Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poduszka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poduszka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, sierpnia 31, 2017

Miał być motyl...

Miał być motyl...
...ale nie znalazłam żadnego wzoru, który spełniałby wszystkie moje wymagania.
Ale może zacznę od początku. Kiedy Danusia ogłosiła kolorek na sierpień byłam właśnie w trakcie wybierania wzoru do wyhaftowania na mojej entrelacowej poduszce. Postanowiłam więc upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu i wyhaftować rzeczonego motylka. Szybko jednak okazało się, że trudno było mi znaleźć odpowiedni wzór. Te, które mi się podobały były albo za duże, albo za małe, miały albo za dużo odcieni, albo za mało. Ostatecznie postanowiłam wrócić do pomysłu pierwotnego, zakładając, że motyla dobiorę na końcu.
Kiedyś, dawno temu, kiedy jeszcze namiętnie kolekcjonowałam wszelkie wydawnictwa robótkowe, jakie ukazały się w kioskach, natknęłam się w jednym z Wydań Specjalnych Burdy (Robótki Ręczne 3-4/95) na krzyżykowy dywanik w róże, który postanowiłam sobie wyhaftować. Oryginalnie dywanik wyszywany był wełną gobelinową, ale czasy były takie, że w Polsce jeszcze takowa nie została odkryta, więc musiałam uciec się do rozwiązań zastępczych. Był to okres, kiedy wszystkie pasmanterie (przynajmniej krakowskie) zawalone były po brzegi włóczką o wdzięcznej nazwie "Sunshine", był to właściwie jedyny dostępny rodzaj włóczki, ale za to wybór kolorów był olbrzymi. Nie mając pojęcia ile tej włóczki zużyję na dywanik, zakupiłam po kilka motków tych kolorów, które powtarzały się najczęściej i mniejsze ilości innych. Później jeszcze dokupiłam na jeden sweterek i drugi i trzeci... Koniec końców stałam się posiadaczką kilku kilogramów tej włóczki. To akryl 100%, ale bardzo miły w dotyku. Sporo jej wyrobiłam, ale cholera okazała się niezwykle wydajna, więc nadal jest tego ze trzy wory. A dywanik, owszem, wyszyłam i od tych 30 lat czeka na wykończenie. Może kiedyś się za niego zabiorę?
Ale wracając do poduszki. To takie 2 w 1, czyli praca na naukę szydełka tunezyjskiego i na Cykliczne Kolorki. Dlatego opisy będą dwa. Zacznę od kolorków. Oto banerek:


A to motyl, który mnie zainspirował, choć nie od razu o tym wiedziałam 😁. To Chrysiridia rhipheus, gatunek motyla nocnego z rodziny uranidowatych, występujący na Madagaskarze.

Zdjęcie pochodzi z tej strony, tam też znajdziecie opis motyla.
I moja wersja:


Kiedy nie znalazłam wzoru motylka, wróciłam do zamysłu pierwotnego i udałam się na poszukiwanie wspomnianej wyżej gazetki, żeby wykorzystać wzór z dywanika. Jednak przeglądając swoje gazetki najpierw trafiłam na ten cudowny kwiatowy alfabet (dywanik był w kolejnej gazetce na stosiku) i zdecydowałam się na spersonalizowaną poduszkę z inicjałem. Mam nadzieję Danusiu, że zestaw kolorów się zgadza?

A teraz druga zabawa, czyli szydełko tunezyjskie. Kliknięcie w banerek przeniesie Was do postu wyzwaniowego:


Moim celem na drugą lekcję było dokończenie poduszki, której jedna strona powstała w związku z zadaniem pierwszym. Pokazywałam ją tutaj.
Poduszkę skończyłam wyszywać w pierwszym tygodniu sierpnia. Pozostało tylko wykończyć. Stwierdziłam, że kiedyś wyciągnę maszynę, żeby wszyć zamek (mam kupę czasu, to na pewno zdążę), a na razie biorę się za entrelac. Wczoraj zorientowałam się, że znowu ktoś ukradł mi miesiąc! To karygodne, że taki złodziej ciągle przebywa na wolności, przecież to zdeklarowany recydywista! Ale cóż było robić, skoro nie udało mi się jednak wyciągnąć tej maszyny, to złapałam za igłę i wszyłam zamek ręcznie. Zszycie poduszki i obrobienie jej koronką, to była już chwila (zdążyłam na meczu; tylko to 3:0 miało być w drugą stronę 😕). Tak to wygląda:


Tym samym strona enterlacowa stała się jakby spodem. Na wierzchu rozgościł się mój inicjał. W hafcie występuje 9 odcieni włóczki + dziesiąte tło.
Nie pierwszy raz zauważyłam, że aparat ma problem z turkusowym odcieniem niebieskiego. Kolor wygląda zupełnie inaczej w dzień, a inaczej w sztucznym świetle. Powyższe zdjęcia zrobiłam na tarasie, a te poniżej w domu z lampą błyskową.



I jeszcze jedne z tarasu, trochę pod innym kątem:



A na koniec zdjęcie z zajawką. Tak poduszka prezentuje się na moim robótkowym fotelu. Obok leży coś, co się robi, czyli enterlac na trzecią lekcję. Pokusiłam się o spory format i nie jestem pewna, czy zdążę go zrobić do końca września. A to beżowe, co przykrywa fotel, to miałam pokazać półtora roku temu 😌. Obiecuję poprawę.


Na dziś to tyle. Lecę podkarmić żabki 😀.




środa, czerwca 28, 2017

Tunezyjskie sploty

Tunezyjskie sploty
Z szydełkiem tunezyjskim znamy się naprawdę od bardzo dawna. Okryłam tę technikę będąc jeszcze przedszkolakiem i zakochałam się od pierwszego wejrzenia. A było to tak: Szydełkować nauczyła mnie Babcia, gdy miałam jakieś 5 lat. A ja tak strasznie chciałam nauczyć się dziergać na drutach, bo to w przeciwieństwie do szydełka wydawało mi się bardzo "dorosłą" techniką. Jednak coś mi w tym przeszkadzało. Jakieś dwa lub trzy lata zajęło mi rozgryzienie tego, co to jest. A winne były ... druty. Po prostu mam nietolerancję długich drutów. No, nie potrafię i już! Dopiero, kiedy mama zdobyła skądś pierwsze druty na żyłce okazało się, że to takie łatwe. Do dziś potrafię dziergać tylko na krótkich, wszystko zawsze robię na drutach z żyłką, ewentualnie pończoszniczych 😉. Ale zanim to rozgryzłam, to odkryłam szydełko tunezyjskie. Był to taki jakby "etap przejściowy" między tradycyjnym szydełkiem, a drutami. Dziergałam zwykłym szydełkiem, ale, że były to małe formy, to nic więcej mi nie było trzeba. Wszystkie moje misie i lalki miały sweterki wykonane tą techniką. Znałam tylko jeden ścieg - prosty, dopiero niedawno dowiedziałam się, że istnieją też inne.
Za co kocham szydełko tunezyjskie? Robótka wykonana tą techniką jest jednocześnie gęsta (jak szydełkowa) i miękka (jak na drutach). Uwielbiam tę konsystencję. W dodatku przy przerabianiu ściegiem prostym powstaje faktura przypominająca kanwę. Są wyraźne dziurki w kwadratowym układzie, po których świetnie haftuje się krzyżykami. Dlatego, kiedy przeczytałam o inicjatywie wspólnej nauki, nie wahałam się ani przez chwilę.


Pierwsza lekcja polega na zrobieniu zwykłego prostokąta. Myślałam o poćwiczeniu innych splotów, ale kiedy zaczęłam szperać po necie, to w oczy rzucały mi się przede wszystkim żakardy. Nawet zrobiłam kilka próbek, ale w końcu się opamiętałam i postanowiłam jednak nie wychodzić przed szereg. Poprzestałam więc na ściegu prostym. Zrobiłam kwadrat, a właściwie kilkadziesiąt kwadratów. To była rzecz, która chodziła za mną już od dawna, czyli tunezyjski entrelac.


Wybrałam wersję prostszą, składającą się tylko z kwadratów, żeby pozostać w zgodzie z tematem lekcji. To naprawdę bardzo łatwa technika, a pomógł mi ten filmik.
A tak to wygląda z bardzo bliska;


Powstała jedna strona ubranka na poduszkę. Drugą stronę zostawiłam sobie na kolejną lekcję. Ciekawe co też dziewczyny wymyślą?
Dziś tylko tyle zdjęć, ale obiekt okazał się wyjątkowo niefotogeniczny. Nie był blokowany i nie będzie, bo na poduszce powinien się ładnie opiąć, ale próba rozłożenia go na płasko, w dodatku na gładkiej powierzchni okazała się iście syzyfową robotą.
Ta poduszka to też swego rodzaju próbka. Przymierzam się bowiem do kocyka i chciałam zobaczyć, czy się nada. Mam w szafie kilka kilogramów akrylowych włóczek w pięknych kolorach - to zapasy z bardzo dawnych czasów. Włóczka jest bardzo miła w dotyku, ale to jednak akryl. Choć w sumie to kilka sweterków już też z niej powstało. Jednak na kocyk będzie idealna. Już wiem, że na pewno go zrobię.

środa, października 14, 2015

Trzecia poduszka do kompletu

Trzecia poduszka do kompletu
Jak sobie pomyślę ile mam rzeczy zrobionych, ale nie pokazanych, nawet nie obfotografowanych, to mnie przerażenie ogarnia. Muszę zacząć nadrabiać zaległości. Jakoś tak wyszło, że latem miałam całkowitą przerwę od dziergania, to chyba przez te upały, tak że nawet rzeczy, które udało mi się skończyć przed latem poszły w odstawkę. I w ten oto sposób wyprodukowałam dwa UFOki, które stały się UFOkami już po skończeniu dziergania. Pierwszym z nich jest ta poduszka. To trzecia z serii, którą rozpoczęłam na majowe "Cykliczne Kolorki". Pierwsze dwie pokazałam tutaj. Ta przeciągnęła mi się odrobinę na czerwiec, ale na zszycie i przyszycie guzików czekała aż do sierpniowego ochłodzenia. Tak czy siak dawno już gotowa, ale jeszcze nie pokazywana, więc szybko nadrabiam zaległości.


Poduszka zrobiona z tej samej włóczki, na tych samych drutach (nr 4) i w tym samym rozmiarze, co dwie poprzednie. Różni się tylko wzorem. Tym razem wzór strukturalny, który udaje koszykową plecionkę, a składa się jedynie z prawych i lewych oczek (wzór pochodzi z Burdy Special, nr 1/94, Dziewiarskie ABC Wzory & sploty). Pod światło lepiej widać strukturę wzoru (a w tle widać śnieg):


Z tyłu zapięcie na guziczki, oczywiście drewniane.


Zostało mi jeszcze sporo włóczki, ale na razie skończyłam z poduszkami. Robię coś innego. Mała zajawka:


Robi się coś do kompletu, choć może nie tak do końca, bo to wbrew pozorom inna włóczka, w dodatku włóczka z duszą i ciekawą historią, ale o tym napiszę więcej, jak skończę. Jak widać moje markery nadal mi służą, choć musiałam dopiąć im większe kółeczka, bo i druty grubsze (nr 5). W tej robótce "pracują" wszystkie (11 sztuk).

niedziela, maja 31, 2015

Na ostatnią chwilę

Na ostatnią chwilę
Muszę się Wam przyznać, że wybrany przez Danusię kolorek na maj nieźle mną zakręcił. Od razu miałam tysiąc pomysłów i nawet kilka z nich rozpoczęłam, nie mogąc się zdecydować, który będzie najlepszy. Aż tu, nagle i niespodziewanie, zupełnie bez ostrzeżenia maj prawie się skończył. Zorientowałam się w ostatniej chwili. Na szczęście pogoda trochę się poprawiła i dało się cyknąć jako takie fotki.
Taki przerost pomysłów nad możliwościami wynika z tego, że bardzo lubię zadane kolory. Kolor ecru kojarzy mi się głównie z surówką bawełnianą, na którą zawsze polowałam zawzięcie, zawsze kupowałam więcej niż mi było potrzeba i zawsze "schodziła" mi szybciej niżbym się spodziewała. Przeznaczałam ją głównie na "białe" bluzeczki, letnie sukienki, ale także różnego rodzaju haftowane serwetki. W ubraniach kolor ten (również beżowy) lubię zestawiać głównie z niebieskim (od jasnego po granat), ale może być też z brązem lub khaki, raczej nie z czarnym. We wnętrzach natomiast ecru wcale nie kojarzy mi się z przepychem. Oczywiście kiedy zestawimy go ze złotem, to wyjdzie na bogato, ale ja wolę go z jasnym drewnem (najlepiej sosnowym) i wtedy idealnie wpasowuje się w styl rustykalny, który zdecydowanie preferuję i dążę do niego u siebie, choć idzie mi dość opornie. Jest już trochę sosnowego drewna, ściany początkowo białe, teraz brudne (kominek ma swoje prawa) kiedyś się przemaluje (na ecru oczywiście) i duża kremowa kanapa.
Tworząc pracę na "kolorki" poszłam właśnie w tym kierunku (wystroju wnętrz znaczy się) i dałam się ponieść poduszkowemu szaleństwu. Udało mi się niestety wykończyć tylko dwie, ale jeszcze przynajmniej trzy powstaną, tylko nie wiem kiedy.
Miałam w swoich zasobach bardzo starą włóczkę anilanową z odzysku w kolorze beżowym. długo nie mogłam wymyślić co z niej zrobić, chodził za mną pled, ale było jej trochę za mało i nagle (po latach) wymyśliłam poduszki. Na razie są takie:



Beż okazał się bardzo trudnym kolorem do fotografowania. W zależności od oświetlenia bardzo zmieniał się jego odcień na zdjęciach. Z drugiej strony im gorsze światło tym lepiej widać fakturę. Dlatego zamieszczam po kilka zdjęć w różnych warunkach świetlnych. Próbowałam nawet na wspomnianej kanapie, ale tam okazało się zdecydowanie zbyt ciemno.
Pierwsza powstała ta:


(na kanapie)


Trochę w ramach odskoczni po granatowym sweterku, który notabene już dawno skończony, tylko jakoś zdjęć się nie może doczekać. Sweterek był robiony w różne warkocze na drutach 2,5. Gdy go skończyłam z wielką przyjemnością złapałam za grube druty (4) i jasną, dość grubą włóczkę. Wybrałam prosty strukturalny wzór, o niewielkim raporcie, żadnych przeplotów, ażurów, tylko prawe i lewe oczka. Wzór pochodzi z archiwalnego wydawnictwa Burdy "Druty i oczka" z 2004 roku. Zero myślenia, tylko przerabianie. Poduszki przybywało bardzo szybko i już od dawna jest w używaniu - bardzo dobrze się spisuje.
Po przejściu powyższej terapii, kolejną poduszkę zrobiłam już w warkocze. Środkowy warkocz pochodzi z gazetki Burdy, pozostałe to już moje luźne wariacje na temat. To właśnie jej początek było widać na zdjęciu z markerami, które pokazywałam tutaj. Pisałyście, że dobrze by one wyglądały jako ozdoby na dzianinie, ale chyba przyznacie, że w poduszce jednak by trochę przeszkadzały ;-) Tak prezentuje się gotowa warkoczowa poduszka nr 2.




Obie poduszki zapinane są na drewniane guziczki. Myślałam, że kupię jakieś ładne, przecież teraz w sklepach podobno jest wszystko, ale takich nie było. Musiałam sięgnąć do starych (bardzo starych) zapasów i tam na szczęście były. A tak to wygląda od tyłu:


Nie wyrobiłam jeszcze nawet połowy tej włóczki, więc z pewnością będą kolejne poduszki, ale jak już pisałam nie wiem kiedy uda mi się je skończyć. Trzecia już jest na drutach. W głowie mam też inne, ale wszystko w swoim czasie.
Jeszcze banerek zabawy:


I odpowiedź na pytanie nieobowiązkowe:
Podobnie jak cała reszta widzę mnóstwo plusów. Na początek banały, ale jakże prawdziwe - to najlepsza promocja naszych blogów jaka może być. Od chwili wejścia do zabawy licznik wejść dostał turbo przyspieszenia, komentarzy również. Poznałam mnóstwo ciekawych blogów, technik i ludzi,w tym kogoś, kto obchodzi urodziny w tym samym dniu co ja (zdarzyło mi się to dopiero drugi raz w życiu). "Kolorki" zmuszają nas do tego, aby zrobić coś ponad codzienną rutynę i wydaje mi się, że wiele z nas nie wyobraża sobie, że mogłaby sobie odpuścić. Ale najbardziej zaskoczyło mnie to, że dzięki zabawie zmienia się nasze spojrzenie na niektóre kolory, a jeszcze bardziej na ich nietuzinkowe zestawienia. Takim skrajnym wręcz przykładem jest dla mnie pomarańcz z fioletem, zestawienie szalone, ale od czasu lutowych kolorków zaczęło się pojawiać jakby częściej, choć wcześniej większość z nas pewnie nawet by o nim nie pomyślała. Co do minusów, to trudno takowe znaleźć. Trochę boli, że zabawy nie można łączyć z innymi wyzwaniami, ale ostatnio szefowa jakby nam miękła w tym temacie i coraz więcej pojawia się odstępstw od tej reguły.
Reasumując, "Cykliczne Kolorki" to najlepsza i najpopularniejsza zabawa w blogosferze i nawet nie myśl Danusiu, żeby ją kończyć. No chyba, że masz pomysł na coś jeszcze lepszego, co w sumie nie byłoby takie znowu dziwne :)
Pozdrawiam wszystkie kolorystki, a kto jeszcze nie dołączył do zabawy, niech szybko naprawi ten błąd. A ja zmykam zajrzeć jeszcze do Was, bo widzę, że mi się zaległości ostatnio porobiły.

środa, marca 11, 2015

Koszyk kwiatów

Koszyk kwiatów
Ale raczej nie taki jak się Wam wydaje :)
Nie wiem, czy też tak macie, ale dla mnie największym wyzwaniem jest wymyślenie prezentu dla faceta i w dodatku im bliższy jest mi ten facet, tym trudniej. Tym razem, jak co roku stanęłam przed koniecznością wykombinowania urodzinowego prezentu dla mojego ślubnego. I jak tu wymyślić sensowny prezent dla kogoś, kto: biżuterii nie nosi, kosmetyków nie używa, a bawić się męskimi zabawkami typu bajeranckie narzędzia nie ma czasu. Wybór ewentualnych książek pozostawiam moim dziewczynom - one lepiej potrafią trafić w jego gusta, bo preferują podobne gatunki. Na szczęście doznałam olśnienia. Uszyłam poduszkę. Patchworkową. Ale nie jest ona przeznaczona "pod uszko", tylko pod... no, zupełnie inną część ciała. Zresztą, co ja będę gadać. Tak prezentuje się w miejscu docelowym:


Czas był najwyższy, bo jej poprzedniczka, już nie pierwszej młodości, zdecydowanie domagała się nie tylko prania, ale i liftingu:


Nie będę jej wyrzucać, bo bardzo lubię te róże. Zamierzam dać jej nowe życie. Ale to kiedyś.
Do wykonania nowej poduszki użyłam tkanin z moich bogatych starych zbiorów. Wybrałam zestaw kolorów dość stonowany jak na patchwork, ale w końcu to prezent dla niemłodego już niestety faceta, więc jakoś nie pasowały mi tu jaskrawości. Wzór, który zastosowałam to klasyczny blok o nazwie "single flower basket" czyli tytułowy koszyk kwiatów. Bloki patchworkowe mają czasami dość dziwne nazwy, ale tu akurat można się tego koszyka dość łatwo dopatrzeć.


Pretekstem stał się ten tutorial opublikowany niedawno przez MałgosięP. Wszystkim polecam jej tutoriale, są bardzo  przystępnie napisane i nawet początkującym w temacie powinny rozjaśnić w głowach :)
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z patchworkami nie było jeszcze internetu, odpowiedniej literatury dostępnej w Polsce również. Jedyne co miałam to kilka niemieckojęzycznych wydań Burdy. Całe szczęście opisy poparte były zdjęciami, więc metodą Sherlocka Holmesa jakoś rozgryzłam z grubsza o co biega. Jednak jak dotąd zawsze każdy jeden element rysowałam na tkaninie osobno i zszywałam potem dokładnie po tych liniach. Wydawało mi się, że inaczej nie będę w stanie zachować wystarczającej precyzji. Ta metoda pochłaniała jednak sporo czasu. Dlatego, pomimo, że jako permanentny samouk, zawsze z dużym dystansem odnoszę się do wszelkich tutoriali, po raz pierwszy w życiu postanowiłam tym razem skorzystać z podpowiedzi i zastosować uproszczoną metodę wykrawania elementów - bez rysowania linii zszycia, jedynie opartą o stałą szerokość zapasów, wyznaczaną podczas zszywania przez specjalną stopkę. No i jeszcze "hurtowe" zszywanie trójkątów - znaczy się po dwa. Wszystko to jest pięknie opisane przez Małgosię, więc nie będę tego powtarzać, a zainteresowanych odsyłam do źródła. Powiem tylko, że metoda ta znacząco skraca czas pierwszego etapu pracy, czyli przygotowania elementów patchworku. A precyzja, o dziwo, nie ucierpiała.
Drugą nowością w moim wydaniu jest pikowanie tła. Dotąd jedynie pikowałam w szwach lub wzdłuż nich.  Chodzi za mną pikowanie z wolnej ręki, ale póki co nie mam takich możliwości. Do mojej aktualnej maszyny nie posiadam jeszcze odpowiedniej stopki, poza tym samej maszynie należy się już solidny przegląd i regulacja. Dlatego na razie pozostałam przy pikowaniu po prostych i tło wypełniłam jak widać:


Następnym razem już na pewno spróbuję z wolnej ręki.
Kolejne wyzwanie to wypełnienie, Ponieważ poduszka jest do siedzenia, to ulega znacznie mocniejszemu "sprasowaniu" jak taka pod głowę. Myślałam o piance tapicerskiej, ale występuje ona w tak dużych arkuszach, że mogłabym nie jedną, a 20 poduszek wypełnić. Po zmianie koncepcji zaopatrzyłam się w zwykłą poduszkę ogrodową kupioną w OBI. Jest ona dość hojnie wypełniona piankową sieczką i mam nadzieję, że wytrzyma wystarczająco długo. Ma ona mocno zaokrąglone narożniki, więc i ja musiałam coś zrobić z moimi. Zaokrąglone kształty jakoś mi tu nie pasowały, więc rogi ścięłam na kanciasto:


I tak oto, małymi kroczkami, powoli wracam do mojej miłości sprzed lat, czyli patchworku. Jednak teraz dysponuję dużo większą wiedzą na ten temat. I dobrze, bo już mam kolejne zamówienie - tym razem od córki :) Na szczęście stare zapasy tkanin jeszcze długo mi się nie wyczerpią.

piątek, stycznia 02, 2015

Smaug czy Saphira?

Smaug czy Saphira?
Po latach postanowiłam wrócić do szycia (a właściwie to okoliczności mnie do tego zmusiły) i zaczęłam jak zwykle od końca, czyli od patchworku. Uwielbiam tę technikę i kiedyś sporo w niej tworzyłam, ale ostatnio w ogóle bardzo rzadko łapię się za szycie.
Tak się składa, że obie moje starsze córki są grudniowe. Pierwsza z samego  końca, a druga z początku miesiąca. Dzięki temu cały grudzień mam zawsze dość intensywny.
Ostatnio moją pierworodną nosi po świecie, w domu rzadko bywa. Dobrze, że choć wpadła na Święta (na całe 5 dni). Żeby umilić jej trochę ten czas spędzany na obczyźnie uszyłam dla Niej w ramach prezentu urodzinowego poszewkę na poduszkę. Córka jest zagorzałą smokofanką, więc i motyw nie mógł być inny.


A o co chodzi z tym tytułem? Otóż wzór na smoka pochodzi z tej strony, gdzie jest również mnóstwo innych schematów PP i jest to wzór na Smauga. Oczywiście czerwonego. Jednak córka (podobnie zresztą jak ja) preferuje niebieskości, więc "przemalowałam" go na niebiesko i teraz bardziej przypomina Saphirę. Jako, że różne znaki na niebie i na ziemi zwiastowały, że kolorem stycznia w zabawie w kolorki u Danusi może być niebieski, dlatego miałam nadzieję zgłosić tam mojego smoka. Niestety, jak zwykle musi być jakieś ale i moje zielono-żółte tło nijak nie chce się wpasować w zadane zestawienia. Na taką okoliczność był plan B. Właśnie kończy się w Szufladzie Wyzwanie Gościnnej Projektantki "W podróży" i do niego zgłaszam moją poduszkę.


Uważam, podobnie jak Ewa, że nic tak nie przydaje się w podróży jak poduszka. Moje dziewczyny, choć już od dawna nie są małymi dziećmi nadal lubią w dłuższej drodze wtulić się w poduszeczkę. Ja jeśli tylko nie siedzę za kierownicą też chętnie korzystam z tej wygody. Poduszka ze smokiem od razu pojechała w swoją pierwszą daleką podróż, bo aż do Zurichu.


Smok uszyty jest patchworkową techniką "paper piercing" czyli w skrócie PP. Metoda ta pozwala na łączenie bardzo małych elementów, dzięki temu, że zszywa się je na papierowym szablonie. Daje to niesamowite możliwości - wykonane patchworki mogą zawierać bardzo precyzyjne detale. Oto zbliżenie na samego gada:


Ma on ok. 25 cm, więc jak nie trudno się domyślić najmniejsze kawałeczki (np, zęby lub oczy) mają dobrze poniżej 1 cm. Cała poszewka ma klasyczny rozmiar "jaśkowy" czyli ok 45x45 cm.

Chwilę zastanawiałam się nad zapięciem, ale ostatecznie zdecydowałam się na zamek błyskawiczny. Kryty, żeby zbytnio nie rzucał się w oczy. Oto plecki:


I jeszcze pikowanie. Ono nie było nigdy moją mocną stroną. W dodatku mam pewne braki sprzętowe (głównie to brak odpowiedniej stopki), które nie pozwalają mi na wiele więcej, jak pikowanie po prostych, a na ręczne nie miałam dość czasu. Kontur smoka przepikowałam więc w szwach, detale tła - wzdłuż szwów, a rameczkę pojechałam dość grubym wężykiem.


To na dzisiaj tyle, Tak na szybko, bo mam istne urwanie głowy. Ale o tym - niebawem. Zdjęć też niewiele, w dodatku wszystkie przy sztucznym świetle i z lampą błyskową, ale pogoda nie dała mi okazji na jakąś ciekawszą sesję.
Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger