W blasku politury i szlifowanych pazurków
Być
może patrząc na powyższą okładkę ze zdumieniem przecieracie oczy,
doszukując się błędu w tytule lub nazwisku autora. Żart Izy (
Filety z Izydora),
która zapytała mnie, czy "Lalki" Kraszewskiego to atak klonów panny
Łęckiej, rozbawił mnie ogromnie, a jednocześnie uświadomił, że nie tylko
ja zakładałam wtórność pomysłu Kraszewskiego.
Tymczasem
po raz kolejny autor "Starej baśni" wymyka się z przegródki dla
epigonów. Okazuje się, że zaczął pisać "Lalki" w roku 1873, a wydał rok
później. Kiedy ukazała się ta powieść, Prus miał 26 lat. Pierwszy
odcinek jego "Lalki" opublikowano 29 września 1887 roku, trzynaście lat
po wydaniu książki Kraszewskiego. Oczywiście nie sugeruję plagiatu
tytułu, nie wiem też, czy Prus w ogóle czytywał Kraszewskiego, ale widać
wyraźnie, że nie mamy o autorze "Hrabiny Cosel" najlepszego mniemania.
Podobnie sytuacja wygląda z "Krzyżakami". Sienkiewicz - rok 1900,
Kraszewski - rok 1883. Motto "Lalek" to sentencja "Między ustami a
brzegiem pucharu wiele się zdarza", co z kolei przypomina wiekopomne
dzieło Rodziewiczówny (dla porządku: rok 1890).
Będę
pracować nad swoją teorią spiskową pod hasłem "My z niego wszyscy!" i na
bieżąco Was powiadamiać o nowych odkryciach. Tymczasem zajmijmy się
"Lalkami". Niestety, "Dziennik Serafiny", który powstał tylko trzy lata
później, pozostawia je daleko w tyle. Powieść jest słabsza, chwilami
nudna i przegadana. Moim zdaniem fabuła leży i żałośnie kwili.
Bohaterowie najczęściej snują się bezczynnie, prowadząc nużące rozmowy.
Mimo to Kraszewski w "Lalkach" kilka razy błyska szlifowanym literackim
pazurkiem. Zwłaszcza na początku i w zakończeniu, lapidarnym i tak
skondensowanym, że dwie ostatnie strony wręcz kipią od emocji. Podobały
mi się też opisy wnętrz, którymi cieszyć się w pełni nauczył mnie
monsieur Balzac. Z przyjemnością wyłapywałam też różne smaczki.
Dowiedziałam się na przykład, że lawendową wódką kadzono sionkę i pokoje
dla odświeżenia zapachu .
"Lalki"
to powieść obyczajowa o bardzo wyraźnym przesłaniu. Autor dość
bezwzględnie krytykuje i ośmiesza ówczesną młodzież. Potępia też zwyczaj
oddawania dzieci na wychowanie do bogatszych krewnych, którzy wprawdzie
zapisują im spadki, otaczają zbytkiem, obwożą po Europie, ale
jednocześnie wydziedziczają z rodzinnych korzeni i prowokują do
ukrywania prawdy o sobie.
Kraszewski
znowu bezkompromisowo ośmiesza współczesną obyczajowość: małżeństwa bez
miłości, upadek ideałów, cynizm. Podobnie jak w "Dzienniku Serafiny"
nie przedstawia swoich poglądów wprost, tylko na zasadzie antytezy: losy
bohaterów ilustrują jak być nie powinno. Tym razem dostajemy instrukcje
na temat: jak nie należy wychowywać chłopców i jak nie powinno się
zawierać małżeństw. Na szczęście autor nie popada w totalny pesymizm.
Jeden z bohaterów stwierdza: "Wielki świat [...]obfituje wprawdzie w
świecące lalki i ludzi tak upoliturowanych, że spod politury nie widać, z
jakiego są drzewa, ale znajdują się wśród niego ludzie wykształceni,
poważni i tworzący sobie w życiu zadania, które spełniają". [1] Jest w
tych słowach dużo prawdy, wykraczającej znacznie poza wiek
dziewiętnasty.
Powieść,
jak sugeruje jej podtytuł, osnuta jest wokół planów matrymonialnych. Z
woli bogatego wuja na ślubnym kobiercu stanąć mają Roman Zebrzydowski z
baronówną Lolą Wilmshofen. Przyszły narzeczony to dwudziestoletni efeb,
którego wziął na na wychowanie zamożny krewniak, Filip Zebrzydowski.
Dworek zubożałych rodziców w Uściu nad Bugiem młodzian odwiedza
okazjonalnie. Z matką i ojcem nie łączy go prawie nic. Roman pod powabną
powierzchownością i wykwintnym strojem kryje bowiem ziejącą pustkę.
Kraszewski
pastwi się na chłopięciu niemiłosiernie i zajadle wyszydza jego
zniewieściałość. Młody człowiek zwykle mówi po cichu, rumieniąc się,
"spuszczając oczy na śliczne swe białe, długie, szlifowane pazurki"[2].
Tak wygląda natomiast jego bagaż podróżny: "mnóstwo tajemniczych
narzędzi, flaszek, szczotek, woreczków, pudełeczek i skrzyneczek. [...]
Dwanaście flaszek perfum różnych, wód do zębów, do twarzy, kilka gąbek
różnego kalibru, ręczniki twarde i mięsiste, cienkie i delikatne, na
ostatek pudełko różnych guzików i kolekcja szpilek zaświeciły
symetrycznie ułożone na stole. Za tymi poszło wydobywanie ubrań
wieczornych i rannych, czapeczek, fezów, szlafroków, pantofli ciepłych i
zimowych..."[3] Roman doskonale czuje się w świecie konwenansów, poza
tym "opinia świata obchodzi go wielce"[4]. Okazuje się jedną z
tytułowych lalek, niezdolnych do uczuć, postępujących pod dyktando towarzyskich form.
Lola
Wilmshofen też nie budzi sympatii swoją wieczną melancholią,
opryskliwością, przyziemnością. Odnoszę wrażenie, że płeć piękna nie
jest szczególnie wysoko notowana u Kraszewskiego. Może spadek
poczytności jego książek wiąże się z tym, że zbulwersowane panie
bibliotekarki na znak protestu chowały jego powieści na zapleczu? Jeden z
bohaterów, Bończa, tak oto wyjaśnia brak miłości we współczesnym
świecie: "panie nie umiecie w nas tchnąć tego uczucia i same jesteście
lodem i chłodem. Cóż dziwnego, że miłość znikła. Nie myśmy jej źródła
wysuszyli... " [5]
Sportretowane
przez Kraszewskiego kobiety mają poglądy jak na owe czasy dość
rewolucyjne. Lola przedstawia swoje wymagania wobec przyszłego małżonka:
"I to jeszcze dodać muszę [...], że jestem charakteru energicznego, że
niełatwo daję rozkazywać sobie, że przemoc mnie oburza i że w
małżeństwie niepodległą chcę pozostać. Wolę, żebyś to pan wiedział
wcześnie."[6] Podobnie jak Serafina podchodzą do życia tyleż
pragmatycznie, co bezdusznie. Przyjaciółka Loli, Herma, woła z
oburzeniem: "Gdzież to kto widział na świecie, aby prawdziwa miłość z
małżeństwem w parze chodziła i długo się w nim utrzymać mogła! Ale nie
ma na kuli ziemskiej dwóch ze sobą sprzeczniejszych rzeczy!"[7] Tematy
matrymonialne nie budzą w Loli najmniejszych wzruszeń: "gdybyż pan
udawał zakochanego, a ja wzajemną, to dopiero byłoby prawdziwie
śmiesznym." [8]
Tymczasem
do gry wkracza drugi konkurent. Kuzyn Loli, Adolf Nieczujski. Autor
dobrał mu nazwisko na zasadzie kontrastu. Otóż Adolf jest jedną z
niewielu osób, które w tej powieści cokolwiek czują. Nawiasem
mówiąc jestem pod wrażeniem onomastycznych talentów pisarza - jedna z
bohaterek nazywa się Hermancja z Fiflów Grzegorska! Wracając do Adolfa,
młody człowiek wyróżnia się rozsądkiem, spokojem. daleko mu do
wykwintności Romana, jest pod wieloma względami jego przeciwieństwem.
Lola darzy go dużą sympatią. Proszę, nie liczcie na to, że zdradzę,
jaką decyzję podejmie strapione dziewczę. Podobnie jak w "Dzienniku
Serafiny" zakończenie nie jest do końca takie, jakiego się spodziewamy,
biorąc pod uwagę romansową formę powieści. Najwyraźniej mocne finały
są specjalnością pisarza.
Tytułowe
"Lalki" to ludzie zaludniający karty tej powieści, ze szczególnym
uwzględnieniem dwójki bohaterów głównych. Lolka nazywana była przez
ciocię Nieczujską też "Lalką" i "Laleczką", i tak można tłumaczyć sobie
tytuł, ale Kraszewski schodzi głębiej. Przyszli małżonkowie są jak
piękne lalki, puste w środku, pozbawione duszy. Porównać ich też można
do marionetek, poruszanych szarpnięciami mód, form i konwenansów. Tak
Romana opisuje jego ojciec, pan chorąży Zachariasz Zebrzydowski: "lalka,
istotnie lalka... Na woskowanej posadzce ją postawić i uperfumowaną
admirować, ale czy to mąż, czy to mężczyzna, czy to człek zbrojny na
losu wypadki? [...] Boże odpuść! lalka! lalka!"[9] Podobnym wartościom
hołdują przyjaciele pary bohaterów, Cherubin i Herma. Brzmieniowa
zbieżność imion na pewno nie jest przypadkowa.
Pod względem językowym lektura tej książki to były wspaniałe żniwa. Mam kolejny zestaw słów do adopcji (wyjaśnienia pod koniec
tej recenzji) i będzie mi bardzo miło, jeśli któreś znajdą u Was wikt i opierunek.
ekscytarz
prozapia
komosić się
tyftyk
rajtrok
egzorta
absentować się
kocz
smakowny (o ubiorze)
kokosz
dalipan
boleśna
dzień upłyniony
gumienny
żałośliwie
bohdanka
świeżo spanoszone rodziny
W "Lalkach" pojawiły się też wyrażenia, które w roku 1873 rozumiano trochę inaczej:
puścić bąka - rozpuścić plotkę
wytwór - wytworność
z wielką serią - bardzo poważnie
popełnić nieforemność - popełnić nietakt
zaanimowany - ożywiony (Gwoli ścisłości w tekście jest zaanimowany improwizowanym ponczykiem.)
Być może
to poważna jednostka chorobowa, ale dzieje się ze mną coś takiego, że
czytając zdania typu: "Stadnina powracała z paszy mimo wrót dworu"[10],
uśmiecham się ze szczęścia od ucha do ucha.
________
[1]Józef Ignacy Kraszewski, "Lalki: Sceny przedślubne", Wydawnictwo Literackie, 1988, s. 131.
[2] Tamże, s. 17.
[3] Tamże, s. 16.
[4] Tamże, s. 51.
[5] Tamże, s. 63.
[6] Tamże, s. 51.
[7] Tamże, s. 63.
[8] Tamże, s. 51.
[9] Tamże, s. 9.
[10] Tamże, s.10.
Moja ocena: 3+
Recenzja z 5 czerwca 2011 roku.