Witajcie!
Bardzo, ale to bardzo, chciałabym, żeby bohaterem dzisiejszego postu było arcypyszne, arcyzdrowe i arcysycące danie. Niestety, muszę rozczarować samą siebie. Obiekt dzisiejszej recenzji jest jednym z największych bubli, jakich używałam od dłuższego czasu i właściwie dziwię się mojej skórze, że nie zmieniła koloru np. na turkus w ramach wielkiego protestu, że śmiałam ją potraktować tym czymś.
Ucieszyłam się, gdy na jednym ze spotkań otrzymałyśmy pięknie zapakowane upominki od sklepu
Urban Cupid.Wielki plus za dopasowanie produktu do skóry każdej z blogerek. Wielokrotnie wspominałam, że z moją od dłuższego czasu nie mam większych problemów (odpukać!), więc trafił do mnie produkt z pochodnymi witaminy C przeznaczony do każdego rodzaju skóry -
Power 10 Formula VC Effector.
Opakowanie:
Ładnie wygląda, prawda? Krem wodny (a raczej zgodnie z wyglądem i lokalizacją w sklepie internetowym - serum) azjatyckiej marki
It's Skin jest zapakowane w śliczną szklaną buteleczkę z pipektką. Sama pipeta jest wygodna, można nią nabrać zarówno mniejszą, jak i większą ilość kosmetyku.
Podoba mi się również plastikowa nakładka zapobiegająca przypadkowemu używaniu pipety (na pewno przyda się w podróży). Z boku buteleczki, czego nie udało mi się ładnie uchwycić na zdjęciu, znajduje się podziałka odmierzająca zużycie produktu - moim zdaniem jest zupełnie zbędna, bo buteleczka jest przezroczysta i doskonale widać zużycie.
Zapach:
Delikatny. Produkt pachnie jak wymieszane cytrusy z rutinoscorbinem ;) No, ale sam zapach nie jest drażniący i znika po aplikacji.
Konsystencja:
Przyzwyczaiłam się do gęstego serum Babuszki Agafii. Odkręcam, wyjmuję pipetkę z opakowania... I jestem w szoku.
Tak rzadkiego kosmetyku jeszcze nie miałam. Nakładając na palce - ścieka między nimi. Hmmm może zadziała pozytywnie na moje łózko albo podłogę, co myślicie? Chcąc zaaplikować to cudo bezpośrednio na twarz musiałabym na moment zamienić się w leżącą mumię egipską, bo prędzej ścieknie mi to na nogi niż zdążę rozsmarować ten kosmetyk na twarzy. Przed każdą aplikacją byłam lekko zestresowana (na czym wyląduje tym razem), a po aplikacji zła, że część produktu się marnuje. I nie pomaga nakładanie mniejszej ilości, nawet mała kropelka spływa w tempie ekspresowym, a pipeta nie ma precyzji pipety automatycznej i nie odmierza mikroilości kosmetyku. Dodatkowo (co możecie zaobserwować na dwóch poprzednich zdjęciach) kosmetyk zbiera się na zewnętrznej części pipety, skąd również ścieka :/ Na domiar złego skóra klei się niemiłosiernie przez dłuższą chwilę po aplikacji. Tak wygląda kropla kremu/serum jakąś sekundę po nałożeniu na dłoń.
Widzicie, jakie to rzadkie? Dosłownie, jak woda. Może to jednak krem wodny, a nie serum?
Działanie:
Od razu uprzedzam - w tym punkcie czeka Was wywód wściekłego chemika.
Abstrahując od tego, co witamina C ma za zadanie zdziałać w naszej skórze zajmę się raczej analizą, czy ona
w ogóle jest w tym kosmetyku.
Na samym początku zirytował mnie brak składu zarówno na opakowaniu, jak i na stronie internetowej sklepu. Na opakowaniu znajdziemy raptem kilka koreańskich znaczków, które pewnie też nie są składem (a jeśli są to dlaczego dystrybutor nie zadał sobie trudu ich przetłumaczenia? Chyba powinien). Na szczęście jest wujek Google (o czym później), ale jaką mam gwarancję, że znaleziony skład jest identyczny z tym, co znajduje się w mojej buteleczce?
Idziemy dalej. Jak pewnie wszystkie wiecie witamina C jest rozpuszczalna w wodzie, jednak większość jej stabilnych form stosowanych w kosmetykach (np. palmitynian askorbylu czy tetraizopalmitynian askorbylu) są rozpuszczalne w tłuszczach. W tym momencie nazwa "krem wodny" przestała mi się podobać, gdyż jednym z warunków stabilności i efektywności działania tych związków jest formuła kosmetyku o małej zawartości wody lub jej całkowicie pozbawiona. Hmmm, krem wodny chyba, jak sama nazwa wskazuje, bazuje na wodzie? Ok, jest jeszcze forma witaminy C (SAP - sól sodowa fosforanu askorbylu), która jest rozpuszczalna w wodzie, co by miało sens w przypadku kremu wodnego. Szybki rzut oka na skład i przypuszczam, że powinnam mieć do czynienia z formą rozpuszczalną w tłuszczach (pytam po raz kolejny - krem WODNY???). Chemik tak łatwo się nie poddaje! :) Pierwsze dwa związki są stabilne przy pH w okolicy 3, a SAP przy pH 6.5-8. Papierek wykazał pH kosmetyku w okolicy 5 - więc ani jedno, ani drugie nie pasuje. Po raz kolejny mam wątpliwości dotyczące obecności witaminy C w tym produkcie, która może cokolwiek zdziałać. Pomijam już kwestię obecności związków chelatujących, które "bronią" witaminę przed jonami metali - w znalezionym składzie ponoć takowy występuje. Analizuję dalej - dla zachowania stabilności witaminy C powinno się chronić ją przed światłem. A co my tutaj mamy? Przezroczystą buteleczkę! :) Jeszcze dalej - wysoka temperatura wpływa negatywnie na pochodne witaminy C, należy więc trzymać produkt w lodówce - czy gdziekolwiek była informacja na ten temat? Nie. Jestem więc prawie pewna, że jeśli witamina C jest w tym produkcie (eee była?), to i tak nie ma większych szans zadziałać.
Ok, koniec wywodu. Czas na opis tego, co krem (serum?) zdziałał na mojej skórze. Na sklepowej stronie produktu można znaleźć obietnice producenta:
"VC Effector stworzone na bazie zielonej herbaty i witaminy C. Witamina C występuje naturalnie w skórze, jednak pod wpływem promieniowania UV oraz szkodliwych czynników z zewnątrz szybko się rozkłada. Dzięki odpowiedniej formule kremu nie tylko dostarczamy skórze witaminy C, ale i wzmacniamy barierę ochronną skóry, która nie pozwoli na rozpad tego dobroczynnego składniku.
Działanie witaminy C:
- stymuluje syntezę kolagenu w skórze,
- poprawia jej elastyczność,
- spłyca drobne zmarszczki,
- delikatnie złuszcza i rozjaśnia skórę,
- hamuje produkcję pigmentu (przebrawień, piegów),
- poprawia barierę lipidową naskórka dzięki czemu skóra staje się bardziej odporna na czynniki zewnętrzne i lepiej nawilżona
- działa łagodząco i przeciwzapalnie
- wspomaga gojenie drobnych uszkodzeń skóry
- wzmacnia odporność skóry
- wspomaga ochronę przed promieniowaniem UV
- zmniejsza zaczerwienienia skóry
- zapewnia efekt promiennej cery, pełnej blasku
Ekstrakt z zielonej herbaty – działa ściągająco, ochronnie, łagodząco, bakteriobójczo oraz nawilżająco"
Patrząc na powyższy opis, moja skóra powinna teraz być piękniejsza niż kiedykolwiek! Jak było w rzeczywistości? Beznadziejnie! Każdorazowe użycie produktu powodowało u mnie wysyp bolesnych, podskórnych gul na całej twarzy. Odstawienie produktu poprawiało stan skóry. Dałam mu łącznie 3 szanse, każdą dłuższą, i za każdym razem efekt był ten sam. Chciałam zauważyć, że odkąd udało mi się ogarnąć kwestię trądziku moja skóra prawie w ogóle nie ulega zapychaniu, właściwie od kilku lat nie widziałam mojej skóry w takim stanie.
Wydajność:
Średnia, ze względu na fatalną konsystencję.
Skład:
Na opakowaniu i stronie Urban Cupid - widmo!
Na jednym
blogu znalazłam taki oto skład:
Water, Butylene Glycol, Glycerin, Polyglutamic Acid, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Ascorbyl Tetraisopalmitate, Methylparaben, Triethanolamine, Carbomer, Camellia Sinensis (Green Tea) Extract, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Chlorphenesin, Fragrance, Disodium EDTA.
Na pierwszym miejscu woda, a witamina C w formie tetraizopalmitynianu askorbylu rozpuszczalnego w tłuszczach, więc jestem niemalże pewna, że ten produkt nie może wiele zdziałać.
Pozostałe składniki:
Butylene Glycol - stabilizator witaminy C
Glycerin - hydrofilowa substancja nawilżająca
Polyglutamic Acid - zatrzymuje wilgoć w skórze
PEG-60 Hydrogenated Castor Oil - emulgator o/w
Methylparaben - konserwant
Triethanolamine - regulator pH
Carbomer
- zagęstnik
Camellia Sinensis (Green Tea) Extract - ekstrakt z zielonej herbaty, również stabilizujący witaminę C
Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer
- zwiększa lepkość i stabilizuje emulsję
Chlorphenesin - konserwant
Disodium EDTA - substancja chelatująca
Niby mamy EDTA, zieloną herbatę i glikol butylenowy, ale ilość wody, zbyt wysokie pH i przezroczysta buteleczka nie podobają mi się.
Podsumowanie:
Nie wiem, czy trafiłam na jakiś felerny produkt, ale u mnie w ogóle się nie sprawdził i nie polecam go nikomu. W dodatku bardzo nie podoba mi się brak składu, powinien być na opakowaniu, a nie do wyszukiwania w Googlach. Dodatkowo sprzeczna nazwa - niby to krem, ale jednak serum... a może faktycznie krem? Nie lubię takich niejasności.
+ ładne opakowanie...
- ...które nie nadaje się do kosmetyku z witaminą C
- rzadka konsystencja
- lepi się po aplikacji
- - -zapycha na maxa
- nie działa
Tym samym znalazłam bubla roku!
Wracam do lektury mojej receptury kosmetycznej :)
Miłego wieczoru!