Godzina? 00.30. Siedzę na łóżku, właśnie wyłączyłam komputer, ale obok leży odblokowany telefon, a ja w przerwie czytam jeden z blogów. A właśnie, w przerwie czego?
Rzęsy i brwi - olejek rycynowy nałożony. Niechże da jakiś bardziej wymierny efekt, bo chcę o nim napisać na blogu. Od tygodnia sucha skóra na nogach. A tak, zabalsamowałam całe ciało i czekam na wchłonięcie. Dlatego nie mam na sobie pidżamy.
Jeszcze tylko stopy i dłonie, bo tu skóra łuszczy mi się zawsze, pomadka, bo tłuszcz na ustach trawię tylko wtedy, kiedy śpię i olejek na paznokcie, bo kiedyś trzeba go zużyć. Ale to jeszcze nie teraz, bo utłuszczę ekran. Najpierw niech balsam się wchłonie. I żeby tylko nie dotknąć twarzy, bo czysta, a maść już dawno nałożona. A może by tak jeszcze naolejować włosy?
I wtedy usłyszałam, że ktoś z domowników wybrał się na nocną przechadzkę. Wyobraziłam sobie mnie, na łóżku, obstawioną tym wszystkim, czym mam się posmarować, czy raczej - co usilnie chcę zużyć, bo w kolejce czeka fajniejsze, z wchłaniającym się balsamem i laptopem. Niezły widok.