piątek, 30 grudnia 2011
Minął kolejny rok
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jeszcze chwila i kolejny rok przejdzie do historii. Oczywiście jest to tylko sztuczna granica, która niewiele zmienia w życiu pojedynczego człowieka, lecz zawsze jakoś reagujemy na tą zmianę sentymentalnie. Pojawiają się obietnice, zapewnienia, życzenia. Najwięcej czasu zajmuje też rozmyślanie o tym, co ciekawego zrobiliśmy w poprzednim roku, czego dokonaliśmy, a czego nie. Często poranny kac sprawia, że myślimy o tym więcej, niż zwykle. Zazwyczaj narzekamy na siebie, że za mało byliśmy zdeterminowani, by móc coś zrobić i obiecujemy sobie, że w przyszłym roku podejmiemy lepsze kroki.
Fot.: www.ecardmedia.eu
W Nowym Roku przypominamy sobie także obietnice z roku poprzedniego, a raczej to, że ich nie spełniliśmy. Tu zaczyna się mały dylemat i dołek, z którego ciężko się zebrać. Najgorzej jest z papierosami, ale mnie ten problem na szczęście już nie dotyczy.
Z moich obietnic też wszystkiego nie spełniłam i pewnie przesunę je na kolejny rok. I nie, nie chcę znaleźć kogoś, z kim mogłabym iść przez życie. To jest moja samotność, do której się przyzwyczaiłam i ciężko komuś także dogadać się z zodiakalnym baranem. Myślę, że tak jest najlepiej.
Fot. : www.acidcow.com
Na pewno nie przestanę pisać bloga, chociaż chciałabym mieć więcej czasu, by dokończyć pisanie moich książek. Może za dużo mam pomysłów, że porzucam jedną i zaczynam drugą nie kończąc pierwszej. Moje postanowienie, by pisać trzy strony dziennie też upadło przez święta i teraz ciężko mi wrócić do rutyny pisania. Jednak nie będę tutaj narzekać na siebie. Wam wszystkim życzę więcej wiary w siebie i w swoje możliwości. Trochę odwagi, by móc sprzeciwić się innym i powiedzieć, co nas boli. Tak niewiele, ale to naprawdę jest dużo. Do usłyszenia za rok. I pamiętajcie, do końca świata jeszcze nam zostało dużo czasu.
Antonina Kostrzewa
sobota, 24 grudnia 2011
Czuję się samotna
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Wczoraj po pracy poszłam do moich znajomych. Jak, co roku spotykamy w przestronnym domu jednego z małżeństw. Sama nie pamiętam, kiedy i jak to się zaczęło, ale dzień przed Wigilią spotykamy się naszym gronie, by wspólnie zrobić uszka, pierogi, sałatkę czy ciasta. Ułatwia nam to duża kuchnia i dodatkowy piekarnik w piwnicy. Wszystko rozpoczyna się od śmiechów, przechodzi przez kłótnie (Gdzie kucharek sześć) i na końcu, gdy już rozbawieni winem i zadowoleni, że udało nam niczego spalić, śmiejemy się do łez. Zazwyczaj mamy zakaz rozmów o pracy, ale i tak stanowi ona główny wątek rozmów i anegdot. Nie jestem tam jedyną osobą, która przychodzi bez swojej drugiej połówki i tak się też nie czuję. Jestem otoczona gronem przyjaciół i znajomych. Te godziny razem sprawiają, że możemy zapomnieć o problemach i naprawdę odpocząć. Nie trzeba o niczym myśleć, bo myślenie zabiera nam gotowanie i rozmawiamy całkiem swobodnie. Tak koło północy towarzystwo powoli się wykrusza - na pieszo, samochodem, taksówką. Każdy w swoją stronę z plastykowymi pojemnikami pod pachą. Ja też wychodzę, nawet nie ostatnia. Mam blisko, więc po piętnastu minutach jestem w domu. Nikt nie musi mnie podwozić, mimo że często chcą. Wolę mój krótki spacer i tak nie jest zimno.
Fot: Amanda/ www.thislittlewoman.blogspot.com/
I właśnie podczas tego krótkiego spaceru uświadamiam sobie, że czuję się samotna. Niby się śmiałam i bawiłam, ale teraz czuję, że to nie było wcale takie fajne. Czegoś mi w tym wszystkim brakowało, a może miałam za dużo smutku w sobie. Nie płaczę, ale mogłabym. Coroczny rytuał się kończy, a ja wracam do swojego domu. Sama.
Poza tym chciałabym wszystkim moim czytelnikom życzyć spokojnych Świąt z rodziną, która sprawi, że będziemy czuli się komuś potrzebni.
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 19 grudnia 2011
Samotna matka = zła matka?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Urokiem samotnego macierzyństwa czy po prostu samotnego wychowywania dzieci jest to, że nie tylko jesteśmy sami, ale jednocześnie pełnimy rolę dwójki rodziców. Dokładnie w takim momencie wychodzą wszystkie plusy i minusy takiej sytuacji. Niby moje słowo jest najważniejsze i ja jestem szefową, ale to do mnie przychodzi się po pieniądze, z problemami, z trudnymi zadaniami z matematyki i to tylko ja jestem nadopiekuńcza. Będąc dwojgiem rodziców w jednym ciele doświadczam także tego, że zawsze jestem tą złą.
Piszę o tym, gdyż ostatnio znowu miałam małe spięcie z córką i tym razem wyszłam z opresji zwycięsko. Gdy już było naprawdę gorąco:
"- (...) Jeśli taka mądra jesteś - krzyczała na mnie Julka - to powiedz, jak nazywała się mama Muminka, zanim go urodziła?! Tylko wyjaśnij - dodała po chwili.
- Mama Muminka zanim urodziła Muminka nazywała się - tutaj zrobiłam wstrząsającą przerwę - Muminkowa.
- To żeś wymyśliła - perfidnie śmiała mi się w twarz.
- Już wyjaśniam. Zanim urodziła Muminka chodziła z Tatą Muminka, więc była po prostu Muminkowa.
- Ale Tata Muminka też się nazywał wcześniej inaczej - wtrąciła szybko.
- Muminek to Muminek, jak pies, kot, chomik, mysz. To, że nikt im imion nie dał, to już nie moja sprawa - dodałam dumna.
- Grr - nie umiesz przegrywać! - Syknęła do mnie i ze złością poszła do swojego pokoju.
Ja triumfowałam, ale następnym razem pewnie wymyśli trudniejsze pytanie."
Fot. www.bluntcard.com
Przy dwójce rodziców zawsze jest bardziej lubiane od drugiego i jednego zawsze dzieci boją się bardziej. I choćbym nie wiadomo, jak dobra była, to i tak zawsze Julka pamięta te sytuacje, kiedy jestem na nią zła i się kłócimy. To właśnie kłótnie są najgorsze, bo zawsze brakuje mi wsparcia. Zawsze, gdy powiem coś za dużo, albo brakuje mi argumentów, to nikt mi w tym nie pomoże. Właśnie wtedy jest ciężko, by odbudować do siebie znowu zaufanie.Piszę o tym, gdyż ostatnio znowu miałam małe spięcie z córką i tym razem wyszłam z opresji zwycięsko. Gdy już było naprawdę gorąco:
"- (...) Jeśli taka mądra jesteś - krzyczała na mnie Julka - to powiedz, jak nazywała się mama Muminka, zanim go urodziła?! Tylko wyjaśnij - dodała po chwili.
Fot. www.puttingzone.com
Przyznam się, że to pytanie wybiło mnie z tropu, ale nim ona rzekła: Wiedziałam, że nie wiesz, odpowiedziałam:- Mama Muminka zanim urodziła Muminka nazywała się - tutaj zrobiłam wstrząsającą przerwę - Muminkowa.
- To żeś wymyśliła - perfidnie śmiała mi się w twarz.
- Już wyjaśniam. Zanim urodziła Muminka chodziła z Tatą Muminka, więc była po prostu Muminkowa.
- Ale Tata Muminka też się nazywał wcześniej inaczej - wtrąciła szybko.
- Muminek to Muminek, jak pies, kot, chomik, mysz. To, że nikt im imion nie dał, to już nie moja sprawa - dodałam dumna.
- Grr - nie umiesz przegrywać! - Syknęła do mnie i ze złością poszła do swojego pokoju.
Ja triumfowałam, ale następnym razem pewnie wymyśli trudniejsze pytanie."
Wygrałam, jako dwójka rodziców, ale też i jako dwójka mogę przegrać. Nie powiem, jest ciężej, zwłaszcza z nastolatką. Jak każda matka pilnuję ją przed złym światem i własnymi błędami przeszłości. Poza tym, to dobre dziecko.
Ostatnio nie zaglądałam nigdzie w moje statystyki, lecz teraz zauważyłam, że nie wiadomo kiedy, mój blog zyskał Page-Rank 4. Nie jest to jakieś wielkie wydarzenie, ani też nie przekłada się znacząco na ruch na moim blogu, lecz zawsze to jakiś kolejny krok naprzód. Cieszy mnie też to, że z miesiąca na miesiąc zagląda tutaj coraz więcej osób, chociaż myślałam, że przyjdzie ten moment, kiedy to wyczerpię całkowicie pomysły do tego, co mogłoby się jeszcze znaleźć na stronie. Ostatnio Mam nadzieję, że nie macie żadnych większych zastrzeżeń, co do wyglądu strony i jej funkcjonalności. W razie czego jestem otwarta na sugestie.
Ostatnio nie zaglądałam nigdzie w moje statystyki, lecz teraz zauważyłam, że nie wiadomo kiedy, mój blog zyskał Page-Rank 4. Nie jest to jakieś wielkie wydarzenie, ani też nie przekłada się znacząco na ruch na moim blogu, lecz zawsze to jakiś kolejny krok naprzód. Cieszy mnie też to, że z miesiąca na miesiąc zagląda tutaj coraz więcej osób, chociaż myślałam, że przyjdzie ten moment, kiedy to wyczerpię całkowicie pomysły do tego, co mogłoby się jeszcze znaleźć na stronie. Ostatnio Mam nadzieję, że nie macie żadnych większych zastrzeżeń, co do wyglądu strony i jej funkcjonalności. W razie czego jestem otwarta na sugestie.
Antonina Kostrzewa
niedziela, 11 grudnia 2011
Świąteczna gorączka samotnych zakupów
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tym razem nie chcę się powtarzać i do przeżywania świąt przez samotnych i nieśmiałych odsyłam do „Samotność, a.. święta”. Tutaj chcę poruszyć tylko odrobinę świątecznego zamieszania, jakim są zakupy. Chcę tylko przypomnieć wszystkim, jak ciężko szuka się prezentów w samotności. Gdy czas spędza się tylko w swoim towarzystwie i gdy nikt nic nie podpowiada, ani nic nie ocenia. Mając poczucie obowiązku, jak i chęci kupienia prezentu bliskim jesteśmy czasami skazani na samotną wędrówkę alejkami sklepowymi. Wokół pełno udekorowanych stoisk, pełno zachęcających do kupna czegoś nowego osób, a pośród tego wszystkiego my, sami. Bez możliwości odezwania się, bez możliwości zwrócenia uwagi na kolejną promocję. Po prostu niemi i zdani na podsłuchiwanie innych. Nikt nie potwierdzi naszego wyboru kosmetyków, bo jesteśmy całkowicie obcy dla innych. Jakkolwiek byśmy odkładali ten dzień, to i tak wiemy, że i tak musi on nastąpić.
Dlatego proszę tych, do których samotni zwracają się z propozycją wspólnych zakupów czy pomocy przy wyborze prezentów o nie ignorowanie, lecz wręcz o wyciągnięcie dłoni i spędzenie z nimi czasu. Może być to i czasami nudne, ale nawet nie wiecie, jak wiele to dla nich znaczy, jak ktoś ich doceni i udzieli wsparcia w tych chwilach. Zamiast iść, jak zawsze z żoną, mężem, bratem, siostrą, przyjaciółką czy przyjacielem pomyślcie, choć ten jeden raz o tych, którzy, co roku zmuszeni są do samotnego przechodzenia między sklepowymi półkami. Święta są dla nich dużym stresem, więc niech czas przygotowań, chociaż nie będzie taki straszny.
Dlatego proszę tych, do których samotni zwracają się z propozycją wspólnych zakupów czy pomocy przy wyborze prezentów o nie ignorowanie, lecz wręcz o wyciągnięcie dłoni i spędzenie z nimi czasu. Może być to i czasami nudne, ale nawet nie wiecie, jak wiele to dla nich znaczy, jak ktoś ich doceni i udzieli wsparcia w tych chwilach. Zamiast iść, jak zawsze z żoną, mężem, bratem, siostrą, przyjaciółką czy przyjacielem pomyślcie, choć ten jeden raz o tych, którzy, co roku zmuszeni są do samotnego przechodzenia między sklepowymi półkami. Święta są dla nich dużym stresem, więc niech czas przygotowań, chociaż nie będzie taki straszny.
Fot. www.shoppersbase.com
Wystarczy się na chwilę zatrzymać, usiąść na kilka minut i rozglądnąć się wokół, by zobaczyć, jak wiele samotnych i niepasujących do tłumu przechodzi przez galerie handlowe w poszukiwaniu jakiegoś drobiazgu dla swoich najbliższych. Nie zmuszajmy ich do samotnego spaceru przez życie. Oni pokonują go każdego dnia.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 6 grudnia 2011
O, Choinka! - Darmowy ebook do pobrania
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jeszcze kurz nie opadł po poprzednim ebooku - "31.10, czyli Halloween po polsku", zaś teraz zapraszam wszystkich do ściągnięcia całkowicie za darmo ebooka pod tytułem:
"O, Choinka! Czyli, jak przetrwać święta". Tematyka oczywiście w pełni świąteczna. Różne opowiadania, wielu autorów i dwieście stron specjalnie dla was. Prezent na Mikołajki, jak znalazł:
Poniżej lista wszystkich autorów, razem ze mną oczywiście:
1. Ewa Bauer
2. Karolina Dyja
3. Witold Klapper
4. Anna Klejzerowicz
5. Monika Knapczyk
6. Antonina Kostrzewa
7. Rafał Kuleta
8. Krzysztof Maciejewski
9. Magdalena Mikoś
10. Magdalena Witkiewicz
11. Katarzyna T. Nowak
12. Anna Pasikowska
13. Kornelia Romanowska
14. Anna Rybkowska
15. Michał Stonawski
16. Marek Ścieszek
17. Agnieszka Turzyniecka
18. Karolina Wilczyńska
Książkę można pobrać tutaj całkowicie za darmo.
* kliknij na link i przejdź na stronę księgarni. Dodaj książkę do koszyka, zakup ją za zero złotych. Zaloguj się/Zarejestruj się i zapisz ją na dysku.
Zapraszam do pobierania, komentowania, jak i odwiedzania naszej strony na Facebooku.
Recenzje, polecenia oraz miłe słowa zawsze dobrze widziane.
Antonina Kostrzewa
środa, 30 listopada 2011
Postrzeganie świata przez nieśmiałych
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Chęć poznawania otoczenia przez człowieka sprawiła, że odkrywał on nowe tereny, znalazł drogę do nowego świata i zgłębił tajemnice przyrody. Jednak dla niektórych ludzi ten cały świat wokół jest straszny i pełny czyhających niebezpieczeństw. Gdy tylko opuszczą swój bezpieczny dom szukają najkrótszej drogi, by dotrzeć do kolejnego schronienia. W trakcie podróży czują, że mogą w każdej chwili zostać zranieni lub co gorsza stracić życie. Brzmi śmiesznie i nieprawdopodobnie, lecz podobnie zachowują się nieśmiali. W ich głowach nadal rządzą pierwotne, zwierzęce instynkty, które sprawiają, że poza swoimi kryjówkami nie mogą czuć się bezpiecznie i obawiają się każdej osoby, którą spotkają podczas przemieszczania się między nimi. Już wcześniej pisałam, że nieśmiali uważają swój dom lub pokój za swoją twierdzę i mogą tam przebywać cały dzień bez wpuszczania choćby światła słonecznego.
Fot. www.izismile.com
Jednak czasami muszą pójść do pracy, szkoły, lekarza, na zakupy, a nawet i do znajomych. Zabierają wtedy skrawek swego terytorium przylegającego bezpośrednio do ich ciała, a sami przybierają niewidzialną zbroję. Starają się nie dopuścić nikogo do siebie, a przed tymi najbardziej nachalnymi ma ich chronić zbroja własnej prywatności. Nie chcą przytulania, podawania rąk na powitania, ani niczego, co zmniejszy dystans pomiędzy nimi, a kimś obcym. Obcy jest praktycznie każdy, choćby go znali już wiele lat. Dopuszczają do siebie tylko nieliczne grono osób, pozostali w ich wyobrażeniu ubrani są w kolczaste, najeżone gwoździami stroje, którymi chcą przebić ich ochronny pancerz. Boją się, że w każdej chwili obca osoba może zechcieć się ich o coś zapytać, coś powiedzieć lub po prostu popatrzeć na nich. Właśnie dlatego przybrali strategię obronną i przywdziewają czapki, berety oraz okulary, a najłatwiejszym rozwiązaniem jest po prostu patrzenie w ziemię dodatkowo wsparte słuchawkami w uszach i ignorowanie wszystkiego, co ich otacza. Tylko w ten sposób mają pewność, że na pewno nikt ich nie zaczepi. Bronią swojego prywatnego świata. Gorzej, gdy płeć przeciwna się do nich uśmiecha, co powoduje przybranie czerwonych barw bojowych na twarzy, a po szybkiej ocenie przeciwniczki/-ika włącza się syndrom ucieczki objawiający się ignorowaniem poprzez patrzenie w inny punkt, zaczytanie się w reklamach, gazecie, książce lub normalną ucieczką w postaci opuszczenia stresującego miejsca. Tylko w ten sposób można bezpiecznie odbyć podróż tak, by nie musieć w ogóle uczestniczyć w życiu społecznym.
Oczywiście zdarza się choćby i tłok w środkach komunikacji miejskiej, ale do tego też już zdążyli przywyknąć. Poza tym zakupy zawsze robią w markecie, często z kasą samoobsługową, zaś znajomi dokładnie wiedzą, jacy oni są, więc nie zmuszają ich ani nie starają się przebić przez tą zbroję ukrywającą prawdziwą, lekko zagubioną osobę.
Oczywiście zdarza się choćby i tłok w środkach komunikacji miejskiej, ale do tego też już zdążyli przywyknąć. Poza tym zakupy zawsze robią w markecie, często z kasą samoobsługową, zaś znajomi dokładnie wiedzą, jacy oni są, więc nie zmuszają ich ani nie starają się przebić przez tą zbroję ukrywającą prawdziwą, lekko zagubioną osobę.
Antonina Kostrzewa
piątek, 18 listopada 2011
Nieśmiałość to strach przed znanym
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
To nie błąd. To nie strach przed nieznanym, ale właśnie przed znanym powoduje u nieśmiałych blokadę, która uniemożliwia im funkcjonowanie wśród społeczeństwa. Gdzieś wewnątrz, a może dokładnie w samym środku głowy znajduje się ta jedna myśl, która sprawia, że boją się oni porażki. Nawet nie tak dotkliwej, którą będą pamiętać całe życie, a wszyscy będą ją im wypominać, tylko takiej, o której wiedzą praktycznie tylko oni sami. Dlaczego jedno niepowodzenie z przeszłości powoduje, że boją się oni spróbować czegoś jeszcze raz? Ta ich własna, życiowa porażka, a raczej miliony możliwych porażek każdego dnia, do których dochodzi z powodu ich strachu.
Z relacji nieśmiałych znajomych wiem, jak ciężko im przełamać strach i porozmawiać z nieznajomą dziewczyną. Na nic się dadzą zapewnienia, że jeśli się nie uda, to nigdy tej dziewczyny już nie spotkają, ani to, że ta jest inna, niż poprzednie. Miliony porad, nakazów, wykładów, zaleceń, by tym razem nie spalili się ze wstydu zanim podejdą, by strach ich nie zjadł przed pierwszym zdaniem. I choćby dziewczyna była podstawiona przez znajomych i udałoby się z nią nawiązać kontakt, to nikt by nieśmiałego nie zmusił, by następnym razem spróbował sił z jakąś inną. On nie ma w głowie obrazu ostatniego zwycięstwa, lecz pierwszej porażki. I to właśnie ona sprawia, że będą chcieli, jak najszybciej wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Najczęściej kończy się to ucieczką do toalety, do baru albo jeszcze szybszą zmianą tematu. No cóż, nieśmiali mają to do siebie, że wśród znajomych są bardzo bezpośredni i czasami też chamscy, więc czasem mocna zmiana tematu sprawia, że i tak wszyscy zapominają, co przed chcieli od nich wcześniej. Później już nie wracają do tej sprawy wiedząc, jak to się skończy.
W życiu codziennym jest jeszcze więcej sytuacji do ominięcia: a bo pani z piekarni się do nas zalotnie uśmiecha, a bo pan z poczty stara się z nami flirtować, a bo nieznajomy w tramwaju się na nas patrzy, a bo sąsiadka chce powiedzieć coś więcej, niż krótkie „Dzień dobry”.
Tak właśnie działają nieśmiali, gdy przyjdzie im się skonfrontować z sytuacją stresową, która wywołuje u nich niepokój. Uciekają przed nią, lecz częściej robią wszystko w ten sposób, by nigdy do takiej sytuacji nie doszło. W skrócie można to nazwać wiecznym unikaniem. O ile, nie wszystko da rady uniknąć, to nieśmiali znajdą milion powodów, by daną rzecz odłożyć na później lub w ogóle jej nie zrobić. Strach przed tym, co znane, jest silniejszy, niż konsekwencje zaniechania. Nawet terminy urzędowe czy niezapłacone rachunki nie sprawią, że nieśmiali fobicy zechcą wykreślić coś z listy rzeczy niezbędnych do zrobienia. Wszystko ma swój czas.
Fot.: www.acidcow.com
Sama pamiętam, jak pierwszy raz coś bardziej przeskrobałam w domu. Miałam pięć, może sześć lat. Wszyscy z podwórka opowiadali mi, jakie to złe rzeczy mogą mnie spotkać, gdy tylko wrócę do domu. Bałam się, że mama mnie zbije, dostanę szlaban na wychodzenie z domu, albo na telewizję (w czasach bez komórek, komputerów, telewizji satelitarnej, areszt domowy był najgorszą rzeczą, o jakiej można było sobie pomyśleć). To był strach przed nieznanymi konsekwencjami. Później wiedziałam już, że będą krzyki, mama może się obrazić, ale poza tym, nie było to takie straszne. Znałam już konsekwencje, więc byłam gotowa i przygotowana, gdy po raz kolejny coś zawiniłam. To już miałam opanowane i przechodziłam przez te krzyki po mistrzowsku.Fot. : www.babble.com
Jednak sama dobrze wiem, jak zawsze boję się gdzieś rozmawiać z urzędnikiem czy urzędniczką. Boję się, że odeślą mnie do domu i nic nie załatwię po kilku godzinach w kolejce, bo albo wypełniłam zły druk, albo się pomyliłam lub co gorsza wzięłam numerek do złej sprawy. Chociaż już wiem, co się dzieje, gdy czegoś nie załatwię, to jakoś nie za każdym razem odczuwam paniczny strach przed konfrontacją z urzędnikami, jakbym za każdym razem robiła to po raz pierwszy. Jeszcze nigdy nie zostałam odesłana niczym. Zawsze przyjęto moje papiery i tylko w trybie niezwłocznym musiałam coś donieść lub przesłać, albo blokowałam kolejkę wypełniając z panią nowy druk. Coś w głowie zaś ciągle siedzi. Z relacji nieśmiałych znajomych wiem, jak ciężko im przełamać strach i porozmawiać z nieznajomą dziewczyną. Na nic się dadzą zapewnienia, że jeśli się nie uda, to nigdy tej dziewczyny już nie spotkają, ani to, że ta jest inna, niż poprzednie. Miliony porad, nakazów, wykładów, zaleceń, by tym razem nie spalili się ze wstydu zanim podejdą, by strach ich nie zjadł przed pierwszym zdaniem. I choćby dziewczyna była podstawiona przez znajomych i udałoby się z nią nawiązać kontakt, to nikt by nieśmiałego nie zmusił, by następnym razem spróbował sił z jakąś inną. On nie ma w głowie obrazu ostatniego zwycięstwa, lecz pierwszej porażki. I to właśnie ona sprawia, że będą chcieli, jak najszybciej wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Najczęściej kończy się to ucieczką do toalety, do baru albo jeszcze szybszą zmianą tematu. No cóż, nieśmiali mają to do siebie, że wśród znajomych są bardzo bezpośredni i czasami też chamscy, więc czasem mocna zmiana tematu sprawia, że i tak wszyscy zapominają, co przed chcieli od nich wcześniej. Później już nie wracają do tej sprawy wiedząc, jak to się skończy.
W życiu codziennym jest jeszcze więcej sytuacji do ominięcia: a bo pani z piekarni się do nas zalotnie uśmiecha, a bo pan z poczty stara się z nami flirtować, a bo nieznajomy w tramwaju się na nas patrzy, a bo sąsiadka chce powiedzieć coś więcej, niż krótkie „Dzień dobry”.
Tak właśnie działają nieśmiali, gdy przyjdzie im się skonfrontować z sytuacją stresową, która wywołuje u nich niepokój. Uciekają przed nią, lecz częściej robią wszystko w ten sposób, by nigdy do takiej sytuacji nie doszło. W skrócie można to nazwać wiecznym unikaniem. O ile, nie wszystko da rady uniknąć, to nieśmiali znajdą milion powodów, by daną rzecz odłożyć na później lub w ogóle jej nie zrobić. Strach przed tym, co znane, jest silniejszy, niż konsekwencje zaniechania. Nawet terminy urzędowe czy niezapłacone rachunki nie sprawią, że nieśmiali fobicy zechcą wykreślić coś z listy rzeczy niezbędnych do zrobienia. Wszystko ma swój czas.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 8 listopada 2011
Rozmyślania o samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Znów patrzę na zegar widząc, że noc coraz bliżej zbliża. Patrzę na kalendarz wiedząc, że do końca roku niewiele zostało już czasu. Patrzę na siebie zauważając, że mało ziaren piasku w klepsydrze życia zostało. Wiem, że nie wszystko można cofnąć, ale myślę, że wszystko da się jakoś odkręcić, lecz z czasem jeszcze nikt nie wygrał.
Dopóki jesteśmy młodzi nikt nie mówi o nas, samotnych. Nie nazywa nas w ten sposób. Nawet pomijając słowo singiel, to i tak mówią, że on jest sam, ona jest sama. Problem samotności można powiedzieć zaczyna się, gdy przekraczamy pewną granicę wieku. Najczęściej jest to około 30-35 roku życia, gdy już praktycznie wszyscy nasi znajomi z okolicy, jak i ze szkół posiadają już swoje rodziny, a co za tym idzie mają zdecydowanie mniej czasu dla nas. Zresztą to dokładnie ten moment, kiedy zaczynają mówić, że jeśli teraz sobie kogoś nie znajdziemy, to już nikt później nas nie zechce. To jeszcze nie są ostatnie możliwe lata na macierzyństwo, ale zegar biologiczny tyka. Nie jesteśmy jeszcze starzy, nadal wyglądamy atrakcyjnie, więc co takiego się zmienia, że nagle wszyscy widzą nas na przegranej pozycji plotkując między sobą. Czy to już koniec? Czy można temu jakoś zaradzić? Nie mieszkamy z rodzicami, sami pracujemy na swoje utrzymanie, a miłość może na nas spaść w każdym momencie. Czy przekroczenie teoretycznej połowy naszego życia oznacza, że drugą też powinniśmy spędzić samotnie. Może i bardzo się przyzwyczailiśmy do istnienia w pojedynkę, że jesteśmy zamknięci na innych, ale każdy chce się czasem do kogoś przytulić. Nie jesteśmy gorsi od innych, rozwodników, wdów czy stale zmieniających partnerów. Możemy znaleźć kogoś, ale wewnątrz siebie już w to wierzymy. Podchodzimy do tego w pełni obojętnie, a to zabija nie tylko pierwsze wrażenia, ale też i każde inne. Nie mamy ochoty na zmiany. To nas boli najbardziej. Nasze życie, nasze zwyczaje i rytuały. Nikt nam nie będzie kazał niczego zmieniać, ani się do niczego dostosowywać. Mamy prawo do tego, by przeżyć swój czas tak, jak chcemy. Nie mamy obowiązku przedłużać swojego gatunku.
Jest nas już ponad 7 miliardów, więc z jednym potomkiem mniej, ludzkość sobie spokojnie poradzi. To nasz swoisty manifest samotności, w pełni egoistyczny, ale własny pogląd na świat. I choćby nie wiadomo, jak twardo stąpać po ziemi mając głowę uniesioną do góry, choćby nie wiadomo, jak zachwalać nasz samotny tryb życia, to i tak nikt nie wie, jak to pewnego wieczoru ściskając w rękach poduszkę płaczemy po cichutku.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 3 listopada 2011
Chwika przerwy i znów ..
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jak zawsze chwila wolnego sprawia, że się rozleniwiamy. Dla mnie każde wolne, to podwójna praca. Od zawsze tak było. Nie mówiąc już o świętach, kiedy wszystko spada mi na głowę .Myślałam, że będę miała chwilę dla siebie, ustawię sobie opis, jak inni: "długi weekend", ale niestety trzeba pracować. Pracować na chleb, jak i nad sobą.
Ostatnio skończyłam pracę nad "31.10, czyli Halloween po polsku", a teraz przyszedł czas na coś nowego. Póki co jeszcze nie zdradzę, co to dokładnie. Jak zawsze trzymam wszystko do końca. Taka mała tajemnica. W tym momencie pracę twórczą przeplatam z czytaniem, co odbiera mi trochę wolnego czasu, lecz nie potrafię żyć bez czytania. Mając do wyboru książkę lub komputer, wybieram to pierwsze. Z racji tego, że komputer wciąga za bardzo.
Fot. www.acidcow.com
Książkę mogę w każdej chwili odłożyć i zacząć robić coś nowego, innego. Z komputerem jest gorzej, bo zawsze się znajdzie coś ciekawego do oglądnięcia, przejrzenia, przeczytania. Taka niekończąca się maszyna, której głównym zadaniem jest marnowanie naszego czasu. Sama dobrze wiem, że wszelkie przyrzeczenia i ograniczenia nic nie dają. Nie tylko względem córki, lecz względem mnie samej. Zresztą teraz jest już noc, a ja nadal piszę wiedząc, że przed siódmą muszę wstać. Może odpocznę w innym życiu, może nie będzie mi to dane. Teraz mówię krótkie "Dobranoc" mając nadzieję, że Wy też zaraz pójdziecie w moje ślady.
Antonina Kostrzewa
środa, 26 października 2011
Jesienna niepewność bytu
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Na wstępie chciałam wszystkim podziękować za tak "żywe" zainteresowanie zbiorem opowiadań "31.10, czyli Halloween po polsku" oraz za polubienie naszego Facebookowego profilu. Jeśli ktoś jeszcze nie ściągnął darmowego ebooka, to po kliknięciu w którykolwiek link powyżej znajdzie odnośnik do książki. Tam także moja historia o "Nikczemniku".
Moje życie płynie powoli dalej. Każdego dnia czuję już napływający powiew zimy. Widzę ludzi, którzy starają się ukryć pod czapkami. i beretami. Szukającymi schronienia w szalach i chustach. Jeszcze chwila i dopadną nas zimne deszcze, a razem z nimi ta prawdziwa, jesienna depresja. Dokładnie taka, gdy picie gorącej czekolady i ogrzewanie się przy kaloryferze nie sprawia, że mówimy: "Jak dobrze posiedzieć chwilę w domu", tylko "Dobrze, że nie muszę dzisiaj nigdzie wychodzić".
Powoli pustoszeją parki, ogródki piwne (i choć stoliki na zewnątrz restauracji tak samo się nazywają), place zabaw i podwórka. Ludzie szukają swojego ciepłego kąta. Kawiarenki na nowo wypełniają się klientami, a ja znów nie mogę wśród nich znaleźć ciszy i spokoju. Tyle czasu ich nie było, a teraz zajmują mój ulubiony stolik i wszystkie wokół. Jeszcze gdzieniegdzie ktoś robi kolejne plany urlopowe - ciepłe morze zimą. -Wyjedźmy, proszę cię, słyszę trzymając gorącą od kawy filiżankę. Niektórzy myślą już o świętach, inni o zbliżającym się długim weekendzie. Ja dopijam kawę i wracam do swoich czterech ścian, skąd mogę patrzeć na czarne konary drzew na tle szarej jesieni.
Poza tym cały czas pracuję nad swoim własnym dorobkiem pisarskim. Jesień to dobry moment na pisanie. Póki co wydałam właśnie mojego pierwszego E-booka:
Opowiadanie "Marta" zgłoszone zostało w 2010 roku na konkurs "Zakochany Wrocław". Teraz zostało opublikowane w formie E-booka. W tej historii dowiecie się, że czasem jeden prosty krok może wiele zmienić w życiu. Jak w każdym moim opowiadaniu, w tym także znajdziecie dużo o nieśmiałości, samotności i poszukiwaniu sensu życia.
Moje życie płynie powoli dalej. Każdego dnia czuję już napływający powiew zimy. Widzę ludzi, którzy starają się ukryć pod czapkami. i beretami. Szukającymi schronienia w szalach i chustach. Jeszcze chwila i dopadną nas zimne deszcze, a razem z nimi ta prawdziwa, jesienna depresja. Dokładnie taka, gdy picie gorącej czekolady i ogrzewanie się przy kaloryferze nie sprawia, że mówimy: "Jak dobrze posiedzieć chwilę w domu", tylko "Dobrze, że nie muszę dzisiaj nigdzie wychodzić".
Powoli pustoszeją parki, ogródki piwne (i choć stoliki na zewnątrz restauracji tak samo się nazywają), place zabaw i podwórka. Ludzie szukają swojego ciepłego kąta. Kawiarenki na nowo wypełniają się klientami, a ja znów nie mogę wśród nich znaleźć ciszy i spokoju. Tyle czasu ich nie było, a teraz zajmują mój ulubiony stolik i wszystkie wokół. Jeszcze gdzieniegdzie ktoś robi kolejne plany urlopowe - ciepłe morze zimą. -Wyjedźmy, proszę cię, słyszę trzymając gorącą od kawy filiżankę. Niektórzy myślą już o świętach, inni o zbliżającym się długim weekendzie. Ja dopijam kawę i wracam do swoich czterech ścian, skąd mogę patrzeć na czarne konary drzew na tle szarej jesieni.
Poza tym cały czas pracuję nad swoim własnym dorobkiem pisarskim. Jesień to dobry moment na pisanie. Póki co wydałam właśnie mojego pierwszego E-booka:
Opowiadanie "Marta" zgłoszone zostało w 2010 roku na konkurs "Zakochany Wrocław". Teraz zostało opublikowane w formie E-booka. W tej historii dowiecie się, że czasem jeden prosty krok może wiele zmienić w życiu. Jak w każdym moim opowiadaniu, w tym także znajdziecie dużo o nieśmiałości, samotności i poszukiwaniu sensu życia.
Opowiadanie dostępne do nabycia na:
http://virtualo.pl/
http://www.rw2010.pl/
Antonina Kostrzewa
sobota, 22 października 2011
31.10 czyli Halloween po polsku - darmowy Ebook do pobrania
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Zapowiadałam wam wcześniej niespodziankę na koniec miesiąca, a jak to z niespodziankami bywa potrafią i mnie zaskoczyć. Już od dzisiaj, a dokładnie od wczoraj możecie pobrać całkowicie za darmo zbiór opowiadań grozy pod tytułem "31.10 czyli Halloween po polsku".
Pobierz książkę*
* kliknij na link i przejdź na stronę księgarni. Dodaj książkę do koszyka, zakup ją za zero złotych. Zaloguj się i zapisz ją na dysku.
Pewnie myślicie, że skoro jest za darmo, to nie otrzymacie nic ciekawego? To może kilka faktów:* kliknij na link i przejdź na stronę księgarni. Dodaj książkę do koszyka, zakup ją za zero złotych. Zaloguj się i zapisz ją na dysku.
Poniżej lista autorów i opowiadań, a wśród nich także i moja skromna osoba:
1. Krzysztof Maciejewski – Kudłata Straż
2. Szymon Adamus – Świeczki i psoty
3. Jacek Skowroński – Historia z bukietem w tle
4. Agnieszka Turzyniecka – Sekta
5. Piter Murphy – Duch z dzieciństwa
6. Michał Stonawski – Jego wola
7. Anna Klejzerowicz – Zjawa
8. Marek Ścieszek – Confessio
9. Wal Sadow – Noc żywych awatarów
10. Mariusz Zielke – Żarłoczne lodówki
11. Anna Rybkowska – Ostatnia relacja na żywo
12. Katarzyna Pessel – Łapacz snów
13. Chepcher Jones – Sklepik Czarodzieja
14. Krzysztof Maciejewski – Pakt z Pierrotem
15. Romuald Pawlak – Equnculus
16. Kinga Ochendowska – Tajemnica Albionu
17. Agnieszka Lingas-Łoniewska – Demoniada
18. Krzysztof T. Dąbrowski – Do domciu!
19. Daniel Koziarski – Niania
20. Karolina Wilczyńska – Matczyna miłość
21. Rafał Kuleta – Ale wciąż żyję
22. Mariusz Zielke – Dziecko Rosemary
23. Anna Rybkowska – Autostopowiczka
24. Agnieszka Turzyniecka – Pierwszy właściciel
25. Karol Kłos – Duch
26. Katarzyna Szewczyk – Topielec
27. Marek Ścieszek – Tama
28. Chepcher Jones – Moja własna klątwa
29. Kornelia Romanowska – Epitafium na dwa słowa
30. Antonina Kostrzewa – Nikczemnik
31. Krzysztof T. Dąbrowski – Zmałpienie
32. Adrian Miśtak – Ośla ława
33. Romuald Pawlak – Stwórca cieni
34. Anna Klejzerowicz – Mgła
Jeśli jeszcze wam mało, to zapraszam do obejrzenia filmiku promującego książkę:
Wszelkie dodatkowe informacje znajdziecie na oficjalnej stronie: www.3110.pl
Polecam także do polubienia naszego Fanpage'a na Facebooku: https://www.facebook.com/halloween.po.polsku
Polecam i zapraszam do czytania.
Polecam także do polubienia naszego Fanpage'a na Facebooku: https://www.facebook.com/halloween.po.polsku
Polecam i zapraszam do czytania.
Edit - 23.10.11:
Już ponad 2000 osób ściągnęło naszą książkę, a ponad 1500 pobrało jej fragment.
Liczba fanów na naszym Fanpage'u wynosi ponad 240.
Wszystkim bardzo dziękuję
Antonina Kostrzewa
sobota, 15 października 2011
Najgorszy dzień w moim życiu
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Każdy z nas często tak mówi. Nie musi być to dzień, kiedy oblewamy jakiś ważny egzamin, wyrzucają nas z pracy, tracimy majątek czy umiera bliska nam osoba. Może to być po prostu ciężki dzień z bólem głowy, gdy ucieka nam autobus i musimy iść w deszczu, a później okazuje się, że musimy pokonać tę drogę jeszcze raz, gdyż zapomnieliśmy dokumentów lub co gorsza zgubiliśmy je. Co osoba, to inna sytuacja i inne problemy.
Fot. : www.izismile.com //tłumaczenie własne
Jednak zastanawiające jest, ile takich dni mamy w ciągu naszych lat na ziemi. Raczej nie znajdą się osoby, które przeżywają takie chwile codziennie. Kilka razy w roku? Z tym mogę się zgodzić. Bardziej zastanawiające jest, że z tych wszystkich złych chwil pamiętamy zaledwie dwie czy trzy prawdziwe kiepskie zdarzenia. Myśląc teraz o moich najgorszych dniach, będę mogła wymienić też kilka takich sytuacji. Mogłabym przypomnieć sobie, jak w podstawówce dostałam najgorszą ocenę z całej klasy, a później z tego powodu pomyliłam się na apelu i praktycznie spaliłam się ze wstydu. Patrząc teraz, z perspektywy czasu na tamto zdarzenie, nie uważam, że było, aż tak strasznie. Może w tamtym momencie było, lecz później przyszły jeszcze gorsze dni, które przyćmiły tamto wydarzenie. O tych dawnych dniach zapominamy zostawiając sobie w pamięci ten jeden czy dwa wyjątkowe. Prawdziwe złe dni. Reszta tak naprawdę była do zniesienia.
Fot.: www.izismile.com
Po latach uświadamiamy sobie, że nasz najgorszy dzień, tak naprawdę nie musi być najgorszy. Jutro może być jeszcze gorszy, straszniejszy. Wiemy dobrze, że nigdy nie możemy być pewni, kiedy nastąpi. Dlatego zwracam się do wszystkich nastolatków, którzy uważają, że mają najgorsze życie na świecie, by pamiętali, że kiedyś będą się z tego śmiali. Prawdziwe kiepskie dni mają jeszcze przed sobą, bo nikt nie ma szczęśliwego życia przez cały czas jego trwania. Ciesz się tym, co masz. Każdy dzień może być twoim najlepszym. Nie ma w nim czasie, by się zastawiać, czy jutro będzie lepiej. Dzisiaj może lepiej. Złe dni zdarzają się, po to są, ale są po to by je przetrwać, żyć dalej. Nie nazywajmy najdrobniejszego niepowodzenia naszym najgorszym dniem. Nazywajmy najmniejszą radość najlepszym dniem w naszym życiu.
Fot. : www.izismile.com
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 10 października 2011
Statystyka odwiedzin, czyli przekroczony 1000 w miesiącu
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Stało się. Przekroczyłam 1000 odwiedzin w ciągu miesiąca. Wcześniej już nieraz byłam blisko tego wyniku, lecz ani razu nie udało mi się go pokonać. Może i dla mnie niewiele to zmienia, ale jako zwolenniczka liczb i statystyk dużo to dla mnie zmienia. Znaczy to dokładnie tyle, że blog stale jest odwiedzany i z miesiąca na miesiąc jego "poczytalność" rośnie.
Fot. : www.google.com/analytics
Już w tamtym miesiącu pisałam wam, że podmieniłam linka do mojego CV i nie znajduje się już one w drugiej dziesiątce wyszukiwań obrazów w Google. Szybko odnotowałam spadek odwiedzin o ponad 100 w miesiącu, lecz teraz widać, że jest lepiej, niż wcześniej. Cały czas pracuję, by osoby trafiające na mojego bloga znajdowały dokładnie to, co ich interesuje. Dlatego najczęściej wpisywaną frazą jest "Samotność blog". Jestem tutaj z wami już dwa i pół roku i myślę, że tak szybko nie przestanę tutaj pisać. Łatwiej mi się pisze bloga, niż książki, ale tak to już czasem bywa. Nie muszę się zastanawiać, czy czegoś pominęłam czy źle fabułę wybrałam, ani o milionach innych rzeczy. Pisanie książki zawsze mogę odłożyć na później. Czytelników bloga nie mogę zawieść i przynajmniej raz w tygodniu pojawia się nowy wpis. Dziękuję wszystkim za odwiedziny, komentarze, polecanie strony. Już za niecały miesiąc dla wszystkich moich czytelników mała niespodzianka. Póki co nie mogę zdradzić, co to będzie, ale na pewno się spodoba. Chociaż i tak wszyscy się domyślają, że to coś do czytania.
Fot. : www.izismile.com
Szczegóły już wkrótce.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 4 października 2011
Jaka czeka mnie przyszłość?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Pytanie, które nurtuje wszystkich. Można też spytać, czy taką przyszłość, jaką teraz mamy teraźniejszość, kiedyś sobie wyobrażaliśmy? Z pewnością nie, bo po to są marzenia. W końcu niewiele z nas dorobiło wielkiego domu z basenem i milionem na koncie. Niektórzy mają trochę mniejsze wymagania, ale niewiele z nas chce żyć tak, jak teraz żyje.
Fot.: www.coverleyhouse.com
Cóż mogę powiedzieć o samej sobie? Kiedyś nie marzyłam o tym, by być samotną matką mieszkającą z matką, jakkolwiek to brzmi. Miałam swoje plany na życie. Skończyć studia, znaleźć porządną pracę, męża, a później gdy już wszystko się ułoży pomyśleć o dzieciach. Poszło trochę inaczej, ale żałować nie mogę. Przyszedł jednak w moim życiu ten czas, kiedy znów się zastanawiam nad swoją przyszłością. Teraz zamiast myśleć, co może udać się dobrego w moim życiu, to myślę, co może stać się gorszego. Co będę robić, z czego się utrzymywać, gdzie mieszkać, na kogo wyrośnie moja córka, co będzie dalej. Skończyły się plany: pojadę do ciepłych krajów, będę znana, bogata itp. Przyszedł mój czas na martwienie się. Nie jestem jeszcze stara i wiele rzeczy mogę jeszcze zrealizować bez obawy, że nie zdążę. Jednak myślenie o tym, że mogłabym by teraz w innym miejscu i robić całkiem inne rzeczy zajmuje mi trochę czasu. Dlaczego tak się dzieje? Nie chodzi tutaj o porównywanie się do znajomych czy innych, którym się udało czy mają lepiej. Chodzi tylko o to, czy moje życie przeżyłam na 110%, czy nie mam czego żałować, czy zrobiłam wszystko, by zapewnić dobrą przyszłość swojej córce?
Fot.: www.izismile.com
Wiem, że często się poddawałam, często bałam się i czegoś nie robiłam. Zdarzało się, że nie robiłam nic, bojąc się podjąć jakąkolwiek decyzję. Może chciałam, by najbliżsi postrzegali mnie w dany sposób, a może po prostu jestem za słaba, by żyć w takim świecie.
Staram się cały czas coś zmienić, robić plany, listy, założenia, cele. Realizować się i nie marnować czasu na głupoty. Mam nadzieję, że patrząc w przeszłość będę zadowolona, że minęła w ten, a nie w inny sposób i będę widzieć w przyszłości szansę na lepsze życie.
W końcu chodzi o to, by cieszyć się starością i z dumą wspominać przeszłość.
Fot.: www.acidcow.com
Antonina Kostrzewa
piątek, 23 września 2011
Nie lubię jesieni, kocham ją.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Co roku piszę wam na blogu, że we wrześniu robię podsumowanie ostatniego półrocza licząc od moich urodzin w marcu. Tym razem jeszcze o tym nie myślę, chociaż pogoda sprawia, że zaczynam więcej zastanawiać się nad życiem, niż wcześniej. Tym razem jednak jesień przyszła tak całkiem niespodziewanie. Patrzę na ludzi na ulicach i widzę, że do końca jeszcze nie wiedzą, jak się ubrać. Jedni porozbierani, inni zaś w czapkach, zimowych!!
Fot. www.izismile.com
Ja z jednej strony lubię jesień. Za kolory, za temperaturę, za deszcze. Z drugiej strony dokładnie za to samo jej nie lubię. Zamiast złotych kolorów liści, widzę samą szarość. Zamiast zimnego powiewu wiatru w słoneczny dzień, dostaję lodowaty wiatr w zimny poranek, a zamiast przelotnego kapuśniaczka mam całodniową ulewę. Ot taka zmienność jesieni. Jednak jesień można kochać za to, że taka zmienna jest. Wszystko można odczytywać na dwa sposoby. Osoby samotne też to zauważają. Wyglądając przez okno stwierdzają, że w taką pogodę lepiej zostać w domu, ale także, że w taką pogodę mogą założyć po prostu buty i kurtkę, wyjść na zewnątrz i cieszyć się dniem. Wtedy nikt nie patrzy na nasze zbędne kilogramy czy niemodną koszulkę. Nikt nie zwraca na nas uwagi, bo to właśnie jesień jest.
Dla mnie dni są bardziej szare, niż zwykle i mam problemy ze wstawaniem, ale za to nie chcę marnować dnia, bo szybciej się ściemnia. Mimo że pada, wolę wyjść i cieszyć się ciepłym deszczem, bo później może zobaczę kolejną tęczę. A najważniejsze, że mimo zmęczenia mam więcej chęci i sił na pisanie, a także na miliony innych rzeczy, które mogłam zrobić w lecie, ale zostawiłam je na później. Chłonę jesień każdym oddechem. Chcę zdążyć przed śniegiem, mrozem i tłumem ludzi schowanych przez zimnem w kawiarniach, gdzie osoby samotne nie mogą już zaznać spokoju.
Dla mnie dni są bardziej szare, niż zwykle i mam problemy ze wstawaniem, ale za to nie chcę marnować dnia, bo szybciej się ściemnia. Mimo że pada, wolę wyjść i cieszyć się ciepłym deszczem, bo później może zobaczę kolejną tęczę. A najważniejsze, że mimo zmęczenia mam więcej chęci i sił na pisanie, a także na miliony innych rzeczy, które mogłam zrobić w lecie, ale zostawiłam je na później. Chłonę jesień każdym oddechem. Chcę zdążyć przed śniegiem, mrozem i tłumem ludzi schowanych przez zimnem w kawiarniach, gdzie osoby samotne nie mogą już zaznać spokoju.
Antonina Kostrzewa
środa, 14 września 2011
Dlaczego nie mam przyjaciół?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Właśnie, dlaczego? Przez wszystkie lata naszego życia spotykamy mnóstwo ludzi. Jednych bliżej, innych gorzej, ale każdy z nich może być nam bardziej bliższy. Zaczynamy od osób z naszego podwórka, czyli z okolicy, później przychodzi przedszkole i szkoła, czyli miejsce, gdzie widzimy te same osoby każdego dnia przez kilka godzin. Niektórzy idą na studia, ale je też możemy zaliczyć do szkół. Później przychodzi czas na pracę. Tam także w zależności od wielkości firmy mamy styczność z mniejszą lub większą liczbą ludzi. Nie można także zapominać o sąsiadach - czy to w domu, w którym się wychowujemy czy też w naszym późniejszym tymczasowym lub stałym lokum. Ile osób, z którymi rozmawiamy nam to daje? Licząc, nawet jak najmniej, to i tak koło setki. Z tej liczby na pewno znajdzie się przynajmniej pięć osób, z którymi jesteśmy w stanie podzielić się naszymi problemami, a także dzielić nasze zainteresowania. Raczej nie zdarza się, by spośród tych wszystkich osób, żadna nie była nam bliższa. Każdy odmieniec znajdzie kogoś podobnego do siebie, więc można uznać, że każdy z nas miał kiedyś przyjaciela lub przyjaciółkę.
Fot. : www.eduamado.hubpages.com
Co się stało z nimi później? Co takiego się zmieniło? Dlaczego nie mają już dla nas czasu? Dlaczego jesteśmy samotni? Dlaczego nie mamy JUŻ przyjaciół?
W okresie dojrzewania zwiększa się zainteresowanie płcią przeciwną i choć może przyjaciele o nas trochę zapominają, to zawsze są gdzieś z boku i zazwyczaj wracają, gdy mijają pierwsze zauroczenia. Gorzej jest, gdy po zakończonej szkole idą kształcić się w inne miejsce i mają nowych znajomych, z którymi spędzają więcej czasu, niż z nami. Czujemy się odrzuceni, bo skoro to my byliśmy tymi najważniejszymi, to co takiego się zmieniło? Nadal jesteśmy dla nich wszystkim. Podobnie jest, gdy nasz najbliższy przyjaciel lub najbliższa przyjaciółka znajduje nową pracę i nowych znajomych zarazem. Wychodzi na imprezy firmowe, spotkania towarzyskie, a my stajemy się tylko wspomnieniem, które najlepiej jest omijać, a najpewniej przestać się odzywać. Znalezienie miłości życia nie oznacza, że zostaniemy pominięci i uznani za piąte koło u wozu. Nadal jesteśmy obok, ale z biegiem czasu, lepiej im wychodzić z innymi parami na wspólną kolację, do kina, do teatru. Co w nas jest takiego złego, że nie nadajemy się na weekend w górach. Z nami także można porozmawiać, nie jesteśmy jakoś specjalnie męczący i nie musimy przy nich siedzieć cały czas. Jednak rzadko nas wybierają.
Fot. : www.acidcow.com
Nawet jeśli w tym momencie nadal mamy przyjaciół, to dla samotnych najgorszy moment jest w trakcie ciąży i po urodzeniu dziecka. Wtedy lepsze są przyjaciółki posiadające dzieci, przyjaciele z pracy, którzy z nami wypiją "Pępkowe", my zaś znów spadamy na boczny tor. Może nie znamy się na dzieciach, ale to nie powód, by nie móc nadal rozmawiać o kosmetykach, sporcie czy milionach innych prostych rzeczy.
Dochodzimy do momentu, gdy uświadomimy sobie, że jesteśmy samotni, nie dlatego że nie posiadamy drugiej połówki, lecz dlatego że nie mamy przyjaciół. Tych kilku osób, do których możemy o każdej porze dnia i nocy zadzwonić z problemami, bez zapowiadania przyjść i wypić wspólnie drinka, podjechać samochodem i dać im pięć minut na spakowanie się i wyjazd na jezioro. Czy to tak trudno zrozumieć, że potrzebujemy, by czasem ktoś z nich sam się odezwał, co tam u nas, co robisz po południu, wyjdziesz z nami? Nie chcemy być nachalni, ale ciągłe spławianie sprawia, że odsuwamy się coraz bardziej na bok nie mając chęci dalszego zadawania pytań i w pewnym momencie stajemy się tylko znajomymi, którzy wyślą smsa z życzeniami na urodziny i święta. Kim się staliśmy? Wyrzutkami bez znajomych, którzy nie są mile widziani na wszelkich wspólnych imprezach, o których nawet nikt ich nie informuje. Nie pojedziemy z nikim na wspólne wakacje, bo zarezerwowali je dla swojej czwórki już pół roku wcześniej. Co nam pozostaje? Samotność!!
Fot. : www.acidcow.com
Wpis napisany uprzednio siódmego maja nie doczekał się kontynuacji. Z racji tego, że czasem wpisuję sobie same tytuły, by o czymś nie zapomnieć, więc wróciłam do tego tematu i go rozwinęłam. Z pewnością w trochę innej formie, niż miała być uprzednia, ale może choć trochę także ciekawie.
Antonina Kostrzewa
piątek, 9 września 2011
Gubię się w tym, co robię czy szukam swojego miejsca?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tym razem nie o życiu, bo jak jest, to tylko ja sama wiem. Nie po to piszę, by was zamartwiać swoimi problemami, chociaż wiem, że czasami też to robię. Bardziej gubię się w całej mojej pracy twórczej. Jedną książkę skończyłam, drugą mam w połowie, trzecią jako szkic, czwarta w całości przed korektą, a myślę o pomysłach na następną. Jestem jedną z tych osób, która nie potrafi jednej rzeczy zrobić do końca. Robię wszystko naraz wiedząc, że nie skończę każdego przedsięwzięcia. Raz mi się udało, więc teraz pora na inne rzeczy!
Fot. : www.acidcow.com
Nazywają mnie chodzącą pesymistką, a ja na siebie mówię rozważna realistka. Nie oszukuję się, że z pisania można żyć, ani też tego, że nie będę do niego dokładać. Staram się robić to, co lubię. Za to też płacę brakiem normalnej pracy, bo za dużo pewnie bujam w obłokach, a może jestem zbyt podobna do bohaterów mojego bloga. Pewnie coś w tym jest.
Każdego dnia cieszę się jednak, że nadal piszę bloga. Raz lepiej, raz gorzej, ale nie opuszczam go. Z jednej strony boję się, że zabraknie mi tematów, z drugiej mam ich czasami za wiele. Zamiast realnych czytelników mam swoje statystyki, ale i też stałych bywalców. Sama świadomość ich istnienia sprawia, że chętniej naciskam klawisze. Z jednej strony piszę dla samotnych i nieśmiałych, z drugiej piszę o moim pisaniu. Niby wszystko się przenika, ale ostatnio zaczęłam skupiać się na tej drugiej rzeczy, jakbym uważała, że już wszystko na temat samotności napisałam. Widzę ja każdego dnia, gdy tylko wyjdę z domu. Na przystanku, w sklepie, w kinie, w lustrze. Widzę tych, którzy potrafią z nią żyć i tych, co nadal się bronią.
Fot. www.izismile.com
Wiele osób wchodzących na tego bloga szuka instrukcji, jak wyjść z samotności. Gdybym znała odpowiedź byłby to blog: "Żona, mąż plus córka", a nie "Samotna w wielkim mieście". Staram się przekazać zdobyte przeze mnie doświadczenia, jak i doświadczenia innych, by znaleźć rozwiązanie niby prostego problemu dzisiejszego świata. Mam tylko nadzieję, że moje porady komuś przyniosły jakieś korzyści. Lekki uśmiech, może jakieś postanowienie, albo choćby cień myśli o zmianach. Nie oczekuję wielkich działań, tylko zmianę sposobu myślenia czy raczej niemyślenia w przypadku osób z fobią społeczną. Gdy myślisz, że może stać się coś złego, to na pewno się stanie. Zacznij od pozytywnego nastawienia, a może być łatwiej.
Dla wszystkich, którzy mogą się zastawiać, po co ktoś to pisze siedząc w piątek wieczór w samotności w swoim łóżku? Odpowiadam: Jutro mam pracującą sobotę i myślę już tylko o śnie.
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 5 września 2011
Czasem mniej znaczy lepiej
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Zresztą często słyszymy: "Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego", albo "Jakość jest ważniejsza". W tym samym kierunku staram się rozwijać mojego bloga. W związku z tym, że istnieje już w sieci ponad 2 lata, więc dużo osób tutaj trafia nie tylko zainteresowanych problemem samotności czy nieśmiałości. Powoli staram się porządkować bloga, tj. jeszcze bardziej go dostosowywać, a raczej usuwać niepotrzebne rzeczy, przez które strona dłużej się tylko ładuje. Właśnie staram się, bo nie jestem w tym zbyt dobra i korzystając z poradników na innych blogach próbuję coś osiągnąć. Chcę by wyglądał, jak najlepiej, ale nie zawsze wychodzi mi zamierzony efekt.
Fot. : www.acidcow.com
Ostatnio odchudzam bloga poprzez zmniejszanie rozmiaru zdjęć, które jak się okazało zajmowały więcej, niż myślałam. Efekt tego był taki, że wyrzuciłam moje zdjęcie z listem motywacyjnym zastępując je nowym pod innym adresem. W ten sposób straciłam wielu odwiedzających, którzy trafiali na tą stronę szukając pomocnego wzoru przy poszukiwaniu pracy. Ubyło mi ponad 200 użytkowników miesięcznie, ale za to zmniejszył się też współczynnik odrzuceń. Coś za coś. Z początku się tym martwiłam, teraz uważam to za bardziej korzystne, chociaż osoby trafiające na moją stronę nadal wpisują: "kreatywne cv", lecz nie jest to już taki duży odsetek. Myślę, że to może i lepiej.Dokładnie tak, jak w moim życiu. Miałam porządną, stałą pracę z dobrą pensją. Jednak ją porzuciłam, bo panował w niej zbyt duży stres i w domu także nie miałam czasu dla siebie. Teraz może i mam trochę inne problemy z pracą, jednak nie muszę stresować się tak bardzo i wiem, że jeśli sobie coś zaplanuję na weekend, to będę mogła to zrobić bez zbędnego kombinowania.
Co z moim blogiem? Dalej będę go prowadzić, nadal będę pisać i nadal będę go modyfikować. Może i zaryzykuję stronę startową zamiast normalnie wyświetlanych postów. Wszystko jest w moich rękach. Z pracą też sobie jakoś poradzę, jak i w życiu. Najważniejsze to zacząć doceniać to, co się ma, a nie narzekać na to, czego się nie ma. Nawet z najbardziej błędnego koła depresji zawsze znajdzie się jakieś wyjście.
Fot. : www.acidcow.com
Każdy z nas chciałby się zatrzymać, ale czas ciągle biegnie. Nie daje nam chwili na odpoczynek, więc musimy wykorzystać go, jak najlepiej. Nie można się bez końca użalać nad sobą, tylko trzeba zacząć działać. Nawet najmniejsza zmiana ma wpływ na nasze dalsze życie. Niekoniecznie na lepsze, ale zawsze to jakaś zmiana. Twój los jest w twoich rękach, życie jest w twoich rękach, lecz czas zawsze będzie twoim przeciwnikiem. Pokonasz go, gdy zaczniesz realizować swoje marzenia, bo wtedy nie zauważysz, jak ucieka. Może się boi?
Ps. Jeśli ktoś jeszcze nie widział tego filmiku, to polecam:
Ps. Jeśli ktoś jeszcze nie widział tego filmiku, to polecam:
Antonina Kostrzewa
środa, 31 sierpnia 2011
Koniec wakacji, powrót do rzeczywistości
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Osoby pracując podobno nie mają w ogóle wakacji, studenci wypoczywają zazwyczaj najdłużej, lecz i tak wszyscy stwierdzą, że końcem wakacji jest koniec sierpnia. Tak się już utarło, że pierwszy dzień szkoły, czyli pierwszy września zarządza koniec wakacji. Chociaż sama już uczennicą nie jestem, to sama wiem, jak to dla rodziców wiele zamieszania sprawia.
Wtedy także i komunikacja miejska wraca do normalnych rozkładów i wszystko wychodzi ze słonecznego letargu i rozpoczyna pracę na zwiększonych obrotach. Pod koniec września już wsiąkamy na dobre i życie toczy się do kolejnej przerwy, czyli do świąt.
Coś jednak jest wyjątkowego po powrocie z wakacji czy urlopu wśród osób samotnych. Opowiadania i wspomnienia z wypoczynku, który dla nich często jest przymusowy. Nie dodadzą nowych zdjęć do portali społecznościowych, nie pochwalą się znajomym wycieczką do Egiptu czy choćby innymi zagranicznymi wojażami. Nawet fascynujące opowieści o pobycie u rodziny w Bieszczadach nie są w ich ustach zbyt interesujące. Po prostu wśród wszystkich innych osób nie mają się czym pochwalić. Jak już pisałam wcześniej w felietonie "Wakacje i co z tego?", nie jest to łatwy okres do samotnych. Po prostu w ich życiu nie dzieje się tak dużo, jak w życiu innych osób. Wakacje czy przymusowy urlop najczęściej spędzają w domu przed komputerem czasami tylko go opuszczając. Nawet, jeśli gdzieś się wybiorą, to i tak nie przeżywają tego w pełni. Męczy ich to, że wśród wszystkich par i wakacyjnych miłości, oni nadal są sami. Wiedzą także to, że mogą się tutaj bawić całe dnie i noce, a później czeka ich z powrotem samotne życie w czterech ścianach.
Fot. : www.tri-nitro.com
Wracając do powrotów do znajomych znów pojawiają się te niewygodne pytania: "Gdzie byłaś/-eś na wakacjach" albo "Jak spędziłaś/-eś wakacje". Gdy pojawia się chwila milczenia, albo odpowiadamy krótko "Nic ciekawego", słyszymy w odpowiedzi: "(...) bo ja byłam/-em w tym roku w..." i zaczyna się długa wypowiedź na temat cudownych przeżyć, które samotnych tylko przyprawiają o większą depresją. Oni nawet, jeśli gdzieś by pojechali, to raczej niechętnie o tym opowiadają, bo to jest coś prywatnego w ich życiu i nie chcą się tym dzielić z innymi w rozmowach czy poprzez zdjęcia. Dla nich najważniejsze w tym czasie jest nie dać się złapać na te pytania, czyli zbywać pytających i przeczekać, aż cała wrzawa minie. Później trzeba w ten sposób przetrwać Andrzejki, Święta, Sylwestra, Walentynki (...) cały rok, bo kolejny sezon urlopowy już za 10 miesięcy.
Antonina Kostrzewa
piątek, 26 sierpnia 2011
Brak pomysłu na życie
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Czy pamiętacie, jak w młodości zastanawialiście się kim chcecie w życiu zostać? Dziecięce marzenia o by być w przyszłości lekarzem, modelką, adwokatem itp. Wtedy to były tylko zabawy, ale później nachodziły nas znowu te same pytania, w końcu trzeba wybrać szkołę, znaleźć pracę i znaleźliśmy się w tym, a nie w innym miejscu. Wspominając dawne nasze wyznaczniki często zdarza się, że jesteśmy w całkiem innym miejscu, niż kiedyś myśleliśmy. Zaś dobrze pamiętamy osoby, które kiedyś raz ustaliły sobie życiowy kierunek i później go zrealizowały.
Fot. www.acidcow.com
Dla nas wybór nie był taki łatwy. Coś chyba poszło nie tak. Nie chodzi tutaj o takie rzeczy, jak pieniądze czy znajomości, ale i one pewnie też mają tutaj wiele znaczenia. Po prostu od samego początku nie wierzyliśmy i nie dążyliśmy do tego, by zrealizować nasz cel. Teraz niestety może być za późno, ale jest czas na inne rzeczy.
Ja przez lata mojego życia próbowałam odnaleźć się w wielu dziedzinach i wielu pracach. Dużo z tym nie osiągnęłam, ale też mnie dużo to nauczyło. Nie można robić niektórych rzeczy za wszelką cenę, a praca, która daje tylko pieniądze bez satysfakcji tylko wierci nam dziurę w sercu. Znalazłam jednak gdzieś głęboko w głowie, to jedno prawdziwe marzenie z dzieciństwa: "Chcę pisać, bo pisanie sprawia, że mogę bujać w obłokach". Dlatego też staram się to robić, w każdej wolnej chwili. Pozostałe wypełniają praca i sen, ale to i tak lepiej, niż żyć tylko pracą.
Fot.: www.izismile.com
Może i nigdy na tym nie zarobię, ani też nie będę sławna, ale czując, że się realizuję, chcę to robić dalej i dalej. Pierwszą książkę długo spłacałam, drugą nawet nie wiem, kiedy wydam, ale są plany następnych i jeszcze jedna na wykończeniu. Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Brakuje mi czasem chęci, ale wiem, że potrafię tylko to, dlatego mogę się i zmusić, by coś napisać. Przychodzą momenty zwątpienia, ale za każdym razem mogę zapatrzeć się w jeden punkt i odlecieć z moimi myślami, a wtedy czuję po prostu tak, jak wtedy. Jak małe dziecko, które myśli, co może robić w życiu? Pamiętasz swoje marzenia?
Antonina Kostrzewa
piątek, 19 sierpnia 2011
Lubię napawać się zakończeniem
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jestem z osób lubiących odkładać wszystko na później, ale jednak czasami potrafię coś zaplanować. Właśnie po to tworzę swoje listy "To do" i czasami jakoś wszystko powoli, bo powoli, idzie do przodu. Staram się motywować, choć trochę, byleby samą siebie czasami oszukiwać, że coś robię. Zmieniłam ostatnio czas spędzony na pisaniu na ilość zapisanych linijek i od tego momentu mogę oglądać realne efekty mojej pracy. Powiedzmy jestem tak pół roku do tyłu, ale teraz wzięłam się trochę za siebie i myślę, że będę nadrabiać każdego dnia. W ten oto sposób udało mi się zakończyć kolejny etap w moim życiu. Oto czekam na napisanie ostatniego zdania i postawienie kropki. Ta chwila nastąpiła wczoraj, ale myślę, że znajdę na pewno lepszy dzień, by to uczcić. Pozostanie mi tylko napisanie ostatniej, czyli pierwszej części i mój trochę zakręcony, ale może i ciekawszy II tom "Zawstydzeni, czyli skazani na.. Samotność" będzie skończony.
Fot. www.thisnext.com
W sumie to zakończę wersję pisaną odręcznie. Później przepisywanie, poprawianie i minie jeszcze trochę, nim pomyślę o wydawcy. Zresztą nad tym też się jeszcze zastanowię. Ważne, byleby do przodu. Tyle z mojej strony, zaś dla was:
Każda godzina zmarnowana na pielęgnowaniu hobby, to godzina mniej przed ekranem.
Antonina Kostrzewa
niedziela, 14 sierpnia 2011
Każda zagadka jest prosta, gdy znamy rozwiązanie
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Brzmi to banalnie, ale rzeczywiście tak jest. Może nie sprawdzi się w skomplikowanych zadaniach matematyczno-fizycznych, ale do wielu innych pasuje, jak znalazł. Znając rozwiązanie żadna sztuczka z kartami, ani inne niemożliwe rzeczy nie są już takie wyjątkowe. Dlaczego o tym piszę?? Otóż znalazłam rozwiązanie dla mojego problemu, a dokładnie do objętości mojego bloga. Jeszcze będzie mnie czekać długa droga z optymalizacją kodu itp, ale teraz cała reszta wydaje się już tylko banalna. Tylko trochę pracy i reszta już będzie z przysłowiowej górki.
Fot. www.2020site.org
Teraz jednak mam pytanie do ciebie czytelniku: "Czy gdybyś znał rozwiązanie zagadki swojej samotności, to czy byś ją pokonał?" . Zastanów się nad tym, ale wydaje mi się, że znasz rozwiązanie, o jeśli chcesz wyjść ze swojej samotności, to znaczy, że chcesz spotkać osobę, którą będziesz kochał i ona będzie kochać ciebie, by założyć wspólną rodzinę oraz mieć grupę przyjaciół, z którymi można zawsze spędzić wolny czas. Czy dużo się pomyliłam? Czy tak ciężko zrozumieć, że rozwiązanie mamy podane na dłoni? Wiemy, co nim jest, teraz tylko wystarczy znaleźć sposoby, by to osiągnąć. To też nie jest łatwe, ale jeśli wiemy, co chcemy osiągnąć, to na pewno znajdziemy wiele dróg, by dotrzeć do celu. Trochę prób, trochę błędów, determinacji i czasem trochę szczęścia. Nic nie przychodzi łatwo, ale warto spróbować.
Fot. : www.izismile.com
Jeszcze może być łatwiej, gdy już wiesz, kim jest ta osoba. Teraz tylko powoli trzeba iść schodek po schodku, by dotrzeć do drzwi z napisem "Szczęście" i nie patrzeć tylko przez dziurkę od klucza, tylko nacisnąć klamkę i wejść do środka.
Antonina Kostrzewa
środa, 3 sierpnia 2011
Teoria liczb
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Matematyka królową nauk i mnie coś od zawsze do liczb ciągnęło. Wszelkie moje wydarzenia związane były z jakąś datą. W ten sposób każdy z nas ma jakieś swoje ulubione i znienawidzone dni w miesiącu. U mnie to akurat 12-ego zawsze się coś złego dzieje. Zresztą do każdej liczby można dorobić własną teorię, bo każdy może je interpretować na swój sposób.
Dlatego choćby odchudzamy się od 1-ego :) Każde wydarzenie i każda rocznica ma pewne odzwierciedlenie w liczbach, a najbardziej urodziny. Data, której nie możemy zmienić i pozostanie z nami przez całe życie. Możemy tylko dodawać lata i mówić: "Ślub przed 30., najpóźniej przed 35., przed 40. i nie ma mowy na później". Tutaj trochę ciężej się dodaje niż: "Jeszcze 5 minut i idę spać", ale to i tak oszukiwanie samego siebie. To takie tłumaczenie tylko dla nas samych i wiemy, że więcej wyrządzi nam to przykrości, niż korzyści.
Dzisiaj jest o liczbach, gdyż to mój 150 wpis na blogu.
Szybko lecą, a tak niedawno cieszyłam się z okrągłej setki. Wcześniej z roku i dwóch lat i praktycznie, co pewien czas znajdę własną teorię do świętowania.
Jak każdy zbieram także daty smutnych wydarzeń i czasami w te cięższe dni wracają one do mnie i uświadamiam sobie je na nowo. Pamiętamy naszą przeszłość i możemy zaznaczyć na naszej linii czasu dokładniej lub mniej przykre doświadczenia. Trzeba tylko znaleźć w sobie tą siłę, by zrozumieć, że te złe chwile są już za nami i jesteśmy od nich odcięci. Zrozumieć to, że nigdy nie będziemy młodsi, niż w tej chwili, a każda stracona sekunda już do nas nie wróci. Dopiero gdy podliczymy sekundy spędzone na użalaniu się nad sobą i leżeniu bezczynnie w łóżku lub patrzeniu w ekran komputera, to z sekund staną się minuty, z minut godziny, z godzin dni, z dni tygodnie, z tygodni miesiące, z miesięcy lata...nienawiść do nas samych powinna sprawić, że postanowimy zmienić coś w naszym życiu i zacząć działać bardziej "efektywnie" (nie mylić z efektownie).
Dodawanie nie jest trudne, lecz czasem nie ma już, co odejmować..
Szybko lecą, a tak niedawno cieszyłam się z okrągłej setki. Wcześniej z roku i dwóch lat i praktycznie, co pewien czas znajdę własną teorię do świętowania.
Jak każdy zbieram także daty smutnych wydarzeń i czasami w te cięższe dni wracają one do mnie i uświadamiam sobie je na nowo. Pamiętamy naszą przeszłość i możemy zaznaczyć na naszej linii czasu dokładniej lub mniej przykre doświadczenia. Trzeba tylko znaleźć w sobie tą siłę, by zrozumieć, że te złe chwile są już za nami i jesteśmy od nich odcięci. Zrozumieć to, że nigdy nie będziemy młodsi, niż w tej chwili, a każda stracona sekunda już do nas nie wróci. Dopiero gdy podliczymy sekundy spędzone na użalaniu się nad sobą i leżeniu bezczynnie w łóżku lub patrzeniu w ekran komputera, to z sekund staną się minuty, z minut godziny, z godzin dni, z dni tygodnie, z tygodni miesiące, z miesięcy lata...nienawiść do nas samych powinna sprawić, że postanowimy zmienić coś w naszym życiu i zacząć działać bardziej "efektywnie" (nie mylić z efektownie).
Dodawanie nie jest trudne, lecz czasem nie ma już, co odejmować..
Antonina Kostrzewa
wtorek, 26 lipca 2011
Nie ma co narzekać!!
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
A nawet jeśli, to tak naprawdę na co? Dzisiaj się dowiedziałam, że moja książka sprzedała się w ilości 96 (sł. dziewięćdziesięciu sześciu) sztuk. Nie jest to oszałamiająca liczba, ale to zawsze jakiś sukces w końcu. Ciężko jest przecież trafić do rąk kogoś, kto o mnie słyszy pierwszy raz. Zamiast narzekać, że mało i źle i niedobrze, chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom za zakup i mieć choć trochę nadziei, że książka się podobała.
Ostatnio nie piszę zbyt wiele, ale o blogu nie zapominam. Na dowód na to, że jeszcze coś tworzę oraz na to, że nadal jestem staroświecka i piszę z długopisem w dłoni wklejam zdjęcie poniżej.
Fot. : Antonina Kostrzewa
Sama też nie wiem, jak się później z tego wszystkiego rozczytam, ale już nie raz musiałam walczyć ze swoimi bazgrołami, więc i tym razem sobie poradzę. Kartek zapisanych mam więcej, ale przeniosłam się do notesu, bo te są już na skraju swojego życia i jeszcze trochę i będą w kawałkach. W każdym razie działam i staram się, by kolejna książka była lepsza od poprzedniej. O ile następna zostanie wydana. Póki co się nie poddaję i piszę, choćby dla siebie, bo to coś mojego, co nikt mi zabrać nie może.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za to, że zechcieli sięgnąć po moją książkę, a zwłaszcza wszystkim tym, którzy tu zaglądają i wyciągnęli jakieś pozytywne wnioski.
Ps. Tak, wiem, kiepsko mi idzie odpisywanie na listy i komentarze. Muszę wprowadzić system odpisywania po przeczytaniu, bo później nawet karteczki przyklejone do ekranu niewiele pomagają. Chyba mi wybaczycie.
Antonina Kostrzewa
piątek, 22 lipca 2011
Pielęgnuj swoje pasje
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jeśli cokolwiek robisz, co możesz nazwać swoim hobby, to nie porzucaj tego, choćby nie wiem co. Znajomi mówią ci, że to bez sensu, obcy, że to do niczego. Nie przejmuj się, po prostu rób to nadal. Nie chodzi tutaj o zdobycie sławy, uznania, pieniędzy, lecz o zaspokajanie swoich własnych potrzeb. O własny rozwój, nie tylko intelektualny. Żyjąc w świecie wszędobylskiej elektroniki znajdź także chwilę dla siebie. Czasem nie potrzeba całego dnia, by zrobić coś dla siebie. Nie musisz mieć wielkiego talentu, ani przeznaczać wielkich pieniędzy na to, co robisz. Po prostu rób coś. Nie trać czasu na miliony niepotrzebnych rzeczy i nie spędzaj całego dnia przed komputerem czy telewizorem. Czas na działanie.
Nie wiesz, co możesz robić, więc przeznacz chociaż pięć minut dziennie na przemyślenie tego, w czym jesteś dobry lub byłeś dobry, co sprawiało ci przyjemność, albo co zawsze chciałeś robić. Nie przychodzi to łatwo i znam osoby, które uważają to ćwiczenie za głupie, albo poddają się za pierwszym razem. Czasami jednak okazuje się, że ktoś od zawsze chciał tańczyć, lecz rodzice zawsze go w młodości uspokajali i kazali zachowywać się należycie. Macie swój umysł i swoje możliwości. Jeśli cokolwiek przyjdzie wam do głowy - zapiszcie to i następnego dnia będziecie już krok dalej. Wyjdźcie poza granice znanych wam zainteresowań, jak malowanie, pisanie, śpiewanie, ale poszukajcie gdzieś w głębi siebie czegoś, co naprawdę was interesuje lub czego chcecie choćby spróbować. Może się nie udać lepienie w masie solnej, ale jeśli kiedyś tego chcieliście, to spróbujcie. Kto wam zabroni?
Fot. : www.pl.wikinews.org
Ostatnio słyszałam też o nowej metodzie poszukiwania hobby dla osób dorosłych. W książce nieznanego autora o "jednym hobby na tydzień" dowiemy się i krok po kroku odkryjemy swój ukryty talent wykonując proste z pozoru czynności przez tydzień czasu. Gdy skończymy zdolności manualne, przejdziemy do uzdolnień twórczych. Nie poznamy dokładnej odpowiedzi, ale chociaż znajdziemy punkt odniesienia, w którym kierunku powinniśmy szukać. Poznanie samego siebie, jako istota naszego bytu i wypełnienie pełnej pustki, która teraz każdego dnia możemy zapełniać nowymi osiągnięciami i porażkami. Im większa porażka, tym większa powinna być siła, by udowodnić sobie, że coś potrafimy. Nie tylko słabi i niewytrwali się poddają. Poddają się ci, którzy boją się kolejnego upadku. Pęd ku perfekcjonizmowi nie przewiduje porażek, ale gdy się nie dowiemy, co należy wyeliminować, to nigdy tego nie zrobimy.
Fot. : www.tabatathis.com
Powiedzenie "Nie nauczysz starego psa nowych sztuczek" jest tylko powiedzeniem. Może nie nauczysz się mandaryńskiego w tyle, co dwadzieścia lat temu, ale jeśli chcesz tego, to na pewno się uda. Nie ma innej możliwości. Jeśli tylko wiesz, jaką "sztuczkę" chcesz robić, to tylko kwestią czasu jest, kiedy to się uda.
Pamiętaj, cokolwiek robisz, robisz to siebie. Nie dla nikogo innego. Trzeba karmić swoje ego i pewność siebie w sukces przedsięwzięcia. Tylko w ten sposób można się cieszyć, że robi się coś wyjątkowego. Coś wyjątkowego dla nas, bo choćby robił to i milion ludzi na świecie, to nasze hobby jest tylko nasze, a inni mają co najwyżej podobne.
Niektórzy mają wakacje, inni urlopy. Może czas odłączyć wtyczkę z prądu, wyjść z domu i pomyśleć przez chwilę, w czym jestem dobry i zacząć w końcu to robić?
Antonina Kostrzewa