Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Balea. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Balea. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 czerwca 2014

Balea Elektrischer Hornhaut Entfern- pierwsze wrażenie

Kilka dni temu na moim Instagramie (na którego Was przy okazji szczerze zapraszam) opublikowałam zdjęcie nowości która pojawiła się w drogeriach dm. Nowość to Balea Elektrischer Hornhaut Entferner. Pod tą groźnie brzmiącą nazwą skrywa się elektyczna tarka do stóp która jest niczym innym jak tańszym odpowiednikiem znanej tarki Scholl.
Zacznijmy od tego co to znaczy "tańszy odpowiednik". O tyle co cena wspomnianej tarki Schol to niecałe 40 euro Balea oferuje swój produkt za niecałe 20 euro. Dodatkowo ja wykorzystałam część punktów z karty Payback więc w efekcie końcowym zapłaciłam niecałe 10 euro (happy face)
W zestawie dostajemy oczywiście naszą tarkę oraz 4 pilniki. Niebieskie to wersja mocno ścierająca, koralowe to jak łatwo się domyśleć wersja delikatniejsza. Sprzęt zasilany jest dwoma bateriami typu AA, które również znajdziemy w opakowaniu.
Producent oczywiście zapewnia, że przy pomocy tarki pozbędziemy się suchej i szorstkiej skóry na stopach. Dodatkowo ma ona wbudowaną funkcję automatycznego zatrzymywania się przy zbyt mocnym nacisku. Na to urządzenie mamy 3 lata gwarancji.
Jak łatwo się domyśleć tuż po powrocie do domu postanowiłam przetestować moje małe cacko. Od początku muszę zaznaczyć, że jestem osobą która o stopy generalnie stara się dbać, ale nie jestem jakoś szczególnie przeczulona. Regularnie ścieram zrogowaciałą skórę, względnie regularnie kremuję stopy na noc (oczywiście im cieplej na dworze tym częściej wykonuję tą czynność). Raz na jakiś czas nawet staram się zrobić coś ekstra jak natarcie stóp maścią nagietkową i otulenie ich ciepłymi skarpetami (baaardzo polecam, daje świetne efekty).
Jakież wielkie było moje zdziwienie kiedy podczas pierwszego użycia a moich względnie dobrze wypielęgnowanych stóp zaczęła się sypać ogromna ilość startego naskórka. Już po chwili naokoło mnie było wręcz biało (śnieg w czerwcu?), kilkukrotnie przerywałam zabieg żeby oczyścić pilnik, a stopy z chwili na chwilę robiły się coraz gładsze i gładsze...

Tak jak wspomniałam wyżej sprzęt ma wbudowaną funkcję automatycznego zatrzymywania się przy zbyt wielkim nacisku, której mi stety/niestety nie udało się sprawdzić. Uważam, że już delikatne przykładane pilnika w zupełności wystarczy żeby uzyskać pożądany efekt a mocniej bałam się przycisnąć w obawie, że zrobię sobie krzywdę.
Dodam jeszcze, że początkowo zastanawiałam się czy gładki plastik obudowy będzie wyślizgiwać się z ręki podczas używania, ale na szczęście obawy te okazał się całkowicie bezpodstawne- urządzenie bardzo pewnie i stabilnie leży w dłoni.
Ciężko powiedzieć na ile użyć wystarczy jedna rolka. Po pierwszym razie pilnik jest wiąż bardzo ostry. Sama wymiana jest dziecinnie łatwa. Zapasowe rolki kupuje się w opakowaniu po 2 sztuki (niebieska + koralowa) a ich cena to o ile się dobrze orientuję około 8 euro.

Czy polecam? Ja po pierwszym użyciu jestem absolutnie zachwycona ale podkreślam że moja opinia to tylko pierwsze wrażenie... i tak, zdaję sobie sprawę, że zwieńczeniem tego posta powinno być zdjęcie moich gładziutkich stópek, ale podczas przygotowywania fotek jakoś na to nie wpadłam, wybaczcie ☺
Pozdrawiam ♥

czwartek, 5 czerwca 2014

Balea Dusch-Soft-Öl Balsam recenzja + Nivea In-Dusch Body Milk pierwsze wrażenie.

Ostatnio pisałam tylko pozytywne opinie więc dziś dla równowagi we wszechświecie postanowiłam sobie trochę pomarudzić. Chciałabym Was zaprosić na recenzję kosmetyku firmy Balea Dusch-Soft-Öl Balsam.
Ideę balsamów pod prysznic wprowadziła oczywiście Nivea, jednak pierwszym kosmetykiem tego typu który trafił w moje ręce jest brzoskwiniowa wersja Balei przeznaczona dla osób o bardzo suchej skórze. Zawiera "bogaty kompleks olei" roślinnych i faktycznie jeżeli zagłębimy się w skład to na wysokich miejscach znajdziemy olej słonecznikowy, olej z awokado, olej ze słodkich migdałów a ponad to masło shea i glicerynę. 
Kosmetyk ma bardzo lekką konsystencję i neutralny zapach. Jego używanie szybkie i proste, kiedy jednak przyszło mi ocenić efekty działania poczułam lekkie rozczarowanie...
Ok, żeby nie było skóra po nim nie jest ani sucha ani szorstka, ale śpieszę dodać, że ciało mam raczej normalne. W pierwszej chwili można nawet wyczuć lekki film jednak po krótkim czasie on znika a my zostajemy z uczuciem, że nic właściwie nie zrobiliśmy....
Dodam jeszcze, że zarówno Balea jak i Nivea twierdzą, że balsamy pod prysznic to idealne rozwiązanie dla osób zabieganych, że używając ich będziemy oszczędzać nasz cenny czas. Szczerze? Może faktycznie uda się nam zaoszczędzić... no nie wiem... 2 minuty, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę efekty to okaże się, że czas poświęcony na natarcie się tym cudem straciliśmy bez sensu i nawet dość niska cena Balei nam tego nie zrekompensuje. 
Osobiście nie polecam tego kosmetyku nikomu a osoby o faktycznie bardzo suchej skórze wręcz przed nim ostrzegam.


Właściwie w tym wpisie chciałam tylko opisać swoje doświadczenia w powyższym jegomościem, ale będąc ostatnio u koleżanki zauważyłam pod prysznicem kosmetyki z Nivei. Z ciekawości zapytałam jakie jest Jej zdanie na ich temat i ku wielkiemu zaskoczeniu usłyszałam, że używa ich z wielkim zadowoleniem, od razu też zaznaczyła mi, że biała wersja (In-Dusch Body Lotion) jest Jej zdaniem o niebo lepsza. Dodatkowo dowiedziałam się, że w drogeriach pojawiły się miniaturki In-Dusch Body Milk, no więc postanowiłam sprawdzić na sobie działanie oryginału.
Od razu dodaję, że miniaturka to tylko 50 ml a nie 400 ml jak w przypadku Balei. Ta ilość wystarczyła mi dokładnie na jedno użycie, więc poniższa opinia to tylko pierwsze wrażenie.
Konsystencja jest jeszcze luźniejsza od Balei a zapach typowy dla klasycznych produktów Nivei. Skład nie tak ciekawy- produkt właściwie oparty jest na parafinie, ale mi akurat ona nigdy jeszcze krzywdy nie zrobiła, więc nie widzę powodu dla którego miałabym jej unikać.
Po użyciu na skórze wyczuwalny jest film, który o wiele lepiej się utrzymuje, dalej jednak nie można nazwać tego idealnym nawilżeniem. Jak na moje oko w przypadku tej wersji gra dalej nie jest warta świeczki.... choć przyznam, że Lotion mnie teraz kusi... (a niech Cie Aśka!!!☺)

Na koniec składy obu produktów:
Znacie? Lubicie?
Pozdrawiam ♥

wtorek, 27 maja 2014

Łazienka MANGO pachnąca

Zapach w mojej łazience to dla mnie ważna rzecz- podczas codziennego prysznica lub kąpieli lubię otaczać się ładnymi aromatami. To dla mnie chwile relaksu, czas odprężenia...
Dziś chciałabym pokazać Wam produkty, które ostatnio u mnie królują:
 Wiosna w pełni, aura coraz częściej rozpieszcza nas ciepłymi, słonecznymi dniami. W tej części roku najchętniej wybieram soczyste zapachy- aktualnie postawiłam na mango.

Żel pod prysznic Balea Mango Mambo

Ośmielę się stwierdzić, że żele to jedne z najpopularniejszych kosmetyków Balea. Za pojemność 300 ml  trzeba zapłacić około 0,65 euro, niektóre kolekcje są odrobinę droższe, ale cena tak czy siak nie przekracza 1 euro. Zdecydowanym walorem jest  wybór dostępnych wersji zapachowych, dodajmy do tego limitowane kolekcje i jesteśmy z aromatycznym niebie.
Mango Mambo to część aktualnej kolekcji letniej. Żel pachnie tak świeżo i soczyście, że aż chciałoby się go wypić z butelki.
Kosmetyk ma bardzo przyjemną konsystencję- nie jest ani za luźny ani za gęsty- ot taki w sam raz. Ma ładny pomarańczowy kolor. Na ciele tworzy przyjemną pianę a dodatkowo wypełnia łazienkę soczystym zapachem.
Przyznam szczerze, że do żeli Balea podchodzę zawsze z wielkim dystansem, jeden z nich (nie pamiętam który dokładnie) kiedyś mnie nieprzyjemnie uczulił. Tego problemu nie miałam przy Mango Mambo więc spokojnie mogę Wam polecić ten produkt.

Gruboziarnisty peeling Lirene Youngy 20+ Juicy Mango

O potrzebie ścierania martwego naskórka nie trzeba chyba pisać, każdy wie, że to jeden z tych zabiegów, który powinien być wykonywany regularnie w naszym domowym zaciszu. Aktualnie mi z pomocą przychodzi  gruboziarnisty peeling, który jest częścią serii Youngy 20+ od Lirene.
Kosmetyk ma gęstą, galaretowatą konsystencję i mocno wyczuwalne drobinki peelingujące. Podoba mi się fakt, że producent postanowił go zamknąć w stojącej tubie- zawartość ścieka na dół więc nie mamy problemu z wydobyciem produktu. Zapach jest lżejszy, trochę bardziej stonowany niż prezentowany powyżej żel pod prysznic jednak dalej jest to bardzo świeży i co ważniejsze wiernie oddany aromat mango.
Na opakowaniu znajdziemy obietnice poprawy miękkości i jędrności skóry, wygładzenia oraz skutecznego oczyszczenia i szczerze mówiąc nie można się z tym nie zgodzić, od tego są przecież peelingi ☺.
Pojemność to 200 ml.

Balsam do ciała Lirene Youngy 20+ Jucy Mango

Ostatnim kosmetykiem z mojej fantastycznej trójki jest balsam do ciała. Jest to część tej samej serii Youngy 20+ co prezentowany wyżej peeling.
Zacznijmy od zapachu, bo to temat przewodni tego posta. Podobnie jak wyżej balsam ma lekko stonowany, ale dalej świeży i bardzo przyjemny zapach mango.
Kosmetyk ma 400 ml pojemności i jest zamknięty w bardzo wygodne opakowanie.
Konsystencja jest standardowa jak na balsam do ciała przystało- jest dość lekka, ale nie lejąca się. Bezproblemowo można wydobyć produkt z opakowania. W tym miejscu zatrzymam się na moment- jak zapewne się orientujecie Lirene ma wiele kosmetyków zamkniętych w buteleczki o tym kształcie. Muszę przyznać, ze jestem ich dużą fanką- nie tylko są ładne i estetycznie wykonane, ale są bardzo praktyczne. Kiedy tylko zauważam, że produkt zaczyna się wykańczać stawiam go "na głowie" i bez walki zużywam resztę.
Wracając jednak do samej zawartości. Balsam po rozprowadzeniu na skórze dość szybko się wchłania nie robiąc problemów podczas ubierania się. Nie jest to może najlepszy nawilżacz świata. Jeżeli macie problemy z bardzo przesuszoną skórą to moim zdaniem na początek lepiej jest wybrać kosmetyki o bardziej treściwej konsystencji jak masła czy oleje. Jeżeli już uda się Wam doprowadzić ciało do odpowiedniego stanu to stosowanie tego balsamu pomoże Wam utrzymać właściwy poziom nawilżenia. Dodatkowo piękny zapach mango przez jakiś czas utrzymuje się na skórze co mi skutecznie poprawia nastrój.

Na koniec dla dociekliwych zestaw składów powyższych kosmetyków:
Dajcie mi znać na jakie Wy zapachy stawiacie tej wiosny?
Pozdrawiam :*

niedziela, 11 maja 2014

Balea- bodycreme Sheabutter- recenzja

Chciałabym Was dziś zaprosić na recenzję kremu do ciała z firmy Balea. Z góry szczerze uprzedzam- bardzo polubiłam się z tym kosmetykiem więc mam zamiar piać z zachwytu.... 
Jak każdy na pewno wie Balea to tak zwana marka domowa sieci drogerii dm. W ofercie kremów do ciała mamy do wyboru takie wersje jak kokos czy prezentowany powyżej masło shea, okresowo pojawiają się również limitowane kolekcje zapachowe jak np grejpfrut, brzoskwinia itp, myślę, że każdy znalazły coś dla siebie.
Krem zapakowany jest w plastikowy słoik o pojemności 500 ml, jego cena to mniej niż 2 euro.

Kosmetyk ma luźną, dość lekką konsystencję przypominającą balsam. Bardzo ładnie rozprowadza się na ciele i nie smuży. Po wchłonięciu zostaje lekko wyczuwalna warstwa, coś na kształt płaszcza ochronnego, która powoduje że skóra jest miękka, gładka i przyjemna w dotyku. Warstwa ta nie jest tłusta i nie przeszkadza podczas ubierania się. Dodatkowym atutem jest przyjemny lekki zapach kremu, określiłabym go mianem ciepłego, otulającego ale dalej neutralnego. Zapach ten przez jakiś czas jest wyczuwalny, jednocześnie nie kłóci się z innymi kosmetykami.
Coś co bardzo zainteresowało mnie w tym kremie to jego skład. Za wspomniane wcześniej niecałe 2 euro mamy produkt, w którym znajdziemy takie dobroci jak masło shea, olej arganowy, olej kokosowy czy glicerynę. Oczywiście jest to tani kosmetyk drogeryjny więc są tu również mniej przyjazne składniki, zresztą dla dociekliwych dodaję pełny spis:
Działanie kremu jest po prostu bajeczne. Kosmetyk przepięknie nawilża skórę. Wiele godzin po aplikacja jest ona wciąż miękka i gładka w dotyku. Kolejnym atutem jest duża wydajność spowodowana jego pojemnością oraz wspomniana wcześniej łatwość użycia.
Szczerze mówiąc nie dopatrzyłam się w nim żadnych minusów dlatego szczerze chciałabym Wam go polecić.

Jeżeli już testowałyście ten produkt lub inne wersje kremów do ciała z Balea to chętnie poznam Waszą opinię na ich temat. Ja mam zamiar w przyszłości powracać do nich. Następnym razem chyba skuszę się na jakiś soczyście letni zapach.
Pozdrawiam :*

wtorek, 10 grudnia 2013

Balea - Pflegende Lotion Pads 2in1 - recenzja

Ach jak to miło kiedy na naszej kosmetycznej drodze stają fajne produkty. Radość jest tym większa gdy te produkty mają do tego dobrą cenę i są łatwo dostępne ☺.
Dziś chciałabym Wam zrecenzować kosmetyk który podbił ostatnio moje serce i na stałe zagościł w fitnessowej kosmetyczce- będzie mowa o płatkach do demakijażu.
Testowałam już kilka typowych płatków do demakijażu oczu. Zawsze wybierałam te przeznaczone do demakijażu wodoodpornych kosmetyków- one nasączone są oleistą cieczą, która makijaż zmywać szybko powinna. Ja na co dzień i tak używam dwufazowych płynów, więc tłuste formuły zdecydowanie lubię. Niestety efekt końcowy był zawsze mizerny- stałam w łazience z czarnymi kołami na pół twarzy jak panda. Najbardziej mnie zawsze zaskakiwało to, że dość delikatny makijaż potrafił mi zafundować równie spektakularne plamy jak ten mocny. Zawzięta jestem, więc sięgałam po kolejny płatek- w końcu to nie może być aż takie trudne!!! Potem kolejny, i jeszcze jeden, a w rezultacie szaleńczo tarłam oczy i burczałam pod nosem słowa które ogólnie zostały uznane za wulgarne.... Po kilku podejściach do różnych firm zdecydowałam, że to zdecydowanie nie jest formuła dla mnie.

Płatki z Balea podsunęła mi przyjaciółka.Oczywiście na początku podziękowałam grzecznie opowiadając o moich wcześniejszych doświadczeniach, jednak ta była nieugięta. Obiecywała, że tym razem będzie inaczej i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu było, i to bardzo!!!
Całość zamknięta jest w wygodnym plastikowym opakowaniu zaciągniętym ochronną folią. Opakowanie zawiera 40 sztuk płatków (jak widać u mnie na zdjęciach okresowo można załapać się na promocję + 5 gratis) nasączonych dość mocno balsamem do demakijażu. Co ważne płatki nie wysychają do samego końca niezależnie od częstotliwości używania kosmetyku. Za opakowanie zapłacić trzeba około 2 euro i jest dostępny w każdej drogerii dm. 
Produkt ten przeznaczony jest do cery normalnej i mieszanej, można nim zmywać zarówno twarz jak i oczy. Są miękkie i przyjemnie grube, nie podrażniają skóry podczas używania. 
Z demakijażem twarzy nie mają żadnych problemów. Na pozbycie się kosmetyków kolorowych z oczu trzeba oczywiście poświęcić chwilę czasu, ale efekt końcowy jest zawsze bardzo zadowalający.
Moim zdaniem są świetnym  podręcznym rozwiązaniem. Mogą być nieocenioną pomocą w trudnych warunkach- na wspomnianym już przeze mnie fitnessie czy basenie, na wszelkich wyjazdach, choć przyznam, że z przyjemnością sięgam po nie również w domowym zaciszu.
Szczerze je Wam polecam ☺

Pozdrawiam ♥

niedziela, 7 lipca 2013

Małe rozdanie

Zawsze gdy gdzieś jest mowa o kosmetykach z Balei czy p2 pojawia się wiele komentarzy o tym, że chciałybyście przetestować te firmy ale nie macie do nich dostępu. Więc chciałabym Was dziś zaprosić na małe rozdanie z tymi właśnie firmami w roli głównej.

Przygotowałam dla Was dwa zestawy produktów




Zestaw fioletowy zawiera:
- nadający połysk szampon i odżywkę z firmy Balea Seidenglanz z ekstraktem z figi oraz perłami.
- lakier p2 950 like a movie star










Zestaw pomarańczowy zawiera:
- nawilżający szampon i odżywkę z firmy Balea Feuchtigkeits z ekstraktem z mango i aloesu
- lakier p2 910 feel tropical! 






Na koniec jeszcze kilka prostych zasad.

  1. Rozdanie organizuję dla moich publicznych obserwatorów.
  2. Zabawa trwa do 14.07.13 do północy. Po tym terminie postaram się jak najszybciej ogłosić wyniki. 
  3. Zadanie jest bardzo proste. Wystarczy w komentarzu pod tym postem napisać mi jaką obecnie muzykę lubicie słuchać najbardziej. Może macie swojego ulubionego wykonawcę, album lub konkretny utwór? Z chęcią posłucham Waszych typów i poznam nowe utwory :D. Nie zapomnijcie dopisać który zestaw chcecie wygrać.
  4. W zabawie biorą udział tylko prawidłowo wypełnione zgłoszenia.

To co- zapraszam serdecznie, bawcie się dobrze!!!
Pozdrawiam :*

sobota, 22 czerwca 2013

W nagrodę...

 Czasami w życiu człowieka zdarzają się takie dni za których szczęśliwe przeżycie sami sobie chcielibyśmy pogratulować.
Ostatnio właśnie mnie taki dzień spotkał- nie żeby coś złego, broń Boże- od rana po prostu miałam humor "czasem do mnie nie podchodź, a już na pewno nic nie chciej!!!". Jak na złość wszyscy podchodzili i wiele chcieli... Nikogo nie pogryzłam, nie zabiłam, uzbroiłam się w cierpliwość i przetrwałam dzień. Sami przyznacie, że za ten wyczyn należało mi się małe co nieco, a to "co nieco" prezentuje się właśnie tak :D

Oczywiście nie mówię o mydle Balea, które było tylko pretekstem do wejścia do dm'u. Niemniej uznałam, że warto pokazać, że aktualnie można znaleźć jagodową kolekcję limitowaną, która smacznie pachnie i pięknie wygląda. Z tej kolekcji mam również świetny i wygodny krem do rąk KLIK



A teraz przejdźmy do konkretów :)
Wiecie, że na punkcie cieni mam świra, zawsze powtarzam, że mogłabym mieć wszystkie cienie świata, od tego przybytku głowa by mnie nie bolała. Uwielbiam i tyle.
Ostatnio Manhattan odświeżył swoją szafę, dodatkowo weszła limitowana kolekcja Magic Up! Te zdarzenia skutecznie przyciągnęły moją uwagę.

Zacznijmy od wspomnianej limitowanki. W skład Magic Up! wchodzą między innymi 4 kremowe cienie o formule longlasting. Ze wszystkich kolorów KLIK wybrałam sobie soczyście limonkową zieleń 3 Glow Star. Kosmetyk pięknie rozciera się na skórze nie tworząc prześwitów. Ma mocno błyszczące ale nie przesadnie metaliczne wykończenie. Uważam, że świetnie będzie się sprawdzał solo (jeszcze nie testowałam) jak i w formie bazy pod cienie (już testowałam- jest super!!).

Kiedy już buszowałam po szafie Manhattan moją uwagę przykuł również zloty pojedynczy cień ze stałej kolekcji. 29G Touch of Gold to zgodnie z nazwą subtelny odcień złota, bardzo przydatny w makijażu do wykończeń, do rozświetlania, do... no zresztą sami wiecie :D
Cień również na skórze zachowuje się bez zarzutu, nie bryli (jest w ogóle takie słowo?), nie traci pigmentu. Zresztą moim zdaniem te produkty są naprawdę niezłej jakości i zasługują na uwagę.
Tak jak pisałam wcześniej firma odświeżała swój design, moim zdaniem zmiany są zdecydowanie na plus :)
No i ostatnie maleństwo to lakier do paznokci z Essence z serii colour & go. Jest to właściwie bezbarwny, przepięknie mieniący się milionem drobinek top coat o idealnie dobranej nazwie 103 space queen.
Lakier ma bardzo wygodny, profilowany, spłaszczony pędzelek. Już zdążyliśmy się polubić :D

I to już koniec, nie mam już nic... A tak na prawdę to mam całą masę nowości, ale staram się Was nie zasypywać takimi postami, co za dużo to nie zdrowo :D
Pozdrawiam :*



sobota, 17 września 2011

Balea, trochę pielęgnacji

Zapraszam Was na prezentację moich dzisiejszych zakupów popełnionych w drogerii dm :).

Obie rzeczy są z firmy Balea produkującej dla wspomnianej drogerii kosmetyki pielęgnacyjne. Osobiście markę tą bardzo lubię- mają produkty tanie i dobre a do tego bardzo obszerny, ciągle rozwijający się asortyment

Gdyby ktoś był zainteresowany ofertą marki to można się z nią zapoznać na stronie KLIK.


Antycellulitowy żel pod prysznic
Pojemność 200 ml
Koszt 2,45 euro

Żelu pod prysznic generalnie chwilowo nie potrzebuję kupować, narobił mi się dość spory zapas, sama nie wiem jak do tego doszło :D. Skończył mi się natomiast peeling do ciała.
Poniższy kosmetyk zainteresował mnie ze względu na ciekawy masująco-peelingujący aplikator. Zobaczymy jak się sprawdzi...
Sam produkt ma delikatny, przyjemny lekko cytrusowy zapach i jest baaardzo gęsty.


Skład:

Serum do dekoltu
Pojemność 100 ml
Koszt 3,95 euro

Producent obiecuje nam poprawę nawilżenia i napięcia skóry oczywiście pod warunkiem, że będziemy kosmetyku używać regularnie.
Produkt ma lekką formułę i ładnie się wchłania. Zaraz po aplikacji wyczuć można zapach alkoholu, który szybko wietrzeje, zapach końcowy jest bardzo delikatny.
Zapewne wiele z Was zwróci uwagę na alkohol denaturowany na 2 miejscu w składzie. Ma on działanie tonizujące, oczyszczające, odtłuszczające i odświeżające ale może podrażniać i wysuszać skórę. Ja oczywiście zwrócę uwagę na to w jaki sposób moja skora reagować będzie na ten kosmetyk choć przyznam, że mnie ten alkohol nie przeraża.


Skład:

Pozdrawiam :*

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...