Cały dzień jest ponuro deszczowo- śnieżno i wichrowato, dlatego siedzę w domu. Po południu próbowałam posadzić nowe byliny, ale nadciągnęła paskudnie bura chmura i sypnęło białymi krupami. Gęsto, zimno i mokro Pfuj! Zwiałam kurcgalopkiem do ciepełka Kwiaty muszą trochę poczekać na rozprostowanie korzeni. Powinnam przelecieć odkurzaczem po areale, ale mi się normalnie nie chce. Zaglądam, zatem, na różne blogi. Wędrując od bloga do bloga natrafiłam na kilka bardzo serio- artystyczno- kulturalnych. Przeczytałam co nieco i… ogarnęła mnie zaduma. Kiedyś… kiedyś, kiedy skończyłam studia kulturalno- oświatowe (pedagogikę)- teraz to się pięknie nazywa animacja kultury- siedziałam po uszy w nowościach kulturalnych. Interesowało mnie dosłownie wszystko. Nowe filmy, książki, muzyka. Znani i nieznani reżyserzy, aktorzy, piosenkarze. Malarstwo stare i współczesne, rzeźba, plakaty. To był mój konik, żywioł. Wprawdzie mogłam „pracować w kulturze”, ale miałam zamiar (mieliśmy zamiar z ówczesnym mężem) pójść w świat i zabawić się w prowadzenie schroniska, ewentualnie domu wczasowego, co było całkiem realne. Niestety … mój koniunkturalny i snobistyczny mąż miał już od roku niezłą pracę i w sumie nie chciał z niej zrezygnować. Toteż to, co mi obiecał, lekko odsunął na bok i poszłam uczyć cudze dzieci. Nigdy nie było to moim marzeniem ani nawet zamiarem, ale życie jest brutalne… a co tam… uczyłam przez tyle lat i dobrze było. Wracając do sztuki, kultury…Czytając dzisiaj wspomniane blogi uświadomiłam sobie, jak daleko odeszłam od tego tematu. I uświadomiłam sobie również, że nie tęsknię za tym. Czy to jest jakiś rodzaj uwsteczniania się, ten brak uczestnictwa w życiu kulturalnym, choćby nawet biernego? Czy brak odczuwania potrzeby łażenia do kina, czy teatru to już jest przyzwolenie na pewien rodzaj „schamienia”? Czytam dużo recenzji w gazetach. Recenzji pozytywnych, negatywnych, dotyczących premier teatralnych, nowych książek, filmów, muzyki, malarstwa itp. Ogólne pojęcie o tym, co dzieje się w świecie kultury polskiej i zagranicznej, mam. Tylko ten brak ciągu na „bycie’ w niej mnie zastanawia. Być może obecny stan „mego ducha” tak oddziałuje na te sprawy. Kompletnie nie mam ochoty na wychodzenie poza bramę ogrodu. Żadnej. Coś jeszcze mnie zastanowiło. Czytając niektóre blogi związane z twórczością ich autorów, czy recenzowaniem, czy nawet opowiadaniem o wydarzeniach kulturalnych zauważyłam jakąś hermetyczność jednych i sztuczność innych. Być może moja ocena jest nietrafna, ale pierwsze wrażenia są istotne dla odbioru i one potem decydują, czy się wraca do danego bloga, czy nie. Do lektury niektórych pewnie wrócę z przyjemnością inne będę omijać z daleka. Jak i przy innego rodzaju blogach.
Zdjęcia robiłam wczoraj wieczorem, dlatego są ciemne
Na wysokim pniu wierzby usiadł kos i zaczął wyśpiewywać swoje wiosenne trele. Polowałam długo, żeby sfotografować jego otwarty dziób.Gdy kos darł się wniebogłosy, na rynnie przysiadł wróbel i głośno ćwierknął. W kosa jakby grom strzelił. Przerwał w połowie trelu. Chwilę milczał, a potem coś zaskrzeczał ochryple.
Na to wróbel z ćwierkotem poderwał się i usiadł na drutach nad kosem. Na chwilę tylko, bo szybko poleciał dalej w pole.
Kos pomilczał jeszcze trochę, potem przeskoczył na drugi pień wierzby i zaczął wyśpiewywać swoje trele dalej. Ciekawa jestem, co też panowie sobie powiedzieli :)