Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sutasz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sutasz. Pokaż wszystkie posty

piątek, kwietnia 10, 2015

Sutaszowy przerywnik

Sutaszowy przerywnik
Kiedy zrobiłam ten naszyjnik nie sądziłam, żebym chciała na nim cokolwiek zawieszać. Jednak okazało się, że mam kilka bluzeczek pasujących do niego, lecz o zdecydowanie zbyt głębokim dekolcie. Dlatego jednak powstał wisiorek do zapełnienia tej pustki, który może być zakładany opcjonalnie na ten naszyjnik, lub np na rzemień.


Wisiorek jest bardzo prosty w formie - najbardziej podstawowa sutaszowa klasyka - ale dość sporych rozmiarów. Ma ok. 4 cm szerokości i 6 cm wysokości + 1,5 cm krawatka.


Wykorzystałam spory okrągły kaboszon "czarnego kamienia" (tak był opisany w sklepie, nie wnikam co to znaczy, może blackstone?). Obszyłam go sznurkami w 4 kolorach takich samych jak w tych kolczykach i spince. W dolnych zawijaskach są czarne plastikowe perełki. Do tego "bródka" z trzech daggerów.




Krawatka to dość szeroki peyotowy tunel z czarnych piętnastek.


Tył podkleiłam czarnym SuperSuede, bo wydało mi się przyjaźniejsze dla mojej alergicznej skóry niż jakakolwiek skórka (większości nie toleruję najlepiej).


Na wspomnianym naszyjniku prezentuje się następująco:


A tak na dekolcie:


I z kolczykami do kompletu.


Generalnie zestaw na co dzień, więc wyjątkowo bransoletki chyba do niego robić nie będę. Wystarczą mi koralikowe bangle. Przy okazji dostałam nauczkę, że sutaszu nie należy szyć na raty. Po obszyciu kamienia długo nie mogłam się zdecydować jakie koraliki wykorzystać na dolne zawijaski. Koncepcji było wiele, a częściowo obszyty kamień grzecznie czekał. Kiedy w końcu podjęłam decyzję, okazało się, że zaczęty element nie nadaje się do niczego, bo nie zabezpieczyłam końcówek sznurków i rozlazły się. Musiałam go rozpruć i zrobić od nowa. Już wiem, że przynajmniej poszczególne elementy trzeba robić od razu do końca.
Wykorzystane materiały: kaboszon "czarny kamień" o średnicy 26 mm, perełki plastikowe 10 mm, koraliki TOHO Opaque Jet (15/0 i 8/0), Dagger Beads Jet 16x5 mm, sznurki sutasz w kolorach: czarnym, antracytowym, szarym i białym, SuperSuede na plecki.
Coś mi się ostatnio black&white zrobiło na blogu. Następny post będzie kolorowy :)

niedziela, stycznia 25, 2015

Nepalskie klimaty

Nepalskie klimaty
Ostatnio pojawiło się u mnie zapotrzebowanie na coś nowego do prostej granatowej sukienki. Postawiłam na połączenie niebieskiego turkusu z czerwonym koralem wykończone na złoto. Początkowo miała to być praca na niebieski styczeń u Danusi, ale w tak zwanym międzyczasie pojawiło się to wyzwanie:


Ponieważ ten "nepalski" komplecik idealnie wpasowuje się w jego ramy, to postanowiłam jednak zgłosić go właśnie tutaj. Uzasadnienie podam na koniec.
W wykonaniu tego kompletu skorzystałam z dwóch inspiracji, które połączyłam w jedno. Pierwsza dotyczy koralików nepalskich. Kiedyś spotkałam je w jednym ze sklepów z drucikami. Były one na tyle drogie, że potrzebowałam solidnego uzasadnienia tego, że są mi one absolutnie niezbędne. No i zanim takowe wymyśliłam koraliki ze sklepu wyszły i niestety już nie wróciły. Nie wiem czy wiecie jak to wygląda, bo nie są one zbyt popularne w Polsce. Ogólnie wykonane są z mosiądzu bogato inkrustowanego kamieniami głównie turkusem i koralem. Oto kilka przykładów z sieci:

wykorzystane zdjęcia pochodzą ze strony http://www.multi-kulti.pl/

Drugą inspiracją stały się prace w sutaszu 3D, które po raz pierwszy zobaczyłam już jakiś czas temu na blogu Artspirale. Bardzo mi się one spodobały i postanowiłam kiedyś spróbować.
Z połączenia tych dwóch inspiracji powstała moja wersja nepalskich koralików uszyta w technice sutasz 3D. Wykorzystałam mnóstwo kuleczek niebieskiego turkusu i czerwonego korala w rozmiarach od 2,5 do 14 mm. Połączyłam je do kupy metalicznymi sutaszowymi sznurkami. Celowo piszę metalicznymi, a nie metalizowanymi, gdyż "jodełka" w tych sznurkach utkana jest z cieniutkich pasemek złotej folii. Szyje się je wyjątkowo paskudnie, o czym miałam okazję się już przekonać przy okazji tego wisiora. Ciężko przebić toto igłą, za to bardzo łatwo pozaciągać i co gorsza przerwać te metaliczne pasemka. Niestety nie udało mi się całkowicie uniknąć tych problemów, dlatego trzeba go oglądać z pewnej odległości (wtedy nie widać).
Uprzedzając wszelkie podpuchy w stylu: "a może by tak jeszcze pierścionek" prezentuję od razu cały komplet. W jego skład wchodzą: kolczyki, naszyjnik w dwóch wersjach, bransoletka i pierścionek.


Kolczyki:


Uszyłam 2 razy po 3 miniaturowe elementy sutaszowe (ok. 13 mm), każdy z 6 mm turkusa, dwóch 2,5 mm korali i złotego sznurka, o takie "giganty":


Następnie połączyłam je ze sobą tworząc "czapeczkę", w której umieściłam turkusową 12 mm kulkę. Zwieńczenie kolczyka stanowi 6 mm kulka korala, a pod spodem doczepiłam jeszcze kroplę korala jako dyndadełko.


Całość powiesiłam na pozłacanych biglach:


Naszyjnik:


Wisiorek wykonałam podobnie jak kolczyki, tylko trochę większy i bardziej urozmaicony: czapeczka = 3 x (turkusowa kulka 8 mm + 2 x 4,5 mm + 2 x 3,8 mm koral), w środku 14 mm koral, a z góry 6 mm koral. Dyndadełko to kropla korala + złota przekładka + 4 mm kulka turkusu:


Zawiesiłam go na dość długim sznurze szydełkowo-koralikowym z piętnastek na 4 koraliki w rzędzie. Nawiązuje on do koralików zarówno kolorystyką jak i wzorem, który opracowałam specjalnie do tego projektu. Przy okazji dowiedziałam się, że programy do projektowania sznurów nie potrafią działać na sznurach cieńszych jak 5 i trzeba było trochę pokombinować. Koraliki TOHO 15/0 Opaque Blue Turquise, Opaque Pepper Red i PFG Starlight:


W razie potrzeby krótszego i mniej okazałego naszyjnika jest jeszcze wersja B. Tutaj sznur koralikowy zastąpiłam znacznie krótszą bazą sznurkowo-tasiemkową. Było to też wyjście awaryjne, gdyby zamówione piętnastki nie zdążyły dojść na czas (ostatnio poczta znacznie zwolniła obroty), ale na szczęście zdążyły w najostatniejszej chwili, czyli w piątek popołudniu, więc większość nocy z piątku na sobotę spędziłam z szydełkiem w dłoni :)


Bransoletka:


Obawiałam się, że wykonana w całości z tego metalicznego sutaszu będzie "drapać", dlatego zdecydowałam się na tylko jeden element sutaszowy połączony ze sznurem koralikowym (wzór podobny jak w naszyjniku tylko z jedenastek na 6 w rzędzie, kolory te same):

Element sutaszowy jest jeden, ale za to najbogatszy. Składa się z dwóch "czapeczek" dokładnie takich samych jak w kolczykach + 10 mm kulki korala na końcach. Dodatkowo na ich styku doszyłam w sumie 6 sztuk 4,5 mm kulek turkusa poprzedzielanych trzema koralikami TOHO 15/0 w kolorze PFG Starlight.


Dla dociekliwych: nie jest to bransoletka typu bangle. Posiada ona zapięcie magnetyczne sprytnie ukryte w sutaszowym elemencie ozdobnym:


Pierścionek:


Jak to zwykle bywa nie było go w zamierzeniu pierwotnym, ale gdy człowiek czeka na przesyłkę z zamówionymi brakującymi materiałami, to różne głupie myśli przychodzą do głowy. W metalową bazę w złotym kolorze wkleiłam niewielki sutaszowy element (tym razem płaski) i jest to jedyna rzecz w całym projekcie, która została podklejona (ciemnoniebieskim Super Suede):


Nie chciałam, żeby był zbyt odstający, dlatego zamiast turkusowej kulki wykorzystałam kaboszon w kształcie półkuli o średnicy 8 mm i dwie kuleczki 3,8 mm korala. Dzięki temu pierścionek jest niezbyt wielki, dość płaski i w związku z tym całkiem wygodny:


No i prawie bym zapomniała! Miało być na końcu uzasadnienie, więc proszę: "zagospodarowałam" pola: morski/turkus, dla siebie, koraliki, spróbuj czegoś nowego. Jeśli chodzi o "morski/turkus" to chyba wyjaśnienia są zbędne :) ; dla siebie - od początku komplet robiłam dla siebie na konkretną okazję; koraliki - są one podstawowym materiałem wykorzystanym w pracy - tak szklane TOHO, jak i minerałowe z korala i turkusu, poza tym każdy z elementów sutaszowych tworzy koralik (cóż język polski nie odróżnia od siebie różnych rodzajów koralików); no i wreszcie coś nowego - po raz pierwszy spróbowałam sutaszu 3D i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał! A i jeszcze jedno. Po opublikowanym ostatnio przez Bluefairy przeglądzie klejów, postanowiłam zaeksperymentować wklejając sznury w końcówki za pomocą kleju Magic. Ponieważ jak już wspomniałam komplet jest dla mnie i tylko dla mnie, to w razie wpadki będę wiedziała co zrobić i nikt nie będzie miał do mnie pretensji. To też coś nowego, bo dotąd używałam tylko dwuskładnikowego kleju epoksydowego. Zobaczymy co z tego wyniknie... Póki co cały premierowy wieczór przetrwał bez uszczerbku.
Na koniec jeszcze raz cały komplet (co powiecie na niebieskie tło ?):


poniedziałek, listopada 24, 2014

Nadciąga jubileusz i broszka dla Cioci

Nadciąga jubileusz i broszka dla Cioci
No, właśnie. Lada chwila opublikuję swój setny post. w dodatku za niecałe dwa miesiące stuknie mi roczek. To znaczy nie mi, tylko mojemu blogowi. Wydaje mi się, że to najwyższa pora na jakąś rozdawajkę. Niestety to dla mnie zupełnie nowy temat i dlatego liczę na Waszą pomoc. Co byście widziały (widzieli) w tej roli? Myślę, że powinno to być coś z szeroko pojętej biżuterii, ale co? Zauważyłam, że większość z Was nie miała dotąd do czynienia z wire wrappingiem, więc może ukręcę coś z drucików? A może coś z koralików? (bransoletka, kolczyki, spinka, a może pajączki). Jakieś inne pomysły? Czekam na Wasze propozycje. W razie czego, to co potrafię zrobić, a nawet już kiedyś zrobiłam można podejrzeć w zakładce "Ja na Picasie".

A teraz zmiana tematu.
Rok temu z małym kawałkiem uszyłam taką sutaszową broszkę:


Przeznaczona była na prezent imieninowy dla Cioci - osoby dość wiekowej (dobrze ponad 80), dlatego uznałam, że broszka będzie najlepszym pomysłem. Wstyd przyznać, ale nie udało się nam do Niej dotrzeć w zeszłym roku, skończyło się na telefonie z życzeniami. Broszka przeleżała grzecznie w takim oto pudełeczku ten roczek i została wręczona w sobotę:


Elementem centralnym jest niesamowity kaboszon obsydianu mahoniowego, który strasznie mi się spodobał. Został obszyty najpierw koralikami TOHO, później sznurkami w kolorach czarnym, rudym i brązowym, do tego jeszcze trochę czarnych koralików.


Broszka pochodzi z samego początku moich zmagań z sutaszem, i widzę w niej mnóstwo błędów, jednak nie zdecydowałam się na przerobienie jej.


Jest stosunkowo niewielka - ok 5 x 4 cm:


I bardzo trudno się ją fotografowało.

Na koniec chciałam się jeszcze pochwalić. W piątek dostałam paczuszkę  od Preciosy. To nagroda za pajęczą bransoletkę - kolejny (drugi już) kilogram koralików. W paczce było duże opakowanie szklanych perełek w pastelowych kolorach, 15 paczuszek różnych koralików z przewagą kolorów brązowych - niektóre są naprawdę cudne (TOHO nie ma takich ładnych brązów w ofercie) i oczywiście trochę gadżetów. Co ciekawe oprócz tego znalazłam w skrzynce nagrodę pocieszenia za dyńki, które też zgłaszałam, ale nie wygrały. Były tam dwa pudełeczka koralików i trochę gadżetów. Oprócz tego co na zdjęciu był jeszcze pendrive, ale został już zarekwirowany przez właścicielkę zwycięskiej bransoletki i drugi długopis zarekwirowany z kolei przez moją najmłodszą.


Muszę jeszcze trochę ponarzekać na Bloggera. Nie wiem dlaczego czasem nie chce tak traktować fotografii, jak ma przykazane. To znaczy na blogu nie chcą się wyświetlać w widoku Lightbox, a przy udostępnianiu posta na G+ jakby w ogóle nie było zdjęć w poście, tylko wrzuca coś z paska bocznego :(
Co ciekawsze nie zawsze tak jest. Raz post wychodzi dobrze, następny źle, potem znów dobrze. Nie wiecie czasem jak sobie z tym poradzić?
PS. Tym razem jest ok., ale poprzedni post już nie i jeszcze jeden wcześniej.

poniedziałek, września 15, 2014

Spinka do włosów to też biżuteria...

Spinka do włosów to też biżuteria...
Nie wiem jakie jest wasze zdanie na ten temat, ale ja uważam, że to czym spinamy nasze włosy właśnie tak należy traktować. Powinno być dopasowane i stylem i kolorystyką do reszty naszego odzienia i ozdobników, jak biżuteria czy makijaż. No dobrze może mam lekkiego bzika na punkcie dopasowania, ale taka już jestem i w tym względzie na pewno się nie zmienię.
W tematach około-fryzjerskich jestem zdecydowanie niecierpliwym leniuchem i poświęcenie rano więcej niż 2 minuty na ogarnięcie fryzury po prostu nie wchodzi w grę. Niestety gatunek włosów mam dość trudny do opanowania - cienkie, gęste i do tego kręcone. Gdy są rozpuszczone - wyglądam jak czarownica, gdy są krótkie - robią co chcą i na pewno 2 minuty nie wystarczą - zrobiłam w życiu 2 eksperymenty z krótką fryzurą i raczej już tego nie powtórzę. Gumka za bardzo integruje się z włosami i potem jej wyplątać nie mogę. Jedynym wyjściem pozostaje spinka tzw. automatka. Gdy byłam nastolatką - obiekt marzeń każdej dziewczyny, niestety prawie nieosiągalny. A kiedy już udało się jednak jakoś takie cudo zdobyć, to reanimowało się go wielokrotnie dopóki całkiem się nie rozleciało. To przyzwyczajenie jakoś mi zostało do dziś. Nadal mam sporo takich spinek po liftingu. A to się materiałem okleiło, a to jakąś skórką, parę koralików i spinka jak nowa. Wprawdzie dzisiaj wybór w sklepach jest niby całkiem spory, ale zazwyczaj po kilku minutach przyglądania się takiej gablotce ze spinkami dochodzę do wniosku, że jakoś nie mam ochoty żadnej z nich umieścić w moich włosach. Takie jakieś nijakie są...
Na szczęście w sklepach z półfabrykatami można kupić bazy do spinek. Dlatego przeszłam do kolejnego poziomu i już nie tylko reanimuję stare, ale zaczęłam też robić nowe. Pierwsza była ta turkusowa - moje drugie "dzieło" sutaszowe, zaraz po tych kolczykach. Teraz znalazłam się w nagłej potrzebie spinki czarnej, bo ze starej już nic nie zostało. Postanowiłam więc znowu sięgnąć po sutasz. Miałam przecież trenować. Wiem, że powinnam to robić na formach małych i prostych do wykonania, ale to nie ja. Ja zawsze od razu rzucam się na głęboką wodę. Wybieram do nauki wzór, który mi się podoba, a nie który jest łatwo zrobić. Potem klnę. Ale zazwyczaj udaje mi się to szaleństwo sfinalizować, więc nauczki nie dostaję.
Zakupiłam trzy akrylowe kaboszony i zastanawiałam się, jak puste miejsca wypełnić sznurkami. Jednak, kiedy je obszyłam, okazało się, że nie dość, że pustych miejsc nie ma, to jeszcze po zeszyciu ich do kupy spinka zrobiłaby się dość monstrualnych rozmiarów i bardzo ozdobna. Brakuje mi jeszcze "czucia" sutaszu. Muszę go złapać, bo prawdopodobieństwo, że naglę zacznę rysować dokładne projekty i jeszcze trzymać się ich przy szyciu jest raczej równe zeru. Obszyte kaboszony przeleżały kilka dni, nabrały mocy i ... w pewnym momencie wzięłam nożyczki i z największego z nich odprułam wszystkie sznurki, koraliki i nawet taśmę cyrkoniową, którą udało mi się wszyć. Nawet nie zrobiłam zdjęcia. Postanowiłam uszyć wszystko od nowa. Dlatego tyle to trwało. Kompletnie zmieniłam koncepcję. Zostawiłam tylko jeden, największy kaboszon, ustawiłam go w pozycji horyzontalnej, a nie wertykalnej jak poprzednio. Zmieniłam też procentowy udział kolorów - mniej jasnego, więcej czerni. Wyszło z tego takie "coś":


Najpierw kaboszon obhaftowałam koralikami. Potem dołożyłam trochę sznurków w kolorach czarnym i antracytowym, trochę koralików większych i mniejszych. No i oczywiście taśmę cyrkoniową.


Do środka celem usztywnienia wkleiłam kawałek grubej tektury i sporo filcu. Dzięki użyciu dość dużych koralików i grubego kaboszonu spinka zrobiła się z lekka 3D. Takie oto ma wypukłości:


Spód podkleiłam czarną ekoskórką.


Z pierwotnej koncepcji zostały mi jeszcze takie dwa cósie. Nie mam najmniejszego pomysłu jak je wykorzystać, ale na razie nie pruję:


Generalnie prucia i zmian koncepcji było sporo. Czasu poświęconego na szycie nawet nie próbuję zliczać. Ale nieskromnie stwierdzam, że z efektu końcowego jestem bardzo zadowolona :) Niestety zrobienie dobrych zdjęć okazało się jeszcze większym wyzwaniem niż szycie. Zarówno kaboszon, jak i perełki usilnie bawiły się w lustro i odbijały wszystko, co się nawinęło.

A tak spinka prezentuje się w miejscu docelowym:


W międzyczasie, kiedy spinka czekała na zmianę koncepcji postanowiłam udowodnić (przede wszystkim sobie), że jednak potrafię uszyć coś prostego i mało skomplikowanego. Machnęłam więc takie kolczyki:


Plastikowa 12 mm perełka obszyta w klasyczną formę 4 kolorami sznurków. Bigle ze stali chirurgicznej. I tyle. No prawie... Ponieważ lubię dłuższe kolczyki, nie mogłam odmówić sobie małego "dyndadełka". Jest to plastikowy lekko przezroczysty sopelek, który pochodzi ze skarbów mojej Babci (wiadomo po kim odziedziczyłam moje chomicze skłonności). Sopelki są bardzo stare, prawdopodobnie sporo starsze ode mnie, ale nie mam pojęcia jaka jest ich historia. Podobnie jak całą resztę "zbiorów" po Babci - odziedziczyłam niestety bez komentarza, choć czasem mógłby on być całkiem ciekawy.
Tył obkleiłam bardzo oszczędnie kawałkiem cienkiej sztucznej niby-skórki.


Kolczyki fajnie się noszą, bo są bardzo lekkie. Nie zamierzam dorabiać do nich żadnego naszyjnika, przynajmniej taki jest stan na dzisiaj. Najlepiej według mnie prezentują się tak:


Do spinki wykorzystałam: sznurki sutasz czarny i antracytowy, akrylowy kaboszon 25x18 mm, czarne plastikowe perełki 8 i 12 mm, taśmę cyrkoniową czarną, koraliki TOHO: Treasure Opaque Gray, 15/0 Opaque Gray i Metallic Hematite, 8/0 Ceylon Smoke i TILE 6 mm Hematite.
Do kolczyków: sznurki sutasz w kolorach: czarnym, antracytowym, szarym i białym, czarne plastikowe perełki 12 mm, plastikowy fasetowany sopelek i kilka koralików TOHO 11/0 Opaque Jet, bigle otwarte ze stali chirurgicznej.

środa, sierpnia 20, 2014

Szyję z sutasz.info

Szyję z sutasz.info
Tak, też mam wrażenie, że zwariowałam. Przecież nie jestem sutaszystką, a porywam się na sutaszowe wyzwanie. Zamiast trawę kosić, albo smażyć powidła, ja sznurki zszywam. No dobra, nie jest aż tak źle: trawa skoszona (póki co), powidła się smażą, ale i tak uważam, że mi kompletnie odbiło.
A wszystko przez te Maki. Spytacie co mają wspólnego koralikowe maki z sutaszem? No, ja po prostu nie mogę zbyt długo siedzieć nad jedną rzeczą, bo zaczynam fiksować. Łapie mnie jakaś szalona, niczym nieuzasadniona wena z przymusem natychmiastowej wykonalności. Bronię się jak mogę, ale nie zawsze się udaje. Kilka razy się złamałam, choćby w przypadku łowickiej bransoletki. W tym przypadku udało mi się jednak jakoś przetrwać, ale zaraz po zakończeniu maków musiałam, no po prostu musiałam złapać za sznurki...


Na to wyzwanie trafiłam przypadkiem na blogu Kadoro, jakieś dwa tygodnie temu. Pomysł napadł mnie chwilę później...
Wiosną zeszłego roku zauroczona urodą malowanych pastylek z masy perłowej zrobiłam sobie taki prosty (choć wcale nie skromny) komplecik:


Bardzo mi przypasował do dżinsowej letniej sukienki. Ale masa perłowa jest mało pancerna i jedna z pastylek w bransoletce została lekko kontuzjowana po gwałtownym kontakcie z podłogą. Wymieniłam ją na nową, a tę odpryśniętą postanowiłam reanimować koralikami. To było już chwilę temu, ale teraz sobie o niej przypomniałam.
Sutasz nie jest moją specjalnością, mam co do niego dość mieszane uczucia. Ale moja najstarsza córka stwierdziła, że jej się to podoba i to ona zmobilizowała mnie do spróbowania. Powstały dwa komplety: pierwszy z turkusami, taki próbny dla mnie i drugi z lawą dla prowodyrki. Było to ponad rok temu. Oba można zobaczyć tu. Potem nawet nabyłam co nieco sznurków, ale za szycie ich się już nie zabrałam. Do teraz.

Oto moja interpretacja wyzwaniowego tematu:


Wisior ma być alternatywą dla naszyjnika z powyższego kompletu, dlatego musiałam zachować kolorystykę. Czyli: biel, złoto i perły. Najpierw obszyłam pastylkę koralikami - białymi z delikatnym złotym akcentem - dość szeroko, żeby zakryć ubytek. Jak zwykle miałam problem z wyborem "prawej" strony, dlatego oprawa jest dwustronna. Otoczyłam ją sznurkami według wyzwaniowych wytycznych. Dla lekkiego złamania koloru dodałam jeden sznurek jasnoszary, mimo to po wykonaniu pierwszego etapu wisior zrobił się taki jakiś... ślubny. Dlatego w ostatniej chwili zdecydowałam się jeszcze na niebieski akcent. Krawatkę wyplotłam peyotem z 15-tek.
Wisior jest całkiem spory. Jego wymiary to: 6 cm (długość wraz z krawatką) na ok 4,5 cm (szerokość).


No i tył. Żal mi było zasłaniać tę piękną masę perłową, dlatego podklejenie jest najmniejsze z możliwych i nieobszyte koralikami. Tyle tylko, żeby schować końcówki sznurków. Wykonałam go z jasnobeżowego Supersuede.


Długo zastanawiałam się na czym go zawiesić. Przymierzałam wiele różnych rzeczy. W końcu zdecydowałam się na prostą złotą obróżkę z linki jubilerskiej, ale krawatka ma na tyle duży prześwit, że zmieściłby się też np. rzemień, to na wypadek gdyby mi się odmieniło.
Największą trudnością w całej tej zabawie okazało się trzymanie się zadanego schematu. Cały czas korciło mnie , żeby coś zmienić, dodać... Chyba rozumiem, dlaczego większość sutaszowych dzieł jest tak mocno rozbudowana - to po prostu się samo o to prosi :)
Jeśli chodzi o stronę techniczną to jest krzywo, nawet bardzo, ale do sutaszu potrzeba dużo wprawy, której ja nie mam ani trochę, bo i skąd? Pomimo, że sznurki jeszcze się mnie słuchają i tak jestem z siebie dumna. W końcu to ja będę go nosić, a mnie to nie przeszkadza. Zresztą z daleka wygląda całkiem nieźle :-D


Może jednak zacznę szyć sutasz? Kto wie...
Trochę się przerobiłam z tym złotym sznurkiem. Nie dość, że jest znacznie cieńszy i węższy od pozostałych, to jeszcze nie jest on metalizowany, tylko metaliczny - upleciony z metalicznych paseczków, w dodatku dość gęsto. Ciężko było przejść przez niego igłą, nie mówiąc już o równym złożeniu go z innymi.
Aparat bezlitośnie obnaża wszelkie niedociągnięcia, nawet te, których gołym okiem nie widać. Poza tym jest tak beznadziejna pogoda, a co za tym idzie - światło, że więcej zdjęć dzisiaj nie będzie. A tak w ogóle to tył wygląda równiej niż przód - to przez ten złoty sznurek, który "uciekł" mi trochę wgłąb.
Jak teraz patrzę na ten naszyjnik to widzę, że też nieźle by pasował do tego złotego kompletu. To byłby już trzeci :)
Materiały: okrągła pastylka masy perłowej malowanej w niezapominajki o średnicy 30 mm; szklane białe perełki 8 mm; sznurki sutasz: biały, jasnoszary, złoty i niebieski; koraliki TOHO w kolorach: Opaque-Lustered White (Treasure i 15/0) i PFG Starlight (15/0 i 8/0); złota obróżka z linki jubilerskiej.
Wisior oczywiście zgłaszam na wyzwanie "Szyję z sutasz.info - Tutorial Wisior".
Copyright © Z kociołka czarownicy , Blogger