poniedziałek, 30 września 2013

Janosch "Poczta dla Tygryska"

Autor: Janosch
Tytuł: "Poczta dla Tygryska"
Ilustrował: Janosch
Tłumaczenie: Emilia Bielicka
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2003, wydanie I
Stron: 46
Wiek dziecka: 0+


Dzięki Paniom w bibliotece udało się nam dostać kolejną książkę z przygodami Misia i Tygryska.

"Poczta dla Tygryska. Opowieść o tym, jak Miś i Tygrysek wynaleźli pocztę, pocztę lotniczną i telefon" utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem zauroczona tymi historyjkami, przyznam się szczerze.

Tym razem problem Misia i Tygyska polega na tym, że kiedy Miś nad rzeką łowi ryby, Tygrysek w domu czuje się strasznie samotny. Prosi więc przyjaciela, aby napisał do niego z daleka list. Miś spełnił życzenie, ale napisany list przyniósł Tygryskowi wieczorem, gdy powrócił do domu. A to nie o to chodziło, prawda?
"Bo teraz Miś i tak był już we własnej osobie z powrotem w domu".
Tygrysek w nocy obudził się i poprosił Misia, żeby następnego dnia przysłał list wcześniej. Przyjaciel pragnął spełnić to życzenie, ale niestety ani Gęś elegantka spiesząca na pogrzeb, ani gruba ryba, która prawdopodobnie nie słyszała prośby, ani zwinna Myszka, której powiew wiatru porwał list, ani też Lis, ani Słoń płynący łódką, ani też osioł z plecakiem i chłopina z długim nosem nie pomogli Misiowi. I historia ta pewnie skończyłaby się smutno, gdyby nie Zając w szybkobieżnych butach, który ochoczo zabrał list i dostarczył Tygryskowi:
"- Poczta dla Tygryska! - wrzasnął Zając i Tygrysek zerwał się na równe nogi.
- Co takiego, od kogo, do kogo? - wykrzyknął.
- Dla Tygryska - odrzekł Zając.
- O, dla Tygryska to znaczy dla mnie, bardzo dziękuję!
I zaczął tańczyć z radości, wskoczył na stół, ze stołu skoczył na krzesło, z krzesła na łóżko, a z łóżka na kanapę. I czytał list tam i z powrotem, tam i z powrotem. Teraz znów miał na wszystko ochotę, obrał cebulkę i ugotował ziemniaki. Pozamiatał w pokoju i życie było piękne."
Życie stało się tak piękne dla Tygryska, że i on postanowił sprawić przyjemność swojemu przyjacielowi i napisał list do Misia. Zaczęli do siebie pisywać codziennie, potem postanowili sprawić radość cioci Gąsce i napisali list do niej. Ruszyła lawina korespondencji między zwierzętami. Nawet Słoń postanowił napisać list do swojej żony w Afryce. Ale tego listu zając już nie mógł dostarczyć - pomógł im gołąb pocztowy.

Na wzrastający popyt na pisanie listów rozwiązanie musiał znaleźć też Zając, który zorganizował leśną pocztę:
- Musicie pracować szybko i dyskretnie - zapowiedział im.
- Nie wolno wam czytać listów ani komukolwiek opowiadać, co w nich jest napisane. Zrozumiano?
- Zrozumiano! - odkrzyknęły zające w szybkobieżnych butach i wszystko było jasne.
Ale jak to w życiu bywa, lepsze jest wrogiem dobrego, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wkrótce okazało się, że nawet gdy Miś z Tygryskiem są razem w domu lecz w innych pokojach, to ich wzajemna tęsknota do siebie jest tak wielka......, że wymyślili telefon.



Prawda, że urocze?

Zakochałam się w przygodach Misia i Tygryska, a i starszy synek też uśmiecha się na wspomnienie niektórych ich wynalazków, przygód i zachowań. Szczerze zachęcam do zapoznania się z twórczością Janoscha skierowaną do dzieci. To ciepłe, pełne ludzkich uczuć opowiastki, napisane prostym językiem. Poza tym przygody zwierzątek są pięknie zilustrowane.

Aha, czytając po raz pierwszy o Misiu i Tygrysku byłam ciekawa co zawiera pojawiająca się w tych przygodach butelka płynąca rzeką. Niestety, moja ciekawość nie została zaspokojona, ponieważ "Poczta dla Tygryska" (choć z nazwy można by było tak wnioskować), nie rozwiązuje tej zagadki.
Tajemnica pozostaje zatem nieodgadnięta...

Przeczytane w ramach wyzwania Magdalenardo "Odnajdź w sobie dziecko".

sobota, 28 września 2013

"Samoloty"

Książka na podstawie filmu wytwórni Disney
Tytuł: "Samoloty"
Tłumaczenie: Małgorzata Fabianowska
Wydawnictwo: Egmont
Wydanie i rok wydania: pierwsze, 2013
Stron: 64
Wiek dziecka: 5-10 lat


Wyjście z sytuacji zawsze się znajdzie.

Starszy nie miał ochoty na oglądanie filmu w kinie, chociaż umawiał się na niego z Tatą, kuzynem, i nie wiadomo z kim jeszcze. Gdy nadarzyła się okazja - zaproszenie od kolegi z przedszkola na urodziny zorganizowane w kinie - na salę kinową dał się zaprowadzić i po chwili wrócił.
Trudno. Nie spodziewam się rewelacji - czas na polubienie dużego ekranu jeszcze ma.
Cóż robić, cóż robić ?

Książkę kupić!

Sam sobie wybrał wersję - wybrał dłuższą i większą. Bardzo dobry wybór - oczywiście po przewertowaniu kartek od deski do deski na podłodze w sklepie...

Myślę sobie, że wytwórnia Disney nadal kręci filmy, które mają przekazać widzom coś więcej niż tylko zapewnić dobrą zabawę. Stąd ekranizacje baśni, ale też takie produkcje jak "Król Lew" czy "Auta".
Posłużę się tu pewną analogią do "Aut", z tym, że będzie to analogia na zasadzie kontrastu. 

W "Samolotach" mamy głównego bohatera, który ma marzenie, aby wygrać zawody. Ale tym razem jest to skromny samolot rolniczy, Dusty Popylacz, który na co dzień lata nad polami pracując jako opryskiwacz. To nie zarozumiały, pewny siebie i argancki laluś pokroju Zygzaka McQueena. To jego alter ego.

Dusty'ego trenuje jego najlepszy przyjaciel, samochód cysterna, Beka. Dusty chciałby, aby jego trenerem został słynny samolot Kapitan Wolant, ale ten jest zgorzkniały, gderliwy i mocno zdystansowany do młodych. Podobnie jak Wójt Hudson Hornet w "Autach". I podobnie jak on, ma swoją tajemnicę. Nasuwa mi się od razu skojarzenie z Clintem Estwoodem...

Dusty'emu udaje się zakwalifikować na główne zawody, tam poznaje El Chupacabra, utytułowanego meksykańskiego zawodnika, z którym się zaprzyjaźnia. W tej opowieści jest wszystko, co powinno być by utrzymać czytelnika (a w filmie - widza) do końca: jest marzenie, ale też jest niewiara w siebie i swoje umiejętności, jest miłosne zauroczenie i rozczarowanie, i jest trzymająca w najwyższym napięciu chwila (kiedy Dusty przelatuje przez Himalaje,... ale w tunelu kolejowym... widząc nadjeżdżający już z naprzeciwka pociąg):



Są też dwa przełomy - jeden to przemiana Dusty'ego, który po dobrej radzie jednego z fanów odrzuca elementy służące do oprysków i dzięki temu, że staje się lżejszy lepiej mu się lata, a drugi to zmiana w życiu starego zgorzkniałego bohatera-mentora.

... podjechał do nich nieśmiały fan - małe auto o imieniu Franz. Pogratulował Popylaczowi, że dzielnie broni honoru małych samolotów... i poradził Dusty'emu, aby także spróbował przemiany. Rada brzmiała rozsądnie, więc Popylacz skwapliwie pozbył się oprzyrządowania do oprysków. I wreszcie poczuł się jak rasowy samolot!
Jest wyjawienie tajemnicy i jest spełnienie marzeń głownego bohatera - Dusty wygrywa międzynarodowe zawody.
Myślę, że "Samoloty" to ciekawa opowieść o tym, że każdy ma prawo do marzeń.  Ażeby się spełniły, to trzeba w nie wierzyć oraz dążyć do ich spełnienia. To trudna droga, usłana ciężką pracą,  niebezpieczeństwami, fałszywymi doradcami, ale też czyż nie jest pięknie jak się w końcu spełniają?

Kino nie wypaliło, ale film na płycie kupimy - może pod choinkę, jak się da?

Przeczytane w ramach wyzwania czytelniczego Magdalenardo "Odnajdź w sobie dziecko", a napisane wspólnie ze starszym - wybór wieku i obrazków :)

czwartek, 26 września 2013

Powrót do przeszłości

Dzisiejszy wjazd na przeszkolny parking odbywał się przy rytmach utworu "The Power of Love" Huey Lewis And The News, który nieodmiennie kojarzy mi się z moją pierwszą fascynacją kinową - filmem "Powrót do przyszłości".



Widziałam ten film w kinie trzy razy, a żeby podkreślić wagę tej miłości, to dodam, że było to w czasach, kiedy ŚWIATOWE HITY KINOWE DOCIERAŁY do naszego kina "Młoda Gwardia" (o matko, pamiętam tę nazwę!) Z TRZYLETNIM OPÓŹNIENIEM.

Związane to było z liczbą kopii taśm, które objeżdżały pomniejsze kina i w końcu w końcu docierały tam daleko na prowincję...
Czyli mój pierwszy raz to mógł być rok 1988, a potem w odstępach kilkuletnich, kolejne 2 razy.
Miłość to była szalona, szczególnie do Michaela J. Foxa, który zasuwał na deskorolce, tak pięknie się wahał i w ogóle...;)

Na poniższym filmiku są scenki ze wszystkich trzech części tego filmu. Ja miłością największą darzę tę pierwszą.


Przypomniało mi się to wszystko w związku z piękną bajeczką, która od września jest pokazywana na MiniMini " Parauszek i przyjaciele". To polska produkcja (!) i jest przepięknie sfilmowana, z fabułą bez przemocy, opowiedziana przez sowę o ciepłym głosie. Naprawdę duma mnie rozpiera, że takie bajki dla dzieci powstają w Polsce.
Otóż w jednym z odcinków (a odcinki są powtarzane co jakiś czas, jak się zdążyłam zorientować) zwierzątka postanawiają pomuzykować - Parauszek idzie do kolegi liska (?), podłączają gitary do wzmacniaczy i.... scena jak z początku "Powrotu do przyszłości", hahaha! Bardzo się podoba Większemu K.

Cóż, każdy ma odpał na swoją skalę ;)


P.S. A bajkę bardzo polecam - 18:50. Tym bardziej, że umiejscowiłam ją i szukałam jej przez pomyłkę w programie jedynki, i nie znalazłam o godzinie około 19:00 bajki dla dzieci! Czy ja dobrze widzę??

Ku-ku-łka

Ptak płci żeńskiej, który podrzuca jaja do innych gniazd to kukułka.

A jak się nazywa osobnik płci męskiej, co zostawia w gnieździe bajzel, który muszą inni po czasie po nim sprzątać? 

wtorek, 24 września 2013

Dół ogrodniczy

Od piątku mam doła ogrodniczego.

Bynajmniej nie takiego do kopcowania ziemniaczków i innych okopowych, o nie...

Po przesłaniu zdjęć z prac wykonanych wokół schodów wejściowych, jakie udało mi się poczynić podczas nieobecności Karolków w sierpniu, z dumy mojej i małej iskierki nadziei na lepszą przyszłość mojego pola i ogrodu, koleżanka, która fachowo-zawodowo zaprojektowała ogród (mój jardin ;)) odpisała: źle źle źle - wysadzić, poprawić, nie robić, zrobić nasadzenia szkieletowe (czyli duże rośliny...)


Bubuuuuu buuuuu ..... jak ja mam zrobić nasadzenia szkieletowe, jak mi mój Małpożonek wjeżdża tam ciężkim sprzętem typu brona talerzowa i tatolem, hę!!!???

Załamka totalna, nic tylko położyć się i płakać....

Nic, sru, zasadzę resztę, a zanim fachowcy zrobią nawierzchnię przed chatą to tyle czasu upłynie, że hej. Tym bardziej, że mi funkie zaczynają żółknąć w doniczkach. Koniecznie potrzebują gruntu pod nogami!!!

A tymczasem piękna jesień, a na zdjęciach późne lato w winobluszczu, co go Babcia U. na siatce od sąsiadów rozpinała.
Wówczas jeszcze owoce były zielone, a wokół słychać było szum pracowitych owadów.
Nie szło tej pszczoły przyłapać w stanie spoczynku, więc jest "poruszona". Ale i tak dobrze widać jakie zasoby pyłku zdążyła uzbierać na nóżkach:


sobota, 21 września 2013

Zofia Stanecka "Basia i bałagan"

Autor:  Zofia Stanecka
Tytuł: " Basia i bałagan"
Ilustracje: Marianna Oklejak
Wydawnictwo i rok wydania: Egmont, 2011
Stron: 24
Wiek dziecka: 4 -7 lat



Co może zrobić mała dziewczynka, żeby zapanować nad panoszącym się w domu nieporządkiem?
Na przykład, zastosować się do ustalonego przez rodziców planu zajęć i obowiązków, w którym znajdują się przydzielone na każdy dzień tygodnia obowiązki KAŻDEGO członka rodziny. I jak sobie z nimi radzi nasza mała dziewczynka?
Przeczytajcie sami.
Cieszę się, że kiedy ja śpię, moje dzieci też śpią, a nie buszują po domu siejąc za sobą zgliszcza jak po tornadzie. Chociaż dzieci mają to do siebie, że tak jak Basia, gdzie się nie pojawią, tam wkrótce świat staje na głowie. Nie jest więc idealnie.

Kupowałam tę książkę moim chłopakom z myślą, że przeczytam Im coś, co pozwoli Im zastanowić się nad swoim bałaganiarstwem, wziąć z Basi dobry przykład, poprawić się...
O święta matczyna naiwności!
Nie jest to poradnik, oj nie!
To wzorcowy egzemplarz bałaganu w pełnej krasie, pełnokrwisty obraz dziecięcej twórczej bałaganiny i jednocześnie esencja źródła ich radości.
Oraz trwogi w sercach rodziców, dodam.


Ale ta książka to również pocieszenie dla RODZICÓW, jeśli nie zawsze w domu są w stanie zapanować nad pokładami zabawek, kolekcjami figurek, literaturą dziecięcą oraz wszystkim, co mieści się w pokoju/domu w zasięgu małych rąk i szybkobiegających odnóży... To rachunek sumienia i rozgrzeszenie dla Nich właśnie, jeśli jeszcze ich sobie sami nie dali.

Basia w poniedziałek ma pomagać w kuchni - do jej obowiązków należy wyjmowanie naczyń ze zmywarki, a że zbudziła się wcześnie rano, do tego barrrdzo barrrdzo głodna, to sama sobie przygotowała śniadanie. I?:
"Godzinę później wstał Tata.
Kiedy wszedł do kuchni, pod kapciami zachrzęściły mu resztki niepozmiatanych kulek czekoladowych. Na tłustym od masła stole leżały niedojedzone kawałki bułki, liście rzodkiewkowe, kulki zwiniętego papieru i nadgryziona kiełbasa".
We wtorek Basia ma bawić się z młodszym braciszkiem Frankiem przez godzinę - to ulubiony fragment opowiadania starszego synka - opis wspólnej zabawy siostry i niemowlaka, a szczegółnie poczynania Frania: rozwalanie wież z klocków po pięciu sekundach, oglądanie książek połączone z obślinianiem kartek i klepaniem ich wilgotną raczką, gulgotanie ze szczęścia, zjadanie kredek. Basia buduje namiot pod kocem i wspólna zabawa rodzeństwa przez godzinę staje się źródłem kolejnego bałaganu...
"Mama patrzyła na Basię, Franka i nagromadzone w domku rzeczy. Myślała o obowiązkach, które niekoniecznie powinny być obowiązkami."
W środę ma pomagać przy segregowaniu prania - wkład własny w postaci białego króliczka z pomarańczowym nosem przyniósł efekt w postaci pomarańczowych smug na białych koszulach Taty.

Czwartek - sprzątanie pokoju - Basia ukrywa się w łóżku, ale na nic się to zdaje. Na szczęście widząc bezradną córeczkę, mama wyciąga pomocna dłoń i przerastający możliwości małej dziewczynki bałagan zostaje wspólnie ujarzmiony. I smacznie zakończony koglem-moglem.

Seria z Basią jest znana, lubiana i powszechnie chwalona za walory pedagogiczne. Potwierdzam - jest w stanie wychować nawet dorosłych ;)

Przeczytane w ramach wyzwania czytelniczego "Odnajdź w sobie dziecko".

czwartek, 19 września 2013

Istota pułapki offside'owej

O czym toczymy dyskuje z Karolkami jadąc do przedszkola?

Otóż dwa dni temu sporą część drogi zajęło mi tłumaczenie "spalonego" w piłce nożnej.
Gwoli ścisłości, to większą część tej sporej części próbowałam przekonać Większego K., że wytłumaczę Mu to w domu na rysunkach, ale nie dał się przekonać, więc wkraczając do przedszkola i  pokonując kolejne szatnie, rozdzielałam na części pierwsze meritum pułapki offside'owej, z angielska pisząc.

Jakby ktoś chciał, to mu to w prostych słowach opiszę, bowiem od kiedy zrozumiałam na czym polega "spalony" uważam się za Samorodnego Eksperta Mówiącego w Prostych Słowach:)
A wiem, że nawet niektóre męcizny mają problem żeby to wyjaśnić, bo rozumieć, to pewnie rozumieją..

To kto chętny ? ;) :D

środa, 18 września 2013

Czy ja śnię?

Godzina mniej więcej przed 20.
Myję jakieś naczynia w zlewie, jakieś z grubsza porządki - sztućce, kubki, talerze Karolków. Mały O. już drepce w miejscu powtarzając jak mantrę "Mamo - mleko!"
Za oknem już mrok, światło spod szafek i znad okna rozświetla półmrok kuchni...
Małpożonek stoi w odległości dwóch metrów ode mnie:
- A widziałaś jak chomik prowadzi ciężarówkę Volvo?
Moje wielkie oczy przecieram wirtualną ścierką i stają się jeszcze większe:
- Co?!
Śmieję się:
- Czy Ty już śpisz, czy to ja już śpię?
Nie wierzycie, to zobaczcie sami:

wtorek, 17 września 2013

"Trudna misja Sisi"

Autor: David Jenkins
Tytuł: "Trudna misja Sisi"
Ilustracje pochodzą z bajki animowanej "Rajdek, mała wyścigówka"
Tłumaczenie: 4graph.com
Wydawca: Media Service Zawada
Rok wydania: 2011
Stron: 32
Wiek dziecka: 3-6 lat


Co się czyta dzieciom? 

Czasem to, czego nie mogą już obejrzeć w telewizorze... Dobrze, jeśli jeszcze te ulubione bajeczki ukazują się w formie wydrukowanej, jak ma to miejsce w przypadku świnki Peppy. Ale przygody Rajdka, ukazywały się kilka lat temu w regularnych odstępach równocześnie z emisją bajek na kanale MiniMini, jednak po ukazaniu się kilku książeczek, o dziwo, seria się skończyła.
Teraz za to mamy pamiątkę i młodsza pociecha nie zaśnie jak nie usłyszy bajki "truna misia sisi".

Przygody Rajdka toczą się na Srebrnym Torze, wsród innych samochodów wyścigowych i pod bacznym okiem obsługi toru, których to charaktery i przywary stanowią kolorowe tło każdej z fabuł. Mamy tu Maxiego - nieco zarozumiałego ulubieńca Pana Gaźnicollo, właściciela toru, Sprytka- nafaszerowanego do granic możliwości elektroniką, Sisi - elegancką wyścigowkę o elektrycznym napędzie i francuskim akcencie, Tin Topa - wiecznego pechowca, który nie może ukończyć żadnego wyścigu bez solidnej stłuczki, Krzycha - mechanika o romantycznej duszy śpiewaka, uwielbiającego karaoke i śpiew operowy, Martę - starterkę i opiekunkę aut, twardo stojącą na ziemi i strzegącą porządku na torze, i wiele wiele innych ciekawych postaci.
Tym razem wszyscy pełni napięcia czekają na przyjazd ekipy filmowej, która ma przeprowadzać wywiady. Auta spodziewają się, że będą mogły zaprezentować swoje możliwości, ale sytuacja komplikuje się w momencie, kiedy okazuje się, że aut nie można zatankować. A brak paliwa jest dotkliwy, ponieważ plantacja buraków Pana Jarzynki, z których powstaje biopaliwo do napędu wyścigówek, uległa całkowitemu zniszczeniu. Sam Pan Jarzynka przyjeżdża na Srebrny Tor, żeby poinformować o kłopocie i wpada po drodze na pomysł, żeby zapytać o zapasy paliwa Pana Pszeniczkę, swego znajomego.

Sekwencja nieszczęśliwych zbiegów okoliczności spiętrza się - do Pana Pszeniczki rusza Sisi, która jako jedyna może jeździc bez paliwa, ale dopiero co zaczęła ładować akumulatory...
Sisi dojeżdża do celu, lecz wracając z dobrymi wieściami utyka w środku ciemnego lasu, wśród groźnej burzy. Znajduje ją tam Krecik i dzięki niemu na pomoc Sisi przyjeżdża Rajdek. Kiedy słońce wychodzi zza chmur, Sisi udaje się doładować akumulatory i auta wracają w końcu do czekających na nich przyjaciół.
Żuczek, samochód dostawczy Pana Jarzynki, przywozi paliwo od Pana Pszeniczki, ekipa filmowa po przybyciu na Srebrny Tor rozkłada swój sprzęt i przeprowadza wywiad z Panem Gaźnicollo, i wszystko kończy się w ładzie i harmonii.

"Rajdek, mała wyścigówka" to jedna z ulubionych bajek moich synków a dzięki temu, że mamy ją w formie książeczek, jest dostępna w łóżku na dobranoc. Książeczki ilustrowane są obrazkami z pochodzącymi z wersji filmowej, a treść, mimo, że w nieco skróconej wersji, oddaje dość wiernie przygody postaci z ekranu.

Przeczytane w ramach wyzwania czytelniczego "Odnajdź w sobie dziecko".

sobota, 14 września 2013

Sąd kosmiczny

Wieczór, Większy K. szykuje się spać:

- Tato, a wiesz, że w kosmosie latają sondy kosmiczne? ...

- I ja taki sąd kosmiczy mam w moim wahadłowcu.

piątek, 13 września 2013

Wanda Chotomska "Kaczki siedmioraczki"

Autor: Wanda Chotomska
Tytuł: "Kaczki siedmioraczki"
Ilustracje: Jakub Kuźma
Wydawnictwo: Sara
Rok wydania: 2005 (?)
Stron: 10
Wiek dziecka: 0-6 lat

zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa
"Skąd Oni to wytrzasnęli?" pomyślałam, gdy któryś z synków przyniósł tę książeczkę do przeczytania...
Wszystko jasne, bo ich biblioteczka jest całkiem spora, a książeczki kupowała i kupuje Im nadal również Babcia.
"Kaczki siedmioraczki" to wierszyk o zwykłych z pozoru kaczkach, które znikają w tajemniczych okolicznościach: pierwsza oglądając ślimaczki, druga łowiąc szczupaka, trzecia wioząc kabaczki,  czwarta trzepiąc dywan, piąta robiąc pranie, szósta pakując paczkę, a siódma? Siódma głaszcząc źrebaka...

Tej zgoła sensacyjnej fabule towarzyszą bajecznie kolorowe, śmieszne obrazki dzięki którym, w trakcie czytania starsze dziecko może pobawić się w detektywa i spróbować odnaleźć zaginioną kaczkę. Przestrzegam, że czasami nie jest to łatwe, ponieważ autor ilustracji świetnie wczuł się w klimat wierszyka.
 




Szósta pakowała
dla krewniaczki paczkę.
Paczka jest. A kaczka?
Kto odnajdzie kaczkę?

 A dla młodszych dzieci pozostaje nadal wesoły wierszyk i kolorowe obrazki do niezmordowanego oglądania bowiem książeczka ma kartonową oprawę z zaokrąglonymi rogami. Jest więc bezpieczna i wytrzymała na miłość ze strony małoletnich czytelników-oglądaczy. Tak zresztą jak i inne książeczki z serii "Biblioteczka Niedźwiadka" wydawnictwa SARA.


Przeczytane w ramach wyzwania "Odnajdź w sobie dziecko".

Żniwa XXI wieku


Na zegarze południe, ale za oknem ciemno, pada deszcz i duchowo można się poczuć jak w krypcie...

Więc dla wywołania uśmiechu i poprawienia humoru oto "przedszkole przyszłości" ;)

No dobra, nie będę naprawiać świata, może się sam naprawi, ale przyszłości żniwa mogę przedstawić.
Otóż, dwa tygodnie temu miałam okazję pomagać w zwózce słomy na polu mego małża.

Ostatnio byłam zaangażowana do podobnego projektu w 2006 roku, jako świeżo upieczona małżonka. Wówczas chodziło o przerzucanie położonego rzepaku.
Dobrze, że to było po ślubie, bo gdyby było przed, to musiałabym być ubrana jak mumia, żeby nie pokazywać śladów zadrapań.

Teraz wygląd moich nóg, do wysokości kolan, najlepiej skwitowała Moja Fryzjerka mówiąc, że wyglądam jakbym była u kiepskiej kosmetyczki ;)

Zanim wysokozaawansowana technologia i wysokowykwalifikowana kadra wpadła na pole, wyglądało ono tak:





Ale POTEM na niwę wkroczyły zespolone siły kuzynów



i najnowocześniejszy sprzęt rolniczy:









Poszło raz dwa - dwie godzinki i stóg stał.


Dla pobliskich sąsiadów to było małe widowisko. Szczególnie jak pod pole podjechał traktor z przyczepą a po polu zaczął jeździć...

Ale co było innego robić?

Przyczepa - długość 4 metry vs laweta długość 8 metrów

Przyczepa - burta na wysokości około 175 cm vs laweta na wyskości kolan

Reszta do przemyślenia ;)

wtorek, 10 września 2013

Czwarta nad ranem...*

Co może robić matka dzieci w nocy, jeśli od wpół do trzeciej nie może zasnąć?
Przecież nie wstawię prania...
Więc jeśli już na osi czwarta, to przecież nie pójdę spać, bo za godzinę muszę się obudzić.
Zatem matka przykryta kocem bloguje :P

Chyba u znajomej na FB widziałam obrazek dziewczyny siedzącej w nocy na dachu, z podpisem: "Jeśli nie możesz w nocy spać, to znaczy, że występujesz w czyichś snach".
Zatem uprasza się Tę osobę i nieśnienie o mnie.

Do czwartej przemyślałam sprawę napisania listu do mojej dobrej koleżanki, z którą nie mam od jakiegoś czasu kontaktu, a wiem, że jest w Polsce, i że ma średnie pomysły na to, co dalej robić z życiem.

Myślę o tym, co powiedziała mi ostatnio Mama: "Odrzuć wszystko, co niepotrzebne".

Chodzi o to, że wożąc dwójkę dzieci do przedszkola, wracając około 17, właściwie nie pozostaje mi wiele czasu na cokolwiek. Obrać ziemniaki na następny dzień, przygotować jakieś mięso, nakarmić siebie i przypilnować Młodych, TROCHĘ posprzątać, potem seria odżywek i leków do podania... i iść spać...

A gdzie reszta?

Jest mi ciężko, czuję się jakbym ciagnęła kulę u nogi, tym bardziej, że Mały O. od momentu jak poszedł do przedszkola non stop nadaje w tonie: Mamusiu! Mamuniu!

Chciałabym być tzw. wystarczająco dobrą matką...
Chcę pohamować złość, zniecierpliwienie, zniechęcenie

i iść dalej z podniesionym czołem.

No cóż, pora się budzić.



* ten tytuł pochodzi z utworu Starego Dobrego Małżeństwa

sobota, 7 września 2013

Radość i zgryzota...

Przy okazji chciałam się pochwalić wygraną w sierpniowym konkursie u Żyrafy Tosi z Czytelni.
Nagroda dotarła do mnie w środę, w łapkach miałam ją 10 po ósmej wieczorem, kiedy wracałam z zebrania w przedszkolu.
Jeszcze byłam "na chodzie". Po nieprzespanej nocy, kiedy Mały O. rzygał jak kot. Ale zdrowa. Jeszcze...

Na dobranoc dziecię na szczęście zwaliło kupę typową dla zatruć i żołądek się odblokował. Podejrzewałam, że zatruł się "za mocno zakonserwowaną przed zepsuciem" mandarynką.
Do przedszkola po takiej nocy, i dniu na lekko osłodzonej herbatce, oczywiście nie poszedł. Większy K. skorzystał z tego niewątpliwego "bonusa"...

A tymczasem dziś* rano apetyt stracił i On. Od wpół do jedenastej zaczęła się "powtórka z rozrywki". Dołączyłam do towarzystwa i ja, ale mnie czyści (nadal) dołem...
Jutro też nie pójdą, tzn. nie pójdziemy, do pracy wszyscy. A czy planowana wyizyta u ortopedy się odbędzie, czas pokaże...

Tymczasem dzisiaj Większy K. rzucił tekst:
- Mamo, Oluś odzyskał głos!!!

Odzyskał głos, czyli dźwięk, w telefonie, na którym grał w Angry Birds.
Telefon marki szajsung, zakupiłam TYLKO po to, żeby dziecko starsze mogło sobie pograć. Smsy pisze się beznadziejnie, nie wiem jak usunąć niepotrzebne zdjęcia z galerii, już dwa razy odwiedziłam stoisko w centrum handlowym - raz, żeby Pan WPISAŁ mi PIN, a ostatnio, żeby Pan TYLKO wyłączył i włączył mój telefon... Chyba należę do starej daty obsługiwaczy telefonów...

Mały O. skorzystał z mojej wygranej i pochłonął lizaka - wieczorem już było z nim nieźle...
A Jego ulubioną zabawką jest mała bordowa torebeczka, w której mieściły się próbki m.in. kosmetyków Shiseido.
Nagrodą za dokończnie zdania "Biblioteka to..." była książka Murkamiego "Zniknięcie słonia". Przyznam się z ręką na sercu, że nic tego autora nie czytałam, ale recenzja i fragmenty zachęciły mnie po dwóch tygodniach "noszenia się z myślą i myślami" do zakończenia tego zdania...
W paczce znalazłam też żyrafową zakładkę :) i "Poradnik dla bloggerów". Przyda się, pewnie skorzystam z porad, bo zastanawiam się jak to jest, że blogi istniejące pół roku ;) mają już tylu obserwatorów?
U mnie wielki skok dokonał się tylko w sierpniu - z 2 obserwatorów do 6, hurra!!!
Bardzo dziękuję tym osobom. To niezwykle miłe uczucie... :))) Bo to na dodatek, nie byle jakie osoby ;)

A Basi Pelc bardzo bardzo dziękuję za uznanie!



* P.S. ten post powstał w czwartek późnym popołudniem. Jego chaotyczna narracja to efekt mojego samopoczucia. Tymczasem w nocy choroba zaatakowała Tatę Obe... W piątek rano dzwoniąc do przedszkola dowiedziałam się, że rodzice zgłaszają o chorobie innych dzieci.
Więc wszystko jasne.

P.S. nr 2. Sobota rano - "It's dobrze" ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...