Ale do brzegu- posłużę się słowami Klarki
Wczoraj, gryząc suchą figę, rozmarzyłam się, jak to
dobrze byłoby zjeść figę prosto z drzewa. Nawet nie bardzo wiem, jaki smak ma
świeża figa, no bo skąd? Przypuszczałam
jednak, że są mięciutkie i nie trzeba w
nie wbijać zębów z całej siły. Snując marzenia, zapomniałam się trochę- ciach- ugryzłam
się w język- cholerna twardawa skórka. Jak nagły ból to i mocny, wściekły
impuls do mózgownicy poleciał. Olśniło
mnie- to jest suszone! A jakby tak, jak rodzynki, trochę taką figę rozmoczyć?
Wrzucam do garnuszka parę fig i zalewam wodą. Zobaczymy.
- Czy u was moczyło się figi?- pytam Jaskóła, z
niejasnym przeczuciem, że może ja nie wiem, jak takie figi prawidłowo się
traktuje przed jedzeniem.
-Nie- mówi Jaskół- Nic mi nie wiadomo o moczeniu.
Jedliśmy zawsze takie suszone.
Hmmmmmm… szukam w necie- może jest jaki inny sposób
jedzenia fig. Nie znajduję. Ja kombinuję, a figi się moczą. Trochę niefajne mi
się wydaje przeżyć 50+ lat i nie wiedzieć, jak się niektóre rzeczy je.
Bezy zamiast fig