Nie cierpię zimy! Chociaż w tym roku u nas zima łagodniutka, mało śniegu, mało mrozu, bywają dodatnie temperatury. Zupełnie jak nie kanadyjska. No ale w ogrodzie pracować się nie da, jedynie snucie planów, gdzie i co posadzić, co zamienić miejscami... Ręce trzeba sobie czymś zająć, a takie rozmyślania można prowadzić w czasie dziergania, jednak z ostrożnością, żeby nie trzeba było pruć.

Któregoś dnia, w czasie poszukiwania wolnego miejsca na dodatkowe kłębuszki, mięciutkie i kolorowe, natknęłam się na zapomniane znalezisko, które można nazwać kącikiem serwetkowym. Rzadko robię serwetki na szydełku, ale kiedyś lubiłam robić filetowe. I takie właśnie niedoróbki wpadły mi w ręce. Szydełko było wbite w jedną z nich, nici i wymiętoszone wzory obok, więc problemu z dalszą robotą nie było. Ucieszyłam się bardzo, gdy spostrzegłam jeden brakujący kłębek do skończenia kwiatkowej firaneczki, którą zrobiłam ubiegłego lata. Pokazałam ją, ale już na pierwszy rzut oka widać, że coś jej brakuje
szydełkowa kwiatkowa firaneczka. Udało mi się dorobić dodatkowo kilka rzędów i wreszcie nadaje się do zawieszenia. Prawda, że wyładniała?

A to pozostałe, zaczęte co najmniej 10 lat temu.
Jedna z koleżanek powiedziała, że chętnie je przygarnie. Tak więc nie muszę znów szukać wolnego miejsca w szufladzie.
Drutkami też robiłam. Oto dowód - kolorowa kupeczka, czekająca na wykończenie, ale na przeszkodzie stanęła rozpoczęta wczoraj tęczowa robótka.
Powiało wiosną?
Serdecznie wszystkich pozdrawiam i do następnego.