Mam dla Was wiosenną niespodziankę, krótki fragment z powstającego właśnie trzeciego tomu "Cukierni".
Zapraszam do lektury!
Za kilka dni kończyły się wakacje i ludzie ciągle mówili o wojnie. Celina nie znała wojny. Uczyła się na lekcjach historii o różnych wojnach, ale one toczyły się dawno, tak dawno, jeszcze przed jej narodzinami. Ojciec opowiadał też czasem straszne rzeczy o minionej wielkiej wojnie, o zabitych ludziach oraz zniszczonych miastach, o tym, jak przemoczony, głodny i zziębnięty, całymi dniami wyczekiwał w okopach zmiany, aby choć trochę odpocząć. Jak z głową na karabinie popadał w krótką drzemkę, jak w końcu zobojętniał na widok krwi i trupów. Przeprowadzili się tutaj przecież ze względu na przepowiadaną przez Ossowieckiego, kolejną wojnę.
Ale dla Celiny wojna była tylko przykrą opowieścią z życia innych ludzi. Gorsze od wszystkich wojen było, że Adam zamierzał niedługo wyjechać do Warszawy. Dziewczynie wydawało się to potwornym okrucieństwem losu, bo ledwie go poznawszy, będzie musiała rozstać się z nim, być może na długie miesiące.
- Chciałbym ci coś ofiarować – powiedział chłopak, wyciągając z kieszeni małe pudełeczko. W środku znajdował się odpustowy pierścionek z czerwonym szklanym oczkiem.
Celinę oblał rumieniec wstydu i dumy. Oto tu, na tym mostku, w obliczu nieba, ziemi i płynącej Rudawki ona, Celina Cieślak, zaręczała się z tym mężczyzną, Adamem Toroszynem!
Przyrzekła sobie w duchu, że będzie go kochała zawsze, nie miała jednak dość odwagi, aby to powiedzieć, wyszeptała więc tylko:
- Prześliczny!
- Nie jest złoty – wyznał, jakby ze smutkiem.
Nie musiał tego mówić. Patrzyła na pierścionek, niczym na swój własny, oprawiony w platynę Koh-i-Noor.
- Założysz?
Podała mu dłoń, a on włożył jej pierścionek na serdeczny palec lewej ręki.
„Tak blisko serca!” – pomyślała i pociągnęła nosem. Ze wzruszenia zachciało jej się płakać. Adam przeniósł wzrok na rozpościerające się po obu brzegach rzeki podmokłe łąki i powiedział jakby do siebie:
- Niedługo koniec wakacji…
- Myślisz, że będzie wojna? – zapytała z lękiem.
- Wuj i dziadek twierdzą, że to tylko kwestia czasu.
- Mój tata też tak mówi – wyszeptała cicho. – Spotkamy się jeszcze? – dodała ciszej, patrząc w wodę.
- Jeśli tylko zechcesz… – odrzekł Adam i leciutko dotknął jej dłoni.
Gdy potem pędził na skróty polami, uśmiechał się do siebie w poczuciu męskiej dumy i czułości, która zalewała mu serce. Dojechawszy nie wiadomo kiedy, zeskoczył z konia i stukając butami na kamiennej posadzce, przebiegł pałacowe korytarze.
Wuj Tomasz już na niego czekał. Paląc cygaro, siedział w plecionym fotelu na tarasie i w zadumie spoglądał ku zachodzącemu słońcu oraz błękitnym wodom jeziora przezierającym zza drzew. Adam z westchnieniem usiadł w drugim fotelu. Piękne gruszki magdalenki pyszniły się na paterze. Sięgnął po jedną, a w tejże chwili wuj, wciąż zapatrzony w dal, zaczął znienacka:
- Adamie…
- Tak, wuju?
- Chyba będzie burza.
Chłopak chciał się roześmiać, zaprzeczyć, bo wszak nic na to nie wskazywało: ani rześkie powietrze, ani niemal bezchmurne niebo, ani czerwieniejące słońce, zwiastun dobrej pogody. Rzucił okiem na zasmucone oblicze starego człowieka i zrozumiał, iż patrzy on dalej, niż sięga horyzont. Ponieważ kochał wuja i wierzył w jego mądrość a serce wciąż przepełniało mu tkliwe wspomnienie odkrytej dopiero co pierwszej miłości, odpowiedział tylko:
- Nawet jeśli, wuju… Nawet jeśli, to jakoś ją przecież przetrwamy…
Przypominacie sobie ten fragment z drugiego tomu?
Mam nadzieję, że Wy przetrwacie jakoś do października, kiedy będziemy mogli wreszcie oddać trzeci tom w Wasze ręce.
Pozdrawiam,
Agata