Pokazywanie postów oznaczonych etykietą depresja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą depresja. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 11 lutego 2016
Walentynki to nie powód do zmartwień
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
I jak co roku, gdy luty już w pełni, a zewsząd pojawia się coraz więcej reklam w czerwonych kolorach, osobom bez pary dokucza najbardziej. Święto Zakochanych nie niesie ze sobą nic nadzwyczajnego, w końcu będzie trwało jeden dzień i na tym się skończy. Można tez dzień przesiedzieć w domu, obejrzeć film lub posprzątać swoje szafki.
Jednak to coś więcej, niż tylko jednodniowa impreza. Wraz z początkiem lutego na ulicach miast zawisają billboardy z serduszkami, w radiu i w telewizji reklamy o zakochanych zajmują coraz więcej czasu antenowego, zaś wolny od takich rzeczy internet spowijają masy, mniej lub bardziej natrętnych, reklam. Nawet jeśli je zablokujemy, to setki sklepów organizuje w tym czasie specjalne wyprzedaże czy promocje, których nie sposób, nie zauważyć. I w ten oto prosty sposób jesteśmy wciągnięci w tę całą machinę. Później jest jeszcze gorzej. Zamiast spędzić jednego dnia w domu, wypadałoby spędzić trzy, bo licząc weekend już od piątku, to tyle czasu lepiej nie pokazywać się w restauracjach, klubach, kinach.
Praktycznie nigdzie nie znajdziemy wolnego miejsca z powodu rezerwacji, w większości są walentynkowe imprezy tematyczne - od imprez singli, po wieczory zakochanych. Jeśli poszukiwanie drugiej połówki poprzez walentynkowe imprezy dla samotnych, to wiemy, jak to wygląda i możemy sobie to odpuścić. Zwłaszcza, jak do tego nakłaniają nas nasi znajomi, a do tego ci, którzy są już w parach. Czy jedynym wyjściem jest zamknięcie się w naszych czterech ścianach? Nie! W wielu knajpkach nie znajdziemy niczego, co może się kojarzyć z tym świętem i spokojnie możemy tam spędzić czas z naszymi przyjaciółmi. W barach szybkiej obsługi lub przy zamawianiu jedzenia na telefon, nie będzie też tego problemu.
To dobra okazja, by razem z naszymi bliskim spędzić trochę czasu. Nawet nie trzeba rozmawiać, tylko przebywać razem. Zamiast romansidła, można włączyć jakiś thriller, a do tego zrobić sobie popcorn. W ten sposób nie będziemy użalać się nad sobą, a dni miną nam całkiem spokojnie. Poszukiwanie miłości można zostawić sobie na bardziej spokojne dni, bo wiosna już blisko.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
14 luty,
depresja,
impreza,
miłość,
narzekanie,
nieśmiałość,
rozstanie,
single,
walentynki,
znajomi,
życie
8
komentarze
poniedziałek, 13 lipca 2015
Jak pisać, kiedy siły brak
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
O ilości rozpoczętych tutaj wpisów nie będę się wypowiadać, bo może jeszcze kiedyś je dokończę i przedstawię, co chciałam napisać w danym czasie. To nie jest tak, że o Was zapomniałam i nie chce tutaj nic więcej pisać. Tak na pewno nie jest, ale patrząc, że coraz rzadziej tutaj coś dodaję, można mieć takie wrażenie. Nie chcę, by ten blog stał się martwą stroną, na którą czasami ktoś jeszcze zajrzy. Powiedzmy, że nadal mam tyle samo czasu, by poświęcić go na pisanie tutaj, jednak brakuje mi chęci. Mi, której to was powinnam zmusić do działania i podjęcia nowych kroków w życiu. W ten oto sposób, gdy widzę, jak czas mija i nic nowego się tu nie pojawia, zaczyna mnie to jeszcze bardziej denerwować, lecz zamiast prowadzić do pozytywnych wniosków sprawia, że odchodzę od pisania i tworzenia innych rzeczy coraz bardziej.
Fot.: www.izismile.com
Omijam temat, by nie pisać nic tutaj, jak i nie pisać nic w ogóle, gdyż ilość niedokończonych rzeczy mnie przerasta. Dlatego często zaczynam coś nowego, z nadzieją, że w końcu nie będę musiała wracać do starych rzeczy i szybciej coś z tego wyniknie. Szkoda, że wracam do punktu wyjścia. Staram się codziennie, by nadać temu wszystkiemu nowy wygląd, lecz przeraża mnie ilość pracy i nakładu pracy, którą zapewne nie wykonam w 100%, a na pewno nie dokończę zostawiając wszystko rozgrzebane. Dlatego trzymajcie kciuki, by udało mi się wyjść z marazmu życia i tworzyć na nowo, by przedstawiać wam tutaj nowe wpisy.
Antonina Kostrzewa
środa, 25 marca 2015
40 lat minęło
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
W sumie czterdziestka minęła 2 lata temu, ale taką datę zawsze się wspomina. Niewiele się zmienia po czterdziestce, jak i po trzydziestce. Większą zmianą jest na pewno osiemnastka, ale to już całkiem, co innego. Życie płynie dalej, tylko potrzebujemy czasem chwili dla siebie, by się zatrzymać i choć przez chwilę wszystko przemyśleć na nowo. Niestety w życiu nie ma już odwrotów, ale zawsze można zacząć wszystko na nowo. Dlatego wszystkim, którzy gdzieś utknęli życzę odnalezienia swojej nowej, szczęśliwej, życiowej drogi.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 12 lutego 2015
Piątek trzynastego i Walentynki czternatego
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jeden dzień jest zwany dniem pecha, drugi zaś świętem zakochanych. Jeśli zaś ani do jednego, ani do drugiego nie przywiązujemy zbytniej uwagi, to powinny być to dla nas całkiem normalne dni. W końcu pecha możemy mieć każdego dnia, a to złamany klucz w drzwiach, a to uciekający autobus. Są rzeczy, na które daty nie mają wpływu, zaś piątek trzynastego jest tylko po to, by te przykre wydarzenia zapamiętać. Jeśli pech się ciebie trzyma każdego dnia, akurat w piątek nie będzie ani gorzej, ani lepiej. Nawet tego nie zauważysz. Gorzej wygląda sprawa z Walentynkami dla samotnych. Ciężko jest nie zauważyć tego serduszkowego święta, a nawet jeśli, to i tak ktoś nam o mnie przypomni. Oby to tylko raz. Co możemy wtedy zrobić? Skorzystać z rad przyjaciół i innych osób w stałych związkach, bądź singli z wyboru i wybrać się wspólnie do miasta. Akurat wszystko odbędzie się w weekend, więc dlaczego by nie pójść ze wszystkimi do klubu czy restauracji? A to dlatego, że obojętnie, jaka będzie data, to i tak wszystko skończy się dla nas, jak zawsze. Sama data niczego nie zmieni, więc lepiej nie doprowadzać do tego, by kolejne walentynki wyglądały w ten sposób.
Fot.: www.izismile.com
O wiele lepiej spędzić je tak, jak to zazwyczaj robimy, a może nawet możemy je spędzić trochę bardziej odświętnie. Wystarczy przejść się do sklepu i kupić jakieś wyjątkowo dobre lody lub wielką paczkę chipsów. Wtedy przyda nam się jeszcze jakiś ciekawy film i razem w połączeniu z winem czy dobrym likierem będziemy mogli spędzić miło i przytulnie wieczór. Zawsze też możemy przygotować prawdziwą ucztę dla nas samych. Wystarczą dobre chęci i nowy przepis, by wyczarować coś pysznego. Można powiedzieć, że sami, ale chyba lepsze jest nasze towarzystwo, gdy jest nam w ten sposób dobrze, niż jak mamy być samotni pośród tłumu.
Fot.: www.izismile.com
A jeśli nie chcesz spędzić wieczoru objadając się, możemy wykorzystać czas na przeczytanie ciekawej książki, na majsterkowanie, robóki ręczne czy na spożytkowanie na naszych sił na posprzątanie naszego pokoju. Zawsze możemy się spotkać się z innymi samotnymi, którzy nie mają żadnych presji na Walentynki i spędzić beztrosko ten wieczór.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 23 września 2014
Jesień nadchodzi samotnym z odsieczą
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Wydawać by się mogło, że przyjście jesieni ułatwi nieco samotne życie. Już nie trzeba przejmować się tak swoim wyglądem, ani tym bardziej myśleć o tym, że inni będą oceniać nasze ciuchy. Teraz będzie można ukryć się pod kurtką lub płaszczem, a szare barwy wypełnią ulicę. Gdy pojawią się pierwsze jesienne deszcze, nikt nie będzie miał czasu by nam się przyglądać. Wszyscy będą pędzić lub ukrywać się pod parasolami. My także będziemy przemykać niepostrzeżenie między innymi, starając się tylko za bardzo nie przemoknąć. Na pewno nikt nam nie będzie chciał towarzyszyć w spacerze, a jedyne rozmowy, jakie możemy rozpocząć z innymi, to krótkie przepraszam, jak w kogoś wpadniemy z parasolem. Jesień przychodzi wielkimi krokami, a to oznacza, że skończył się czas opowieści o wakacjach, a teraz, nim nastaną święta, nie będzie się kompletnie nic działo, co by mogło nas bardziej stresować. Skończy się grillowanie, a ludzie powoli przeniosą się do barów i małych knajp. Największym plusem pozostanie pogoda, dzięki której będziemy mogli bez problemu wymigać się od przyjścia. A gdy ściemniać będzie się będzie o wiele szybciej, a temperatura spadnie poniżej 10 stopni, pozostanie nam siedzenie pod ciepłą kołdrą i wpatrywanie się w kolejny sezon serialu lub czytanie książek.
Wszystkie dodatkowe kilogramy możemy skrzętnie ukryć pod kolejną warstwą ubrań, a zresztą trzeba robić już powoli zapasy na zimę. Podobno wiosna jest o wiele bardziej ciekawsza. Bardziej cieszymy się ze słońca i dostajemy dodatkową energię do działań, ale podczas jesieni świat zwalnia, a wraz z nim przestajemy wyróżniać się z tłumu, by spokojnie przebrnąć do naszego, bezpiecznego domu.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 26 sierpnia 2014
Szara codzienność samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Codzienność nie jest łatwa. To głównie przebieganie między światem zewnętrznym, a bezpiecznym domem, do którego możemy uciec od zgiełku, a zwłaszcza od innych ludzi. Każdego dnia powtarzamy ten sam schemat. Z różnym skutkiem. Nawet, jeśli nikt nam nie dokucza w szkole czy w pracy, to najchętniej nie widzielibyśmy się z nikim, a najlepiej by nikt nas nie widział. Ciągle widzimy wszystko przez pryzmat oceniania - oceniają nas oczywiście inni: patrzą krzywym okiem na nasz wygląd, ubiór czy ruch. Wydaje nam się czasami, że gdy tylko ktoś się zaśmieje, to na pewno z naszego powodu, przez co jeszcze bardziej zaczynamy się wszystkim przejmować.
Fot. www.izismile.com
Ma to też później działanie negatywne, bo "nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć" zawsze wygrywa i zamiast udowodnić innym, że się mylą, nie robimy nic. Wtedy jest nam już całkowicie obojętne, czy mamy brudne włosy, a także niewyprasowane ciuchy. Niech sobie gadają, niech mają kolejny temat. Później to wraca, bo popadamy w kolejny obłęd na punkcie wyglądu, a raczej na punkcie niskiej samooceny, co sprawia, że jeszcze rzadziej chcemy pokazać się innym, o nagości już nie wspominając. Wstydzimy się innych, jak i nas samych, co sprawia, że nawet nasz własny azyl nie pomaga. Odechciewa nam się wszystkiego i możemy tylko patrzeć w sufit pochłaniani przez depresję.
Na szczęście mamy jeszcze wirtualny świat, gdzie możemy być, kim tylko chcemy. Nieważne, czy udajemy kogoś innego, czy po prostu pokazujemy nasze prawdziwe "ja", to i tak nikt nie wie, że potrafimy być tacy. Nagle okazuje się, że jesteśmy ekspertami w danym temacie, że potrafimy rozmawiać o rzeczach, o których boimy i wstydzimy się powiedzieć innym. Najważniejsze jest jednak to, że tutaj znajdujemy naszych prawdziwych przyjaciół, których nie potrafimy znaleźć w realnym świecie. Jedni mieszkają setki kilometrów od nas, inni całkiem blisko, lecz nigdy nie mielibyśmy poznać ich na ulicy. Tylko wtedy, gdy jesteśmy schowani za ekranem, jesteśmy tymi, z kim chcą dyskutować inni. W normalnym świecie, jesteśmy tylko zakompleksionym, znerwicowanym kłębkiem nieśmiałości i samotności, który wszyscy omijają. Czasem wyglądamy, jak potwory, które od kilku dnia nie śpią, ani się nie myją, bo nikt nie wie o naszym drugim, lepszym życiu.
Fot. www.izismile.com
W świecie pędzących technologii nigdy nie wiadomo, czy uda nam się wyjść do ludzi, czy będziemy ich wiecznie omijać czekając, aż znów znajdziemy się w przyjemnym miejscu online.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
depresja,
dom,
kompleks,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
problemy,
samotność,
życie
1 komentarze
środa, 16 kwietnia 2014
Znaleźć odrobinę normalności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
O samej normalności można dyskutować dużo i długo. Każdy ma swoje zdanie do tego, co jest normalne, a co nie jest. Można też mówić o zakresie tego, co jest dopuszczalne w społeczeństwie i akceptowalne, jako rzecz normalna, a także o rzeczach, które wybiegają poza nią. Nie muszą to być od razu skrajne przypadki, ani dziwne wynaturzenia, bo dla wielu z nas już pomarańczowy kolor włosów jest czymś nie do zaakceptowania.
Fot.: www.izismile.com
Według zasady normalności wszystko powinno być szare oraz przycięte na odpowiednią, wyznaczoną badaniami, wielkość. Pozostałe powinno być, albo napiętnowane, albo pominięte. Zawsze jednak znajdą się jednostki, które swoją odmienność najchętniej by zamanifestowały, by udowodnić, że to z nami jest coś nie w porządku. W świecie, gdzie każda grupa społeczna jeszcze ma swoje miejsce do życia nikt nie czuje obowiązku bycia zwykłym, szarym obywatelem. Wszystko zależy od tego, wśród kogo żyjemy - można pokazać się na ulicy całkiem nago i znajdą się osoby, które to gorszy. Inaczej w tej sytuacji wygląda plaża nudystów, gdzie "ubrani" są odmieńcami. Czy w tym wypadku osoby nieśmiałe są inne czy całkowicie normalne? Jedni uważają ich za odmieńców, drudzy za całkowicie zwykłych, co jeśli oni sami zawsze czują się gorzej. Gorzej, niż ci szarzy obywatele, ale też gorzej, niż wszyscy indywidualiści. Dla nieśmiałych samo znalezienie normalności w życiu codziennym sprawia największa trudność. Życie w obcym świecie, w którym unikanie innych jest na porządku dziennym przysparza nie lada trudności. Nie chodzi tylko o znalezienie partnera/-ki czy nowej pracy. Największe problemy przynosi zwykłe życie. Podróż w ścisku w autobusie, odebranie telefonu od nieznanego numeru, kupno gazety, zamówienie jedzenia i późniejsze siedzenie obok obcych ludzi, uczestnictwo w życiu socjalnym, załatwienie spraw w urzędzie, opowiadanie o sobie. Problemy, których nikt normalny nie doświadcza, a które sprawiają tyle problemów każdego dnia i którymi trzeba walczyć na nowo. Nie ma możliwości ucieczki, poza pozostaniem w domu.
Fot.: www.izismile.com
Wtedy można tylko mijać indywidualistów i z zazdrością patrzeć na szarych obywateli, dla których wszystko jest takie proste i przychodzi tak łatwo. Wtedy nieśmiali obmyślają plany, że jutro w końcu zrobią to i to, ale rzeczywistość zazwyczaj rządzi się swoimi prawami. Pozostaje tylko złość na siebie i lekkie wzdychnięcie, gdy patrzymy na innych. Codzienność nas dobija, balansujemy pomiędzy wynaturzeniem a normalnością, wiedząc że zawsze zabraknie nas tego małego kroku, by sobie czegoś nie wyrzucać każdego dnia i płakać czasami z powodu swojej bezsilności. Chcemy żyć, jak inni, pozbyć się banalnych problemów, których społeczeństwo i tak nie zrozumie, bo większość tego nie doświadcza.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 5 września 2013
Samotności się nie ukryje
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Nie muszę nikomu przypominać, że zaczął się wrzesień. Dla jednych pierwsza myśl to szkoła, dla innych koniec wakacyjnych rozkładów jazdy, a jeszcze dla innych początek jesieni. Jakby na to nie patrzeć, jesień w tym rok przywita nas wyjątkowo szybko, o zimie już nie wspominając. Jak już wam kiedyś wspominałam, zimne miesiące są ulubionymi dla samotników, bo nikt ich wtedy nie zmusza do wychodzenia z domu, uprawiania sportów czy wspólnych wyjazdów. Mogą spokojnie zamknąć się w swoich czterech ścianach i robić to, na co mają ochotę. Nawet, jeśli ma to być przysłowiowe nic. Tylko samotność nie daje o sobie zapomnieć, nawet teraz, gdy zmuszeni jesteśmy widzieć więcej osób w szkole czy po skończonych urlopach w pracy. Szybkie podsumowanie naszych wakacji i porównanie ich do innych sprawia, że czujemy się gorsi.
Fot.: www.izismile.com
I to właśnie takie rozmowy o tym, co się działo w naszym wolnym czasie sprawiają, że spada nasza samoocena, która zazwyczaj znajduje się kilka centymetrów nad poziomem zero, co bezpośrednio może prowadzić do depresji czy zamknięcia się w sobie. Jeśli uporamy się z tym problemem, to samotność nadal będzie na nas czyhać. Będziemy powoli obserwować zmianę wśród wszystkich ludzi. Przestaną siedzieć w parku czy wyjeżdżać na weekendy nad wodę, tylko przeniosą się do restauracji, knajpki czy kina. I mimo że ich będzie coraz więcej, to nasza samotność przy tym nie zmaleje. Będziemy jeszcze bardziej czuli ich wzrok, ich współczucie czy litość.
Fot.: www.izismile.com
Wszelkie te spojrzenia, które nas irytują, choćby były całkowicie niewinne. I wszystko to sprawi, że upewnimy się naszym przekonaniu, że w domu jest nam najlepiej. Nie ważne, czy mamy do dyspozycji mały pokoik, małe mieszkanie czy piętro. W nich tylko potrafimy znaleźć bezpieczny kąt
Antonina Kostrzewa
środa, 31 lipca 2013
Po burzy zawsze przychodzi słońce
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Wiele z was nieraz myśli, że nie może już być gorzej, niż jest teraz. Dokładnie w tym momencie swojego życia doświadczacie jego najgorszych chwil. Tylko nigdy nie macie pewności, czy to wydarzenie nie przyniesie wam jakiś pozytywów, a może wydarzenia za dziesięć lat będą o wiele gorsze, niż te dziejące się właśnie teraz. Nigdy nie wiecie, co może przynieść jutro? Nikt nie zabrania się smucić i cierpieć. Każdy może mieć dłuższe czy krótsze okresy życia, kiedy jesteśmy kompletnie bez sił. Są też wydarzenia, które sprawiają, że razem z nami cierpią też inni, bo nie wiedzą, jak nam pomóc. Czasami trzeba wziąć się jednak w garść i pokazać, że potrafi się przejść przez kryzys. Może tylko do następnego dołka, ale teraz sobie poradzimy. Może już jutro wstaniemy z nowymi siłami i pomysłami. Tylko trzeba popatrzeć na siebie krytycznym okiem i powiedzieć w końcu "Dość", "Mam dość takiego życia". Jeszcze popatrzeć z pogardą na nasze odbicie w lustrze i zrobić krok naprzód. Zapoczątkować zmiany, które sprawią, że za dzień, za tydzień czy za rok będziemy całkiem innymi ludźmi. Dokładnie takimi, jakimi się widzieliśmy wcześniej, a nie wiedzieliśmy, jak to dokonać. Po prostu pokaż, że potrafisz.
Fot. : www.izismile.com
Dlaczego samotność najbardziej przeżywają nastolatkowie, skoro jeszcze tyle życia przed nimi. Czy to wpływ otoczenia czy może po prostu trudny wiek? Mamy jeszcze rodziców, mnóstwo ludzi ze szkoły, z którymi się zadajemy lub nie, a przed nami perspektywa studiów czy pracy. Minęły już czasy ze średnią długością życia z dwójką na początku. Samotnością można martwić się w wieku trzydziestu, czterdziestu, a nawet więcej lat. Wtedy, gdy już nie będziemy młodzi, atrakcyjni i zdolni do reprodukcji. W momencie, gdy już nikt nie myśli o zakładaniu rodziny. Dokładnie wtedy możemy sobie powiedzieć, że zrobiliśmy kiedyś błąd. Trzeba się było nie przejmować tak bardzo naszym samotnym życiem, bo tak naprawdę dopiero teraz jesteśmy samotni.
Po prostu musieliśmy dorosnąć do tego. Poznać siebie bardziej i zobaczyć także szczęście innych ludzi. Dopiero, gdy możemy się porównać, co tak bardzo lubimy robić, zauważymy nasze błędy życiowe. Zobaczmy, że innym się udało i zróbmy to samo. Może wystarczyło tylko wyjść z domu, odwiedzić czasem znajomych, wyłączyć na chwilę komputer, a świat byłby bliżej. Może nic by to nie dało, ale na starość byśmy nie żałowali tych straconych chwil.
Fot. : www.izismile.com
Mija połowa lata, połowa roku, połowa życia. Czas się nie zatrzyma dla nas. Będzie pędził nieubłaganie, a gdy zauważymy jego upływ i zdamy sobie sprawę z jego istnienia, może już być za późno.
Antonina Kostrzewa
niedziela, 30 czerwca 2013
Wakacyjne wymówki - spędzanie samotnie wakacji
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Już jutro zaczyna się lipiec, czyli pierwszy miesiąc wakacji. Oczywiście prawdziwe takie wakacje mają tylko uczniowie, ale nie ma co tęsknić za tamtymi czasami. Czy mamy dwa miesiące wolnego czy też musimy sobie zaplanować dopiero urlop, to i tak wszyscy pytają się nas wcześniej, jakie mamy plany wakacyjne. Póki jeszcze jest czas, to możemy grać na zwłokę i tłumaczyć się, że jeszcze nie mamy planów czy że jeszcze się nie zdecydowaliśmy dokładnie. Zwłaszcza, gdy ktoś spyta z kim planujemy wyjazd. Później trochę pogarsza się sytuacja. Czas goni i odpowiadanie, że nie mamy planów na wyjazd, może się dla samotnych tylko skończyć gorzej.
Fot.: www.izismile.com
Znajomi mogą się zacząć nami martwić i chcieć nas przygarnąć. W sensie wspólnego wyjazdu. Co może odpowiedzieć osoba samotna, gdy nie ma ochoty dołączać się do znajomych? Co powiedzieć później innym, gdy spytają, co robiliśmy na urlopie? Sposobów wymówek jest wiele. Jedne gorsze, inne zaś mało wiarygodne. Dzisiaj przyjrzymy się kilku z nich. Najpierw wymówki przed wyjazdem:
- Inne plany - najłatwiejsza odpowiedź na pytanie. Najlepsza i najbardziej prosta. Gorzej, gdy ktoś spyta nas dokładnie, co planujemy. Wtedy możemy ratować się wyjazdem do rodziny z jakiegoś odległego miasta. Czy to ciotka czy babcia, raczej nikt nie zna całej naszej rodziny na tyle dokładnie, by mógł to sprawdzić. Na pewno dadzą nam spokój, choćby ich propozycja była o wiele lepsza. Sprawdza się i u młodych, jak i u starszych osób
- Brak pieniędzy - podstawowy, ale i też najprawdziwszy problem. Czasami nie trzeba kłamać, że nie możemy sobie pozwolić na dwutygodniowy wyjazd za granicę. Gorzej, gdy ktoś chce nam pieniądze na wyjazd pożyczyć lub częściowo sponsorować. Tu najlepiej po prostu stanowczo odmówić. W pracy łatwo obronić argument braku pieniędzy z powodu kryzysu.
- Choroba - jak symulować, to symulować. Działa niestety na kilka dni przed wyjazdem i dopiero widoczne objawy nie wzbudzają podejrzeń. Można się jeszcze tłumaczyć wrażliwością na słońce, uczuleniem od wody itp. W ogólnym rozrachunku nie wyjdzie nam to na dobre w późniejszych kontaktach ze znajomymi.
- Strach - pojęcie ogólne, ale też w miarę wiarygodne. Możemy bać się latania, wody, wysokości, ciemności, pająków i praktycznie wszystkiego. Trzeba tylko mówić w miarę sensownie, by nie wzbudzać podejrzeń. Sposób ma tyle samo wad, co choroba, przez co nie zawsze się sprawdza.
- Brak zgody - najczęstsza prawdziwa wymówka wśród osób młodych, gdy rodzice nie pozwalają im na wspólny wyjazd ze znajomymi. U osób starszych także może wystąpić. Może się nie zgodzić mąż czy żona. Można się też tłumaczyć brakiem zgody szefa na urlop w danym terminie. Trzeba konsekwentnie powtarzać, że próbowaliśmy już wszystkiego i nic to nie dało.
To chyba główne wymówki, chociaż jest i tyle, ile osób się wymigujących. Wtedy samotni mogą po prostu podczas wolnego zostać w domu, pół dnia spędzić w łóżku, a drugą przed komputerem narzekając na siebie i na to, że wszyscy teraz się świetnie bawią i wrócą opaleni i zadowoleni.
Na pocieszenie zostanie nam, co najwyżej kolacja we dwoje.
Fot.: www.izismile.com
A o tym, jak powiedzieć, co robiliście na urlopie/na wakacjach, napiszę następnym razem.
Antonina Kostrzewa
środa, 19 czerwca 2013
Narzekanie i marudzenie jako sport narodowy
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Myślałam, że tylko ja tak mam, ale widocznie nie jestem odosobniona. Każdego dnia, zwłaszcza teraz słyszę, jak bardzo jest wszystkim źle. Ja jeszcze jestem w stanie zrozumieć brak pieniędzy na podstawowe produkty, kiepską pracę czy ciągle psujące się auto. Naprawdę czasami trzeba sobie trochę pomarudzić, ale.. Właśnie. Po długiej zimie, po deszczowej wiośnie, teraz, gdy w końcu słońce przypieka z góry i pierwszym urlopowiczom gwarantuje świetną pogodę, to zewsząd słychać to samo. Za gorąco, za duszno, za ciepło, za parno itd.
Fot. www.izismile.com
Może i mnie samej takie upały nie sprawiają przyjemności, ale stał się to ulubiony temat wszystkich w tramwajach, w autobusach, w parkach i w sklepach. Temat lepszy niż polityka. Tutaj każdy jest ekspertem i potrafi powiedzieć, jaka powinna być idealna pogoda o tej porze roku w Polsce. Ba, potrafi nawet powiedzieć, jaka była średnia temperatura poprzedniej dekady. Za każdym razem jest nam po prostu źle i ciężko nam dogodzić. To jest mniej więcej tak, jakby teraz ściągnąć do Polski kogoś z Koła Podbiegunowego, kto po raz pierwszy doświadcza takich temperatur. Zaś w zimie ściągnąć kogoś z Sahary, niech zobaczy nasze siarczyste mrozy. Czasami mi się po prostu wydaje, że ludzie urodzili się wczoraj i nie znali naszych realiów. Zresztą, sama też bym sobie ponarzekała na taką pogodę, ale gdy wszyscy wokół mówią, to moje trzy grosze nic nie dają. Za to mam ze sobą kapelusz i wodę pod ręką, by w razie czego nie nabawić się udaru. Życzę też wszystkim chłodnego prysznica w domu, by i na nich nie narzekali w środkach komunikacji poza pogodą. Jest lato i musi być gorąco, a w zima znów będzie śnieżna i długa. Nie ma pogody pośredniej, na taką zapraszają za to emigranci z Anglii.
A że przy takiej pogodzie niewiele się chce, no to trudno. Wszystkiego sama też nie przeskoczę i chętnie sobie poleżę. Czasem mi się należy. I nie będę mówić, że jest za gorąco. Będę napawać się delikatnym wiaterkiem, który delikatnie chłodzi moje stopy i rozmyślać, nad jaką wodę mogę uciec w weekend z miasta.
Fot. www.izismile.com
Dobranoc. I pamiętajcie, zawsze może być gorzej.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 30 maja 2013
Chwila odpoczynku od technologii
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Każdy z nas potrzebuje chwili odpoczynku. Czasami odpoczywamy od pracy i od problemów codzienności, a czasami od uzależnień. Różne mamy nawyki, ale w dobie technologii musimy zrobić sobie chwilę przerwy od komputera czy telewizora. Z komórką pozostałam, ale nie używałam jej do przeglądania internetu. Szczerze mówiąc, myślałam, że taka krótka odmiana wprowadzi jakieś zmiany do mojego przyszłego życia. Będę miała więcej czasu, by ugotować coś nowego z książki kucharskiej, znaleźć więcej czasu na ćwiczenia czy po prostu poczytać. Oczywiście nie wykorzystałam zaplanowanego czasu dobrze. Nie znalazłam chwili, by móc dokończyć pisanie książki, nie znalazłam czasu na porządki w szafie. Szczerze mówiąc nie robiłam kompletnie nic konstruktywnego. Czułam się niczym studentka przed sesją odcięta od internetu. Porządki w biurku, oglądanie starych zdjęć, zastanawianie się nad przyszłością i milion małych zjadaczy czasu, o których nawet bym nie pomyślała wcześniej. Spałam do późna, późno też wychodziłam z łóżka.
Fot. www.izismile.com
Teraz bałagan wypełzł już na wierzch, kwiatki mają już sucho, góra prania czeka na mnie znowu, więc szybko wrócił poprzedni stan. Teraz zdałam sobie też sprawę, że nie miałam wcale więcej czasu dla mamy czy córki, bo przecież chciałam chwilę dla siebie. Po prostu muszę sobie chyba planować wolny czas od technologii, najlepiej gdzieś z dala od miasta. Może nie potrzebowałam chwili dla siebie, może po prostu muszę się stąd wyrwać na chwilę, by gdzieś w oddali dopiero znaleźć czas dla moich bliskich.
Antonina Kostrzewa
środa, 1 maja 2013
Jak znaleźć miłość? Czyli kilka słów o związkach.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Sposobów poszukiwań jest wiele, jednak czasami rady innych wcale nie pomagają. Musimy wtedy wymyślić coś zupełnie nowego, by znaleźć swoją drugą połówkę. Nam przychodzi to zdecydowanie ciężko, a innym nadzwyczaj łatwiej. Skąd takie różnice?
Przeanalizujmy naszych znajomych. Zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie są po ślubie. Jak to wygląda i wyglądało u nich - to poszukiwanie partnera i trwanie w związkach. Otóż w pewnym momencie tej analizy zauważymy pewną zależność i będziemy mogli przypisać osoby do pewnych grup. Są to osoby, które:
- Wiecznie są same;
- Są same, ale czasami wchodzą w związki, które rozpadają się same z siebie;
- Po kilku związkach znajdują swoją połówkę na resztę życia. Przerwy między związkami są nieregularne;
- Wiecznie kogoś mają, a ich związki kończą się szybko i drastycznie. Przerwy między związkami są krótkie;
- Wiecznie kogoś mają, a ich związki są długie. W przerwach nie szukają innych partnerów, a oni sami się pojawiają;
- Znajdują od razu miłość na całe życie.
Fot. www.izismile.com
Mówi się, że niektórzy nie potrafią żyć sami i dlatego zawsze są z kimś. Choćby z góry zakładali, że ten związek jest skazany na porażkę. Czy to znaczy, że samotnicy są bardziej wybredni i nie wiążą się w pary, gdy nie ma to racji bytu? Po trochu tak. Gdzieś podświadomie nie chcemy ryzykować, bo wiemy, że późniejszy ból rozstania może być na tyle ciężki, że łatwo będzie nam wpaść w depresję. Do tego powrócenie i przyzwyczajenie się do samotności znów zabierze nam dużo czasu. Lepiej zostawić wszystko tak, jak jest. Po co ryzykować i tylko się sparzyć.
Co jednak, gdy nigdy się nie dowiemy, że w ten sposób omijają nas wspaniałe chwile? Może to był ta wybrany, albo ten jedyny? Gdy samotnicy nie będą pewni przyszłości wolą narzekać w zaciszu swoich czterech ścian, niż przyznać się do błędu.
Można poprawić swoją atrakcyjność i zadbać o siebie. Będziemy wtedy bardziej dostrzegalne/-ni przez płeć przeciwną. Można także przełamywać swoją nieśmiałość i rozpoczynać rozmowę z całkiem nieznanymi osobami, bądź umawiać się na randki z nowopoznanymi.
Tylko, czy to wszystko ma sens, jeśli gdzieś w naszej głowie jest blokada? Ci, którzy wiecznie kogoś mają nie myślą o tym, co będzie za miesiąc czy za rok. Myślą tylko o tej chwili, kiedy jedna sekunda może zmienić ich dalsze życie i nie wahają się wykonać kolejnego kroku. Po prostu działają. Martwić będą się później. Czy miałby to być kac moralny czy może dobre wspomnienia, to lepiej żałować, że się coś zrobiło. Nie myślą o tym, że może uda się coś dobrego z tego związku uzyskać po pierwszych pięciu minutach. Nie planują przyszłości, dzieci i całej tej otoczki.
Więc by znaleźć miłość po prostu wyjdź do ludzi i wyłącz myślenie. Kto wie, może to ta/ten.
Fot. www.izismile.com
Warto spróbować..
Antonina Kostrzewa
wtorek, 9 kwietnia 2013
Zły nastrój, a wiosna tuż tuż
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Miało być lepiej. Więcej słońca, więcej stopni, nowe plany, nowe pomysły, a wyszło niestety, jak zawsze.
Czekałam na te pierwsze przebłyski słońca i temperaturę powyżej pięciu stopni na plusie od dawna mając nadzieję, że dobry nastrój pojawi się wraz z dobrą pogodą. Zrobiło się cieplej, ale nastrój zamiast się pojawić, to jeszcze uciekł. Zresztą napisania czegoś na blogu zbierałam się już od tygodnia i za każdym razem stwierdzałam, że to może poczekać. Po co mam pisać innym same kiepskie rzeczy, skoro może już jutro znajdę w sobie więcej siły i będę miała coś, czym chętnie się podzielę.
Czekałam na te pierwsze przebłyski słońca i temperaturę powyżej pięciu stopni na plusie od dawna mając nadzieję, że dobry nastrój pojawi się wraz z dobrą pogodą. Zrobiło się cieplej, ale nastrój zamiast się pojawić, to jeszcze uciekł. Zresztą napisania czegoś na blogu zbierałam się już od tygodnia i za każdym razem stwierdzałam, że to może poczekać. Po co mam pisać innym same kiepskie rzeczy, skoro może już jutro znajdę w sobie więcej siły i będę miała coś, czym chętnie się podzielę.
Fot. : www.izismile.com
Nie można jednak ciągle narzekać, tylko trzeba brać się do roboty. Muszę rozpocząć wiosenne porządki w szafkach z ciuchami, a później z papierami. Nie może mi się tutaj walać mnóstwo zbędnych rzeczy. To całkowicie zabiera mi przestrzeń do działania i chęć do kupienia czegoś nowego. Rozpisuję nowy plan działania, może systematyczność do czegoś zmusi mnie bardziej. Lepiej zamiast zmusi napisać nastroi do pozytywnego działania!! O, tego się będę trzymać.
Z pozytywnych rzeczy:
Na blogu jest już ponad pięćset komentarzy. Całkiem spora sumka.
I zapraszam was wszystkich do polubienia mojej nowej strony na Facebooku:
Antonina Kostrzewa
piątek, 15 marca 2013
Nic mi się nie chce, czyli wiosenna depresja
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Sama już nie wiem, czy to może przez tą pogodę i ciągnącą się z przerwami zimę, czy to już kryzys wieku średniego połączony z codziennymi problemami? Do worka problemów mogę dorzucić jeszcze kiepski stan zdrowia i z całości tej, jakże cudownej układanki otrzymamy osobę, która najchętniej zostałaby w łóżku, przykryła głowę kołdrą i nie wychodziła z niego przez cały dzień. Niestety tak dobrze, jakbym chciała, być nie może. Muszę, jak wszyscy inni, znosić trudy dnia codziennego, zaś wieczorami, gdy mogłabym coś zrobić ciekawego, albo po prostu pójść szybciej spać, to wykorzystuję internet do marnowania swojego czasu. Czemu to tak się dzieje? Czy to tylko brak dostatecznej ilości promieni słonecznych, albo brak koloru zielonego na horyzoncie?
Fot.: www.izismile.com
Może po prostu doszłam do etapu, że lepiej się nie pokazywać za dnia i twarz swą skrywać w zmroku. Mogę czekać, aż samo mi wszystko przejdzie, przecież wcześniej przechodziło. Tylko, do kiedy mam czekać? A jak jutro nie przejdzie i będzie jeszcze gorzej?
I siedzę w moim łóżku z bolącą głową zastanawiając się, czego nie zrobiłam przez dzień cały, a racze myśląc o tym, co robiłam niekonstruktywnego. Każdy dzień zlewa się w jedną, ciągnącą się szarą masę i jakoś nie widzę żadnych szans na poprawę. Gdzie ta moja cała energia i chęć by zrobić coś nowego? Gdzie te nieprzespane noce spędzone na pisaniu i tworzeniu? Teraz gdzieś to uciekło. Nawet nie mam ochoty na książkę. Te małe przyjemności wcale mnie nie cieszą.
Fot.: www.izismile.com
Dlatego zasnę tak po prostu nadzieją, że jutro rano uśmiechnę się do siebie i odzyskam radość z życia. Ona gdzieś tam jest, ale schowała się pod którąś warstwą. Brakuje jej tylko siły przebicia. Muszę walczyć, by ten szary świat nie wciągnął mnie całkiem. Bym nie stała się tylko pionkiem w tej nudnej grze.
Antonina Kostrzewa
niedziela, 30 grudnia 2012
Samotna impreza sylwestrowa to nie koniec świata
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Dlaczego tak wszyscy się martwią ostatnim dniem roku? Przecież nigdzie nie jest powiedziane: "jaka impreza, taki rok", a nawet jeśli, to po co się tym przejmować. Mamy iść gdzieś, gdzie nie będziemy się ani dobrze bawili, ani dobrze czuli. W końcu pójdziemy tam całkowicie na siłę, co w związku z naszą nieśmiałością objawi się największą, imprezową porażką roku. Następną pobijemy za rok. Ile to jeszcze zostało czasu? Dzień, może dwa, a jednak stres, że zostaniemy same/sami jest ogromny. Czy opłaca nam się wywracać cały nasz świat do góry nogami? Chyba nie.
Fot. www.izismile.com
I co roku popełniamy ten sam błąd. Gdy już sobie powiemy, że spokojnie posiedzimy sobie przed telewizorem, komputerem, później popatrzymy na pokaz sztucznych ogni przez okno i pójdziemy spać, albo posłuchamy muzyki, poukładamy nasze rzeczy itd., to jednak na chwilę przed wszystko przekreślamy. Czy jesteście pewne/-i, że jak zostaniecie w domu, to będziecie płakać cały wieczór z powodu samotności? A może będziecie z tego dokładnie powodu płakać na imprezie?
Nic na siłę, może to szansa by kogoś poznać, może miłość naszego życia, ale jeśli w głowie będzie tylko chęć ucieczki, poczucie wyobcowania, a do tego sztuczny uśmiech, to lepiej się nie oszukiwać, że coś z tego wyjdzie. Upicie się z rozpaczy nie sprawi, że piękny książę odwiezie nasze zwłoki do domu i rano przygotuje regenerujące śniadanie. Raczej najemy się znów wstydu oglądając później zdjęcia.
Bawmy się najlepiej, jak możemy. Bawmy się w samotności. To nic złego.
Fot. www.izismile.com
Tak chociaż oszczędzicie sobie zbędnych pytań w pracy. Jeśli komuś odpowiecie, że wasz sylwester odbył się w domu, to usłyszycie krótkie "aha". Nie będzie pytań: kto był, co się działo, czego słuchaliście itp. To, co was spotkało interesuje tylko was. Może tylko usłyszycie miliony nieszczerych stwierdzeń: "To mogłaś powiedzieć, że nie masz, gdzie iść i przyjść do nas". Szkoda, że wcześniej nie proponowaliście, skoro pieniądze na imprezę zbieraliście za moimi plecami miesiąc temu, a po świętach ustalaliście menu. No nic, lepiej się nie odzywać, albo powiedzieć, że: "nikt nie miał lepszej imprezy ode mnie". Dokładnie tak.Nic na siłę, może to szansa by kogoś poznać, może miłość naszego życia, ale jeśli w głowie będzie tylko chęć ucieczki, poczucie wyobcowania, a do tego sztuczny uśmiech, to lepiej się nie oszukiwać, że coś z tego wyjdzie. Upicie się z rozpaczy nie sprawi, że piękny książę odwiezie nasze zwłoki do domu i rano przygotuje regenerujące śniadanie. Raczej najemy się znów wstydu oglądając później zdjęcia.
Bawmy się najlepiej, jak możemy. Bawmy się w samotności. To nic złego.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 13 grudnia 2012
Kim jestem?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Zbliżają się święta i nawet jeśli nie przywiązujemy do nich większej wagi, to po okresie przyspieszonego życia, następuje czas odpoczynku. Czas zadumy. W tym właśnie czasie, dokładnie na chwilę przed końcem roku pozwalamy sobie podsumować poprzedni rok. Jedni wyciągają listy sprawdzając, czy choćby jedną rzecz zrobili, inni wyliczają sobie w pamięci różne drobiazgi, a jeszcze inni załamują się wiedząc, że i tak nie zrobili nic. Obojętnie do której grupy czy też innych grup można nas zaliczyć, uważam że rozmyślanie nad naszym życiem powinno zacząć się od postawienia sobie najważniejszego pytania:
"Kim jestem?"
Fot. www.izismile.com
I choć teraz to pytanie wydaje się proste, wręcz banalne, to pamiętajcie, że ono wraca. Nie pozwala o sobie zapomnieć, bo ciężko na nie szybko odpowiedzieć. Nawet osoby z depresją, gdy odpowiedzą, że są nikim, zauważą, że ta odpowiedź ich nie satysfakcjonuje, że nie o to tutaj chodzi. Będą musieli się skupić na nowo i znaleźć odpowiedź na to, jakby się wydawało proste pytanie. Żadna odpowiedź nie jest prawidłowa i każda nie jest błędna. Dlaczego tak trudno nam powiedzieć, za kogo się uważamy? Wszystkie nasze odpowiedzi są jakby niekompletne. Jestem: lekarzem, nieudacznikiem, matką, malarzem, nicością, dziwką, zbiorem komórek, leniem, gwiazdą. Żadna z tych odpowiedzi nie dotyczy naszego wnętrza, naszego sposobu wyobrażenia nas samych.
Stań przed lustrem. Wypowiedz pytanie: "Kim jestem?". Popatrz sobie w oczy. Znasz odpowiedź? Jest trochę łatwiej, a może jeszcze trudniej. Zamknij oczy. Powiedz pytanie, a teraz otwórz oczy. Lepiej? Gdzieś coś świta, gdzieś w głębi naszego umysłu czai się odpowiedź. Nasze prawdziwe "JA" chce przemówić, lecz nie może przebić się przez szum myśli.
Fot. www.izismile.com
Tylko czy na pewno chcemy poznać nas samych? Czy poznanie odpowiedzi na to pytanie coś zmieni w naszym życiu? Myślę, że tak, chociaż sama jeszcze poszukuję dokładnej odpowiedzi. Zrozumieć siebie, a potem na nowo zrozumieć świat. Spojrzeć na rzeczy i zjawiska zupełnie inaczej, bo w pewnym momencie dowiemy się, kim jesteśmy. Znajdziemy sens naszego istnienia.
Antonina Kostrzewa
środa, 17 października 2012
Pisanie to praca dodatkowa
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Piszę to z własnego doświadczenia, jak i z doświadczenia innych pisarzy i pisarek. Wiem dobrze, że zaraz pojawią się głosy, że ogólnikuje, że wrzucam wszystkich do jednej szuflady itp. Trudno, ale niestety tak jest i ciężko się z tym pogodzić. Nie jest to tekst o osobach, które de facto żyją bezpośrednio z pisania nie musząc wykonywać żadnej innej pracy, ale osób mogących sobie pozwolić na taki luksus jest naprawdę niewiele. Nie każda osoba, która przelała swoje myśli na papier i udało jej się znaleźć wydawnictwo, które wydało książkę i zapewniło jej promocję, staje się osobą sławną i bogatą. Niestety nie. Spoglądanie na świat przez pryzmat literatury angielskojęzycznej i porównywanie pisania do prostej czynności, dzięki której, przy siedzeniu w domu i praktycznie nic nie robieniu, można znaleźć się na liście bestsellerów i wieść spokojne życie, a następnie doczekać się ekranizacji swojej książki w oskarowym filmie w gwiazdorskiej obsadzie, jest niestety mylne. Nikt nie porównuje wysiłki polskich pisarzy i pisarek do sławy i bogactwa Stephena Kinga czy Joanne Rowling. Tak samo nie porównuje się aktorów do Johnego Deppa czy Gwyneth Paltrow, chociaż z aktorstwem to zupełnie inna para kaloszy.
Wracając do pisania. Jeśli uda się nam już książkę wydać, a nawet trafić do top 10 w Empiku czy innej dużej sieci, to nie oznacza, że nie musimy się już martwić o przyszłość. Choćby wydawnictwo zapłaciło nam zaliczkę (to ta część wynagrodzenia, która zawsze rozchodzi się szybciej, niż się wydaje) i rozliczyło się z nami ze sprzedanego nakładu w okresie krótszym, niż rok, to nadal nie można być pewnym, że na następne święta będzie za co kupić prezenty. Pisarze rzadko dostają wynagrodzenia miesięczne, więc każdy większy zastrzyk gotówki rozchodzi się w błyskawicznym tempie, najczęściej na spłatę długów u rodziny i znajomych. W tym momencie dochodzimy do kwintesencji pisania, otóż przetrwanie miesiąca. Nasza książka ciągle się sprzedaje, może będzie nawet i dodruk, więc na pewno czekają na nas pieniądze, ale by mieć na bieżące wydatki, gdy z zaliczki nie pozostało już praktycznie nic, musimy szukać innego rozwiązania. Na fali sukcesu tworzymy szybko opowiadanie, umieszczamy w sieci jako ebooka (o ile nie sprzedaliśmy duszy wydawnictwu i wszystko wydajemy przez nich) i patrzymy na rosnące słupki sprzedaży. Czy da się z tego wyżyć? Raczej ciężko, bo miesięcznie raczej na czynsz nie starczy. Załóżmy więc poczytnego bloga, znajdźmy sponsorów, dodajmy reklamy i znów zaglądanie w statystyki. Trochę osób wchodzi, nie komentują, ale pewnie się wstydzą. Nie chcą klikać w reklamy, pewnie się boją, ale jest, ktoś w końcu to zrobił. Mamy całe 2 (słownie: dwa) centy, teraz tylko dobić do magicznej granicy 100 i pieniądze są nasze. Jedynym problemem jest to, że nie teraz, ale za parę miesięcy, może dłużej. Tylko, że jesteśmy już wielcy w naszym mniemaniu, więc do zwykłej pracy nie pójdziemy, ale oto trafia się niebywała okazja - płatny wywiad do kolorowego czasopisma - dlaczego nie. Trochę tendencyjne pytania, ale łatwo zarobione pieniądze, więc teraz tylko znaleźć parę groszy na zapełnienie lodówki. Póki nazwisko jeszcze ciepłe można napisać jakiś płatny artykuł do gazety czy miesięcznika, jeśli się uda, to nawet na zasadzie dłuższej współpracy. Rozliczenie często z długim terminem, ale na zakupy, jak znalazł. O wizytach w telewizji śniadaniowej można zapomnieć, wzmianka o nas w programie kulturalnym - jak najbardziej, a to zawsze może podnieść sprzedaż. I gdy kończy się miesiąc zerkamy w dół, dokładnie tam, gdzie na dnie przepaści znajduje się stan naszego konta. W tym momencie zdajemy sobie sprawę, że dłużej w ten sposób nie damy rady żyć. Może nie z samego braku pieniędzy, co z depresji i zdenerwowaniu oraz ciągłym myśleniu, jak je zdobyć. Tak dłużej nie może być. Dlatego wracamy do dawnej pracy, znajdujemy sobie nowe zajęcie. Takie całkowicie przyziemne, nic wyjątkowego, jak szef redakcji, tylko mieszamy się w tłum szarych ludzi wykonujących każdego dnia te same zadania.Wracając do domu, gdy już opadnie pierwsza faza zmęczenia, siadamy przed komputerem, oglądamy statystyki - sprzedaży, odwiedzin, wpływów na konto. Z lekko smutnym uśmiechem myślimy, że w przyszłym miesiącu może będzie lepiej, że będzie można zrezygnować z pracy, ale zdajemy sobie sprawę, że następny miesiąc może być tylko gorszy od poprzedniego. W zaciszu domu, gdy wszyscy już śpią, piszemy po cichu nową książkę mając nadzieje, że odmieni nasze życie i wprowadzi nas na wyżyny świata. Teraz jednak z wzrokiem utkwionym w zegarku podejmujemy ryzyko napisania jeszcze kilku linijek w zamian za parę minut mniej snu, którego jutro nam zabraknie w połowie pracy.
Fot:. www.izismile.com
Zaś wszystkim tym, którzy odnaleźli się w pisaniu i znaleźli w nim sposób na życie, chcę serdecznie pogratulować i życzę dalszych sukcesów.
Antonina Kostrzewa
środa, 3 października 2012
Jesień sprzyja pisaniu i.. lenistwu
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Liście pożółkły na drzewach, a i sama pogoda nie sprzyja wyjściom na świeże powietrze. Z tego też względu, z lekkim katarem leżę w łóżku i staram się jakoś zorganizować. Jesień sprawia, że odkrywam swoje stare opowiadania, ale zamiast je złączyć w jedną całość, to układam konspekty do nowych, a także tworzę ogólne zarysy postaci. To chyba tak, na wypadek nagłej śmierci, jak w przypadku Alistaira MacLeana. Widać to bardziej nie jest głowa pełna pomysłów, co raczej lenistwo.
Siedząc w łóżku, tak sobie przeglądam śmieszne zdjęcia z kotami i wychodzi na to, że to nawet przyjazne zwierzęta, tylko jakoś dostało im się, że są kojarzone z wiedźmami i samotnymi? Takie pewne stereotypy. Gdyby tylko potrafiły mówić...
Fot. www.izismile.com
Każdy skończony zarys opowiadania ląduje w osobnym katalogu i czeka na swój odpowiedni czas, który może nigdy nie nadejść. W końcu nie wiadomo, kiedy następnym razem tam zajrzę. Za każdym razem sobie obiecuję, że to już ostatni raz i teraz na pewno dokończę pisać, ale jak widać to nie pomaga. Może łatwiej będzie słać konspekty do wydawnictw i w razie pozytywnej odpowiedzi dostać "powera" na szybkie dopisanie i poskładanie reszty. Zobaczymy.Siedząc w łóżku, tak sobie przeglądam śmieszne zdjęcia z kotami i wychodzi na to, że to nawet przyjazne zwierzęta, tylko jakoś dostało im się, że są kojarzone z wiedźmami i samotnymi? Takie pewne stereotypy. Gdyby tylko potrafiły mówić...
Fot. www.izismile.com
Wracam do chorowania. Do przeziębienia. Do depresji jeszcze mi daleko.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 13 września 2012
Początki jesieni
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Niby jeszcze czas do jesieni. Jeszcze nie zrobiło się wystarczająco zimno, ani też deszcz nie stuka każdego dnia o nasze szyby, to i tak wiemy, że przed nie uciekniemy.
Przychodzi każdego roku. Dla jednych oznacza koniec wakacji i początek roku szkolnego, dla innych chwilę wytchnienia od skwaru i wymarzony urlop. Dla niektórych jest to informacja, by trochę przyhamowali, tak, jak robi to sama przyroda. Gdy już trochę zwolnimy mamy czas przemyśleć sobie minione miesiące. Co osiągnęliśmy, co zaprzepaściliśmy, a co odłożyliśmy na później. Wspomnienia mogą być miłe, ale i też drastyczne, zwłaszcza, jeśli chodzi o samotnych, których sytuacji nie zmieni, ani jesień, ani trzęsienie ziemi. Jednak to wtedy przestają się przejmować własnymi niedoskonałościami i postanawiają opuścić swoje cztery ściany i ruszyć w świat, nie tylko nocą. Te wędrówki i chęć obcowania ze światem mogą być przełomowe w ich życiu. Ale nie, oni nie są gotowi i tak naprawdę nie wiedzą, czy kiedykolwiek będą? Mogą rozmyślać, patrzeć na deszcz spływający powoli po szybie i ludzi chowających się się pod parasolami
Fot. : www.izismile.com
Oni też są częścią społeczeństwa, lecz zawsze stoją gdzieś z boku, jakby byli wyłączeni z tej wielkiej gry o przedłużenie gatunku. Taka to już jesień i choćby padać miało cały wrzesień i październik to dla nich jedynie wymówka, by nie musieć specjalnie wychodzić z domu. Nic ich nie zmusi, końcu każdy już ich zna. Cztery ściany, komputer i własny świat jest o wiele bardziej interesujący, niż ten za oknem. Nie masz podobnie?
Może pora coś zmienić Wprowadzić choćby teorie małych kroków rozpoczynając od dzisiaj. Położyć się spać przed 12. Proste, a jednak nie takie banalne, bo nocne życie miasta zaczyna się długo po północy, zwłaszcza w sieci. Nie ma też czasu na spacery, chęci ujrzenia tych złotych i miedzianych liści, gdy chęci nie ma już więcej. I tak naprawdę z jesienią wiatr przynosi także depresję, która po lecie ma gorzki smak porażki Nie ma się, co oszukiwać. Nic nie wydarzyło się godnego uwagi przez te ostatnie miesiące. Prośby i chęci znajomych niewiele dały, bo nadal jesteśmy sami.Są rzeczy, których nikt nie zrobi za nas.
Fot. : www.izismile.com
I ja też już powoli czuję to wyciszenie. Julka zaczęła szkołę, co oznacza, że mój własny świat wrócił na stare czasy i mogę się powoli ze wszystkim ogarnąć. Może uda mi się zadbać trochę o tego bloga, co już obiecuję od dłuższego czasu, a czasu mi zawsze szkoda. Z moim pisaniem jest tak, jak dawniej, czyli niezbyt ciekawie. Musiałabym zrobić małą korektę, bym miała, czym wydawców zainteresować. W takim wypadku przed Nowym Rokiem wydam w formie ebooka kolejne opowiadania, bo tych mnie zawsze dużo.
Antonina Kostrzewa