Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bielenda. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bielenda. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 września 2013

Wakacyjna kosmetyczka - pielęgnacja

Witajcie!

Jutro o tej porze powinnam być już w drodze do Budvy :)
Czas pokazać Wam co jeszcze spakowałam do kosmetyczki bez dna. Tym razem będzie to pielęgnacja ;) Nie znajdziecie tam żelu pod prysznic, balsamu, szamponu do włosów ani odżywki - to mają wziąć ze sobą moje koleżanki :)


Sporo tego :)
Zacznę od zapachów - zabieram ze sobą mini perfumy Beyonce Heat, mgiełkę Playboy Play It  Pin Up i pachnący balsam Khalida, który dostałam na jednym ze spotkań.
Z tyłu ukrywają się olejek do opalania Kolastyna i balsam do opalania Lirene, a także żel aloesowy Vaseline, spray aloesowy Sun Ozon i moja ulubiona wakacyjna odżywka w sprayu Dove.
Twarz będę nawilżać serum Balea Aqua, spryskiwać wodą termalną Iwostin, a makijaż oczu zmywać oliwkową dwufazówką Bielendy.
Na zdjęciu widzicie też olejek kokosowy (do włosów), dezodorant Nivea, mój tegoroczny wakacyjny hit - olejek Nuxe Huile Prodigieuse Or i krem antyseptyczny Himalaya Herbals.
Żeby nie było za mało mazideł do ust spakowałam też karmelowe masełko Nivea i miętowy Carmex.


Tutaj widzicie wszelkiej maści chusteczki oraz dwa produkty, które przelałam do mniejszych opakowań - micelarny żel do mycia twarzy BeBeauty i różany tonik Choisee.

Miłego dnia, ja biegnę na ostatnie zakupy :D

PODPIS

piątek, 8 marca 2013

Wczesnomarcowy haul

Witajcie!

Dzisiaj chciałam pokazać Wam kilka kosmetyków, które kupiłam od początku miesiąca ;)
Na szczęście większość z nich była planowana od dawna, więc nie mam wyrzutów sumienia :)

Zacznę od zakupów z pierwszych dni marca:


Na temat Green Pharmacy napisano w blogosferze wiele dobrego. Nic dziwnego, że skusiłam się na szampon z łopianem większym, który zbiera rewelacyjne recenzje :) Obecnie w Naturze szampony tej marki są w promocji za 5zł z groszami, więc jeśli macie ochotę wypróbować któryś z nich polecam skorzystać z obniżki ;)

Pozostałą część zakupów stanowi kolorówka :)
Znalazło się coś dla twarzy, czyli kolejny odcień podkładu Colorstay do skóry suchej, tym razem odcień 150 Buff. W Hebe zapłaciłam za niego 39,90zł :)

Kupiłam również dwa pudry Essence. Sypki Fix & Matte, który jest wycofywany, więc kosztował grosze (około 5zł) ;) Prasowany All about matt pochodzi z wiosennych nowości marki i kosztuje 12,99zł. Ten produkt trafi do mojej kosmetyczki, którą zawsze mam w torebce.

Oczy mogą czuć się lekko pominięte, gdyż jedynym nowym produktem do ich makijażu jest nowość od Essence - trwała kredka Stays no matter what w kolorze czarnym. Testy na dłoni sprawiły, że musiałam ją kupić - wydaje się być faktycznie trwała :) Kosztowała około 7zł.

Nie mogłam zapomnieć o mazidłach do ust!
Skorzystałam z promocji w Hebe i kupiłam Lip Tint Bell za niecałe 10zł :) Dodatkowo skusiłam się na matowy balsam Essence Stay Matt za 8,99zł. Obydwa produkty już znacie z moich recenzji ;)

Wczoraj i dziś dokupiłam jeszcze kilka rzeczy :)
Trochę kolorówki:


Pierwsze dwa kosmetyki mogą być dla Was nie lada zaskoczeniem ;) Wiele razy powtarzałam, że nie przepadam za balsamicznymi błyszczyko-szminkami, a tu proszę - kupiłam sobie aż dwie! No cóż, ponoć tylko krowa nie zmienia zdania ;)

Kredkę Revlon Just Bitten Kissable kupiłam dzisiaj w Hebe, z okazji 40% obniżki na wszystkie kosmetyki Revlon :) Kredka kosztowała mnie teoretycznie 29zł, ale wczoraj dostałam mailem bon do Hebe warty 10zł, więc kredka wyszła mnie niecałe 20zł - super! Wybrałam kolor 001 Honey, bo czerwienie mnie nie przekonały. Na ręce kolor wydawał się intensywniejszy ale dam jej trochę czasu, bo chyba sama muszę się przyzwyczaić do tego typu produktu ;) Kusiło jeszcze masełko do ust tej samej marki w kolorze Creme Brulle, ale dzień wcześniej kupiłam...

...Celię Nude w odcieniu 604, więc zdrowy rozsądek wygrał - po co mi dwa bardzo podobne mazidła? ;) No właśnie - Celia. Wielokrotnie powtarzałam w komentarzach pod Waszymi swatchami, że mnie nie kuszą.  Jednak moja koleżanka poprosiła mnie o zakup dwóch pomadek dla niej (btw trzymajcie kciuki, żeby wybrane przeze mnie kolory przypadły jej do gustu ;) ). Podreptałam wczoraj do Skarbka, poprosiłam o pokazanie szminek, pomaziałam nimi rękę i przepadłam! Kolor i efekt mnie urzekły, więc oprócz dwóch pomadek dla Justyny wzięłam też nudny beżyk dla mnie. I wiecie co? Chyba się polubimy z tą Celią :) Pomadki kosztowały 11,90zł za sztukę.

Ostatni kosmetyk to dzisiejszy nabytek z małej, niepozornej drogerii - korektor do brwi Delia Onyx w kolorze czarnym. Zapłaciłam za niego 10zł (w Rossmannie kosztuje prawie dwa razy tyle!). Mam brązowy korektor Eveline, więc osławioną Delię chciałam wypróbować w ciemniejszym wydaniu. Na brwiach nie widzę różnicy (może dlatego, że są naturalnie ciemne) ale jestem ciekawa jak Delia sprawdzi się w porównaniu do Eveline. Szykujcie się więc na pojedynek korektorów do brwi ;)

Ostatnim nabytkiem, który nie załapał się na zdjęcie, jest ponoć fenomenalny korektor Vanish marki La Femme. Zbiera świetne recenzje wśród wizażystów, zachwalała go również nasza nauczycielka wizażu w szkole. Postanowiłam więc sama przekonać się na czym polega jego magia :)



Pewnie w tym momencie zastanawiacie się, co wspaniałego może czynić pod oczami zwykły biały korektor. Kochane, on nie jest biały ;) On jest...


...zgadłyście! Seledynowy! Jestem bardzo ciekawa tego produktu i po cichutku liczę, że mnie rzuci na kolana ;) Zapłaciłam za niego 39zł.

Do koszyka wpadły mi również dwa produkty do włosów:



Poczytałam na kilku blogach o sposobach na podkreślenie moich naturalnych fal. Postanowiłam zakupić do kompletu żel do włosów bez alkoholu (ciekawe czy ta rzepa faktycznie je odżywi ;) ) i szeroki grzebień. Po pierwszym zastosowaniu się do przeczytanych rad mogę powiedzieć tylko jedno - dziewczyny, to działa!

Dodatkowo wraz z moją ulubioną farbą do włosów w piance Schwarzkopf Perfect Mousse, dostałam w prezencie odżywkę (również w piance) tej samem marki :)



Miałyście któryś z moich nowych produktów?

PS: Większość nowości Essence pojawiła się już dzisiaj w Naturach! :) W sam raz na dzień kobiet :D

Pozdrawiam,

post signature

sobota, 23 lutego 2013

Krem BBliski ideału

Witajcie!

Pamiętacie mój pierwszy post na blogu? Dotyczył BB creamów, zwanych czasem bebikami ;) Nie wiem czemu, ale w kwestii europejskich BB (które z azjatyckimi mają niewiele wspólnego) włączył mi się instynkt supertesterki i najchętniej oceniłabym je wszystkie. Na szczęście rozsądek wygrał i na razie w kolekcji znajdują się trzy tubki, a czwarta jest w planach ;)

Ciągle szukam azjatyckiego ideału wśród  BB (ciemniejszego od Misshy Percect Cover 23). Europejskie kremy BB bardzie przypominają kremy tonujące, z ładną nazwą ;) Producenci popuścili wodze fantazji obiecując gruszki na wierzbie (czekam na krem 100 w 1). Na szczęście i w tym segmencie można znaleźć dobre produkty. Jeden z nich chciałam Wam dzisiaj przedstawić bliżej.

Bielenda jest jedną z moich ulubionych rodzimych marek kosmetyków. Nic dziwnego, że gdy tylko wypuściła swój Nawilżający krem udoskonalający z lekkim podkładem 5 w 1 BB (btw dłuższej nazwy nie mogli znaleźć?) od razu pobiegłam go kupić. Myślę, że każda z nas ma dni, w które nie chce/nie potrzebuje/nie ma czasu nałożyć podkładu. Wtedy z nieba spada nam BBielenda :)
Sama najczęściej używałam jej w dni obfitujące w zajęcia laboratoryjne na uczelni, jakoś nigdy wtedy nie chce mi się robić porządnego makijażu na uczelnię. A tak nakładam BB, tusz, róż, puder i mogę wyjść z domu nie strasząc przy okazji koleżanek (przynajmniej mam taką nadzieję ;) ). Tym samym od września czy października, nie pamiętam kiedy dokładnie go kupiłam, zużyłam go na tyle dużo, że najwyższy czas go podsumować :)

Opakowanie:
Standardowa tubka zamknięta  w kartoniku. Plus dla producenta, gdyż kupujemy produkt pewne, że nikt wcześniej nie maczał w nim paluchów. 40ml to nieco mniej, niż standardowo (50ml), jednak tyle samo, ile ma BB Garniera do skóry tłustej.
Tubka jest wygodna, bez problemu można z niej wydobyć odpowiednią ilość produktu. Myślę, że pod koniec opakowania nie będę miała problemu z wydostaniem z niej resztek kosmetyku. Jedynym minusem jest fakt, że tubka jest nieprzezroczysta i nawet pod światło nie da się ocenić zużycia produktu.


Zapach:
Bardzo delikatny i lekko wyczuwalny, ale chemiczny. Na szczęście trzeba się mocną wniuchać, żeby w ogóle go poczuć. Może mój chemiczny nos jest już wyczulony? Mam wrażenie, że większość z Was uznałaby go za bezzapachowy :)

Konsystencja:
Kremowa (co za niespodzianka!), dosyć gęsta. Coś pomiędzy Garnierem klasycznym, a tym do tłustej. Kosmetyk bardzo dobrze rozprowadza się na skórze równą warstwą, ale uwaga! Trzeba go wyczuć, bo gdy przesadzicie z ilością najpierw tworzą się smugi, a następnie produkt zaczyna się rolować na twarzy i trzeba go zmyć. Do pokrycia całej twarzy wystarczy naprawdę odrobina produktu, który tym samym jest bardzo wydajny. Jest niewyczuwalny na twarzy, ale trochę treściwszy od wspomnianego Garniera do tłustej. Dzięki temu nadaję się na zimę jako substytut podkładu (nakładam go wtedy na krem). Po użyciu skóra wygląda bardzo naturalnie - nie ma ani płaskiego matu, ani błysku a'la bombka choinkowa. Na szczęście nie ma w nim też drobinek. Współpracuje z moimi wszystkimi kosmetykami: kremami, pudrami, korektorami i kamuflażami. Nie zauważyłam szczególnego działania nawilżającego. Jestem pewna, że nie robi szkody skórze - nie zapycha jej i nie wysusza.

Kolor:
Tutaj mamy małą niespodziankę. Większość producentów pokusiła się o wprowadzenie co najmniej dwóch odcieni, a Bielenda stawia na jeden. Nazywa się naturalny słoneczny i na pierwszy rzut oka może większości z Was wydawać się bardzo ciemny. Od razu po aplikacji na twarz uznałam, że dla mnie jest za jasny. Chwilę później rzut oka na moje odbicie w lustrze zweryfikował ten pogląd. Krem wspaniale stapia się ze skórą i dopasowuje do jej koloru. Dla posiadaczek porcelanowej cery na pewno będzie za ciemny, pozostałym dziewczynom powinien pasować. Mimo wszystko szkoda, że Bielenda nie pokusiła się o szerszą gamę odcieni.

Krycie:
Jestem miło zaskoczona, gdyż produkt trochę kryje. Ładnie wyrównuje koloryt skóry i ukrywa drobne niedoskonałości np. niewielkie przebarwienia. Z większymi niespodziankami sobie nie poradzi, ale też nie takie jest jego zadanie.


Widzicie jaki wydaje się ciemny? A teraz rozcieramy...


...i voila! Potraficie znaleźć granicę między kremem a resztą ręki? Mam nadzieję, że widać lekkie przykrycie koloru moich żył na nadgarstku :)

Trwałość:
Nie jest to kosmetyk typu long lasting, trzeba więc trochę z nim uważać. Co prawda wytrzymuje na twarzy ładnych kilka godzin, ale każde jej dotknięcie powoduje przeniesienie kosmetyku z twarzy na rękę/ubranie/itp. Przyda się ostrożność, jeśli nie mamy ochoty mieć beżowego nadgarstka/kołnierza/szalika/golfu... Na szczęście produkt sam nie migruje i użyty tylko na twarz nie pobrudzi ani golfu, ani szalika, ani płaszcza czy kurtki.

Podsumowanie:
Bardzo polubiłam ten kosmetyk. Nadaje się właściwie na każdą porę roku (cieplejsze - solo, chłodniejsze - na krem) i nie robi szkody skórze. Nie jest ideałem, ale jest bardzo dobrym kremem tonującym. Z obietnicą 5 w 1 Bielenda nieco przesadziła ;) Z czystym sumieniem polecam go jednak jako 2 w 1 - krem + podkład. Jeżeli nie oczekujecie cudów od tego produktu (w końcu to nie podkład, ani nie azjatycki BB) to będziecie zadowolone :)

+ konsystencja
+ łatwa i szybka aplikacja
+ lekkie krycie
+ naturalny efekt
+ wydajność
+ cena i dostępność
+/- kolor - z jednej strony świetnie się dopasowuje do karnacji, z drugiej dla niektórych będzie za ciemny
- brudzi wszystko, czego dotknie

BBielenda bardzo przypadła mi do gustu i z czystym sumieniem wystawiam jej 4+ :)






Macie swoich faworytów wśród europejskich BB? A może jeszcze lepiej - polecicie mi jakiś fajny, ciemniejszy, azjatycki BB?

Miłego wieczoru! :)

post signature


niedziela, 30 grudnia 2012

Hity 2012 część 2 - Pielęgnacja

Witajcie!
Dziś pora na drugą część z serii ulubieńcy roku.
Tym razem przedstawię Wam moje ulubione kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała.


Na początek kosmetyki do twarzy :)
Ulubieńców w kategorii kremów mam kilku. Pare miesięcy temu zaczął się istny boom na europejskie BB Creamy. Do gustu przypadły mi produkty Bielendy oraz Garniera w wariancie dla skóry tłustej. Nie przebiją one jednak mojego absolutnego faworyta w kategorii BB - oryginalnego kremu Missha Perfect Cover, którego jedyną wadą jest za jasny odcień. Na szczęście nauczyłam się go  naturalnie przyciemniać ;)


Wśród zwykłych kremów do twarzy w tym roku polubiłam dwa.
Na cieplejsze pory roku idealnie sprawdził się krem Tołpy (recenzowany w tym poście), który jest naprawdę lekki, idealnie nadaje się pod makijaż i nie sprawia, że twarz świeci się jak bożonarodzeniowa bombka na choince.
Jesienno-zimowym odkryciem jest nowość od L'Oreal czyli Nutri-Gold Light & Silky, którym jestem dosłownie zachwycona! Krem nawilża i odżywia skórę, dzięki czemu doskonale chroni ją przed mrozem, jednocześnie nie powodując jej nadmiernego świecenia. Ponadto wspaniale współpracuje z moim zimowym podkładem. Recenzja kremu tutaj :)


W mijającym roku odkryłam też nowy hit w dziedzinie pielęgnacji ust. Do stałego duetu Tisane + Carmex dopisuję genialne masełka Nivea, które wpaniale nawilżają i pielęgnują usta, a do tego mają bardzo apetyczne zapachy. To jedno z najlepszych odkryć tego roku, na które już zdążyłam namówić kilka z Was (recenzja)  :)


W 2012 włosy najchętniej myłam kokosowym szamponem z serii Joanna Professional, używałam maski Kallos Latte, odżywki bez spłukiwania Dove i oleju kokosowego. Moje włosy najwyraźniej polubiły ten kwartet ;)

Źródło: www.ceneo.pl
Pod prysznicem najchętniej myłam się kremowym żelem Dove, który nie wysusza skóry.
Po prysznicu smarowałam ciało biedronkowym masłem Afryka, które niestety już się skończyło, wyczerpując moje zapasy tego świetnego smarowidła :(
Źródło: www.polki.pl

Jakie są Wasze hity pielęgnacyjne? Sama mam nadzieję odkryć ich jeszcze więcej w nadchodzącym roku :D

sobota, 24 listopada 2012

Na straganie w dzień targowy...

Witajcie!

Co prawda zamiast typowych straganów odwiedziłam raczej profesjonalnie przygotowane stoiska, to tytułowy dzień (a raczej weekend) targowy faktycznie taki był.
Bardzo ubolewam nad faktem, że targi na Śląsku odbywają się tylko raz w roku - jesienią i bardzo zazdroszczę Warszawiankom ich targów, bo nasze niestety w porównaniu z warszawskimi mogą się schować :(
Jak to mówią jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, więc nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się corocznym Festiwalem Fryzjerskim ;)

Mimo, że fryzjerka ze mnie beznadziejna to moje włosy chyba najbardziej skorzystały na mojej wizycie na targach :) Planowałam zakup szamponu do włosów Joanny (kończy się) i jakiejś porządnej szczotki a wyszłam z całym workiem absolutnie niezbędnych (i to od zaraz) specyfików do włosów.
Na szczęście udało mi się kupić szczotkę i szampon :)


Od lewej: Szczotka Gorgol, Orofluido i Shine Capture
Na zdjęciu, oprócz szczotki, znalazły się olejek do włosów Orofluido (właściwie nie z targów, kupiła go dla mnie koleżanka - fryzjerka :) ), który ma za zadanie wygładzenie i nadanie włosom połysku. Kolejnym produktem jest krem Shine Capture firmy Tahe. Produkt ten jest przeznaczony do włosów koloryzowanych i wg obietnic producenta ma odżywić i nawilżyć włosy a także sklejać zniszczone końcówki - użyjemy, zobaczymy :)

Od lewej: Shine Hair Cream, Hair Beautyfying Oil, Hair Repair spray i maska Latte

 Powyższe zdjęcie przedstawia efekt moich łowów na stoisko Kallos :) Łowy zupełnie nieplanowane ale okazyjne ceny zrobiły swoje :) Kupiłam sobie osławioną maskę Latte (której kiedyś używałam i bardzo lubiłam), krem nabłyszczający Shine Hair Cream, który oprócz nadawania połysku ma jeszcze chronić włosy przed niekorzystnym działaniem niektórych czynników środowiska. Olejek Hair Beautyfuing Oil zawiera kombinację olejków (m.in. macadamia i migdałowego) i wg producenta odżywia włosy i przeciwdziała rozdwajaniu się końcówek. Ostatnim produktem Kallos jest regenerująca odżywka w sprayu mająca nadać włosom jedwabistość, miękkość i ułatwić ich układanie. Na zdjęciach brakuje jedynie olbrzymiej litrowej butli kokosowego szamponu Joanny :)
Jestem bardzo ciekawa tych produktów, gdyż wcześniej markę Kallos kojarzyłam głównie z maskami do włosów a na ich stoisku zobaczyłam prawdziwy ogrom produktów. Na ich plus działa także cena dlatego testowanie czas zacząć! Jesteście ciekawe rezultatów? ;)

Oczywiście nie mogło zabraknąć zakupów makijażowych!
Tym razem w moje ręce wpadło kółeczko kamuflaży Kryolan, na które miałam chrapkę od dawna.

Kryolan Concealer Circle no 2


Nie mogłam przejść obojętnie obok stoiska z pędzlami Maestro tymbardziej, że nie miałam wcześniej z nimi do czynienia. Pamiętam jednak liczne pochlebne recenzje na ich temat i oto co wybrałam dla siebie:


Od lewej:
780 cieniutki pędzelek do linera (średnica 1mm), wydaje się być idealny!
660 pędzelek do brwi lub linera, szerokość 4mm
420 klasyczna kulka do cieniowania, średnica 6mm
430 syntetyczna kulka, szerokość 8mm
230 syntetyczny pędzelek do korektora
Dwa pędzle ze złotej kolekcji:
Shadow II, do nanoszenia cieni na załamanie powieki i pod łuk brwiowy
Foundation III - flat top do nakładnia podkładu
Jestem zadowolona - panowie z Maestro przygotowali naprawdę atrakcyjną ofertę cenową na zakup pędzli, szczególnie gdy  wybrało się ich więcej - bardzo polecam zajrzeć na ich stoisko jeśli będziecie miały okazję!

Nie mogłam zapomnieć o mojej mamie, więc i dla niej się coś znalazło :)
Wybrałam serum i maseczkę algową z diamentowej serii Bielenda Professional.

Bielenda Professional - Diamentowa maska algowa do twarzy i Diamentowe serum liftingujące
Nie zrobiłam zdjęć akcesoriom do paznokci, gdyż maseczka do manicure, podkładka pod dłoń, rękawice do zabiegów parafinowych, szablony, żel kolorowy czy lampa bezcieniowa nie są ani fotogeniczne ani przesadnie interesujące ;)

Podsumowując - większość rzeczy które chciałam kupić - kupiłam. Brakowało mi zawsze obecnego stoiska Euro Fashion i profesjonalnej Bielendy (jeden z dystrybutorów nie miał wszystkich interesujących mnie produktów).
Zachwycił mnie krem Artist z profesjonalnej serii Farmony ale niestety nie mieli małych opakowań. Bardzo przypadł mi do gustu zapach ich szarlotkowego masła do ciała jednak powstrzymałam się przed zakupem (kilka maseł czeka w kolejce) :)
Ogólnie z zakupów jestem zadowolona ale szkoda, że było bardzo niewiele stoisk paznokciowych (właściwie tylko Nails Company, Sun Flower, Gabrielle Nails, AR Style i może jeszcze 2, których nazw nie pamiętam- szkoda, że nie ma Mistero Milano, SPN, ABC Nailstore) a także kosmetyki stricte profesjonalnej - oprócz dystrybutora, u którego kupiłam Bielendę była jeszcze ta Farmona i nic więcej konkretnego w oczy mi się nie rzuciło.
Na pewno warto odwiedzić stoisko Kryolan, Kallos i Marokańskich olejków arganowych.
Poza tym był jezszce Bikor, Ikos, Paese, jakieś czekoladowe kosmetyki, Maestro, Joanna i oczywiście wiele stoisk fryzjerskich, które mnie osobiście średnio interesują :)

Lubicie chodzić na targi? Które stoiska najcześciej odwiedzacie? A może, podobnie jak mnie, brakuje Wam kogoś na targach w Waszej okolicy?

czwartek, 25 października 2012

Zmywaj się i to jak najszybciej!

Witajcie!

W ostatnim poście przeczytałyście recenzję mojego wakacyjnego odkrycia czyli supertrwałych kremowych cieni Maybelline. Jak się domyślacie, trzeba te cienie czymś zmyć. Najlepiej szybko i ekonomicznie.
Tym samym przedstawiam Wam dzisiaj drugie z moich tegorocznych urlopowych odkryć - 2-fazowy płyn do demakijażu oczu Bielenda Bawełna.
  
 Płyn wg producenta jest bezzapachowy, jednak ja wyczuwam bardzo delikatny aromat (można to zwalić na czujny nos chemika bo mama nie czuje nic ;) ).
Jedna warstwa ma kolor różowy, natomiast druga jest przezroczysta, co zresztą widać na poniższym zdjęciu:


                                                                                                                                                             
Bardzo podoba mi się opakowanie kosmetyku - jest przezroczyste więc dokładnie widać zarówno stopień wymieszania faz jak i pozostałą ilość kosmetyku. Zakrętka jest solidna - słychać delikatne klik po zakręceniu co sugeruje dokładne zamknięcie opakowania. Ogólnie wolę kosmetyki zakręcane niż z typowym zamknięciem, jakie ma niestety większość kosmetyków. Zakrętka jest bardzo szczelna - nic podczas wakacji ani po drodze mi się nie wylało. Plusem jest też odpowiednia średnica dziurki, przez którą wydostaje się produkt - bez problemu można wylać na wacik odpowiednią ilość płynu, dzięki czemu jest on naprawdę wydajny. Możecie to zaobserwować na zdjęciach - używam go od początku sierpnia prawie codziennie a nie ubyło jeszcze nawet pół butelki.

                                                                                           
Przejdźmy do działania:
Deklarowane przez producenta składniki kosmetyku (bawełna, kwas hialuronowy i keratyna) faktycznie znajdują się w preparacie i to w pierwszej połowie składu więc za to Bielenda ma plus.
Kosmetyk, w przeciwieństwie do wielu tego typu, nie pozostawia tłustej warstwy na powiekach, co bardzo mi się podoba. A jak zmywa makijaż? Zobaczcie same! :)
Zachwalałam Wam trwałość cieni Color Tattoo wiec nie mogłam ich nie użyć do tego testu! Nam nimi znajduje się liner Essence a na samej górze tusz wodoodporny.
   

                       
Jak (mam nadzieję) widzicie warstwy kosmetyków są dosyć solidne. Nałożyłam odrobinę Bielendy na patyczek kosmetyczny, przejechałam dwukrotnie po dłoni i oto efekt:
                               
                                 
Jak widać producent nie stara się nabić nas w butelkę bo kosmetyk faktycznie zmywa nawet najmocniejszy tusz wodoodporny i liner, w dodatku nie brudzi wszystkiego dookoła.
Fajnie, że do tego jest bardzo tani (kupiłam w promocji w Hebe za ok. 5zł/125ml). Jedynym aspektem, do którego mam pewne wątpliwości to obiecywana poprawa stanu rzęs - używam odżywki Mavali więc ciężko mi stwierdzić, czy ten płyn faktycznie pomaga rzęsom. Jestem jednak pewna, że im nie szkodzi i ich nie wyrywa.

Podsumowując:
+ opakowanie
+ wydajność
+ świetnie zmywa makijaż
+ nie zostawia tłustej warstwy
+ nie szkodzi rzęsom
+ cena i dostępność
- nie zauważyłam

Tak więc bawełniana dwufazówka chyba jest moim ideałem w tej kategorii i otrzymuje zasłużone



Ja jestem z tego produktu bardzo zadowolona ale nie wykluczam wypróbowania innych wersji np. tej z czarną oliwką. Lubie dwufazowe płyny Bielendy? Macie wśród nich swojego faworyta? Zapraszam do komentowania! :)

środa, 17 października 2012

BBmania od wschodu do zachodu

Witajcie!

Dzisiaj będzie o kremach BB i 'BB', których ostatnimi czasy jest prawdziwy wysyp.
Od azjatyckich specyfików po rodzime marki - któraś z Was jeszcze nie ma takiego kremu w swojej kosmetyczce?
Sama stałam się fanką azjatyckich BB za namową koleżanki, która kupiła mi je na Ebayu. Jeden z nich (Missha Perfect Cover) pokochałabym miłością absolutną gdyby nie jeden drobiazg - zbyt jasny kolor. Entuzjastycznie podeszłam więc do testów kremów dostępnych w Polskich drogeriach i oto rezultaty:
W kategorii przystępnych cenowo kremów dostępne są 2 kremy Garniera, Eveline, Bielendy, Maybelline a ostatnio widziałam i Niveę. W jednej z gazet zauważyłam BB firmy Delia - wiecie coś o nim?
Przechodząc do rzeczy - pierwszy nieazjatycki BB otrzymałam w ramach testów. Krem Garniera ogromnie mnie zawiódł - kolor bardzo się odznaczał i szybko utleniał przez co był nienaturalny, krem zostawał na wszystkim co tylko dotknęło twarzy ale przede wszystkim spowodował wysyp pryszczy gigantów czego nie mogę mu wybaczyć. Testowałam go w różnych wariantach - bez kremu, na krem, bez podkładu, pod podkład, wiosną, latem, zimno, ciepło i ciągle byłam tak samo niezadowolona. Krem rzuciłam wgłąb szafki i wróciłam do używania podkładu Bourjoix Healthy Mix.
Jakiś czas później pojawiła się w sklepach nowość - BB do skóry tłustej od Garniera. Moje nastawienie było bardzo sceptyczne - w końcu ciągle miałam w pamięci horror, jaki zrobił mi na twarzy jego poprzednik. Mijałam go obojętnie w drogerii ale oczywiście pochlebne recenzje na Wizażu zrobiły swoje i przy okazji promocji w Naturze krem wpadł do koszyka ;)
Porównując te dwa produkty mogę z pewnością stwierdzić, że ten do skóry tłustej jest o wiele rzadszy, jaśniejszy (obie wersje do skóry śniadej a na swatchu widać, że różnica jest ogromna!), mniej kryjący i mniej błyszczący. Jest też o 10ml mniejszy (a cena ta sama, jak nie wyższa!) i ma wygodniejszy 'dziubek'.
Nie znika z twarzy przy pierwszym lepszym dotknięciu, nie powoduje efektu świecenia a'la bombka choinkowa i wygląda 100 razy bardziej naturalnie niż poprzednik. Optycznie ujednolica i wygładza twarz sprawiając, że wygląda o wiele zdrowiej. W przeciwieństwie do poprzednika ten krem jest moim przyjacielem i to na tyle, że zrezygnowałam dla niego z podkładu na jakiś czas (nakładam na krem nawilżający).
Posiadam jeszcze krem Bielendy ale czeka an wypróbowanie bo na razie jest za jasny :)
Kusi mnie jeszcze Eveline i ta Nivea ale ciągle wmawiam sobie, że po co mi tyle BB  na raz (a Nivea od jutro w promocji w Super-Pharm ;) ).

Azjatyckie BB (Missha i Skin79) jak widać są o wiele jaśniejsze i mają bardziej ziemiste odcienie od europejskich wersji. Mimo wszystko efekt Misshy jest dla drogeryjnych BB niedościgniony, przynajmniej na razie. Godne naśladowania są też higieniczne pompki obydwu kremów.




Od lewej - Missha Perfect Cover nr 23, różowy Skin79, Bielenda cera lekko opalona, Garnier do skóry tłustej kolor śniady i po prawej zwykły Garnier kolor śniady.
Jak widać różnica w kolorach jest ogromna, szczególnie dziwią mnie rozbieżności w dwóch Garnierowych kremach. Ciekawe, czy jasne odcienie Garniera nie będą ciemniejsze od lekko opalonej Bielendy ;)
Swatch powinien powiedzieć też coś na temat konsystencji - z drogeryjnych najgęstszy jest zwykły Garnier a najbardziej wodnisty ten do skóry tłustej, Bielenda to coś pomiędzy. Azjatyckie BB natomiast są ciut gęstsze niż Bielenda.


A tutaj opakowania. Jak widać Garnier do tłustej jest najmniejszy (40ml). Skin79 ma 40g choć wygląda na wiele więcej. Bielenda i zwykły Garnier mają prawie identyczne tubki 50ml, tyle samo znajduje się w opakowaniu Misshy.



 Podsumowując - europejskie BB bardziej przypominają kremy tonujące niż ich azjatyckich prekursorów, którymi są inspirowane. Mimo tego mocno trzymam kciuki, może ktoś tutaj wyprodukuje prędzej czy później połączenie właściwości Misshy z ciemnym odcieniem ;)

A Wy które BB przetestowałyście? Polecacie czy nie? Macie chrapkę na następne? ;)