Drogi czytelniku.
Zwróć proszę uwagę na fakt, że poniższy post został oznaczony symbolem GR- gościnna recenzja. Oznacza to, że autorem zarówno tekstu jak i zdjęć tu prezentowanych nie jestem ja- 82Inez. Autor, za zgodą którego publikuję to na moim blogu podpisał się na końcu notatki i to On bierze odpowiedzialność za poniższy wpis.
Gdybyś jednak drogi czytelniku zauważył tu pewne nieprawidłowości- fakt „zapożyczenia” tekstu czy też zdjęć z sieci bez zgody prawdziwego autora- bądź uprzejmy poinformować mnie o tym w komentarzu do notatki i zamieść proszę link ową nieprawidłowość dokumentującą. Post zostanie wówczas czym prędzej usunięty.
Dziękuję i życzę przyjemnej lektury.
82Inez
Nie mając weny na żadną recenzję, postanowiłam tworzyć poezję,
A wtedy wnet się mi okazało, że zrecenzować mogę niemało :)
Ba! Żeby sama! Lecz nie- niestety, mój facet wnika w umysł kobiety
I koniec końców w finale wiersza, swoją recenzję też Wam obwieszcza...
Na moim biurku - w rzędach równiutkich, stoją gotowe do boju próbki,
Te kolorowe, i pielęgnacja, i demakijaż, i depilacja.
Zacznę więc może od kolorowych, bo ich najwięcej- aż zawrót głowy
pojawia się kiedy potrzeba „na już”, na rano wybrać cienie i róż :)
Jedne z najlepszych cieni na świecie, to M3 INGLOT- dali w prezencie,
I każdy z moich kolorów trzech, już na początku zapierał dech!
I chociaż nie mają pigmentów jak MAC
I chociaż w składzie i mika i talk,
I chociaż wygląd pretensjonalny, to...
Dają efekt jak cień mineralny!
Nie osypują się na policzku, są prasowane a nie w słoiczku,
A głębię mają tak obmyśloną, że fiolet jest wręcz jak...winogrono!
Na bazie trwały jak pamięć plotkary, bez bazy lekki lecz nie nietrwały;
Ani zbyt ciężki, ani zbyt lekki, wprost wymarzony na „tłuste” powieki :)
Ma tylko jedną porządną wadę- jest duży- wolałabym aby był wkładem,
A wtedy w końcu po latach o rety, miałabym już 2/3 palety :)!
A propos bazy- to baza KOBO, szczyci się pierwszą wśród baz nagrodą,
Ale UWAGA! To ta pod pigmenty- PURE PIGMENT LIQUID- w formie pipety.
Robię nią cienie i liner i kreski, czy to beżowy, czy żółty, niebieski...
Wszystko utrwali i trzyma- po prostu, aż wszystko jedno – cień CHANEL czy z kiosku;)!
Nie tłuści powiek, lekko je „moczy”- sprawia, że pigment się trzyma do nocy,
Ale by zbyt idealna nie była- ma jedna wadę: uszczelka mi się skruszyła!
I może teraz coś dla odmiany, tak nietrwałego, że mimo reklamy
Nie kupię więcej- ani nie przyjmę, gdy z podarunku go kiedyś wyjmę ! :P
To „coś” jak farba, jak galaretka, raz jest zbyt twarda, a raz zbyt miękka,
Bo plasteliny ma konsystencję, brudzi mi pokój, buzię i ręce!
Wypróbowałam już setki sposobów, aby oswoić ten zestaw z KOBO,
A mianowicie ich korektory: biały, fiolecik, róż i zielony.
I mimo dużej ich gramatury, mimo że kryje tak z grubej rury,
To przyznam szczerze- choć to niemiłe, że kamuflują tylko „na chwilę”
i przyznam szczerze- choć bez ochoty, że... zmarnowałam 15 złotych :(!
Aby oddalić burżujskie mrzonki, chce też opisać produkt z „Biedronki”,
A mianowicie ich masło SPA, pachnie jak mango i ROZ- ŚWIET- LAAAAAA :)!
Nie ordynarnie i nie brokatem, a delikatnie- otula latem,
Ale najlepszą rzeczą w tym maśle, że konsystencję ma...masła właśnie!
Jeśli Wy jeszcze nie macie ochoty, to Was zachęcę- aż...10 złotych!
Zamieniam na niego THE BODY SHOP, to masło ubóstwia nawet mój chłop!
Na koniec rzecz niekosmetyczna, recenzja pewnie będzie uff liczna,
Lecz zobaczyłam pewien toutorial i zrecenzować chcę ...akcesoria!
Pędzel MAESTRO- jeden pięć pięć (155), lecz nie szukajcie póki co zdjęć,
Bo o ile znacie ich pędzle do twarzy, nie ma go jeszcze w żadnej sprzedaży :)
Zawdzięczam go pewnej świetnej dziewczynie, która jest mistrzem w swojej dziedzinie
I mi wysłała w ramach nagrody, coś prosto z nowych targów urody :)
To pędzel- jajo- do konturowania, sprawia- że rzucam dietę Dukana!
Bo chwilkę wystarczy, że nim pomachamy, a z twarzy znikną 3 kilogramy!:)
Ma skuwkę solidną i trzonek z drewna, włosie mięciutkie jak owcza wełna,
Nie robi „mazów”, nie sypie się wcale; pędzel- ideał- to też go chwalę :)
Recenzję pisałam jako kobieta, czas na recenzję mojego faceta,
Który gdy w końcu zasiadł do dzieła- to...zrecenzował... swój KREM NIVEA!
Hahahahaaa
Oto recenzja mojego krytyka, oszczędna w słowach, wadach, przytykach...:
"kremy Nivea to fajne kremy...nie męcz mnie babo...co dzisiaj jemy?" :D
Autor: Picjafly (i Jej chłop :D)