Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tamaryszek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tamaryszek. Pokaż wszystkie posty

piątek, 8 lipca 2011

25. Jak pan Paweł się żenił i jak się ożenił (Przygoda matrymonialna)

Józef Ignacy Kraszewski, Jak pan Paweł się żenił i jak się ożenił, Wydawnictwo Literackie 1988.

Przygoda matrymonialna albo: co Kraszewski wie o facetach?


Co ja? Ja postanowiłam poszukać w kategorii proza obyczajowa (nie: historyczna!) i padło na tekst nie gruby, nie chudy, a w sam raz. Zdecydował tytuł: Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.
Pierwsze dziwne: tytuł. Kto w tytule mówi, co się wydarzy? Czytam, jedna trzecia tekstu jest o zdeklarowanym kawalerze, marudnym, ale poczciwym – wiem jednak, że Paweł się będzie żenił i się ożeni! Czy Kraszewski odsłonił karty przedwcześnie, czy czymś zaskoczy?
Zaskoczy, będzie zakręt po drodze. Mój GPS musiał przeliczyć trasę, ale wkrótce był już gdzie trzeba i karmazynowy szlak wskazywał mi cel, do którego zmierzam, do małżeństwa Pawła Mondygierda, gospodarza w Kozłowiczach w Pińszczyźnie. Zdziwienie drugie, niewielkie: nazwisko ciekawe, mógłby być „zwykły” Kozłowski (od nazwy majątku) a tu proszę: Mondygierd!

Ustalmy, co następuje: kawalerów jest kilku (profetyczny ukłon JIK-a w stonę społeczeństwa singli), o trzech trzeba rzec coś więcej.
Pan Paweł, postawny mężczyzna około czterdziestki, narrator twierdzi, że dusza-człowiek, przyzwoity i rozumny. Dodam, że głęboko te cnoty skrywający. Można by go wziąć za gbura, marudę, przeciętniaka, nudziarza, mentalnie lekko naznaczonego uprzedzeniami swoich czasów. Gdy był chłopięciem, kochał się w starszej od siebie Melance, która ucałowała go raz namiętnie, a wkrótce za innego wyszła. To Pawła do niewiast zraziło. Atrybut płochości i zmienności charakteru jest przypisany kobietom dość gruntownie. Nie dziwota, pamiętamy przecież jak to Justyna Orzelska, dmuchając w czuprynę mlecza, tłumaczyła Jankowi, że to „męska stałość”, na co dzielny Janek Bohatyrowicz, który się raczej nie mylił, poprawił ją: Nie, u nas to nazywają: „kobieca płochość”. Kraszewski jak Orzeszkowa (albo odwrotnie).

Jużci, oto co o Pawle mówią pierwsze słowa: „… poczciwe z kośćmi człeczysko za młodu nie potrafiło się ożenić, w średnim wieku zwątpiło o siebie, a gdy się ta powieść zaczyna, już podłysiawszy i choć krzepko się trzymając, ale czterdziestówkę przeszedłszy, wszelkiej się wyrzekł nadziei pójścia do ołtarza.
Człek był wyśmienity, ale tak go Bóg stworzył, iż się całe życie gniewał, perzył, dąsał, szukał do ludzi pretensji i choć go poszanować trzeba było, żyć z nim nie było podobna.

Zdziwienie trzecie (utrzymało się do końca): przyjemnie się czyta. Kraszewski czasem oko mruży, facetów nie traktuje do końca serio. Jest dobrze. Są momenty humorystyczne, chyba zamierzone. Oto Paweł rozmyśla o jednej z niewiast, że taka niesamowita: i dziecko, i kokietka, i matrona. „… a niech ją dunder … – Nie dokończył i usta sobie zatulił, czując całą nieprzyzwoitość wyrażenia, którego nie rozumiał, a w nim mogło się coś nieprzyzwoitego ukrywać.” Co?
Tylko czy ja się czegoś dowiem o męskim lęku przed ożenkiem, czy to będzie taki casus jednorazowy, a wiedza efemeryczna?
Wracam do kawalerów. Jest Kasper, sługa-przyjaciel Pawła. Nie dość, że sam nie zamierzał stanu zmieniać, to rozdrażniał się chorobliwie, gdy Pawłowi maślały oczy lub gdy w sąsiedztwo przybywała płeć babska. W powieści funkcjonuje jako alter ego Pawła. Niczego się tak nie boi nasz Mondygierd, jak ośmieszenia się przed swoim drugim ja (Kraszewski – i tu już nie profetycznie, widocznie tak było, jest i będzie – wskazuje na niezwykle hamującą siłę męskiej solidarności w uniku).
Jest rejent Sawicz, przyjaciel-sąsiad Pawła, również twardych poglądów, z umiejętnością wskazywania dobrych stron starokawalerstwa: a to, że nie trzeba się zapracowywać, bo nie ma komu schedy zostawić, a to że spokój i wolność. Manifestuje ją zapuszczając sobie kołtun na głowie. I tak oto Kraszewski tworzy bohatera, o którym usłyszeć powinni wielbiciele dredów – kołtun to ich protoplasta.
Odsłonię teraz siłę napędową kilku zasadniczych intryg, które tworzą perypetie (i jako się rzekło: prowadzą do ołtarza).
„Panu Pawłowi brakło kochania (…). Raz rozbudzony instynkt domagał się zaspokojenia.” (s.39)
Rozbudziła go nie kobieta, ale dziecko, które przyniesiono do niego z gościńca, gdy zmarła kobieta tuląca je do piersi. Co się Paweł naindyczył! Że on nie będzie śmieci zbierał, że to może jest cygańskie lub bękarcie, że tylko smród i kłopot. A niemowlę nań spojrzało, buźkę rozpromieniło (dziwne to musiało być dziecko, co na chmurne oblicze Mondygiera reagowało rozbawieniem) i serce stopniało na amen. Ale gderał dalej. Zdziwienie czwarte (najsilniejsze), że można tak brzydko mówić i myśleć o dziecku. Mondygier kamuflował tymi wyzwiskami swoje przywiązanie. Ale doprawdy!, że to mogło uchodzić na sucho, a nawet brzmieć dorzecznie?! Świat się zmienił, to brzmi niesmacznie.
Dziecko… ono było na początek, po to, by serce Pawła namaścić i uruchomić. Było niczym uruchomienie domina. A potem to już… oj działo się w Kozłowiczach i w sąsiedztwie! Oj, przestał Paweł w kółko chwalić się wykopanymi rowami (bo mu się horyzont poszerzył, lekko). Tu już trzeba zajrzeć do książki, by poznać jakim cudem Kraszewski dotrzymał słowa postawionego w tytule.
Reasumując: czego można się dowiedzieć od Kraszewskiego o facetach?
Tego jak facet marudzi i dlaczego.
Tego, że ożenek (zwłaszcza w pewnym wieku) jest dlań niemal równie ryzykowny jak wyprawa na księżyc. I tyle samo o nim wie.
Tego, że pod pozorami twardości skrywa serce miękkie jak wosk, kochliwy jest z natury i gdy powie „A”, to nie kojarzy jakim cudem dobiega do „Z”.
Tego, czym jest dla niego wstyd przed kumplem. Czymś strasznym.
I wreszcie, że choć nie lubi zmienności i płochości, to nie jest mu ona obca. Jak inaczej zrozumieć i połączyć z początkiem ostatnie słowa powieści?
„Nie było nadeń potem gorliwszego do napędzania, aby się wszyscy żenili. Swatał i pośredniczył, dowodząc, ze w stanie kawalerskim ani szczęścia na ziemi, ani pewności zbawienia osiągnąć nie można.”
Tylko czy to aby prawda? Czy Kraszewski się na tym zna?