososiowej - ni to czerwień ni pomarańcz po prostu łosoś a do tego kapka żółci i ciepła zieleń. Jeszcze nie wiem jak będę to prząść czy będzie to navajo, a może kabelek albo jakaś inna forma, na razie cieszę się widokiem tych wyjątkowo ciepłych barw.



Moje druty ulegają dość szybko degradacji, nie było rady trzeba było zakupić nowe, tym razem kupiłam bambusowe pończosznicze Hiya Hiya, mam już dwie pary takich w grubszych rozmiarach, z których jestem zadowolona, teraz przyszedł czas na te drobne 2 i 2,25. Poprzednie są zdekompletowane (bambusowe Addiki i drewniane KP) - drewniane z KP są idealne niestety śliskie co nie za bardzo jest pożądane w przypadku skarpet ale się nie krzywią, za to bambusowe się krzywią ale trzymają się oczek idealnie, żadnego poślizgu. Dwójki już wypróbowałam kończąc moje skarpety - no krzywią się pomimo, że rozmiar to zaledwie 13 cm ale i tak uważam, że na skarpety czy rękawiczki to długość idealna to tej pory nie mogę pojąć jak kiedyś mogłam robić na 20 centymetrowych drutach - to strasznie nieporęczne i czepiające się wszystkiego. Kupiłam również  Addi 2,25, metalowe na żyłce - kocham drewniane ale ciągłe wklejanie druta to jednak kłopot - zobaczymy może się okazać, że za niedługo kupię drewniane i klej bo metal mnie pokonał :)


Pastelowe motki zmieniłam w skarpety, na zdjęciach wyglądają lepiej niż w rzeczywistości są bardzo pastelowe. Cieniowanie do wysokości pięty jakoś się pokrywało reszta stopy poszła już w każdej skarpecie inaczej.



Zdjęcia zrobiłam sobie sama więc widać tyle ile widać ale cóż tu dużo pokazywać takie zwyklaki i już.

Jeszcze wczoraj słońce cudownie oświetlało kuchenny parapet a na nim trochę wiosny w doniczce, dzisiaj zimno i ponuro.

Z tym słonecznym widokiem pozdrawiam Was życząc słońca :)

niedziela, 15 marca 2015

Wymagania

Mam swetry, których używam "od święta" i mam takie, które eksploatuję do granic możliwości, to najczęściej te domowe. Nic dziwnego, że świąteczne trzymają się doskonale latami a domowe góra po dwóch sezonach wyglądają wyjątkowo marnie. Właśnie takiego domowego swetra zaczynam potrzebować. 


 Przed takim domowym swetrem stoją konkretne wymagania, musi być rozpinany, mieć kieszenie (alergicy muszą gdzieś nosić chustki), rękawy na tyle długie by mankiet wywinąć (by ciepło było w nadgarstki), musi sięgać za siedzenie by nerki nie wystawały jak się człowiek schyli - no i ogólnie musi być miły. Wiedziałam, że sweter będzie inspirowany na jakimś projekcie z BT ale tym razem tylko inspirowany, bardzo mi się podobał sweter o nazwie "Crosby" ale zupełnie nie nadaje się na mój domowy sweter, nie spełnia ani jednego wymogu domowego swetra. Nie jest to post o tym, że nie należy kupować wzorów, należy jeżeli wzór jest dokładnie tym czego chcemy ale trudno kupić wzór i przerabiać go od podstaw - to raczej mija się z celem.



przyszpilona stójka
bez szpilki leży



Tym razem musiałam sama wszystko obliczyć, rozpisać wzory i wprowadzić wszelkie atrybuty domowego swetra. Wzory pochodzą z książki "400 splotów na drutach" - dopasowałam tak by przypominały sweter z BT. Takim to sposobem dziergając w międzyczasie po kilka rzędów udało mi się zrobić całkiem przyjemne domowe swetrzysko. W oryginale jest stójka, która bardzo mi się podoba ale miałam trochę obaw co do niej, bo jednak w domowym swetrze nie lubię jak coś siedzi mi na szyi, nawet byłam przygotowana na prucie i ewentualne zmiany. Po praniu sprawa rozwiązała się sama stójka leży :)



Włóczkę jak już wcześniej pisałam kupiłam sobie w ramach pocieszenia (po fiasku z litewskimi rękawiczkami) jest to mieszanka wełny i jedwabiu (70/30%), w motkach była sztywna i szorstka ale po praniu jedwab zrobił swoje - sweter jest "lejący"a wełna miękka - stójka stać nie będzie jest kołnierzykiem. Samo pranie mnie przeraziło bo tyle farby jeszcze nigdy nie sprałam na dodatek mokry sweter wyglądał jak ażur, po wyschnięciu wszystko jest ok. Włóczka trochę taka zgrzebna, jest w niej wiele kawałków jedwabiu źle wyczesanego ale mnie to nie przeszkadza bo sam sweter mi się podoba. Sweter otrzyma oczywiście guziki ale najpierw muszę się po nie wybrać do miasta o to może potrwać dość długo, były nawet próby kupienia ich za pośrednictwem PM zakończone niepowodzeniem (pasmanteria jest ponad jego siły :)



Po dość wymagającej lekturze U. Eco relaksuję się przy George R.R. Martin'ie, bardzo przyjemnie się czyta te książki a hasło Starków tak mi się spodobało, że zrobiłam sobie z nim koszulkę - no w końcu dla prządki i dziewiarki to całkiem dobre hasło :))


Pozdrawiam Was ciepło :)

niedziela, 8 marca 2015

Na zielono

Wiem, że wiosny wypatrujemy z utęsknieniem a ja tu wyskakuję z rękawiczkami ale to nie są zimowe rękawice to raczej przejściówki takie na chłodną wczesną wiosnę. Wspomniany motek sypanej zieleni zmienił się w parę rękawiczek. Dzianina z samej zieleni byłaby ponad moje siły (wszak prószony motek był "paciaty") ale użyty tylko do zrobienia wzoru wygląda dobrze. 


Wzór mieni i migocze odcieniami zieleni i wygląda o wiele ciekawiej niż przejścia tonalne w obrębie jednej barwy. Efekt tak mi się podoba, że mam zamiar trochę poeksperymentować czy tylko jeden kolor wygląda w takiej dzianinie dobrze czy też mnogość się równie dobrze sprawdzi.



Jak na razie cieszę oczy nowymi rękawiczkami, beżowo- szare Corriedale wygląda równie dobrze jak ta migotliwa zieleń. Kolory nie są oczywiste a to lubię najbardziej. 





Drobny ażur w mankietach budził wiele wątpliwości ale jestem z niego zadowolona od dawna chodziły mi po głowie rękawiczki z ażurowym motywem. Trochę to wbrew logice wełniane rękawiczki z "dziurami" ale ściągacz jest długi a wrabiane wzory zaczynają się u nasady nadgarstka więc obawa marznięcia chyba przesadzona, no i to przecież wiosenne rękawiczki :)




Drobny wzór listków na ciemnym tle zrobiłam w przeciwnych kierunkach wydawało mi się to sensowniejsze. Kciuki mają od góry kostkę nawiązującą do wzoru wnętrza dłoni a od spodu jodełkę. 
Trudno rysować wzór na 13 oczkach przodu i 9 tyłu. 



 Z danych technicznych to : ściągacz i jednolite palce robione na drutach nr 2 - złamałam następny bambusowy drut :(  -  wzory wrabiane na drutach 2,25, wzór wg mojego pomysłu rozpisany na 64 oczka. Wełna własnoręcznie przędzione runo Corriedale.



Ufarbowane ostatnio runo owiec nowozelandzkich zmieniłam w motek fraktala. Samo runo jest dość białe, nie za długie i trochę szorstkie ale nie przesadnie, ma piękny połysk przypomina wręcz Wensleydale. Barwniki przyjmuje dobrze ale nie mogę się pozbyć wrażenia, że wygląda po farbowaniu jakby ktoś pastelami olejnymi pokolorował, tak jakby kolor był naniesiony a nie taki dogłębny. Na super cienkie nitki to się raczej nie nadaje ale na nitkę o średniej grubości lub nawet grubą jest to całkiem dobre runo. 


Zdjęcia robiłam w namiocie bezcieniowym by dokładnie oddać kolorystykę i właściwie się udało motek ma dość sporą paletę kolorów. Nie mogłam się też powstrzymać by nie pokazać Wam szpulki, na którą wcisnęłam 130 g włóczki, taki grubasek.


Ostatnim razem robiąc zakupy do sklepiku kupiłam runo Kent Romney, wysprzedało się całe a mnie została taka resztka 44 g - teraz kiedy myślę o ponownym uzupełnianiu stanów magazynowych wypadałoby chociaż coś zrobić z tego kawałka by wiedzieć czy warto znowu je zakupić.
Tylko czarny Shetland tak mnie zaskoczył jak ten kawałek Kenta, przędło się średnio, samo runo było trochę niejednorodne, przypominało mi właśnie Shetland'a, w książce o runach piszą, że ta wełna ma jakieś 31-35 mic ale ta jest wyraźnie inna, trochę łagodniejsza. Największe zaskoczenie kiedy po zrobieniu navajo ściągnęłam motek z motowidła, wełna zrobiła się miła,śliska jakby powleczona oliwą, po wypraniu dostała trochę ząbków ale nadal jest miękka. Teraz mam zamiar oprószyć farbą i zobaczyć jak będzie zachowywała się w dzianinie bo jak zwykle ma "wdzięcznościowe" skarpety do zrobienia.


Pozdrawiam Was serdecznie z wiosną za oknami :))


niedziela, 1 marca 2015

Nic specjalnego

Oprószony zieloną farbą motek otrzymał towarzystwo w postaci beżowo-szarego precla Corriedale. Corriedale było mieszane na moje życzenie, białe z szczyptą szarości, miał być z tego mój celtycki sweter, ale w dalszym ciągu nie jestem przekonana czy to "to" runo - za to do "prószonej" zieleni pasuje dobrze.


Po niepowodzeniach z uczynieniem "niełapciowatych" rękawiczek litewskich, na razie odpuściłam i kto wie czy nie na dłużej. Za to zamiłowanie do strojnych rękawiczek owocuje w moje własne wariacje na ich temat, nawet nie wiem kiedy je zaczęłam ale wzór narysował się sam, a ściągacz w tej formie był w mojej głowie od dawna. Jeżeli nic absorbującego moją uwagę się nie wydarzy na przyszły tydzień opowiem o nich więcej bo powinny być gotowe :)


 Pastelowo ufarbowane runo Corriedale na skarpety zmieniło się w dwa motki (prawie równe) - przędzione tak by zachować jak najdłuższe przejście tonalne. Powinny to być raczej pasy koloru niż paseczki, włóczka  Noro wciąż mnie zachwyca mnogością przejść tonalnych u mnie raczej kolorystycznie skromnie. Wzór już gdzieś tam w zakamarkach mojego mózgu się krystalizuje i właściwie może okazać się konkurencją dla powstających rękawiczek.

pastelowo

Runo Corriedale + Nylon było mieszane na moje życzenie z myślą o skarpetach niestety dopiero po prawie roku mogę stwierdzić, że to nie był właściwy wybór. Wada : przy dłuższym użytkowaniu stopa się filcuje. Miało być tańszą alternatywą niż merynos ale równie dobrze się przędącą - nie zdało egzaminu - niestety takie rzeczy można stwierdzić dopiero po jakimś czasie. Następna partia czesanki wzmacnianej nylonem, która pojawi się w sklepiku będzie merynosem superwash, i też prawdopodobnie dopiero po jakimś czasie będę mogła stwierdzić czy wybór był słuszny. 


I aby nie było, że tak właściwie nic nie wydziergałam to powstały 2 pary skarpet. Skarpety powstały z resztkowych kłębków w ramach rozgrzeszenia, że czynię nową włóczkę na skarpety a w pudłach pełno. Wełna na skarpety jest z zamierzchłej przeszłości z owiec NN z naszych terenów ten niby pomarańcz to marzanna barwierska. Drugi kolor to wariacje na temat zielono-niebieskiego, obie pary dostała żona kuzyna po zatwierdzeniu stopnia "podgryzania". 



Za oknami słonecznie i aż chciałoby się ogród ogarniać po zimie tylko jeszcze tę zimę zapowiadają - pozdrawiam Was z myślą o wiośnie.