Wracam do domu. Moje ciało pada na kanapę, a torebka ląduje gdzieś w okolicach stóp. Nie mam siły jej podnieść. Jestem potwornie zmęczona. Nie stało się nic przykrego, ale to był bardzo pracowity dzień. Tak jakby wszyscy się zmówili, że akurat dzisiaj będą ode mnie czegoś szczególnego oczekiwać. Niech się ten dzień skończy! No dobra, chociaż końcówkę sobie uprzyjemnię. Jestem już dużą dziewczynką, więc zmierzam ku lodówce. Wyciągam mleko (dziś tłuste) i liker. Lodu mam mało, dodaję trzy kostki. Siadam na fotelu i delektuję się smakiem. Przymykam oczy. Dobry ten likier, podobny do Sheridan's. Może trochę mniej kawowy, ale za to z nutką kokosu. Dość szybko osuszam szklaneczkę. Zapomniałam już jaki był to okropny dzień. Idę po jeszcze jednego.
Jeden z moich faworytów wśród wosków Paradisi. Zapach otula nas swoją miękkością, ale nie jest przesłodzony. Jak dla mnie ma w sobie coś z lekkiego drinka na mleku. Więc zgodzę się z producentem, że pachnie on wanilią, bobem tonka, kokosem. Na szczęście tytułowego miodu tu nie ma! Polecam producentowi wykreślenie tego z nazwy. Ananas, banan i słodka pomarańcza są wymienione na stronie producenta, jednak ja ich nie wyczuwam. Gdyby były wyczuwalne pewnie kojarzyłyby mi się z innym drinkiem (który bardzo lubię, swoją drogą).
Jaki jest wasz ulubiony trunek?