Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pisanina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pisanina. Pokaż wszystkie posty

06 stycznia 2015

Czy to zima?

Po świateczno- sylwestrowych zmaganiach, zabawach i obżarstwach, przyszedł czas na odrobinę ruchu na świeżym powietrzu, a ponieważ pojawiło się u nas coś na kształt zimy, wybrałyśmy się z Tosią na spacer po naszej okolicy. Zabrałam ze sobą aparat i choć paluszki mi zamarzły, uwieczniłam ten zimowy nastrój. Nie wiadomo w końcu, jak długo z nami zostanie.
Więc tak dla odmiany zapraszam na kilka zimowych fotek.

Zaraz za przysłowiowym rogiem, napotkałyśmy dziwne znalezisko.


Nie wiem, co autor miał na myśli, ale chyba zabrakło mu śniegu na wykończenie swojego dzieła :)





Chwilę później znów uśmiechał się do nas jakiś bałwan.


Ten mostek, to takie ładne i urokliwe miejsce, że zakochani postanowili zrobić z niego Most Miłości i zaczęli przyczepiać do niego kłódki ze swoimi inicjałami. Na razie jest ich kilkanaście, ale z czasem na pewno będzie ich więcej.



Odwiedziłyśmy też kaczuchy.






Nareszcie odrobina koloru. Uwielbiam te małe czerwone kuleczki. Pięknie wyglądają pod śniegową kołderką.





Biel i zieleń to też dobre połączenie.




Udało się też zrobić aniołka lub jak kto woli orzełka na śniegu.



Udało też się wdrapać na górę i nie obić sobie pupy podczas schodzenia z niej :)



Było fajnie, zmarzłam na kość :)



Pozdrawiam.

14 października 2014

Urodziny

Dziś ostatni post z cyklu: urodziny Tosi- przynajmniej w tym roku :)
Zapraszam więc do obejrzenia zdjęć z tegoż oto wydarzenia. A jest co oglądać, bo i zdjęć jest sporo.

Oto widok całego stołu. Wiem, wiem. Brązowe krzesła trochę psują efekt, ale i tak cieszę się, że je mamy, że je zostawiliśmy, bo przynajmniej mamy gdzie gości sadzać. A może kiedyś, kiedyś doczekają się przemalowania :)


Na ścianie zawisła konstrukcja z moich najukochańszych papierowych rozet. Jakoś udało mi się je przymocować.


A oto dokończona, ozdobiona piątka. Dwie panienki, które obok niej stoją, znalazłam TUTAJ i TUTAJ. Wydrukowałam na grubszym papierze, wycięłam i posklejałam.


A tu widać masze ala' śnieżynki z poprzedniego posta. Na ich środki przykleiłam kółka, dokleiłam patyczki i wszystkie razem umieściłam w wazoniku ze szklanymi kamykami. Wszystko razem bardzo ładnie się prezentowało. Tak w ogóle, to jest to najładniejsze zdjęcie jakie udało mi się pstryknąć tego dnia. No cóż, zdjęcia robiłam w pośpiechu, na chwilę przed przyjściem gości, więc nie wszystkie dobrze wyszły.


Na ścianie nad komodą zawisła królewska girlanda z imieniem solenizantki.



A oto rozwiązanie zagadki, do czego były mi potrzebne kolorowe paski papieru w ilościach niezliczonych.




Szybkie, proste i bardzo efektowne. Ruch powietrza sprawia, że paski ciągle się obracają. Efekt świetny.

Udało mi się też uchwycić na zdjęciach przekąski, choć nie wszystkie niestety. Najbardziej efektowne różowo- niebieskie galaretki, które podałam w małych kieliszkach, wyciągnęłam z lodówki tuż przed przyjściem gości i nie zdążyłam zrobić im zdjęcia. Bo menu też było "lodowe". Biało- różowe pianki (nie znalazłam niestety niebieskich), kuleczki w białej czekoladzie, które świetnie wyglądały w metalowych foremkach do babeczek, no i nasze królewskie ciasteczka.



Był oczywiście i tort, który gdyby nie przytomność umysłu dziadka, nie zostałby uwieczniony. 






W środku oczywiście był różowo- niebieski. Musicie mi uwierzyć na słowo, bo niestety niewiele widać z tej perspektywy.

Cóż mi jeszcze zostało do pokazania. No oczywiście moją solenizantkę w sukience, którą jej uszyłam specjalnie na tę okazję.




Sto lat córcia. 
Ciekawe jaki motyw przewodni pojawi się w przyszłym roku. :)

Pozdrawiam

29 września 2014

Planuję

Uwielbiam planować. Uwielbiam wziąć do ręki czystą kartkę i długopis, usiąść, zastanowić się, a potem wszystko zapisać i trzymać się planu. W rzeczywistości oczywiście wychodzi inaczej, ale nie o tym będzie ten post.
Chciałam dziś napisać, że moja córa już niedługo skończy 5 lat. Szykuje się więc impreza, do której już zaczynam się przygotowywać.

Uwierzcie lub nie, ale w zeszłym roku postanowiłam urządzić kinderbal w domu, znaczy w mieszkaniu. Nie za dużym, trzypokojowym. Nie każdy by się na to porwał.  Dzieci miałam 10 plus trójka dorosłych pomagająca mi opanować to wszystko. I mimo chwilowych zawirowań, mimo hałasu, późniejszego bałaganu i migreny na koniec dnia :) byłam bardzo zadowolona, że wybrałam dom, a nie sale zabaw.
Po pierwsze- mogłam poszaleć z dekoracjami- balony, serpentyny, światełka, ładnie zastawiony stół, kolorowe talerzyki i kubeczki. W każdym kącie mieszkania było widać, że Tośka ma imprezę urodzinową.
Po drugie- to ja decydowałam o przekąskach i napojach dla dzieci.
Po trzecie- zaproponowane przez nas dorosłych gry i zabawy nie pozwoliły się dzieciakom nudzić ani przez chwilę.
Jak sobie przypomnę, no, to było spore przedsięwzięcie :)

W tym roku Tośka jednak zapowiedziała, że ona musi mieć urodziny w sali zabaw i to w sali, którą już dobrze znamy i która nie oferuje dzieciom nic szczególnego ze strony pań animatorek i nie organizuje też imprez tematycznych, a Tośka by chciała mieć urodziny w klimacie, no nie zgadniecie,... tak, Kariny Lodu.

Więc co tu począć. Urodziny ważna sprawa. Będą oczywiście tam, gdzie Tośka sobie życzy. Ale co z jej marzeniem, by naszą salę zamienić w lodową krainę? Niestety nie wszystko da się zorganizować, ale kiedy oglądam takie zdjęcia ... (a jest ich o wiele, wiele więcej)



... to aż mnie korci i nie mogę się powstrzymać i ręce mnie swędzą i nie byłabym sobą, gdybym choć trochę, tego lodowego klimatu jej nie przygotowała.

Dlatego właśnie siedzę, przeglądam, notuję. Pewnie trochę za bardzo szaleję i zbyt dużo sobie wymyślę i nie ze wszystkim zdążę, ale już wiem, że będzie super. A dzieci na zaproszeniach będą miały informację, żeby ubrały się na niebiesko- tak Tośka wymyśliła.

Pozdrawiam


18 września 2014

Baletnica

Mam w domu baletnicę. Chwaliłam się już?
Tośka, jak zresztą chyba każda mała dziewczynka, zawsze lubiła muzykę i taniec, ale od momentu gdy zobaczyła bajkę : Barbie i zaczarowane baletki, zapałała do baletu prawdziwą dziecięcą miłością. I do długiej listy dziecięcych marzeń, dołączyło kolejne: zostać baletnicą. Byłabym więc niedobrą mamą, gdybym nie zrobiła wszystkiego, by pomóc jej to marzenie spełnić. Chodzimy więc na balet. Towarzyszy nam nowa lala, również baletnica, uszyta przeze mnie.


Jak się okazało, znalezienie w naszej okolicy zajęć baletu dla dzieci, wcale nie było takie łatwe. Naprawdę zależało mi na tym, by to była rzeczywiście nauka tańca klasycznego, a nie tylko jego elementy wplecione w ogólnorozwojowe zabawy przy muzyce, jak oferowała większość szkół, w których na dodatek zajęcia prowadzili instruktorzy, którzy z baletem mieli niewiele wspólnego. Poza tym dojazd był ważny, bo ja niestety nie jestem zmotoryzowana. A szkoda, bo w ościennym naszym mieście Katowice jest szkoła baletowa. Udało mi się jednak znaleźć super zajęcia, które odbywają się w MDK-u, do którego mamy bezpośredni dojazd, które prowadzone są przez prawdziwą baletnicę z akompaniamentem na fortepianie.




Powiem szczerze, że jako mama troszkę się o Tośkę martwiłam. To były jej pierwsze w ogóle zajęcia dodatkowe na których była. Obce miejsce, obcy ludzie, obce dzieci i to takie wyrośnięte i też starsze od niej, bo to są zajęcia dla dzieciaczków od 5 do 9 roku życia, a Tośka jeszcze pięciu lat nie skończyła, do tego taka kruszynka z niej jest i jak wychodziłam z sali, to jej mina była nietęga. Myślałam, że nie da rady.
Bardzo się jednak myliłam. Po pół godzinie podczas krótkiej przerwy zobaczyłam Tośkę uśmiechnięta i szczęśliwą i już dopytywała, czy będziemy tu przychodzić. A kiedy udało mi się zerknąć na salę podczas ćwiczeń, zobaczyłam ją skupioną jak nigdy dotąd. Z wielką uwagą i zaangażowaniem wykonywała ćwiczenia i nie zważała uwagi na starsze i rozbrykane dziewczyny.



Widać, że jej bardzo zależy, więc mnie również zależy. Niech się spełniają dziecięce marzenia.


A lala? Na uszycie takowej, miałam chrapkę już od dawien dawna. Czemu więc nie uszyłam jej wcześniej? Teraz już wiem, bo to wcale nie jest łatwe, choć mogło by się wydawać inaczej. Ale te małe ubranka. Ja nie wiem, jak te dziewczyny szyją te niektóre kreacje. Podziwiam i zazdroszczę.
Natomiast Tośka zażyczyła sobie już dwie kolejne.
Czy ktoś zgadnie jakie? :)

Pozdrawiam
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...