Przyszła pora, żeby pokazać Wam najnowsze pudełko ShinyBox. Dzisiaj będzie bez słodzenia. W sumie wręcz przeciwnie - ponarzekam sobie, mimo że dostaję te pudełka za darmo. Nie jestem zadowolona z zawartości i to nie pierwszy raz, ale do rzeczy.
Lipcowe pudełko ShinyBox nosi nazwę Beach, please! Czy ma coś wspólnego z plażą? No nie. Miało to być pudełko letnie, zatem pewnie wszyscy spodziewali się jakiegoś balsamu po opalaniu, kosmetyku utrwalającego opaleniznę lub coś w ten deseń. Nic takiego w tym boxie nie znajdziemy. Przejdę do prezentacji zawartości, która podzieliłam na 3 sekcje: produkty, które mi się podobają i ich użyję; produkty w stylu jakoś ujdzie i które weźmie sobie Wojtek i rzeczy, z których nie jestem zadowolona, a oczywiście w czyjeś ręce trafia (bo nienawidzę wyrzucać kosmetyków).
Kosmetyki, które mi się podobają i chcę je wypróbować są... tylko dwa. Jest to tusz do rzęs od Pierre Rene i kula kąpielowa Strenders. Trzecia rzecz to kupon rabatowy.
Nie znam tuszów do rzęs marki Pierre Rene, zatem chętnie wypróbuję jego właściwości, jak już pozbędę się przedłużanych rzęs. Ta marka jakoś mnie nie kusi, mimo że próbowałam kilku produktów z asortymentu. To, że w pudełku znalazł się tusz uważam za plus, bo dawno nie było kolorówki i dobrze, że padło na tusz, bo co jak co, takiego kosmetyku używa niemalże każda kobieta.
Posiadam wannę, zatem jestem zadowolona z obecności kuli do kąpieli. W dodatku pachnie ona intensywnie różą, a ja zapachy różane bardzo lubię. Z chęcią ja przetestuję i muszę powiedzieć, że ten produkt ratuje niejako pudełko.
Podoba mi się też kupon rabatowy. Na pewno z niego skorzystam i kupię sobie coś z Gliss Kura, zapewne wybór padnie na odżywkę bez spłukiwania lub coś w tym stylu.
W drugiej grupie, czyli rzeczach, które przygarnie Wojtek znalazły się 3 produkty: szampon-miniaturka Gliss Kur, dezodorant Rexona i gąbka Strenders.
Niestety są to kosmetyki drogeryjne, niczym się nie wyróżniające. Wojtkowi akurat skończył się antyperspirant, więc z chęcią przygarnął ten, tak samo z szamponem, bo na pewno go wykorzysta. Natomiast gąbka to gadżet i jest dodatkowo malutka. Ja nie używam gąbek, jednak Wojtek chce jej spróbować - niechaj bierze.
Pora na 3 grupę, czyli kosmetyki, które mi się nie podobają, które się nie przydadzą i trafią w inne ręce. Są to: serum do włosów Radical, pomadka Delia, kostka myjąca Dove i próbka henny.
Kosmetyki ogólnodostępne, tanie. Mydło Dove nie pierwszy raz się tu pojawia, ale chyba nikt nie chce zwykłego, drogeryjnego mydła w pudełku kosmetycznym. Znając moje włosy, serum Radical nie przypadnie mi do gustu. Kolejna rzecz to pomadka z Delii. Nie lubię tej firmy - prawie nic mi się nie sprawdza, a w ShinyBoxie już trochę tych rzeczy było. Na deser zostawiłam próbkę henny do włosów. Nie dość, że opakowanie zawiera tylko 10g produktu i starczyłoby na włosy długości 2cm, to oczywiście kolory wysyłane są losowo... no i jak to henna, ma same ciemne odcienie.
Podsumowując, z pudełka zupełnie nie jestem zadowolona. Zawartość jest słaba, rozczarowująca i gdybym kupiła sama to pudełko to na pewno byłabym wściekła. Drogi ShinyBoxie, co się z Tobą stało?! Kiedyś było to fajne pudełko, wypełnione ciekawymi, często naturalnymi produktami, a od kilku dobrych miesięcy jest bieda. Bywają pudełka lepsze i gorsze, ale lipcowe przeszło samo siebie. Nie wiem czy zmienił się zarząd, czy marketing, ale czemu jest ostatnio tak kiepsko? Chciałabym, żeby te pudełka wyglądały tak jak mniej więcej 2 lata temu. Poznałam dzięki im wiele świetnych marek kosmetycznych, z wielu kosmetyków byłam zadowolona... a teraz? Teraz często zostawiam sobie 1 rzecz, a reszta wędruje w ręce rodziny i znajomych. I chyba to najlepszy komentarz do tego.
Dajcie znać, czy też macie takie wrażenia ;)