Chciałabym zacząć od bardzo wyraźnego podkreślenia, że nie zamierzam prowadzić tu bloga z poradami. NIE jestem żadnym specjalistom itd. Mam swoje dziecko, a tutaj zamierzam po prostu zamieszczać pewne swoje przemyślenia. To tak dla jasności ;) wkurzają mnie Ci pseudo specjaliści blogowi - kupiłam pióro, mogę uczyć ludzi kaligrafii... nie o to chodzi :D
Dlaczego jestem inną matką niż wszystkie?
Bo robię dużo rzeczy, które są poza "normami" i obecnymi trendami, nie wiem jak to nazwać. Mam wrażenie, że teraz jest jakaś super moda na pewne metody wychowawcze, i jak się ich nie spełnia, to jest się gorszą matką/ojcem. My wielu z nich nie spełniamy i jest nam z tym dobrze. Do wychowywania Emi kierujemy się głównie naszą intuicją i logiką. Czy to jest dobre? Nie mam pojęcia. A czy te modne "normy" są dobre? Też nie mam pojęcia.
Co robię inaczej?
- przepajam dziecko - ojjjj taaaakkkk! ale na ten temat chciałabym się bardziej rozwinąć innym razem. Bo to temat mocno kontrowersyjny (co dla mnie jest śmieszne trochę...)
- bujam Emi do snu na rękach. Tak. Wiem. Źle. Ale skoro ona potrzebuje naszej bliskości, to znaczy, że my powinniśmy jej ją zapewnić. A moja świętej pamięci prababcia Leokadia zawsze powtarzała, że dziecko trzeba dużo tulić jak jest malutkie, bo bardzo szybko z tego wyrasta i potem już nie chce być tulone. Święte słowa
- teraz trochę sprzeczność co do powyższego - Emi śpi sama w swoim łóżeczku od pierwszego dnia wyjścia ze szpitala. Tak, sama. Raz usłyszałam, że jestem strasznie zimna, bo dziecko potrzebuje czuć bicie mojego serca w czasie snu, czuć moją bliskość. Wg mnie zapewniam jej bliskość tuląc ją i nosząc ją w ramionach. Chcę jej od samego początku pokazać, że ma swoje łóżeczko, swój kącik i mimo, że jest malutka już może być samodzielna
- Emi latem rzadko nosi skarpetki - co rusz słyszę, że ma zimne nóżki, ale jak jest 30 stopni to na pewno, nie jest jej zimno. A ciepło dziecka sprawdza się na karku, a nie na stopie ;)
- karmię i jem wszystko. No prawie wszystko. Nie jem smażonego i konserwantów, ale w sumie tego nie jadłam już przed ciążą, więc nie jest to jakieś straszne i trudne. I piję kawę. Oczywiście, jeśli chodzi o jedzenie mamy, to są różne sytuacje, jakieś alergie, nietolerancje itd. Na nasze ogromne szczęści na razie wszystko jest ok, i mam nadzieję, że tak już zostanie
- pionizuję dziecko - obecnie są zalecenia, aby dziecko nie było pionizowane (rozumiem przez to noszenie w pionie) do puki samo nie zacznie siadać. Ale po pierwsze Emi jest dzieckiem, które nie znosi leżeć. No chyba, że na brzuchu... ale jak jest już noszona to tylko w pionie, bo inaczej... nic nie widzi... a jest tak ciekawa, że musi widzieć wszystko! i z przodu i z tyłu. Muszę, też tu podkreślić (zanim zostanę zjedzona przez falę krytyki), że Emi to silne dziecko, w sumie od pierwszych dni swojego życia już trzymała głowę prosto. Ma raptem 4 miesiące, a już od dwóch tygodni sama obraca się na brzuszek!!!! (podobno to dość szybko, nie wiem bo nie znam się za bardzo). Poza tym, uważam, że dziecku trzeba pomóc w nauce siadania - nie, NIE WOLNO ciągnąć za rączki, ale uważam, że trzeba je podać, żeby dziecko miało o co się wesprzeć. Może i brzydkie porównanie, ale jak nauczyć psa siadać, bez "naciśnięcia" mu na tyłek, żeby mu pokazać co to znaczy "siad!"? Z niemowlakiem według mnie jest podobnie - żeby czegoś się nauczył, trzeba mu to pokazać. I mu w tym pomóc
- nie będę czekać do momentu kiedy Emi skończy 6 miesięcy, żeby zacząć wprowadzać stałe pokarmy. Zamierzam już teraz powoli dawać jej jedzonko, inne niż mleko :) ale o szczegółach, też nie tym razem
- zdecydowałam się na nieskojarzone szczepionki.
Bycie mamą bardzo mnie przerażało. Nawet do tej pory jest to dla mnie taka abstrakcja, że nie do końca pojmuję, żeby to było możliwe. Mam masę wątpliwości czy to co robię, robię dobrze, czy podejmowane przeze mnie decyzje są dobre. Staram się jednak wszystko robić racjonalnie, z głową i bez skrajności.
Jako, że Emi jest dzieckiem bardzo ruchliwym, taki mały wiercipiętek i absolutnie wszystko jej się nudzi po 5 minutach (poza listkami na drzewie... taaaakkkk... zdarzyło nam się na balkonie stać w ulewę, bo Emi w domu nie mogła się uspokoić...:)) - jest dzieckiem bardzo wymagającym mojej ciągłej uwagi. Staram się zatem jej to zapewniać, więc większość mojego dnia to zabawa z nią. Cieszę się, każdą taką chwilą, mimo, że naczynia nie pozmywane, pranie nie wstawione, coś tam nie zrobione. Ale te chwile tak szybko mijają...
Każde dziecko jest inne, ma inne potrzeby. Jedno ma problemy z uśnięciem, inne jest niejadkiem, a drugie nie lubi być noszone. I każde dziecko trzeba traktować jak człowieka i z szacunkiem zapewniać wszystkie jego potrzeby. Nie za dużo i nie za mało. Na jedno dziecko działa to, a na inne tamto. A naszą - mam i tatusiów - najsilniejszą bronią jest nasza wewnętrzna INTUICJA! Która jest tak silna, że nie pozwoli skrzywdzić naszego dziecka. Nie jakieś poradniki, trendy, blogi doświadczonych (albo i nie) rodziców, pediatrzy, fizjoterapeuci i inni fachowcy. Nasza wewnętrzna intuicja najlepiej wie co i jak robić. Chcę wam więc powiedzieć jedno - jesteście najlepszymi rodzicami na ziemi dla swojego malucha, czy ktoś się z wami zgadza czy nie! I robicie wszystko najlepiej, bo tylko i wyłącznie wy znacie swoje dziecko tak dobrze, i tylko i wyłącznie wy potraficie zapewnić wszystkie jego potrzeby :)
Ufff, po jakiś 3 dniach pisania udało się wreszcie skończyć ten post.
Miłego dnia - buziaki!