Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blogowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Blogowo. Pokaż wszystkie posty

środa, 15 listopada 2023

Robert Makłowicz - Smak Węgier. Podróże kulinarne Roberta Makłowicza

To jest ta książka ze Śmieciarki odebrana w Nowej Hucie, od bardzo miłej dziewczyny z białym pieskiem (to był znak rozpoznawczy). Zaraz się zabrałam za czytanie.

No i co się okazało? Nie wiem, czy kiedykolwiek zrobię klasyczny węgierski paprykarz, albowiem podstawa (w ogóle węgierskiej kuchni) to smalec - niby wiadomo - ale nie chodzi o smalec w kostkach, który może kupić w naszych sklepach, o nie. Jest on tłoczony na zimno, a nie wytapiany, i smakuje beznadziejnie. Lepszy będzie własnoręcznie wytopiony tłuszcz z wędzonej lub świeżej słoniny. Hm. Kurka wodna. Z drugiej strony - czemuż by nie kupić słoniny i nie wytapiać?

/takie snuję projekty ha ha/

Książkę - jak to Makłowicza - czyta się dobrze, bo lubię jego poczucie humoru (nawet kompletny laik myślący, że Strefa Gazy to sala operacyjna). I tak, przeczytałam wszystkie przepisy 😂

Znalazłam też przepis, którym walnęłam w pysk moją córkę. Ona bowiem zawzięcie trzyma się zdania, że ziemniaki to dodatek do drugiego dania - ja wolę opcję, że to warzywo jak każde inne. I na przykład dawno temu robiłam makaron z ziemniakami (no według włoskiego przepisu), a ona, że nie i nie. No to proszę bardzo! To są ZIEMNIAKI Z PAPRYKĄ. Z czym je podajemy? Z RYŻEM!!!

Oprócz tego zainteresowały mnie dwa poniższe przepisy na dodatki do zup. Przy czym oczywiście trzeba by zobaczyć na You Tube, jak dokładnie te odszczypywane kluseczki mają wyglądać.


Wyd. ZNAK, Kraków 2006, 149 stron

Z własnej półki

Przeczytałam 11 listopada 2023 roku


No, to skoro już jesteśmy przy Śmieciarce... Przedwczoraj widzę, że są do wzięcia różne książki kulinarne, wybieram sobie dwie i piszę do właścicielki, kiedy by można odebrać. Oczywiście ustalenie terminu to nie jest taka prosta sprawa w związku z moimi obowiązkami (Ojczasty). Więc coś tam sobie piszemy i nagle:

- Czy ma pani bloga "to przeczytałam"? Głupie pytanie 🙂 ale jakoś tak mi się coś kojarzy 🙂

No ludzie!!!!!!

Wierna czytelniczka!!!!

Pytam, jakim sposobem rozpoznała.

- Bo ja zapamiętuję różne szczegóły i one złożyły mi się w całość. Posty z opisem potraw, mieszkanie na Widoku, opieka nad ojcem, i te trzy rzeczy już mi się mocno skojarzyły, a potem ta praca na Grodzkiej 2x w tygodniu złożyły się w całość.

No patrzcie tylko, jaki świat jest mały 🤣 

PS. Jeszcześmy się z Martą nie domówiły, teraz to ja już nie wiem, czy chcę - tak oko w oko z czytelniczką??? 😉



piątek, 16 grudnia 2022

Shin Kyung-sook - Zaopiekuj się moją mamą

 

Pierwsze podejście do literatury koreańskiej. I nie żebym planowała jakieś kolejne, bo nie mam w sobie wielkiej ciekawości w tym kierunku (co innego filmy) - Zaopiekuj się moją mamą zgarnęłam z bibliotecznej półki jedynie ze względu na temat:

Nie zawiodła moich oczekiwań w sensie odniesień do moich własnych doświadczeń po stracie mamy i pod tym względem rozumiem międzynarodowy sukces czytelniczy tej powieści, bo wszyscy przecież musimy się wyrównać ze stratą rodziców, niezależnie od szerokości geograficznej, pod jaką żyjemy. Przepracować emocje, poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Choć może są szczęśliwe osoby, które ich nigdy nie poczuły, które ich poczuć nie musiały. We mnie ta zadra, że nie rozumiałam, nie zdążyłam, czegoś nie zrobiłam, będzie już tkwiła do końca. O tym jest ta książka.


Początek:


Koniec:

Wyd. Kwiaty Orientu, Skarżysko-Kamienna 2020, 230 stron

Tytuł oryginalny: 엄마를 부탁해

Przełożyły: Marzena Stefańska-Adams i Anna Diniejko-Wąs

Z biblioteki

Przeczytałam 14 grudnia 2022 roku

 

Zły nastrój. Zmęczenie. Uczucie, że praca zabiera mi cały czas, jaki mam do dyspozycji, że go nie starcza już na nic innego, że ucieka w dramatycznym tempie i że nie tak miało wyglądać moje życie.

Ponieważ na Fabryce ciągle jest na tapecie temat obowiązku rotacji firm zewnętrznych, a moja umowa kończy się w lutym, wpadłam na pomysł, żeby znaleźć kogoś, kto by przejmował moje obowiązki na pół roku i tak byśmy się zmieniali, co dla mnie byłoby wystarczające finansowo i jednocześnie dawałoby mi ten upragniony odpoczynek i czas, a firmie zapewniało dupochron, że przecież rotacja jest. 

Przez kilka dni żyłam taką nadzieją, a potem się okazało, że nie widać nikogo w bliskim otoczeniu, kto mógłby i chciałby pracować tylko przez pół roku... To znaczy dwie osoby zaproponowałam, ale Fabryka powiedziała, że absolutnie nie życzy ich sobie. No i to mnie dość dobiło.

Bo możliwe, że będę musiała ciągnąć to dalej, na zasadzie, jak mi powiedziała księgowa, chcieliśmy robić rotację, ale nie zgłosiła się żadna firma gwarantująca prawidłowy przebieg etc. I strasznie, ale to strasznie mi się nie chce.Może jestem po prostu już za stara?

W domu dobijają mnie stosy książek, których nie mam gdzie dać, coś tam jeszcze się może upchnie, ale z częścią będę prawdopodobnie musiała się pożegnać, a tu nawet do porządków nie mam siły, a co dopiero do takich decyzji.

I jeszcze przyszedł ktoś tutaj i nawrzucał mi, że przez takie osoby jak ja internet jest ściekiem (z powodu, że napisałam kiedyś w początkach bloga o jakiejś książce jedno zdanie - a najwyraźniej według tej osoby powinnam całą recenzję - powinnam?). Dlaczego akurat do tej notki się przyczepił, gdy wówczas wszystkie były takie właśnie, jednozdaniowe, bo ja sobie po prostu notowałam, co przeczytałam? Czyżby autor 😕 

Z jednej strony powinnam to olać, bo - internet jest ściekiem i każdy może przyjść i napisać, co chce, ten pan też, może też miał gorszy dzień? Ale z drugiej, gdy się człowiek naraża na wyzwiska tylko dlatego, że coś tam sobie dłubie na blogu, to też nie halo i wiadomo, że będę dłubać dalej, ale może zamknąć dla czytelników i traktować tę pisaninę tutaj faktycznie już tylko jako pamiętnik dla siebie? W końcu taka możliwość na blogspocie jest.