Kupiłam sobie ten magazyn:
Od dawna marzę o plecionym swetrze (obecnie się dzierga), ten z okładki wpadł mi w oko. Przeglądnęłam kartkę po kartce całą zawartość papierowej inspiracji i ... mi się odwidziało ;)
Znalazłam jednak coś, co przykuło moją uwagę. Chusta - idealny wzór dla Koleżanki, której obiecałam jakąś zrobić. Wybrałyśmy się wpólnie po włóczkę (niech ktoś zgadnie po jaką?)
... i zaczęło się. Plotłam, przekładałam i narzucałam oczka, że aż wióry leciały. Wyszła duża chusta, bo takie było życzenie. Zaplanowałam sesję zdjęciową w parku, z właścicielką. Ale mając dzieci grzechem byłoby pójść bez nich w tak piękne miejsce. Wyposażeni w niezbędne akcesoria ruszyliśmy naprzód. Co prawda doszliśmy na miejsce, niestety ze zdjęć nici. Mój Syn wpadł do stawu (nie był to środek lata, tylko wczesna wiosna), bo niechcący zrobił o jeden krok za daleko... Wytargałam go z wody, zaprowadziłam do domu, wykąpałam, owinęłam w kocyk. W tym czasie znajoma zdążyła wrócić z resztą ferajny. Zamiast na sesji zdjęciowej, skończyło się na wspólnej kawie i oglądaniu bajek.
W związku z powyższym zdjęć jest mało.
Koleżanka była bardzo zadowolona z efektu i wiem, że chusta teraz jej dobrze służy :)
Ale na tym nie koniec. W tej samej gazetce znalazłam jeszcze jeden wzór, który MUSIAŁAM przetestować. Postanowiłam dziergać z dwóch nitek, całkiem różnych - ba - na pierwszy rzut oka nie bardzo do siebie pasujących...
Szłam w zaparte i oto efekt:
Ta chusta została zapakowana...
...i stanowiła prezent pożegnalny. Nie wiem czy się spodobała?
Jak to się mówi: " Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło", a plany są po to, żeby je zmieniać. Nieprawdaż? :D