Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Języki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Języki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 grudnia 2024

Donna Leon - Ulotne pragnienia

Na fali żalu, że kobita mi podebrała kiedyś dwie Donny Leon z knihobudki, pożyczyłam sobie z biblioteki. I och, jak mi się za Wenecją zatęskniło! Do tego stopnia, że wyciągnęłam mapę i śledziłam ruchy komisarza Brunettiego. Zwłaszcza, że tenże przechodził ulicą Barbaria della Tole chcąc zajrzeć do sklepu z japońszczyzną, a myśmy tam z córką raz mieszkały 😍

Oczywiście blurba napisał ktoś, kto książki nie czytał, ale to już (prawie) normalka, niestety.
Gdy kładłam książkę na biurku bibliotekarki, zobaczyłam, że jest zalana barszczem. Znaczy tak pomyślałam w pierwszej chwili 😉 Bibliotekarka zresztą mówiła, że ona też tak myślała.

O ile ciągle lubię czytać te weneckie kryminały, o tyle coraz bardziej mnie denerwuje maniera autorki, żeby opisywać detalicznie szczegóły nic nie znaczących ruchów. Obaj uważnie przyglądali się swoim dłoniom; palce Brunettiego były teraz splecione, Duso uciskał kłykcie palcami drugiej dłoni. I takie tam bajery.

I taka ciekawostka. Ja też czytam na leżąco, ale nie kojarzę tego z ubóstwem mojej rodziny 😂 A Wy jak czytacie? I w jakiej porze dnia?
 


Początek:


 
Koniec:


Wyd. Noir sur Blanc, Warszawa 2024, 291 stron

Tytuł oryginalny: Transient Desires

Przełożył: Marek Fedyszak

Z biblioteki

Przeczytałam 27 grudnia 2024 roku  

A gdybyście mi kazali wymienić JAKIKOLWIEK tytuł z serii o komisarzu Brunettim - nie, no way. Nie pamiętam żadnego, żadne mi się z niczym nie kojarzy, tak samo i te Ulotne pragnienia. Czy to świadczy o jakości tych tytułów czy jedynie o mojej cudownej pamięci?


W parku Koło Fortu - czy jakoś tak się nazywa -  byłam już co najmniej parę razy, zwłaszcza, że jest tam knihobudka. Ale nigdy, ani razu nie przyszło mi do głowy pójść nieco dalej 😂 Tak sobie myślałam, że nazwa pochodzi od fortu, który kiedyś tam był (teren powojskowy). A wczoraj na południowej przebieżce przy pięknym słoneczku odkryłam, że on tam ciągle jest... to dwa kroki ode mnie przecież! Jak to jednak dobrze być na emeryturze (mimo wszelkich ograniczeń) i móc sobie pozwolić na skoki w bok 🤣 A nie wiecznie się spieszyć...


 Zdjęcie powyższe daję, żeby uświadomić, że ławka ławce nierówna 😂 bo było dużo pisania w internetach o koszcie jednej krakowskiej ławki (ale nie tej). A ta tutaj przypuszczam, że będzie dobra dla żyrafy, gdyby przypadkiem uciekła z Zoo, bo spokojnie sobie oprze głowę (a zwłaszcza szyję).

Na mapie się to nazywa Fort reditowy 7 "Za Rzeką". Oczywiście, gdyby się ktoś pytał, mam książki o fortach krakowskich, ale zajrzę tam dopiero na wiosnę, gdy spróbuję zejść na dół (i to w towarzystwie raczej, bo nigdy nie wiadomo). Ze zdumieniem natomiast odkryłam już teraz, że fort jest obecnie własnością Uniwersytetu Pedagogicznego, obecnie zwanego Ukenem. Co oni tam robią?


Wycieczka zakończyła się - jak każda - ponownym zajrzeniem do "mojej" knihobudki. Ja tam chodzę skontrolować i wyrównać książki co najmniej cztery razy dziennie 😂 I o bogowie! Patrzcie tylko, co znalazłam! Nie oddam, to już zostanie u mnie!


No, a teraz czas pomyśleć o Nowym Roku. Jakieś plany? Natürlich 😁 Głównie zainspirowana filmikiem Planety Abstrakcji na YT o uczeniu się języków. Dotarło do mnie, że w ten sposób, jak to teraz robię z angielskim, daleko nie zajadę. Tu trzeba intensywniej, a nie 20 minut dziennie i to przed spaniem. Oni uczą się nowego języka (azjatyckie jakieś, teraz farsi) po 3 godziny dziennie przez 4 miesiące... i to im pozwala na swobodną konwersację z lokalsami podczas podróży. No dobrze, ja mam może inne cele, ale jednak trzeba to zintensyfikować. Z wiadomych względów nie mam aktualnie możliwości poświęcać 3 godzin dziennie nauce - i być może ani bym nie dała rady - ale godzinę MUSZĘ. To jest mój plan noworoczny. Jeszcze do dopracowania, jak konkretnie ma wyglądać ta nauka, bo przecież w dobie internetu nie warto zajmować się tylko podręcznikiem. Na przykład stare piosenki - wyszukać tekst, przerobić z niego słówka, jeśli są nieznane jakieś i śpiewać razem z YT 😂

Ostatnio usłyszałam w radiu jedną pościelówę ze szkolnych czasów i przypomniałam sobie, jak się tego słuchało nic a nic nie rozumiejąc i zniekształcając angielskie słowa 😂 Ale co tam angielskie, całe życie myślałam, że jadą jadą panny, obok jadą siki 🤣 A ta piosenka po angielsku to było I can't live without you, zwana wówczas Kenli 😁, będzie jedna z pierwszych do opanowania.

W każdym razie zaczęłam już robić notatki z lekcji. Albowiem w knihobudce na Grottgera znalazłam pięcioletni notes do zapisywania złotych myśli, ale jako że takowych nie miewam, wolę zapisywać, że ATM to bankomat. Ten notes jest pięcioletni, bo każdego dnia idzie się na następną stronę, a dopiero po skończeniu roku wraca do początku. I tak pięć razy.



Dziś rano powstał też plan, żeby raz w miesiącu chodzić do kina, jak za dawnych dobrych czasów. Jest to projekt kontrowersyjny - ponieważ ja płaczę jak głupia 😂 No, ale spróbujmy. Wypisałam sobie pięć kin, które wchodzą w grę (no bo że jakieś tam multipleksy nie wchodzą, to chyba jasne) i oto już jutro w najtańszym z nich grają o 16.00 nowego Almodovara. Ono jest najtańsze, bo pamiętam, że nie było tam foteli, tylko krzesła oraz ogrzewanie szwankowało 🤣 Ale może to się zmieniło? Na wszelki wypadek ciepło się ubiorę!

 

Sobota 28 XII: 8.922 kroki - 5,3 km

Niedziela 29 XII: 11.093 kroki - 6,5 km

czwartek, 7 listopada 2024

Magdalena Filak - Angielski w tłumaczeniach. Słownictwo, poziom A1-A2

 Wczoraj ukończyłam przerabianie pierwszego podręcznika do angielskiego. 

Seria mi się podoba (siedziałyśmy z koleżanką na egzaminie, ja czytałam Pawlowską po czesku, a  ona taki podręcznik do hiszpańskiego, od razu wiedziałam, że tego właśnie potrzebuję na emeryturę) i niewątpliwie nabędę kolejny tom, ale to za jakiś czas, bo teraz zabiorę się za gramatykę z tej serii (też poziom podstawowy), którą zapobiegliwie nabyłam już w lipcu.

Przerabianie polegało na tym, że każdego wieczora przed snem czytałam sobie po jednej stronie - znaczy dwie, bo po lewej polskie zdania, a po prawej ich angielskie odpowiedniki, najpierw próbując przetłumaczyć bez zaglądania na stronę obok. Niestety takie czytanie w łóżku to wiadomo - nie to samo, co usiąść przy stole z zeszytem i robić notatki. Zaczęłam 2 lipca, z przerwą na sierpniową Pragę, tak więc zabrało mi to prawie cztery miesiące. Bardziej niż prawdziwą nauką było wieczorną rozrywką. Ile z tego zapamiętałam - Bóg raczy wiedzieć. Chyba trzeba będzie co jakiś czas zerknąć tam znowu na randomową stronę i zobaczyć, czy jeszcze coś pamiętam.

A, i jeszcze taki drobiazg - do tej pory nie pobrałam z internetu nagrań 😂 Tak że o właściwej wymowie nawet nie mówmy... No, ale jak miałam, skoro brałam podręcznik do ręki o 22.30 w łóżku 😂 OK, umówmy się - dzisiaj to zrobię!

Początek:

Koniec:

Wyd. Preston Publishing, Warszawa 2024 (dodruk),222 strony

Z własnej półki (kupione 20 czerwca 2024 za 37,99 zł w Empiku)

Przeczytałam 6 listopada 2024 roku

 

Ze spaceru z Hałabałą 😂


 

Ktoś zostawił w "mojej" biblioteczce takie dwa zeszyciska, ofoliowane jeszcze, córka zajrzała tam wieczorem (też się wkręciła, masę książek stamtąd przynosi i błyskawicznie czyta i odnosi, nie to co ja) i mi je przyniosła, bo wie, jaki jestem pies na zeszyty. One mają po 500 kartek! Teraz zagwozdka - na co je przeznaczyć 😂


Na drugim planie rezultat Wielkiej i Trudnej Decyzji. Dwie półki teczek z wycinkami i kserami o Krakowie. Wydaję. Nie zaglądałam do tego od lat, więc prawdopodobieństwo, że kiedyś zajrzę, jest małe. Zgłosił się ojciec dziewczyny, która robi właśnie kurs przewodnicki i ma dziś wieczorem zabrać. Pewnie, że mi trochę szkoda, ale - DWIE WOLNE PÓŁKI! I to te wysokie!

 

Zaglądałam do tych teczek szykując je do wydania, tak na chybcika, i oto jedna z nich wyjawiła mi tajemnicę ulicy Wiedeńskiej. To jest obok osiedla i często tam chodzę na przebieżki. Od dłuższego czasu zastanawiałam się, w którym z domów był honorowy konsulat Meksyku, bywałam tam w latach 90-tych i ciekawa jestem, czy ci państwo jeszcze żyją (a nie pamiętałam nazwiska). No to teraz już wiem, pod którym numerem szukać; może zapukam zapytać o ich losy, pan był baaaardzo sympatyczny...

 

W innej teczce na wierzchu leżały trzy skserowane kartki z nie wiem jakiej książki dotyczącej II wojny światowej. Zabierać ich i wtryniać z kolei nie wiadomo gdzie nie miało sensu, ale sfotografowałam je. To byłby fajny projekt (na lato) sprawdzić, czy choć jedno z tych przejść jeszcze istnieje.


 

Kuchennie  

Rozpoczęłam produkcję ciasteczek od przepisu, który na pewno nie wejdzie do pudełek prezentowych, ale za to Ojczasty zeżre 😂 

W dodatku był to przepis już kiedyś wypróbowany, sądząc z notatek. Ale po pierwsze straszliwie słodkie i właściwie to są takie biszkopty, jakie się w sklepie kupuje, a po drugie w trakcie miksowania - na szczęście już pod koniec, gdy dodawałam po trochu mąkę - mikser odmówił współpracy, a tego bym się po nim nie spodziewała 😥 Nie dożył czterdziestych urodzin, biedak! Teraz problemos, bo po nowy trzeba by jechać gdzieś i wybierać, co samo w sobie jest horrorem, a jeszcze ten stary był na tyle wąski, że mieścił się idealnie w luce w jednej z szuflad, akurat znajdę podobny! W sumie pomyślałam, że zlecę zakup w charakterze prezentu pod choinkę mojemu bratu, ale okazuje się, że wybiera się z narzeczoną do Egiptu w ten to świąteczny czas, a poza tym przecież mikser będzie mi potrzebny wcześniej przy produkcji ciastek! Albowiem podjęłam uchwałę nr 1, że co tydzień jakiś przepis wypróbuję. Niezależnie od Nowego Przepisu, też co tydzień mającego mieć premierę w naszej kuchni 🤣 W poniedziałek miało mianowicie premierę buraczane risotto, z racji tej, że po raz pierwszy w życiu nabyłam (oczywiście na promocji) gotowane buraki i szukałam, co z nich zrobić 😂 Przy czym to zdjęcie chyba jest do góry nogami... I chyba następnym razem trzeba pokroić te buraki jeszcze w drobniejszą kostkę.
 


 

Wtorek: 8.186 kroków - 5,2 km

Środa: 10.170 kroków - 5,6 km

sobota, 12 października 2024

Jagoda Ratajczak - Języczni. Co język robi naszej głowie


Znów wyobrażenia a rzeczywistość. Wzięłam to z biblioteki, bo myślałam, że będzie ciekawie o dzieciach i dorosłych, którzy wzrastali w dwujęzycznych rodzinach. A to nie o tym, nie o tym, jak mawia Wiola.


W rezultacie byłam zawiedziona, a może raczej znudzona. Nic tam dla siebie nie znalazłam - poza atrakcyjnymi podtytułami rozdziałów. Niech czytają ci, co muszą zdawać egzaminy z językoznawstwa, ja już nie muszę (nic nie muszę, o czym niby niżej). Doczytałam do końca, oddaję do biblioteki i szlus.

Początek:


 

Koniec:


Wyd. Karakter, Kraków 2020, 200 stron

Z biblioteki

Przeczytałam 10 października 2024 roku

 

Więc tak - kończy się pierwszy dzień wolności. Wczoraj w pracy powiedziałam, że już więcej nie przychodzę 😁 Ciągle nie jest to ta PRAWDZIWA wolność, bo jeszcze chwilę będę ogarniać sprawy zdalnie, ale już nie siedząc przed komputerem cały dzień. Jeszcze ze dwa tygodnie (myślę) i NOWE ŻYCIE.

Trochę się tego boję oczywiście. Planów tyle, że głowa mała, a co z tego wyjdzie? Najtrudniej jest umieć poprzestać na tym, co się robi, co się ma - zawsze chcemy więcej, szybciej. Wieczorem nie mogłam usnąć z wrażenia, wyciągnęłam kartki, gdzie kiedyś zaczęłam spisywać te swoje projekty, jedne całkiem prozaiczne (zawołać gościa do montażu klamki, kupić zasłony do sypialni), drugie też prozaiczne, ale wymagające więcej zaangażowania w realizację (porządek w papierach, porządek w książkach, porządek w filmach), trzecie bardziej ambitne (języki! JĘZYKI!), czwarte nie nowe, ale WRESZCIE SIĘ IM POŚWIĘCĘ (Praga, lektury, filmy) - mnożą się jak króliki. Żeby nie skończyło się na niczym 🤔

Wszystkie te plany to jedna wielka nuda, jak ktoś spojrzy z boku, nic wiekopomnego. Ale też jestem nudną osobą, z nudnymi konikami 😀

A' propos, natknęłam się na FB na jakiś profil o nudnych ludziach, nudnych zajęciach. Ukradłam jeden wpis:


 

Opis był taki:

Dull man from the Netherlands sorting his teabags-collection on Christmas-day... Excited because Pickwick Tea has a new Apple bag, which means moving 982 teabags one place up to fit this one in (alphabetical order, obviously), which will take most of the day...

(Profil Mowing World) 

No cóż, moje zajęcia są nieraz bardziej... szukam tu słowa... nie że beznadziejne, ale takie niczemu nie służące. Z drugiej strony - pomyślałam sobie, że gość spędził Boże Narodzenie robiąc coś, co lubi, a nie siedząc przy stole z nielubianym szwagrem i resztą niewidywanej na co dzień rodziny czy na kanapie przed telewizorem. 

Będzie dobrze, prawda?


Muszę dobrze przemyśleć, co mi daje radość i na tym się skupić. Chodzenie daje mi radość, owszem. Nabyłam drogą kupna kominiarkę na nadchodzące ciężkie czasy jesienno-zimowe 😂

 

Niedziela: 9.870 kroków - 5,4 km

Poniedziałek:8.040 kroków - 4,7 km

Wtorek: 12.646 kroków - 6,7 km

Środa: 8.573 kroki - 4,8 km

Czwartek: 9.639 kroków - 5,3 km

Piątek: 8.560 kroków - 4,8 km

Sobota: 12.455 kroków - 6,7 km - aż tyle mimo soboty gospodarczej, jak wiadomo, no chciałam jakoś ambitnie ten pierwszy dzień uczcić.

Zastanawiam się nad podniesieniem minimum dziennego z 6 tysięcy kroków. O tysiąc, o dwa?