Czekam nie na ten jeden pierwszy dzień czyli Nowy Rok, ale na nowe 366 dni (luty ma 29)... niech mijający rok już wreszcie przeminie... jeden z najgorszych w moim życiu.
Staram się jak najmniej wracać do niego myślami... staram się patrzeć w przyszłość z nadzieją na lepsze...
Czas przedświąteczny już nie jest u mnie taki jak kiedyś, gdy wypisywałam wiele życzeń na skromnych kartkach. Wtedy nie przyszło mi do głowy, że przecież można robić takie karteczki samodzielnie. W końcu jakieś podstawowe materiały papiernicze były do kupienia i dałoby się stworzyć niepowtarzalne kompozycje. Ale nie było takiej mody, zwyczaju - chyba nawet otrzymanie takiej kartki mogły być źle odebrane przez niektóre osoby... jako coś w rodzaju lekceważenia. Oczywiście nie ma porównania z obecną ofertą materiałów "do działań kreatywnych", a świetnie podsumowuje to rozmowa dwóch pań przy stoisku z cudami typu sztuczny śnieg do przyklejania (usłyszałam przypadkowo):
- Ile to ja się natłukłam bombek, żeby mieć brokat! Człowiek był młody ... ech
Zdobywałam więc te kartki, pracowicie wypisywałam i wysyłałam w świat (dosłownie, bo również do dawnej szkolnej koleżanki w Australii). A w ostatnich latach przyszła moda na życzenia telefoniczne i co gorsza esemesowe, których absolutnie nie uznaję i mocno zniszczyła ten piękny zwyczaj. Uważam hurtowe wysyłanie tego samego tekstu właśnie za lekceważenie odbiorcy. Powoli wykruszyło się grono znajomych i rodziny... pozostała w pudełku pamięć w kartkach od nich otrzymanych... to dla mnie cenna pamiątka.
Na szczęście wśród otrzymanych ostatnio życzeń są te szczególnie miłe, bo wykonane własnoręcznie - takie jak kartka od Splocika, za którą jeszcze raz dziękuję.