Czas na 2 część notki o moich doświadczeniach z przyjmowaniem Izoteku. Tu opisałam moją historię walki z trądzikiem, a dziś chciałam się skupić na konkretach związanych z zażywaniem tego leku.
Od czego zacznę... Mówi się, że izotretynoina jest ostatnią deską ratunku w leczeniu trądziku. Zgadza się, jest to lek inwazyjny i należy rozważyć wszystkie za i przeciw przed podjęciem decyzji. Ja przekopałam Internet wzdłuż i wszerz, czytałam wielostronicowe wątki na forach i mogę powiedzieć, że byłam po tym gotowa na wszystko ;-) Warto wiedzieć wszystko o przyjmowanym leku, ale też zalecam dystans. Nie wszystko co przydarzyło się kasi18 musi przydarzyć się tobie. Reakcja na izotek jest indywidualna i tak jak możesz doświadczyć wszystkich skutków ubocznych opisanych w ulotce, równie dobrze możesz przejść kurację bardzo łagodnie. Ja np. byłam pewna, że będę wysuszona na wiór z superłuszczącą się twarzą, a do tej pory się nie łuszczę ;)
A jeśli przestraszysz się ewentualnych skutków ubocznych i zrezygnujesz na rzecz innych sposobów - spoko :) Jak dla mnie jest to swojego rodzaju kuracja dla zdesperowanych, którym już kompletnie wszystko jedno, byleby tylko pozbyć się tego potwora ze swojego życia. Sama nastawiałam się psychicznie kilka miesięcy na tę kurację, ale teraz żałuję, że zdecydowałam się tak późno.
Od czego zaczynamy?
Oczywiście od pójścia do dermatologa, który przeprowadzi z nami wywiad m.in o tym, czym dotychczas leczyliśmy trądzik. Żaden lekarz nie powinien przepisać Izoteku (tak będę potocznie pisać o tym leku), jeśli pacjent nie przeszedł bezskutecznie kuracji retinoidami zewnętrznymi (maściami, żelami itd) przynajmniej przez rok, dwa oraz antybiotykiem wewnętrznym. Trzeba też wykluczyć problemy hormonalne.
Ja po 8 latach trądziku miałam można powiedzieć, 'przerobione' już wszystko ;-) Chciałam już tylko i wyłącznie izoteku, ale najpierw poczekałam na opinię pani dermatolog. Po oglądnięciu mojej twarzy, czoła, dekoltu i pleców i dowiedzeniu się, ile mam lat, od razu zaproponowała leczenie izotekiem. Stwierdziła, że to już jest trądzik osoby dorosłej, o którym szerzej możecie przeczytać np. tutaj. Faktycznie zgadzało się bardzo wiele. Podczas wizyty dermatolog spytała mnie też, czym się nakremowałam i trochę się zdziwiła, jak powiedziałam, że niczym... Musiałam się pięknie świecić, aż taki miałam łojotok ;) Czułam się wtedy okropnie, miałam wysyp nawet tam, gdzie nigdy w życiu nie miałam - na plecach, wyżej na policzkach, strefy przedtem nietknięte trądzikiem. A włosy...Tragedia. Przetłuszczały się tak niesamowicie, że musiałam myć codziennie. Wypadało ich też więcej niż zwykle.
Do rzeczy! Na 1 wizycie nie dostałam z marszu recepty, a skierowanie na badania - morfologia, cholesterol, próby wątrobowe, dwa testy ciążowe - z moczu i krwi. Z wynikami miałam się zgłosić i dopiero wtedy rozpocząć leczenie. Załatwiłam to szybko, wyniki były dobre i bez problemu dostałam receptę - na początek 20 mg dziennie przez miesiąc, co jest taką bezpieczną, wyjściową dawką.
Dawka i czas kuracji.
Ustala lekarz. Ogólnie chodzi o to, że trzeba przyjąć określoną ilość izotretynoiny na kg ciała, żeby uznać kurację za zakończoną. Ta dawka skumulowana powinna wynosić 120-150 mg/kg masy ciała. Kuracja może trwać kilka miesięcy, jeśli codziennie będziemy przyjmować duże dawki leku, może trwać rok i więcej, jeśli taka jest wizja lekarza, że woli przepisywać mniejsze dawki. No i trzeba uwzględnić, że organizm różnie może przyjąć izotek, różne skutki uboczne, zmienianie dawki w trakcie kuracji z większą na mniejszą, to wszystko wydłuża leczenie.
U mnie dermatolog miała zdrowe podejście, które mi osobiście odpowiadało. Założyła leczenie na ok. 7 miesięcy, żebym, jak to ujęła - ''przed wakacjami miała już spokój'' ;-) Zaczęłyśmy od 20 mg na dzień, w następnym miesiącu 30 mg, aż stanęłyśmy na dawce 40 mg, na której jestem już 2 miesiąc. Również mi zależało, żeby brać w miarę duże dawki, bo nie miałam ochoty pierdzielić się z tym izotekiem nie wiadomo jak długo ;)
Badania i dieta.
Co miesiąc dostawałam skierowanie na badania, żeby sprawdzić, jak organizm znosi lek. U mnie tylko cholesterol podskoczył lekko ponad normę, ale jest to uważane za normalne przy przyjmowaniu izotretynoiny. Powinno się w tym czasie uważać na tłuste jedzenie, fast-foody, niewskazane jest również dostarczanie w nadmiarze do organizmu witaminy A, bo już sama izotretynoina jest pochodną witaminy A.
Ja jakoś nieszczególnie zmieniłam swoje życie ;-) Może po pierwszych badaniach, jak podskoczył mi cholesterol, starałam się polepszyć dietę, ale później ... nie myślałam o tym ;-) Jadłam normalnie, jak zawsze, nie mam jakichś strasznych nawyków żywieniowych, więc nie popadałam w paranoję. Nie powinno się też pić alkoholu w nadmiarze (szkoda wątroby, która już swoje przeżywa). Ja od czasu do czasu wypije jakieś wino czy piwo, w małych ilościach.
Skutki uboczne.
Chyba najbardziej dla wszystkich interesujące ;-) No cóż, czego można się spodziewać? Nie będę kopiowała ulotki leku, jeśli kogoś interesuje - tutaj dowiecie się wszystkiego :) Najpowszechniejsze skutki uboczne to suchość skóry, oczu, nosa, ust, bóle głowy, mięśni, uczucie zmęczenia i 'połamania', może pogorszyć się nieznacznie wzrok, izotek może też trochę namieszać w cyklu miesięcznym.
Ale o czym przede wszystkim należy pamiętać, najbardziej niebezpieczne działanie izotretynoiny to jej teratogenność - uszkadza płód. Dlatego zajście w ciążę w trakcie kuracji i miesiąc po jej zakończeniu jest absolutnie zabronione. Przed rozpoczęciem leczenia przedstawia się ujemny wynik testu ciążowego (z krwi) i podpisuje oświadczenie, w którym zobowiązuje się do stosowania skutecznej antykoncepcji w trakcie brania leku. Lekarz może, ale nie musi, oczekiwać przedstawiania co miesiąc aktualnego testu ciążowego.
Jak było u mnie z tymi skutkami ubocznymi?
Przez 1 miesiąc (20mg) nie działo się praktycznie nic złego, a wręcz przeciwnie. Cera ładniała z dnia na dzień, wyskakiwały mi niewielkie krostki, które nie miały nic wspólnego z bolącymi gulami z przeszłości. Nie doświadczałam żadnej suchości, przez ten 1 miesiąc nawet rzadko kremowałam twarz - w ogóle nie czułam takiej potrzeby. Po 3 tygodniach zauważyłam, że moje włosy przestały się przetłuszczać i są wprost zajebiste ;-) Mogłam je myć co 3-4 dni, co dla osoby, która całe życie miała przetłuszczające się włosy jest swego rodzaju szokiem :-D Dobrze się układały, zrobiło się ich jakby więcej (pewnie przez to, że nie były oklapłe), nie wypadały - włosy lubią izotek ;-))
2 miesiąc 30 mg - zaczęłam już powoli odczuwać działanie leku. Przesuszał mi się nos w środku, usta, musiałam już częściej nawilżać twarz, bo budziłam się rano z uczuciem lekkiego pieczenia. Nie występowało żadne łuszczenie twarzy. Trochę bolały mnie nogi, rano byłam połamana. Dużo spałam, ale ciężko powiedzieć, czy to przez izotek. Jeśli wyskoczyło mi coś na twarzy, goiło się bardzo długo, bo na izotekowej skórze w ogóle wszystko się ciężko goi. Na plecach pojawiły mi się wielkie, bolące gule - dziękowałam Bogu, że twarz została oszczędzona ;)
3 i 4 miesiąc 40 mg - no na 40 to już mogę powiedzieć, że COŚ się działo ;) Przede wszystkim suchość, suchość, suchość ... Nawet nie twarzy, którą już codziennie smarowałam Cetaphilem, ale nosa i ust. W nosie cały czas miałam bolące strupy, usta popękane i przesuszone i niestety oczy też nie zostały oszczędzone. W połowie grudnia miałam często uczucie piasku w oczach, rano miałam kompletnie sklejone powieki. Kropelki nawilżające niewiele pomagały i pod koniec grudnia poszłam do lekarza z zapaleniem spojówek. No mogę powiedzieć, że to na razie najbardziej nieprzyjemny skutek uboczny, który mnie spotkał ze strony izoteku, ale wiem, że sama też jestem sobie winna - zacierałam oczy, zaniedbałam trochę ten przesusz. W tym momencie już jest w porządku, dostałam kropelki z antybiotykiem i żel nawilżający i jestem wyleczona, po prostu nie można zaniedbać regularnego nawilżania.
Za to cera na 40 coraz lepsza i ładniejsza, na twarzy nic nie wyskakiwało, z pleców też wszystko zeszło. Więc są plusy i minusy większej dawki, ja nie żałuję, bo cera jest dla mnie w tym momencie priorytetem. Co do włosów, nadal fantastycznie, ogólnie nic ich nie może przetłuścić ;) Zazdroszczę dziewczynom, które naturalnie mają suche włosy, to wielka wygoda myć włosy 2 razy na tydzień ;)
Dotychczasowe efekty:
Sierpień przed rozpoczęciem kuracji i styczeń po 3,5 miesiąca leczenia.
Co jeszcze mogę napisać? Jestem na półmetku, ale już teraz wiem, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć względem mojej cery. Wiadomo, że nie jest idealnie, bo są przebarwienia, ślady, w niektórych miejscach dziurki, ale mogę powiedzieć, że w przeciągu 3 miesięcy mogę wyjść bez makijażu z domu bez uczucia wstydu, nie budzę się rano i nie oceniam z rozpaczą twarzy w lusterku, nie szukam cudownych metod leczenia trądziku, nie stosuję coraz to nowszych kosmetyków, mydełek, żelów, maseczek, witamin. Moja pielęgnacja teraz jest baaardzo znikoma, myję twarz raz dziennie żelem Facelle, kremuję Cetaphilem, czasem używam masła kakowego z Ziai, jak chcę bardziej natłuścić twarz. Nie peelinguję, bo się raczej nie powinno, od czasu do czasu używam mydła detoks, które silniej oczyszcza cerę i mi nie szkodzi. Jest różnica, wcześniej nie wiedziałam co używać, żeby mi nie zaszkodziło.
Na pewno nie poruszyłam wszystkiego co mogłam, dlatego ew. pytania w komentarzach proszę :)