Peelingów do twarzy miałam całą masę, używałam drobnoziarnistych, gruboziarnistych i enzymatycznych. Jeśli chodzi o enzymatyczny to moim zdecydowanym faworytem jest FLOSLEK o którym wspominałam w październiku i już wtedy napomknęłam o moim drugim ulubieńcu w dziedzinie złuszczania skóry.
Przyznam Wam, że ten peeling to moje odkrycie roku. Z zamiarem kupna zanosiłam się pewnie dobre dwa lata- zawsze znajdowałam jakiś inny peeling, który zwykle miał mniejszą pojemność i cenę. Chyba po prostu bałam się, że kupię coś co jednak się nie sprawdzi i będzie leżeć.
Koszt tego produktu to około 30zł w regularnej cenie. Ja akurat kupiłam podczas promocji w Naturze i zapłaciłam 25% taniej.
Peeling wart jest każdej złotówki jaką na niego wydajecie. Pachnie jak typowy peeling od Perfecty. Konsystencja jest jednak bardziej zwarta, a drobinki są drobniejsze, równiejsze, zanurzone w kremie. Po dokładnym rozmasowaniu na skórze zostaje jedynie ten delikatny "piasek".
Podczas samego zabiegu złuszczania twarz robi się zaczerwieniona i wyraźnie czuć działanie peelingu- w mojej ocenie jest dość "ostry" choć tak jak wspominałam, drobinki same w sobie nie są ostre.
Po zabiegu buzia jest niesamowicie gładka, a pory oczyszczone. Niestety twarz nieco piecze, ale po jakimś czasie to uczucie ustępuje. Kremy i sera zdecydowanie lepiej się wchłaniają, ja jestem bardzo zadowolona z jego działania. Żałuję, że dopiero niedawno się na niego skusiłam i go odkryłam :-)
Poniżej skład tego peelingu, ja jestem w tej dziedzinie "noga" więc pozostawiam Wam do oceny: