30 października 2011

Zmiana klimatu - monidełko

Po ostatniej nudzie, monotonii i wciąż powtarzającym się połączeniu niebieskiego z pomarańczem musiałam zrobić jakiś zwrot. Po przejrzeniu papierów zorientowałam się, że mam całe tony wzorów z kolekcji Love&Merry, a chyba nigdy ich nie użyłam. Te dwie okoliczności bardzo sprzyjały stworzeniu skrapa z dużą ilością czerwieni. Czy ja w ogóle skrapowałam kiedyś na czerwono?
Wybór zdjęcia też jakoś nasunął się sam - zabrałam się za oprawianie wywołanych fotek i ta akurat okazała się za duża do ramki. Monidło moich dziadków bardzo sympatycznie komponowało się z czerwonymi kropkami, więc skończyło w takiej oprawie:



29 października 2011

Rain + bow

Jakoś z weną średnio nadal. Postanowiłam się zainspirować tematem miesiąca na blogu ILS - deszczem. Ale jakoś średnio wyszło. Oczywiście temat podjęłam od dupy strony i zamiast deszczu jest tęcza. Pozostaje nadal szukać inspiracji i się przełamać. Kciuki konieczne.



23 października 2011

Przepis nr 12 - nuda i wstyd

Gdyby nie to, że album z przepisami jest projektem ciągłym i przewidzianym na konkretną liczbę wpisów, dzisiejszej arcykupy na pewno by tu nie było. Wczoraj jednak skusiło mnie skrapowanie i to chyba był błąd. Może jeszcze powinnam zebrać trochę weny po machnięciu księgi. No w każdym razie naprawdę nie podoba mi się ten grzdyl straszliwie i chciałabym o nim zapomnieć. W takim razie tylko jedna fotka i trzeba szybko zrobić coś nowego.


22 października 2011

Wesele z Grycanem

Po ukończeniu księgi, nosi mnie żeby coś podziałać. Ale chyba zacznę od sprzątania chałupy, bo naprawdę nie jest dobrze. Na szybko tylko zareklamuję fajowe candy ILS-u. Nowe papiery bardzo kuszą i najchętniej już miałabym je w swoich łapach. Może tym razem w losowaniu się poszczęści


A dla wszystkich ciekawskich, co chciały zobaczyć toczek w akcji...


17 października 2011

Tajny projekt odtajniony

Głupi Blogger mnie zawiódł i nie opublikował zaplanowanej notki. Więc publikuję ją teraz. Miała się pojawić w sobotę wieczorem:

Kiedy ta notka się opublikuje, my będziemy pewnie oglądać właśnie pierwszy taniec pary młodej lub wcinać rosół. Mnie pewnie będzie zsuwał się właśnie toczek, a Luby zacznie luzować krawat. No ale piszę to w piątek, tuż przed wyjazdem na imprezę roku.
Tajny projekt może zostać już odtajniony, bo owoc mych twórczych udręk leży właśnie na jakimś stoliku i zbiera pierwsze wpisy.
Oto księga gości dla Gatti i Jarka. Czasem strasznie brakowało weny, co widać na niektórych kartkach. Widać też, że nawet ślubna okazja nie powstrzymała mnie przed przyklejaniem śmieci. Ale zabawa była dobra, przypominała chyba trochę żurnalowanie. Oby państwo młodzi nie byli zawiedzeni. Zdjęcia stron to tylko wycinki powierzchni zaskrapowanej. Reszta jest pusta i zapełni się życzeniami, plamami z barszczu i odciskami paluchów.







No nie mogłam się powstrzymać :)




Nie ma dzieła bez kawałków instrukcji z Ikei

Bo poznali się w Londku









Zawijasy to moja nowa pasja

Metka od Tores też zabłysła








Para młoda otrzymała też kartkę okolicznościową:




A u Jaszmurki jest cudowne candy, w którym koniecznie musiałam wziąć udział. Wy nie bierzcie, będę miała większe szanse :P


12 października 2011

Jak zaoszczędziłam 150 zł i przeszłam samą siebie

W sobotę czeka nas wesele. Moja naj, naj, najwspanialsza Gatti zostanie żoną pana Jarosława. Wydarzenie przeogromne i kreację szykuję już od roku. No i właśnie dziś, w niemal ostatnim momencie, przeszło mi przez myśl, że jak ja w ogóle mogę na tej imprezie nie mieć toczka? Jak ja w ogóle do tej pory żyłam bez toczka? Zaczęłam w pośpiechu przegrzebywać internet, ale niestety zobaczyłam albo ceny rzędu 150 zł, albo nieodpowiednie kolory, albo wysyłkę z drugiego końca Polski. A ja muszę mieć odbiór osobisty, żeby zdążyć. No i stała się rzecz niespodziewana. Najstarsi górale nie widzieli mnie szyjącej cokolwiek. I oto jest ten dzień, 12 października 2011. Mocno prowizorycznie, ale uszyłam sobie toczek.

Lepiej nie zaglądać pod spód, bo tam jest teksańska masakra, ale z góry wygląda całkiem całkiem.
No a teraz składniki:

Czasami cieszę się, że nie wyrzucam wszystkiego od razu. Pod rękę wpadło mi wieczko po lodach, po prostu idealne na bazę. Zaczęło się szukanie czerwonej tkaniny. Już miałam ciąć w desperacji jedną z ulubionych bluzek, gdy.... oświecenie. W przedpokoju leży worek ze skrawkami polaru. Ktoś kiedyś wypchał tym paczkę, którą dostałam. Myślałam, że ja też kiedyś wypcham tym paczkę, ale torba na razie tylko zawala miejsce. Więc worek leżał w przedpokoju w oczekiwaniu na rychłą wizytę w zsypie. Jakiż to byłby błąd! Tak więc mamy tu wieczko, kawałek polaru, trochę dwustronnej taśmy, dużo krzywych szwów oraz muszkę po tacie.
Teraz pozostają tylko dwa problemy. Raz, że nie do końca udaje mi się to ładnie przyszpilić do łba. A dwa to pytanie, czy będę w ogóle miała odwagę wyskoczyć w toczku. Bo ja jakoś nie mam śmiałości do tych ozdobnych pierdzielników na głowę. Cóż, okaże się.

Apdejt: Na specjalne życzenie moich kochanych bab występuję w roli tap madl. Tak pokrywka od lodów wygląda jako zwieńczenie mej czaszki. Problem w tym, że nie z każdej strony wygląda tak atrakcyjnie. Chyba przypnę to sobie zszywaczem meblarskim, żeby się układało!
Aha, no i jak widać dokonałam okiełznania kokardy, bo w wersji odstającej wyglądała lekko paradnie.

7 października 2011

Z okazji brzydkiej pogody proponuję coś słodkiego

Pracuję obecnie nad hipertajnym projektem, którego nie mogę jeszcze ujawnić, dlatego może przez chwilę nie pojawić się tu nic nowego. Ale może jednak uda się coś w międzyczasie zakombinować.
Tymczasem w ramach ujawnienia światu mego drugiego blogowego miejsca, zapraszam Was na cuksy. Od jakiegoś czasu działam z fotoblogiem, ale jakoś dotychczas się z tym nie obnosiłam. Wraz z pięćsetnymi odwiedzinami postanowiłam to zmienić. Wpadajcie na fotocuksy!


2 października 2011

Wyzwania plażowo-częstochowskie

Postanowiłam utrzymać przez cały weekend tempo prac i zadziałałam jeszcze raz po grecku. Zahaczyłam przy okazji dwa wyzwania z I lowe scrap. W jednym została zaproponowana pomarańczowo-turkusowa kolorystyka. W drugim zaś pojawiła się inspirująca mapka. Połączyłam te dwie koncepcje i oto jest dokument naszego maksymalnego opieprzania się. Udekorowany poezją częstochowską. I mnie nie było wstyd napisać w profilu, że pracuję słowem, pfffffffffffff.





Ubierz krzesło w podkoszulek

Grzebanie w śmieciach jest u nas rodzinne. Po tym, jak zawaliłam swoją piwnicę meblami spod śmietnika, moja mama triumfalnie ogłosiła, że przygarnęła dla mnie krzesło. Mam bardzo podobny komplet, upolowany podczas urządzania mieszkania na Allegro. Wzbogaciłam się więc o nowy mebel, na który nie mam zbytnio miejsca. Ale co tam. Naszła mnie wena i dokonałam recyklingu totalnego. Drewno przeszło malowanie na szaro, a siedzisko obiłam... starą koszulką, której szkoda mi było wywalić. Jestem bardzo zadowolona z efektu. Potrzebuję jeszcze tylko odrobinę męskiej ręki, by je nieco stabilniej poskręcać.
Ze śmietnika przybyło to:



A teraz jest bardziej tak:




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...