Spotykałam się z proteinami już od dawna. Najpierw, na samym początku zupełnie nieświadomie, że są proteinami nakładałam je na włosy pod postacią domowej maski z żółtkiem, potem już świadomie pod postacią domowej maski z żółtkiem, zdarzyło mi się też moją sierść zalaminować, próbowałam również zaprzyjaźnić się z maską Isany z proteinami pszenicy. I każda z tych przygód kończyła się bardzo podobnie - niewiarygodnym sianem na głowie (a mam włosy w kolorze siana). Najbardziej spektakularny efekt uzyskałam dzięki żelatynie - wykorzystam ją zapewne, jeżeli będę się przebierać za czarownicę z okazji Halloween :D
Po tych wszystkich eksperymentach podchodziłam do protein - uwielbiam ten zwrot - jak pies do jeża. Moje włosy wyglądają coraz lepiej, nie chciałam się cofać i mieć znowu przesuszonych włosów, więc na długo, długo z protein zrezygnowałam całkowicie. Jednak naczytałam się gdzieś, że włosy mogą być osłabione, że wzmacniają, że błyszczące, że proteiny to cud, miód, że dają lepsze efekty wizualne niż silikony, trzeba tylko dobrze dobrać i umiejętnie się z nimi obchodzić. Tak więc zaczęłam gromadzić informacje, a w mojej głowie wykluł się pewien pomysł. Chciałam domowe proteiny (ale nie pszenicy i nie żelatynę, również nie jajko) hydrolizować. Co mi się oczywiście udać nie mogło, ale proteiny na włosy nałożyłam i efektu - kolejne świetne wyrażenie - piorun w miotłę - nie uzyskałam :) Już się wygadałam, to może teraz przejdę do rzeczy.
Co i po co?
Chyba nigdy do tej pory nie używałam w pielęgnacji włosów mleka! Zdecydowałam więc, że to ono będzie źródłem protein. Postanowiłam dodać do niego odrobinę octu jabłkowego (a nóż - widelec odrobinę się z hydrolizuje) w celu domknięcia łusek i wymieszałam to wszystko z maską Biovax do włosów blond - coby ich nie przesuszyć, a jest w niej i olej nawilżacze.
Jak?
- Do buteleczki po próbce szamponu (ale to raczej nie ma znaczenia) wlałam 2 łyżeczki mleka (miałam tylko 0,5%).
- Dodałam 3-4 krople octu jabłkowego.
- Wymieszałam.
- Odstawiłam na około 5 godzin - mieszałam to tak w okolicach obiadu.
- Wylałam do pojemniczka - mieszanka miała konsystencję jogurtu naturalnego.
- Wymieszałam z maską - 1 porcja mieszanki, 2 porcje maski - i nałożyłam na włosy (nie pamiętam czy przed, czy po myciu).
Efekty
Więc tak - pierwszy raz nie zaobserwowałam żadnego z objawów przeproteinowania (poza lekko przesuszonymi, wysokoporowatymi końcówkami). Reszta włosów była wygładzona i zdecydowanie bardziej błyszcząca. Jak dla mnie super!
A jak Wasze włosy reagują na proteiny? Czy tylko moje aż tak ich nienawidzą? Teraz mała zmiana tematu :)
Życzenia
Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć Wam wszystkim zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, wielu przyjaciół, miłości, wygranej w Totolotka i mnóstwa, mnóstwa kosmetyków pod choinką ;)
PS: W najbliższym czasie planuję podsumowanie mojego Planu, dodanie zdjęcia włosów(!), oraz szybkie sprawozdanie z farbowania Cassią Khadi itp., itd.
PS2: Słyszałyście o tym, że niby to, co robimy w Wigilię, będziemy robić codziennie przez cały rok? Może codziennie będę dodawać posty na bloga! :D