No i z moich wczorajszych planów nic nie wyszło, a wszystko przez tą burzę. Gdy leje i grzmi, to u nas najczęściej wyłączają prąd, więc wczoraj na wszelki wypadek nawet nie próbowałam odpalać komputera, a wieczór asekuracyjnie spędziliśmy przy świeczkach. Okazała się nie być niezbędne, bo w sumie prąd znikał tylko na chwilki, ale za to było bardzo miło :-).
A dziś mogę pokazać obiecane anioły. Na początek dwa, bo znów chcę dużo zdjęć pokazać, a przy sprzyjającym wietrze jutro będą kolejne (choć dobrze wiadomo, że moje jutro może nadejść dopiera za kilka dni ;-)).
Więc pierwsza będzie anielica Ewa - cudowne zamówienie, którego podjęłam się z wielką chęcią, choć trochę się bałam, że nie zdążę, ale wszystko się udało :-). Cudowność tego zamówienia polegała na tym, że Ewa jest anielicą, którą otrzymała na zakończenie roku szkolnego (i pożegnanie szkoły jednocześni) nauczycielka Karolka - pani Ewa.
Pani Ewa, czyli pani o dość krótkich, lekko kręconych, ciemnych włosach, najczęściej widywana w spodniach i tuniczkach.
A na zakończenie roku szkolnego z nieodzownymi kwiatami w ręku ;-)
A w ogóle, to Karol zauważył, że anielica nie ma imienia, więc proszę bardzo - oto i on :-)
No i w ogóle nie napisałam dlaczego mi się tak pomysł spodobał - bo uznałam, że byłby to piękny i niebanalny prezent, i gdybym miała być nauczycielką, to bardzo bym się z czegoś takiego ucieszyła :-). Co mnie wprowadziło w dobry nastrój, bo świetna jest świadomość, że się robi coś co by się samemu chciało mieć :-)
A wraz z Ewą przedstawię Wam anioła uszytego dla Uli na jej trzydzieste urodziny.
Tak na prawdę jest to pierwszy anioł - chłopiec, jakiego szyłam dla dziewczyny - do tej pory moi chłopcy trafiali tylko do chłopców.
Z daty wyszytej na spodenkach wynika, że jutro anioł powinien do Uli trafić :-)
I na dzisiaj tyle - myślę, że tyle zdjęć jak przebrniecie to na jeden raz wystarczy :-)
Pozdrawiam serdecznie wszystkich tu zaglądających :-)
Oj, i nawet nie zdążyłam się ucieszyć z tego, że liczba obserwatorów mi się pięknie zaokrągliła i dobiła stówki :-) Ale i za bardzo nie mogę się tu narozpisywać o tym, bo małe kochane coś trzyma mnie za rączkę i twierdzie, że lulu ta mami, co dla mnie oznacza tyle, że muszę stąd szybko spadać....