Na początku szło mi nieźle, tył, rękawy (robione rzędami skróconymi), jeden przód, powstały błyskawicznie. Rozpoczęłam drugi przód i nie wiem już dlaczego odłożyłam robótkę. Jak same pewnie wiecie, nie jest to dobre posunięcie. Nowe pomysły, nowe potrzeby, a ufo leży i kwiczy, i ciąży jak wyrzut sumienia. W zeszłym roku sięgnęłam po bidę i dokończyłam dzierganie. Niestety niechęć do przyszycia guzików wzięła nade mną górę i sweterek musiał odleżeć kilka kolejnych miesięcy. W sierpniu wyjeżdżałam na wakacje i postanowiłam w ramach rekompensaty za odleżyny wziąć kardiganik do ciepłych krajów. Obiecałam sobie, że tam guziki trafią na właściwe miejsce. Słowa dotrzymałam! Na dzierganie było za gorąco, ale przy kieliszku zimnej piña colady przyszycie onych nie trwało długo.
... zrobiłam kilka zdjęć gotowego swetra, ale na bloga wtedy nie trafiły.
Dzisiaj uroczyście odtrąbiłam sobie fanfary zwycięstwa. Należały mi się w końcu za dotarcie do celu :)
Przy okazji niedzielnego spaceru powstały nowe zdjęcia:
Mój Millefiori Cardigan powstał z włóczki Katia Austral w kolorze złotym, na drutach 3mm. Uświadomiłam sobie przy tej okazji, że od kilku lat nie mija mi faza na żółty, za którym wcześniej absolutnie nie przepadałam.