Po całym ciężkim dniu, gdy mam zły nastrój lub gdy potrzebuję czasu tylko dla siebie, zamykam się w łazience. Wanna pełna ciepłej wody natychmiast zmywa ciężar całego dnia. Odpręża i relaksuje. Kąpiel można umilić na wiele sposobów. Dziś rozprawię się z kulą firmy Hello Cosmetics, która nabyłam przypadkowo kupując świece.
Producenci tego tupu gadżetów prześcigają się w designie. Kula już nie zawsze jest kulą- może imitować nawet precyzyjnie udekorowaną babeczkę. W tym przypadku widok kuli nie zachwyca. Ot pół kuli z niebieską kulką i czymś. Zdecydowanie nie jest to przyciągający widok. Ale nie oszukujmy się, kula w wodzie i tak się rozpuści. Skupmy się więc na jej działaniu.
Początkowo podeszłam do niej ostrożnie, chciałam użyć tylko pół produktu. Na próżno. Kula jest bardzo twarda i nie było szans by ją przełamać. Wrzuciłam więc całą. Żółta część rozpuściła się szybko barwiąc wodę własnie na taki kolor, co nie wyglądało zbyt zachęcająco. Ale czego można się spodziewać po żółtej kuli? Niebieska pływała przez kilka minut. A po jej rozpuszczeniu zauważyłam unoszące się na powierzchni wody serduszka. Ku mej radości woda zmieniła kolor na zielonkawy. Woda prezentowała się już znacząco lepiej!
Walorów zapachowych, wbrew zapewnień producenta nie było żadnych, warto w takich okolicznościach zapalić świecę, która dostarczy nam takich wrażeń.
Mogłoby się wydawać, że kula mnie nie zachwyciła. Błąd! Jej właściwości pielęgnacyjne są rewelacyjne. Masło shea, olej ze słodkich migdałów oraz z nasion kakaowca są wyważone idealnie. Tego wieczoru balsam był zbędny, a skóra nawet następnego dnia była gładka, delikatna i miękka. Walory pielęgnacyjne zauważyłam zwłaszcza na stopach i łokciach.
Całości dopełnia fakt, że po tej chwili relaksu wystarczyło opłukać wannę, a nie ją szorować. Znacie kule tej firmy? A może znacie inne godne polecenia?