Od kilku dni aż mi ślinka cieknie, gdy widzę na niektórych blogach zbiory czereśni. Uwielbiam te owoce, zwłaszcza czerwone. U siebie w ogródku mam też wielkie drzewo takowych i każdego roku zajadałam się nimi bez opamiętania. Są takie słodkie i soczyste. Niestety w tym roku jak nigdy przedtem, musiałam pogodzić się
z faktem, że nie najem się czereśni. Kiedy pewnego dnia zjawiłam się w ogrodzie na drzewie już ich nie było. Szpaki niczym zgłodniała szarańcza wyjadły dosłownie wszystko, pozostawiając na drzewie zaledwie kilka nadających się do spożycia owoców, a na ziemi całe mnóstwo rozkładających się i podziobanych resztek. Strasznie się tego dnia zeźliłam, ale cóż mogłam poradzić. Ptaki też muszą coś jeść tylko dlaczego nie zostawiły dla mnie choć trochę? Ja zawsze zostawiam im część do spałaszowania. Ot sprawiedliwość. Na szczęście szpaki nie lubią truskawek. Mam całkiem spore poletko
i od lat uprawiam tylko jedną odmianę, a mianowicie Senga Senganę. Jest to odmiana dość późna i dopiero teraz nastąpił ich wysyp. Są przesmaczne. Owoce są duże, aromatyczne, słodkie
i ciemno czerwone. Są też bardzo plenne i odporne na choroby
i przemarzanie. Zwykle sadze młode krzaczki w dobrze nawiezionej obornikiem ziemi, którą przykrywam agrowłókniną. Dzięki temu nie rosną chwasty, ziemia jest zawsze ciepła i wilgotna, a same owoce czyściutkie.
Wczoraj zebrałam całkiem sporo truskawek. Aż oczy się śmiały na ich widok.
Przetwory więc czas zacząć. Ponieważ nie jadam ciasta, zwykle większość owoców wyjadamy w stanie surowym, a jak już nam uszami wychodzą, zabieram się za przetwarzanie. Dżemy, konfiturki i moje ulubione musy, które na zimę zamrażam. Jednak najsmaczniejsze są świeże.
Takie lubię najbardziej. Pychotka.
Ponieważ jednak truskawki dopiero zaczęły solidnie owocować,
a dotychczas pogoda była w kratkę i nie zawsze mogłam wyjść do ogrodu, w wolnym czasie starałam się zrobić coś na zadanie w kolejnym kroku nauki decu u Justynki. Wiecie, że tym razem były to spękania jednoskładnikowe. Nigdy wcześniej tego nie robiłam więc tym bardziej miałam ochotę odrobić lekcję. Nie będzie to nic wielkiego. Wzięłam na tapetę to, czego u ogrodnika nie brakuje. Zwykła ceramiczna doniczka. Pomalowałam ją na jakiś taki niebieski kolor.
Potem nałożyłam cienką warstwę medium do spękań i pomalowałam na kremowy kolor. Tu musicie mi wybaczyć gdyż
z rozpędu zapomniałam zrobić fotki. Następnie nakleiłam papier decu z motywem bratków. Same spękania wyszły delikatnie. Moje spostrzeżenie. Jeśli chcemy wyraźniejsze spękania to warstwa farby, którą kładziemy na medium powinna być dość gruba.
W przeciwnym wypadku spękania będą bardzo delikatne lub znikome.
Na zdjęciach widać wyraźnie, że tam gdzie farby mniej to spękania są delikatniejsze.
By dodać doniczce troszkę charakteru i ją postarzeć, brzegi lekko przetarłam i popaćkałam patyną.
Ogólnie jestem zadowolona z pierwszej próby dotyczącej spekań. Pracę zgłaszam oczywiście do czwartej lekcji decu.
Pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco z nadzieją, że taka gorąca pogoda wkrótce nas nawiedzi.