Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skin79. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Skin79. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 14 maja 2013

Swatche azjatyckich BB

Witajcie!

Dostałam wiele pytań dotyczących azjatyckich BB kremów, a szczególnie - ich odcieni.
W związku z tym postanowiłam zrobić swatche wszystkich BB, jakie mam. Recenzje również się pojawią, na razie zapraszam do poczytania na temat BB od Skin79 :)

Przedstawiam bohaterów dzisiejszego posta:


Od lewej:
Etude House, Precious Mineral BB Cream Bright Fit, W13
Missha, Perfect Cover BB Cream, nr 23
Lioele, Dollish Veil Vita BB, nr 2 Natural Green
Ginvera, Green Tea Nude Cover BB Cream 
SkinFood, Good Afternoon Peach Green Tea BB,
Skin79, Super+ Beblesh Balm

Swatche w świetle dziennym, odcienie są podpisane :)


Najciemniejsza jest Ginvera. Za nią plasują się SkinFood, Etude House oraz Missha. Lioele i Skin79 są jaśniukie, ale dopasowują się nawet do ciemniejszej karnacji. Jak widać SkinFood i Etude House mają sporo ciepłych podtonów, pozostałe kryją w sobie charakterystyczny dla BB ziemisty pigment, który oczywiście na skórze znika. Lioele na początku jest zielony, a po aplikacji przez złamaną biel przechodzi do beżu - finalnie jest o pół tonu ciemniejszy niż na zdjęciu.

Na koniec zdjęcie z lampą, kolejność taka sama jak na poprzednim. Tutaj kolory są o wiele bledsze (powyższe zdjęcie obrazuje je idealnie - choć raz aparat nie zawiódł!), ale za to dokładnie widać ciepłe i chłodne podtony.


Szukacie swojego pierwszego BB i nie wiecie, co wybrać? Polecałabym Skin79 - fantastycznie dopasowuje się do prawie każdego odcienia skóry. Missha i Etude House mają w ofercie kilka odcieni, więc również znajdziecie coś dla siebie. Jeżeli szukacie czegoś stricte ciemnego i macie karnację z żółtymi podtonami polecam SkinFood lub Etude House W13. Ciemna jest również Ginvera, której odcień jest bardziej neutralny. Lioele również powinien się dopasować po aplikacji niewielkiej ilości produktu i porządnym jego roztarciu, żeby nie był blado-zielony.

Mam nadzieję, że choć troszkę pomogłam niezdecydowanym!

Buziaki!

post signature

sobota, 11 maja 2013

Bezchlorowy wybielacz

Witajcie!

Od pewnego czasu towarzyszy mi nienaturalna bladość skóry na twarzy. Nie wiedziałam skąd się ona wzięła, gdyż nawet w środku zimy zawsze byłam ciemniejsza! Ostatnio dokładniej przyjrzałam się moim ulubionym produktom... i znalazłam winowajcę!


Opakowanie:
Mimo, że nie przepadam za różem, opakowanie BB cream'u SKIN 79 Super Plus Beblesh Balm jest miłe dla oka :) Mieści w sobie 40g kosmetyku. Wielką zaletą jest pompka airless. Nie dość, że przycisk (i tym samym również sama pompka) ułatwiają wydobycie niewielkiej ilości produktu, to również uniemożliwiają zmianę jego właściwości - uwielbiam tego typu rozwiązanie w kosmetykach! Dodatkowo dzięki niej produkt jest naprawdę superwydajny.


Jedna z blogerek pokusiła się o rozbiórkę pompki na czynniki pierwsze i okazało się, że faktycznie wypluwa z siebie produkt niemalże do samego końca - co za oszczędność! Plusem jest też jej działanie - ani razu się nie zacięła. Samo opakowanie nie jest ciężkie (w przeciwieństwie np. do słoiczków Colorstay) i spokojnie można zabrać je w podróż - jeszcze nie zdarzyło mi się pomalować nim wnętrza kosmetyczki ;)
Jak widzicie na powyższym zdjęciu przycisk pompki jest lustrzany, mamy więc mini lusterko polowe w komplecie :D

Zapach:
Bardzo dyskretny i przyjemny, niewyczuwalny po aplikacji.

Konsystencja:
Moim zdaniem może okazać się zaskakująca w momencie pierwszego zetknięcia z tego typu produktami. Po wydobyciu z opakowania produkt wydaje się być gęsty i prawdę mówiąc bałam się, że będzie towarzyszyło mu uczucie ciężkości na twarzy. Całe szczęście byłam w błędzie! Produkt rozprowadza się na twarzy cienką warstwą, która jest niewyczuwalna. Krycie jest delikatne, ale można je trochę wzmocnić przez aplikację kolejnej warstwy. Zostawia skórę ujednoliconą, wyglądającą zdrowo - posiada delikatny glow, który mam nadzieję choć trochę widać na poniższym zdjęciu (fragment policzka).


Efekt ten oczywiście nie ma nic wspólnego z drobinkami ani bazarowym efektem świecącej bombki choinkowej.
Producent obiecuje filtr SPF 25 i działanie przeciwzmarszczkowe - nie zaobserwowałam, bo zmarszczek jeszcze nie mam (i oby tak przynajmniej na razie pozostało). Niestety działanie wybielające nie jest jedynie (białym) napisem na opakowaniu. Przez całą zimę używałam kremu codziennie i niestety wybledził mnie o co najmniej dwa tony! Nie czepiam się jednak, bo w końcu to produkt azjatycki, gdzie wybielenie jest niezwykle pożądane. Kupię sobie samoopalacz i wrócę do normalnych kolorków ;) W każdym razie Vanish się przy nim chowa :D
Jedynym minusem opakowania jest fakt, że kompletnie nie widać ile produktu jeszcze zostało.

Kolor:
BB jest dostępny w jednym kolorze. Jest on beżowo-szary, lekko ziemisty i na pierwszy rzut oka wygląda niezdrowo.


Po roztarciu na twarzy pozostaje lekko szara poświata, która po kilku(nastu) sekundach doskonale dopasowuje się do naturalnego odcienia naszej skóry. Wiele koleżanek było przekonanych, że naturalnie mam taką ładną buzię, a miałam wtedy na twarzy ten BB :)


Mimo stosunkowo jasnego odcienia produkt dopasuje się również do ciemniejszych karnacji, zresztą tak jak i mnie wybledzi je do swojego poziomu ;)

Trwałość:
Jeżeli synonimem dobrej jakości zegarka jest szwajcarski zegarek, to ja chyba zacznę pisać o podkładach trwałych jak azjatyckie BB. Dzielnie trwa na twarzy od porannej aplikacji do wieczornego demakijażu, z niezmiennym zdrowym glow :) Jeżeli użyjemy zwykłego pudru efekt ten nie zniknie, natomiast po użyciu supermatującego pozbędziemy się go z około 85-90% skutecznością.

Podsumowanie:
Jak widzicie jestem tym produktem zachwycona. Na początek zachwyciłam się Misshą Perfect Cover (którą  zresztą też muszę zrecenzować :D ) ze względu na ciut ciemniejszy odcień. Przewagą Skin79 jest fakt, że w przeciwieństwie do Misshy nie zapycha nawet przy codziennym stosowaniu przez dłuższy czas :)

+ posiada ładne i wygodne opakowanie
+ jest bardzo wydajny
+ ma przyjemną konsystencję
+ łatwo się aplikuje
+ nie zapycha
+ pozostawia naturalny efekt zdrowej skóry
+ perfekcyjnie dopasowuje się do każdego odcienia skóry
+ jest bardzo trwały
- wybledza
- opakowanie jest nieprzezroczyste

Mimo, że jestem fanką mojej skóry w bardziej naturalnym kolorze (obecnie wyglądam nieco trupio :( ) to dla pozostałych właściwości tego produktu mogę to przeboleć ;) Mam nadzieję, że regularna aplikacja samoopalacza załatwi sprawę, a jak słońce zagości u nas na dobre to wrócę na stałe do swojego odcienia ;)
Gdyby nie wybledzał byłby idealny, a tak dostaje mocne 4+ :)






Swoją drogą po raz pierwszy zawiódł mnie Rossmann. Mają samoopalacze do ciała, mają kremy z filtrami UV do opalania, a nie mają samoopalaczy do twarzy! Na szczęście w Carrefourze mieli jakąś Sorayę - ciekawe jak się sprawdzi ;)

Miłego weekendu,

post signature

środa, 17 października 2012

BBmania od wschodu do zachodu

Witajcie!

Dzisiaj będzie o kremach BB i 'BB', których ostatnimi czasy jest prawdziwy wysyp.
Od azjatyckich specyfików po rodzime marki - któraś z Was jeszcze nie ma takiego kremu w swojej kosmetyczce?
Sama stałam się fanką azjatyckich BB za namową koleżanki, która kupiła mi je na Ebayu. Jeden z nich (Missha Perfect Cover) pokochałabym miłością absolutną gdyby nie jeden drobiazg - zbyt jasny kolor. Entuzjastycznie podeszłam więc do testów kremów dostępnych w Polskich drogeriach i oto rezultaty:
W kategorii przystępnych cenowo kremów dostępne są 2 kremy Garniera, Eveline, Bielendy, Maybelline a ostatnio widziałam i Niveę. W jednej z gazet zauważyłam BB firmy Delia - wiecie coś o nim?
Przechodząc do rzeczy - pierwszy nieazjatycki BB otrzymałam w ramach testów. Krem Garniera ogromnie mnie zawiódł - kolor bardzo się odznaczał i szybko utleniał przez co był nienaturalny, krem zostawał na wszystkim co tylko dotknęło twarzy ale przede wszystkim spowodował wysyp pryszczy gigantów czego nie mogę mu wybaczyć. Testowałam go w różnych wariantach - bez kremu, na krem, bez podkładu, pod podkład, wiosną, latem, zimno, ciepło i ciągle byłam tak samo niezadowolona. Krem rzuciłam wgłąb szafki i wróciłam do używania podkładu Bourjoix Healthy Mix.
Jakiś czas później pojawiła się w sklepach nowość - BB do skóry tłustej od Garniera. Moje nastawienie było bardzo sceptyczne - w końcu ciągle miałam w pamięci horror, jaki zrobił mi na twarzy jego poprzednik. Mijałam go obojętnie w drogerii ale oczywiście pochlebne recenzje na Wizażu zrobiły swoje i przy okazji promocji w Naturze krem wpadł do koszyka ;)
Porównując te dwa produkty mogę z pewnością stwierdzić, że ten do skóry tłustej jest o wiele rzadszy, jaśniejszy (obie wersje do skóry śniadej a na swatchu widać, że różnica jest ogromna!), mniej kryjący i mniej błyszczący. Jest też o 10ml mniejszy (a cena ta sama, jak nie wyższa!) i ma wygodniejszy 'dziubek'.
Nie znika z twarzy przy pierwszym lepszym dotknięciu, nie powoduje efektu świecenia a'la bombka choinkowa i wygląda 100 razy bardziej naturalnie niż poprzednik. Optycznie ujednolica i wygładza twarz sprawiając, że wygląda o wiele zdrowiej. W przeciwieństwie do poprzednika ten krem jest moim przyjacielem i to na tyle, że zrezygnowałam dla niego z podkładu na jakiś czas (nakładam na krem nawilżający).
Posiadam jeszcze krem Bielendy ale czeka an wypróbowanie bo na razie jest za jasny :)
Kusi mnie jeszcze Eveline i ta Nivea ale ciągle wmawiam sobie, że po co mi tyle BB  na raz (a Nivea od jutro w promocji w Super-Pharm ;) ).

Azjatyckie BB (Missha i Skin79) jak widać są o wiele jaśniejsze i mają bardziej ziemiste odcienie od europejskich wersji. Mimo wszystko efekt Misshy jest dla drogeryjnych BB niedościgniony, przynajmniej na razie. Godne naśladowania są też higieniczne pompki obydwu kremów.




Od lewej - Missha Perfect Cover nr 23, różowy Skin79, Bielenda cera lekko opalona, Garnier do skóry tłustej kolor śniady i po prawej zwykły Garnier kolor śniady.
Jak widać różnica w kolorach jest ogromna, szczególnie dziwią mnie rozbieżności w dwóch Garnierowych kremach. Ciekawe, czy jasne odcienie Garniera nie będą ciemniejsze od lekko opalonej Bielendy ;)
Swatch powinien powiedzieć też coś na temat konsystencji - z drogeryjnych najgęstszy jest zwykły Garnier a najbardziej wodnisty ten do skóry tłustej, Bielenda to coś pomiędzy. Azjatyckie BB natomiast są ciut gęstsze niż Bielenda.


A tutaj opakowania. Jak widać Garnier do tłustej jest najmniejszy (40ml). Skin79 ma 40g choć wygląda na wiele więcej. Bielenda i zwykły Garnier mają prawie identyczne tubki 50ml, tyle samo znajduje się w opakowaniu Misshy.



 Podsumowując - europejskie BB bardziej przypominają kremy tonujące niż ich azjatyckich prekursorów, którymi są inspirowane. Mimo tego mocno trzymam kciuki, może ktoś tutaj wyprodukuje prędzej czy później połączenie właściwości Misshy z ciemnym odcieniem ;)

A Wy które BB przetestowałyście? Polecacie czy nie? Macie chrapkę na następne? ;)