Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sztuka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sztuka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 września 2023

Edward Brooke-Hitching - Galeria szaleńca

 

Stałam w kolejce, jak by się ktoś pytał. Pół roku chyba. Teraz muszę oddać, bo za mną 7 osób czeka, więc przeczytałam na cito.

Taki autorski oczywiście wybór różnych dziwactw z dwóch tysięcy lat. Są tam obrazy szeroko znane (np. Boscha) i takie, których nikt nie widział poza fachowcami. Zresztą nie tylko obrazy, bo i rzeźby i performanse też.

Kilka przykładów? Proszę bardzo.

Tak, panią wyciągnięto z grobowca, pięknie przystrojono i urządzono koronację. Powód był - chodziło o legitymizację dzieci narodzonych z tego związku. Ale nie zazdroszczę dworzanom, którzy musieli całować łapki...


W przypadku kimon pożarniczych rozbawiła mnie historia spalenia przeklętego kimona, które skończyło się zniszczeniem 70% zabudowy Tokio 😁 Już jak coś sobie kapłani wymyślą, to wymyślą (niezależnie od rodzaju religii)! Jednak te sto tys. ofiar niejako przy okazji już tak nie bawi.


Ten portret zacnej damy jest z gatunku pycha kroczy przed upadkiem.


Książę Federico da Montefeltro kazał się sportretować z lewego profilu, bo na turnieju stracił prawe oko i dorobił się wielkiej blizny na policzku. A ten nosek? Bał się spisku czy zamachu do tego stopnia, że kazał sobie usunąć fragment nasady nosa, żeby poszerzyć pole widzenia. W ten prosty sposób zmniejszył ryzyko podstępnego ataku 😂


To powyżej macie opisane, a poniżej słynne Gówno artysty, co do którego jednak nie wiadomo, czy faktycznie tam jest. Bo żaden nabywca dzieła za ciężkie piniondzory - jest tych puszek 90, ostatnio jedna poszła za 275 tys. euro - nie odważył się puszki otworzyć, bo to by obniżyło kolosalnie wartość dzieła sztuki. A jest gość, który współpracował z Manzonim i twierdzi, że w środku jest gips 😉


Wyd. Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2022, 255 stron

Tytuł oryginalny: The Madman's Gallery

Przełożył: Janusz Szczepański

Z biblioteki

Przeczytałam 19 września 2023 roku


NAJNOWSZE NABYTKI

Z półek tu i ówdzie 😁 Jeszcze było więcej, na przykład dwie Ożogowskie, które były w lepszym stanie niż moje egzemplarze, więc je po prostu zamieniłam 😂 A Hemingwaya mam sprawdzić w katalogu, czy czasem go u mnie nie ma... tylko nigdy nie mam czasu 😂

W międzyczasie doszło parę pozycji do stosu bibliotecznego. Tak myślę, że może oddam bez czytania Kałużyńskiego/Raczka, bo jednak ekranizacje literatury to nie do końca to, czego bym aktualnie szukała... A' propos ekranizacji - znalazłam ten film nakręcony według Westlake'a, ale okazało się, że ma napisy po portugalsku... mimo najlepszych chęci nie 🤣 Ale córka mi znalazła do obejrzenia online z polskimi, więc kto wie, kto wie? Może nawet dziś?

Mam za sobą nieprzespaną noc - z powodu Wiadomej Osoby - mogę sobie tylko pogratulować, że to była noc z soboty na niedzielę i że nie muszę na Fabrykę. Choć zmieniać to wiele nie zmienia, bo ja w dzień spać nie mogę. No, ale przynajmniej słaniam się teraz w szlafroku po mieszkaniu i nie muszę wysilać szarych komórek zbytecznie...

Zaczynam poważnie zastanawiać się nad opcją domu opieki. I teraz powiecie  - no, toś długo wytrzymała, niecałe cztery miesiące. Ja wiem. Ale przecież chodząc do pracy MUSZĘ swój limit snu mieć? Nieprzytomna mogę narozrabiać w robocie. A cały problem polega na tym, że obudzona - nie mogę potem znowu zasnąć. 

Tymczasem na mieście widziałam taki plakat. Nie wiem, o co chodzi tak konkretnie, dolna część była zaklejona innym, ale interesujące jest to zestawienie zagrożeń dla Polskiego Dziecka: seksualizacja, cyberprzemoc, hejt, rozbite rodziny i uwaga - apostazja 👀



środa, 10 maja 2023

Jean-Paul Crespelle - Montmartre w czasach Picassa 1900-1910

Już się od dłuższego czasu zbierałam do przypomnienia sobie obu książek Crespelle'a (czytałam je jakoś zaraz po kupnie czyli... w 1987 roku), ale dopiero uwolniwszy się od bibliotecznego obowiązku mogę sobie pozwolić na bardziej swobodne dobieranie lektur 😁

Obie wspomniane wyżej książki (o Degasie i Utrillo) mam, ale te z kolei są dziewicze, jednak nie tracę nadziei, że i za nie się kiedyś zabiorę, że ten Montmartre to tylko wstęp do całej serii o francuskich artystach, serii, którą można zobaczyć na półce niżej.

Jakie wrażenia po latach? Nadal ciekawe, jest tam mnóstwo historii do czytania, ale też mnóstwo nazwisk, które coś mówią bardziej wyrobionemu czytelnikowi - mam tu na myśli głównie Francuzów, bo taki zwykły zjadacz chleba z Polski jak ja to jednak zna te główne, najważniejsze - a tam są ich dziesiątki, by nie powiedzieć setki.

Warto jednak przez nie przebrnąć, by zaznajomić się z atmosferą tamtych lat i przestać myśleć, że biedowanie artystów jakie opisuje Murger w Scenach z życia cyganerii było takie romantyczne... A' propos, tego Murgera też powinnam sobie przypomnieć, bo go tu na blogu nie było 😁

Swoją drogą, wstrząsnęła mną historia Utrilla i chętnie się z nią bliżej zapoznam. Kiedyś.

Początek:

Koniec:


Półka, która czeka.


Wyd. PIW Warszawa 1987, 263 strony

Tytuł oryginalny: La Vie quotidienne à Montmartre au temps de Picasso 1900-1910

Przełożył: Mieczysław Bibrowski

Z własnej półki (kupione 30 lipca 1987 roku jako 87-ma pozycja, za 700 zł - w księgarni)

Przeczytałam 7 maja 2023 roku

 

Mam tu okropne zaległości w relacjonowaniu, co się u mnie dzieje, jeszcze sprzed majówki. Na razie podzielę się dwoma łupami. Najpierw spacerując sobie po osiedlu znalazłam koło jednego ze śmietników w całej stercie badziewia (no tak, ktoś umarł) taką cudowną składaną drewnianą suszareczkę. Dla mnie idealna do postawienia na słońcu z jakimiś drobiazgami do wysuszenia na szybko - na zewnętrznym parapecie. Bardzo mi się spodobała, wyszorowałam ją porządnie (ta brudna ściera to właśnie od szorowania), ale użyłam tylko raz, bo potem słońca nie było 😁 Stoi teraz złożona w przedpokoju i czeka, żeby jej zrobić definitywne miejsce.


A potem koło innego osiedlowego śmietnika znalazłam cwieta, w takim stanie, jak widać. Akurat padał deszcz, więc nie dość, że się namordowałam, żeby to przytargać nie uwalawszy sobie całej kurtki ziemią, to jeszcze co się okazało. Bo jak go brałam, to myślałam z radością, że super, mam akurat taką dużą doniczkę i resztę ziemi. Tymczasem postawiłam toto na klatce i próbowałam czyścić (ach, mieć podwórko ze szlauchem...). W końcu sięgam na pawlacz... no cóż, stanowczo przeceniłam wielkość tej swojej niby dużej doniczki... Sąsiedzi przechodzili, zagadywali, ale nic, dopiero jeden z nich, co to tak trochę mnie podrywa, zaoferował się, że poszukamy u niego w piwnicy. Też nie znaleźliśmy, za to wjechaliśmy na górę obejrzeć jego mieszkanie, skoro piwnicę już poznałam 🤣 No nic, zapakowałam jukkę do reklamówki, a na drugi dzień w pracy świsnęłam sporą doniczkę razem z podstawką (kolega się właśnie szykował do przesadzania naszych roślin). I teraz jest taka sytuacja, że ta jukka absolutnie nie ma gdzie stać, ona za dużo miejsca zajmuje 😂


Oczywiście nie wiadomo, czy czasem nie ma jakichś lokatorów, choć niby na pierwszy rzut oka nie... A potem zaczęły się mecyje z jelitówką i nie miałam głowy do przyglądania się. Stoi koło wejścia i na pewno ma tam za mało światła, ale nie mam siły nawet pomyśleć, co z nią dalej.

Właśnie, nie mam siły. Odwaliłam swoje siedem godzin i wczoraj i dziś i teraz idę złożyć swój zewłok w pozycji bardziej horyzontalnej. Zostawiam Was ze źródłem zapachu, jaki mnie prawie powalił dziś rano w kuchni na Fabryce, ktoś tu chyba imprezował (puste butelki też były) 😉


wtorek, 26 stycznia 2021

Jacek Roy - Fałszerz w złotych ramach

O, a to jest książeczka, którą wpisałam ostatnio przy odkurzaniu na listę własne do przeczytania, bo mam ją nie-wiem-odkąd, a nie tknięta. Seria ZDARZENIA, SENSACJE, ZAGADKI - nie posiadam nic innego tak wydanego i może to dobrze, przejrzałam tytuły i nic nie nęci 😉

Okazało się, że jest to fabularyzowana biografia pewnego wielkiego fałszerza obrazów - gość nazywał się Elmyr de Hory, był węgierskim Żydem, rzekomo pochodzącym z arystokracji, co okazało się oczywiście nieprawdą, ale... Ale o tym Jacek Roy (ewidentnie pseudonim, nic o nim nie można znaleźć) chyba nie wiedział.

Mianowicie moje krótkie amatorskie śledztwo wykazało, że biografię Elmyra (zawierającą nieprawdziwe informacje, takie jak ta o korzeniach Węgra) wydał w 1969 roku niejaki Irving Clifford, znany również z tego, że napisał fałszywą autobiografię Howarda Hughesa - i nawet za to siedział, ha ha, fałszerz napisał o fałszerzu. W każdym razie moja koncepcja jest taka, że Jacek Roy posiadał egzemplarz Fake: the story of Elmyr de Hory: the greatest art forger of our time Clifforda, przestudiował go sobie i napisał swoją polską wersję. Na ile tożsamą z dziełem Clifforda, to już nie wiadomo. Powtarza zawarte tam informacje i, uwaga, wydając swoją książkę w 1976 pisze, że siedem lat wcześniej po jej bohaterze zaginął ślad. Niewątpliwie, skoro opierał się na biografii wydanej właśnie siedem lat wcześniej, nie mógł znać dalszych losów de Hory'ego 😕  Który w 1976 właśnie, zagrożony deportacją do Francji, gdzie czekało na niego więzienie, popełnił samobójstwo.

Elmyr de Hory był świetnym fałszerzem, ale być może również świetnym malarzem, któremu okoliczności nigdy nie pozwoliły ujawnić swego talentu i skuszony łatwym zarobkiem poświęcił się kopiowaniu mistrzów. Tragiczna w gruncie rzeczy postać (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, ale nie interesowałam się specjalnie tematyką). Warte uwagi jest też tło, lata 20-te i 30-te w Paryżu wśród bohemy czy kulisy handlu obrazami po wojnie w Europie i Ameryce.

Tutaj podsumowanie działalności fałszerza, dokonane na podstawie tej książki.

Początek:

Koniec:
Półka zawiera cały szereg pozycji, których nigdy nie przeczytałam, czasem tylko zaglądałam do tej czy owej, szukając konkretnej informacji. Ale oczywiście nie tracę nadziei, że pewnego dnia... 😎

Wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1976, 163 strony

Seria: Zdarzenia, sensacje, zagadki 

Z własnej półki 

Przeczytałam 21 stycznia 2021 roku 

 

Drodzy Czytelnicy, to post numer 1350 na tym blogu, czyli 1350-ta przeczytana książka. Jeżeli będę to ciągnąć dalej, za jakiś rok z hakiem (pewnie niemałym) będzie okrągły jubileusz 😍

Wybrałam się wczoraj do ZUS, aby mi obliczono składkę na ten rok - ja nie wiem, wszyscy zawsze narzekają na panie urzędniczki, a ja ZAWSZE trafiam na bardzo miłe i pomocne kobiety. Również tym razem, choć, jak się okazało, przyszłam o tydzień za wcześnie. 

Skoro już tam byłam, pobrałam także numerek do pokoju EMERYTURY I RENTY. To już tylko półtora roku, chciałam więc zapytać, kiedy się mam zgłosić - myśląc, że może trzy miesiące wcześniej albo co. Tymczasem nie. Ponieważ jestem z czerwca, a jak wiadomo, w czerwcu nie należy przechodzić na emeryturę, bo się dostaje mniej, mam przyjść z wnioskiem na początku lipca 2022. Już mam zapisane w kajeciku, byle tylko dożyć 😜

Przyszła mi do głowy jedna głupota, więc zasięgnęłam porady: czy może byłoby lepiej na razie nie brać tej emerytury, skoro i tak dalej będę pracować, to później ona będzie wyższa. Pani spojrzała na mnie litościwie, widząc w systemie, jakiego rzędu to będzie kwota, i rzekła: 

- Nie powinnam tego mówić, ale nie będę ukrywać: NIE. Nie ma sensu. Będzie pani płacić wysokie składki, a emerytura pójdzie w górę o grosze. Przechodzić. 

No, to mam jasność. Będąc na emeryturze w dodatku będę płacić już tylko składkę zdrowotną (obecnie ok. 380 zł), a społeczne odpadają, będę więc gość! Zakładam, że te pieniądze w całości odłożę na gorsze czasy, a nie wydam na czeskie książki 😏

A tymczasem osiedlowa tablica ogłoszeniowa zawsze przyniesie coś ciekawego.

środa, 29 maja 2019

Małgorzata Czyńska - Berezowska. Nagość dla wszystkich


Książkę zaczęłam czytać jeszcze przed wyjazdem, teraz skończyłam, ale nie za bardzo pamiętam, co było wcześniej :)
A tak serio, to się dziwię, czym właściwie autorka wypełniła te ponad 200 stron, bo życie Maji Berezowskiej jakoś nie obfitowało w trzymające w napięciu wydarzenia (wbrew temu, co piszą na okładce).
Chyba to, co zapamiętam, to będzie pobyt w obozie i późniejsza rekonwalescencja w Szwecji, gdzie po tych strasznych przeżyciach (była królikiem doświadczalnym) czuła się jak pączek w maśle.
I oczywiście pozostaje podziw dla jej cudownych rysunków, tego życia zaklętego w pięknych młodzieńczych ciałach.



Początek:
Koniec:

Wyd. Czarne Wołowiec 2018, 235 stron
Z biblioteki
Przeczytałam 27 maja 2019 roku


Trochę zawiedziona wróciłam tym razem z Pragi - nie dopisała pogoda i siłą rzeczy nie zrealizowałam PLANU. Wielkie oczekiwania, dziewięć miesięcy myślenia, marzenia, a tu taki zonk, deszcze. Podobnie jak u nas zresztą.

Cóż, skoro padało, chodziło się po wystawach albo po antykwariatach :)
No i rezultat jest.
Dwadzieścia sztuk przytachanych tymi ręcami.
Plus trzydzieści dziewięć filmów. Jeden serial dostałam podczas zwiedzania czeskiego HBO (nie, że tak rozdawali, ja po prostu bardzo chciałam hi hi), a resztę wyjeździłam po różnych stacjach metra - odkąd (od zeszłego roku) nie ma już stoiska na dworcu głównym, jest bieda.
Starsza pani poznana w zeszłym roku miała mi część książek przechować u siebie do sierpnia i przyjechała mnie odprowadzić na pociąg, ale oczywiście się zawzięłam, że wszystko jednak zabiorę. Jej pomoc była nieoceniona, bo niosła mi torbę i siatkę, a mnie już pozostała tylko walizka do ciągnięcia, 17,5 kg. Opowiedziała mi przy okazji, że gdy latała do Stanów do syna pomagać przy wnuczce, to zabierała dwie walizy o wadze 34 kg każda. Dzień wcześniej zawoziła jedną z nich na lotnisko i zostawiała w przechowalni. Wszystko się da :)

Zaliczyłam jedno kino i cztery teatry, w tym ze znanymi mi z kina aktorami, a także pierwszy raz w życiu próbę generalną. Wyprzedaną do ostatniego miejsca. Zresztą na wszystkich spektaklach był komplet. A dziś widziałam fragment programu, gdzie mówiono o trudnej sytuacji z biletami w niektórych teatrach - wykupują spekulanci!
Zaliczyłam też sukces w postaci nieskonsumowania ani razu knedliczków :D Tym warto się pochwalić :)
Inna sprawa, że po podsumowaniu wydatków (co robię zawsze) okazało się nagle i nieprzyjemnie, że wydałam najwięcej, jak do tej pory - więcej niż wydaję w dwa tygodnie w sierpniu. Czy sobie wobec tego stawiam szlaban na książki i filmy przy następnym wyjeździe? Bo teatry i tak już wykupione i zapłacone... nie, chyba nie stawiam :)

Mieszkałam na Małej Stranie (to też przyczyniło się do kosztów, bo było droższe niż zazwyczaj) i po raz kolejny sobie mówię, że za każdym razem powinnam gdzie indziej szukać hotelu, żeby lepiej poznawać różne dzielnice... zaraz się będę rozglądać na przyszły maj, bo już znam daty festiwalu Open House. Ciekawe, czy mi się uda :)

piątek, 30 grudnia 2016

Andrzej Banach - Nikifor

Patrzcie państwo, trzydzieści i trzy lata stał ten Nikifor na półce i czekał. Aż się doczekał. A bezpośrednim impulsem był film Krauzego z fenomenalną rolą Krystyny Feldman. I strasznie byłam ciekawa, jak to tam z tym nikiforowym krynickim opiekunem było.
A tymczasem w książce ANI SŁOWA na ten temat. Jak by facet nie istniał, nie rozbił własnej rodziny, nie ponosił odpowiedzialności jako prawny opiekun... nie rozumiem. Wcześniej (przed filmem) zawsze myślałam, że właśnie Banachowie byli opiekunami Nikifora... i taki właśnie obraz stwarza autor w swej książce.
Więc komu wierzyć - Krauzemu, według którego to Włosińskiemu malarz zawdzięczał jako taką egzystencję w ostatnich latach czy też Banachowi, który pisze o wielkich zagranicznych sukcesach i majątku, jakiego dorobił się Nikifor?




Jak było, tak było, ale zawsze warto popatrzeć na reprodukcje. One są oczywiście z lat 80-tych i jakość jest, jaka jest... ale w książce znalazłam wycinek z "Życia Literackiego" z 1984 roku, gdzie chwalą bardzo Arkady za ten album, za jego jakość edytorską i poligraficzną :) więc i tak na tle ówczesnej produkcji musiał się wyróżniać.








Początek:
Koniec:


Wyd. ARKADY Warszawa 1983, 183 strony, nakład 30 tys. egz., ówczesna cena 680 zł
Z własnej półki
Przeczytałam 27 grudnia 2016 roku



W TYM TYGODNIU OGLĄDAM

1/ A CZEŁOWIEK IGRAJET NA TRUBIE (А человек играет на трубе), ZSRR 1970
Reż. Boris Durow
Film w całości:


Młody człowiek grający na trąbce kocha pewną dziewczynę i marzy o wzajemności. Gdy ta wyjeżdża do hotelu w Karpatach jeździć na nartach, podąża w ślad za nią ze swymi przyjaciółmi-muzykami.
5/10

2/ DESZCZOWA PIOSENKA (Singin' in the Rain), USA 1952
Reż. Stanley Donen, Gene Kelly
Najsłynniejszy fragment:


Stany Zjednoczone, koniec ery filmu niemego. Producenci jednej z większych wytwórni filmowych mają duże problemy z udźwiękowieniem swoich nowych filmów, gdyż ich wielka gwiazda, Lina Lemont (Jean Hagen), ma głos, który... przypomina skrzypiące drzwi. Mimo lekcji wymowy Lina nie brzmi dobrze - ani na ekranie, ani w życiu prywatnym. Jej filmowy partner, słynny amant Don Lockwood (Gene Kelly), poznaje bardzo interesującą młodziutką aktorkę, Kathy Selden (Debbie Reynolds), która zarabia, śpiewając na przyjęciach. Pomimo początkowej niechęci zaprzyjaźniają się i zakochują w sobie. Pozostaje już tylko jeden problem: głos Liny, który trzeba zastąpić cudzym.
[z Filmwebu]
8/10