Moje dziecko nigdy nie przestanie mnie zadziwiać :)
Kiedy w środę, po całej tej świąteczno- noworocznej przerwie Tośka wróciła do przedszkola, na tablicy ogłoszeń widniała informacja o balu przebierańców, który ma się odbyć w poniedziałek, czyli dziś. Ważne wydarzenia, nie ma co. Więc strasznie się ucieszyłam, kiedy tego samego dnia odebrałam paczkę z elsową sukienką. Zamówiłam ją jeszcze przed świętami i miała być prezentem pod choinkę, ale nie zdążyła dojść na czas. Tośce było smutno, bo bardzo o niej marzyła, więc nie zamierzałam jej chować do następnych świąt, tylko wręczyć jej ją tego samego dnia.
Wróciłyśmy więc z przedszkola, Tośka wparowała do pokoju i zaniemówiła z zachwytu. Od razu wskoczyła w nową sukienkę i biegała po mieszkaniu. Kiedy emocje już trochę opadły, zapytałam mojej zakochanej do szaleństwa w Krainie Lodu, Elsie i wszystkim co niebieskie i lodowe córce, za kogo chce się przebrać na bal i usłyszałam... za syrenkę Arielke mamusiu...
Teraz ja nie wiedziałam co powiedzieć. Zapytałam, a dlaczego nie za Else. Okazało się, że dziewczynki się poumawiały kto kim będzie. Liczyła się więc siła przebicia:)
No w porządku. Jak dla mnie Tośka mogłaby się przebrać za kogo tylko chce, ale co ze strojem, przecież tak mało czasu zostało. Wzięłam więc moją syrenkę na kolana, odpaliłam pinterest i rozpoczęłyśmy poszukiwanie inspiracji. Zebrałam kilka zdjęć, zaplanowałam co będzie mi potrzebne i następnego dnia wyruszyłam na zakupy. Prawie się załamałam, kiedy okazało się, że mój sklep z tkaninami jest zamknięty do odwołania. Zleciałam pół miasta, wszystkie znane mi pasmanterie i jeden sklep dla plastyków, trzy godziny mnie nie było i wróciłam do domu tylko z cekinami w kształcie muszelek. Ehh, kiepsko to widziałam. Z pomocą przyszedł dziadek, który zawiózł mnie następnego dnia do Katowic, gdzie mogłam wejść do cudownego tkaninowego sklepu. Kupiłam co trzeba, a w sobotę rozpoczęła się produkcja arielkowego stroju. Było ciężko, ale dałam radę.
Więc już nie przynudzam, pokazuję efekty.
Góra stroju, zrobiona ze zwykłego białego t-shirta. Obcięłam rękawki i przyszyłam materiał na kształt muszelek, podłożyłam go flizeliną. Doszyłam dwa paseczki, które z tyłu są wiązane. Ozdobiłam muszelkowymi cekinami.
Spódniczka- ogon. Udało mi się kupić elastyczną, zieloną, połyskującą tkaninę. Jest gładka, choć oczami wyobraźni widziałam taką z wzorem łuski, albo cekinową. Nie szalejmy jednak z bardzo. Ta też jest dobra. Dół ogona to oczywiście marszczony tiul w dwóch odcieniach zielonego.
I kolejny, bardzo ważny, element stroju. Sama bym pewnie nie wpadła na to, że to takie ważne, ale przecież czy ktoś widział syrenkę Ariel w wersji blond? Nie. Tosia chciała mieć czerwono-rude włosy. Trzeba było takie wyczarować. W czarach pomogła włóczka i szydełko, i świetny, a przy okazji prosty sposób na zrobienie tego typu peruki.
Wystarczyło zrobić na szydełku małą czapeczkę, a potem w ostatnim rządku, w każde oczko nawlec po kilka kawałków włóczki. Efekt jest super.
Oczywiście była wczoraj generalna przymiarka.
Po wszystkim usłyszałam: mamusi spełniłaś moje marzenie- jestem syrenką !
Proszę Kochanie :)
Pozdrawiam