Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kompleks. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kompleks. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 16 kwietnia 2015
Może lepiej żyć w samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Gdy zgubimy się w tłumie, szukamy kogoś znajomego. Gdy potrzebujemy
drobnych, przeszukujemy kieszenie kurtek i płaszczy w szafie. Gdy
jesteśmy smutni, szukamy kogoś, kto nas pocieszy. Gdy jesteśmy
samotni, chcemy zostać sami, bo tak jest nam najlepiej. Mimo że
każdy powie: „Szukam kogoś”, albo „Jestem sama, bo nie
spotkałam jeszcze odpowiedniej osoby”, to tak naprawdę w głębi
nas, osób, które już długo czasu są same, ten stan rzeczy nam
odpowiada. Wszelkie zmiany, chociaż ich pożądamy, nie są wcale
wskazane. Tak łatwo się nie otworzymy przed drugą osobą, ani też
nie wpuścimy jej do naszego życia, by zmienić nasze
przyzwyczajenia. Te wszystkie lata, kiedy mamy codzienne nawyki i
zwyczaje, które nagle ktoś może zmieniać, albo uznać nas za
prawdziwych dziwaków.
Fot: lilivanili / Foter / CC BY
Jako, że zmiany przychodzą nam ciężko, to
jeszcze nasz wolny czas przyjdzie nam dzielić, nie tylko z drugą
osobą, co z jej znajomymi. Oczywiście nie muszą oni nas koniecznie
akceptować, ale na pewno będziemy musieli z nimi spędzać czasami
czas. W momencie poznania drugiej osoby i tak dojdziemy do wniosku,
że żyjąc w statusie nieudaczników, niewiele mamy do zaoferowania,
a co dopiero, gdy mamy jeszcze zaprosić kogoś do siebie, odkryć
nasz bezpieczny azyl. W młodszym wieku nie ma problemu przy
mieszkaniu z rodzicami, lecz później może stanowić problem, gdyż
okaże się, że nadal nie stanęliśmy na nogi i nadal żyjemy pod
kloszem rodziców. Chociaż o wiele łatwiej jest zapanować nad
chaosem jednego pokoju, niż całego mieszkania czy domu, gdzie
oprócz pomieszczenia, w którym spędzamy najwięcej czasu jest
jeszcze przynajmniej kuchnia i łazienka, o którą także wypadałoby
zadbać. Od tego, jak będzie wyglądać miejsce, w którym będziemy
lub będziemy mogli spędzać wspólnie czas, zależy bardzo wiele.
Nie wszystko da się łatwo i szybko zmienić, nie mówiąc już o
funduszach na nowe lokum. Dlatego jeśli nie mamy zbyt wysokich
wymagań, to nie znaczy, że osoba, którą poznamy, takich wymagań
nie będzie miała. Wszelka ingerencja w naszą prywatność zostanie
odebrana, jako atak na naszą osobę i naruszenie naszych
przyzwyczajeń.
Nawarstwiające się małe problemy dotyczące
naszych zachowań i chęci zostawania w domu, niż wychodzenia na
wielkie imprezy czy chęci spędzenia czasu w samotności przed
komputerem, sprawiają, że świadomie lub nie, zmierzamy do
pozostania w naszym dotychczasowym stanie, kiedy to możemy decydować
sami o wszystkim i nikt nam nie mówi, co powinno być zrobione w
ten, a nie w inny sposób. Niektórych przyzwyczajeń nie można
zmienić, to samo tyczy się samych ludzi, ale czy na pewno?
Antonina Kostrzewa
czwartek, 30 października 2014
Poznaj siebie - poznaj historię swojej nieśmiałości
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tak naprawdę nieśmiałość najczęściej wysysamy z mlekiem matki. Dzieje się tak, gdyż najczęściej powtarzamy zachowania naszych rodziców, których uczymy się, jako dziecko. Są to zachowania, których z początku nie do końca rozumiemy, ale dostrzegamy, że nie wszystko przebiega we właściwym porządku. Wtedy zauważamy, że rodzice sobie odpuszczają w niektórych sytuacjach, w których powinni działać. Już w piaskownicy wiemy, gdy ktoś nam zrobi krzywdę lub zabierze zabawkę, to możemy liczyć na pomoc naszych opiekunów, którzy powinni stanąć w naszej obronie, jak i zwrócić uwagę na niewłaściwe zachowanie. Jednak w tym momencie brakuje pełnej reakcji. Tak naprawdę nasza obrona, to tylko ucieczka. Często słyszymy: Odpuść sobie, to nie jest warte świeczki, nie ma potrzeby się denerwować niepotrzebnie. W ten sposób nie czujemy wsparcia rodziców, którzy wolą się odsunąć, niż reagować.
Fot.: Andy
W późniejszym wieku widzimy inne zachowania, które nie sprawiają innym dorosłym problemu, a do tego powtarzamy je. Gdy wszyscy dostają za darmo dwa cukierki, a my dostaliśmy tylko jednego, to powinniśmy się o to upomnieć. Jednak nasi rodzice tego nie robią. Godzą się z tym, że zostali oszukani i mówią tylko „No trudno”, to samo dotyczy błędnie wydanej reszty w sklepie, zawyżonych rachunków i innych. Problem stanowi także poproszenie innego dorosłego o przysługę czy o pożyczenie czegoś. Wtedy już wiemy, że niestety nie możemy dokończyć naszego rysunku, bo skończyła się nam farba, a sąsiadów nie ma się, co o to pytać nawet. W ten sposób utrwalamy w sobie taki, a nie inny styl życia.
Nabieramy obawy przed publicznym wystąpieniem - boimy się wygłaszania referatów, nie chcemy występować publicznie na przedstawieniach czy apelach. Dla każdej młodej osoby to sytuacja stresowa, ale nas ona po prostu zaczyna przerażać i wymyślimy sobie milion sposobów, byleby nie musieć uczestniczyć w czymś takim. Na lekcjach nie chcemy się wychylać z tłumu. Lepiej siedzieć cicho i nic nie mówić. Po co się zgłaszać, skoro może zrobić to ktoś inny. Tak samo zaczynamy reagować na przemoc wobec innych - spuszczamy wzrok i udajemy, że tego nie widzimy, bo dlaczego to my mielibyśmy coś powiedzieć. Niestety nabycie takiego zachowania przejdzie także na nasze dorosłe życie.
Fot.: Jim Larrison
Takie odpuszczanie sobie w różnych sytuacjach, a oprócz tego strach przed zrobieniem prostych rzeczy sprawia, że zaczynamy powtarzać te zachowania. Nagle sobie uświadamiamy, że kupno loda jest problemem, a wcześniej nim nie było. Nasze relacje z rówieśnikami także się zmieniają. W okresie dojrzewania wstydzimy się drugiej płci, a później także mamy problemy z kontaktami z naszą. Nie musimy stawać się od razu przysłowiowym odludkiem, ale sami zauważamy, że inni nie mają z nami o czym za bardzo rozmawiać, a sami nie potrafimy rozpocząć nowej znajomości. Naśladujemy naszych rodziców także w domu. Chętniej spędzamy czas przed telewizorem czy komputerem, zamiast wyjść do innych. Nie odwiedzamy naszych znajomych z klasy, a oni także nie przychodzą do nas. Spotykamy się z nimi tylko w miejscach wspólnych, jak autobusy, szkoła, u lekarza czy dentysty. Traktujemy innych, jako zło konieczne. Tak naprawdę lepiej nam żyć w pojedynkę.
Czy w ten sposób może pojawić się kolejny nieśmiały? Dlaczego nie. Nauka przez obserwacje niesie nie tylko pozytywne reakcje. Może ci się wydawać, że twoja nieśmiałość jest dziedziczna, ale przypomnij sobie wcześniejsze zachowania swoich najbliższych, by zrozumieć, gdzie tak naprawdę mógł leżeć problem. Poznaj siebie poprzez swoją przeszłość, a będziesz mógł także sam się zmienić.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
dom,
dzieci,
emocje,
kłótnia,
kompleks,
nieśmiałość,
przedszkole,
przyczyny,
przyjaciele,
rodzice,
rodzina,
samotność,
smutek,
szkoła,
unikanie,
znajomi,
życie
5
komentarze
wtorek, 26 sierpnia 2014
Szara codzienność samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Codzienność nie jest łatwa. To głównie przebieganie między światem zewnętrznym, a bezpiecznym domem, do którego możemy uciec od zgiełku, a zwłaszcza od innych ludzi. Każdego dnia powtarzamy ten sam schemat. Z różnym skutkiem. Nawet, jeśli nikt nam nie dokucza w szkole czy w pracy, to najchętniej nie widzielibyśmy się z nikim, a najlepiej by nikt nas nie widział. Ciągle widzimy wszystko przez pryzmat oceniania - oceniają nas oczywiście inni: patrzą krzywym okiem na nasz wygląd, ubiór czy ruch. Wydaje nam się czasami, że gdy tylko ktoś się zaśmieje, to na pewno z naszego powodu, przez co jeszcze bardziej zaczynamy się wszystkim przejmować.
Fot. www.izismile.com
Ma to też później działanie negatywne, bo "nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć" zawsze wygrywa i zamiast udowodnić innym, że się mylą, nie robimy nic. Wtedy jest nam już całkowicie obojętne, czy mamy brudne włosy, a także niewyprasowane ciuchy. Niech sobie gadają, niech mają kolejny temat. Później to wraca, bo popadamy w kolejny obłęd na punkcie wyglądu, a raczej na punkcie niskiej samooceny, co sprawia, że jeszcze rzadziej chcemy pokazać się innym, o nagości już nie wspominając. Wstydzimy się innych, jak i nas samych, co sprawia, że nawet nasz własny azyl nie pomaga. Odechciewa nam się wszystkiego i możemy tylko patrzeć w sufit pochłaniani przez depresję.
Na szczęście mamy jeszcze wirtualny świat, gdzie możemy być, kim tylko chcemy. Nieważne, czy udajemy kogoś innego, czy po prostu pokazujemy nasze prawdziwe "ja", to i tak nikt nie wie, że potrafimy być tacy. Nagle okazuje się, że jesteśmy ekspertami w danym temacie, że potrafimy rozmawiać o rzeczach, o których boimy i wstydzimy się powiedzieć innym. Najważniejsze jest jednak to, że tutaj znajdujemy naszych prawdziwych przyjaciół, których nie potrafimy znaleźć w realnym świecie. Jedni mieszkają setki kilometrów od nas, inni całkiem blisko, lecz nigdy nie mielibyśmy poznać ich na ulicy. Tylko wtedy, gdy jesteśmy schowani za ekranem, jesteśmy tymi, z kim chcą dyskutować inni. W normalnym świecie, jesteśmy tylko zakompleksionym, znerwicowanym kłębkiem nieśmiałości i samotności, który wszyscy omijają. Czasem wyglądamy, jak potwory, które od kilku dnia nie śpią, ani się nie myją, bo nikt nie wie o naszym drugim, lepszym życiu.
Fot. www.izismile.com
W świecie pędzących technologii nigdy nie wiadomo, czy uda nam się wyjść do ludzi, czy będziemy ich wiecznie omijać czekając, aż znów znajdziemy się w przyjemnym miejscu online.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
depresja,
dom,
kompleks,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
problemy,
samotność,
życie
1 komentarze
środa, 16 kwietnia 2014
Znaleźć odrobinę normalności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
O samej normalności można dyskutować dużo i długo. Każdy ma swoje zdanie do tego, co jest normalne, a co nie jest. Można też mówić o zakresie tego, co jest dopuszczalne w społeczeństwie i akceptowalne, jako rzecz normalna, a także o rzeczach, które wybiegają poza nią. Nie muszą to być od razu skrajne przypadki, ani dziwne wynaturzenia, bo dla wielu z nas już pomarańczowy kolor włosów jest czymś nie do zaakceptowania.
Fot.: www.izismile.com
Według zasady normalności wszystko powinno być szare oraz przycięte na odpowiednią, wyznaczoną badaniami, wielkość. Pozostałe powinno być, albo napiętnowane, albo pominięte. Zawsze jednak znajdą się jednostki, które swoją odmienność najchętniej by zamanifestowały, by udowodnić, że to z nami jest coś nie w porządku. W świecie, gdzie każda grupa społeczna jeszcze ma swoje miejsce do życia nikt nie czuje obowiązku bycia zwykłym, szarym obywatelem. Wszystko zależy od tego, wśród kogo żyjemy - można pokazać się na ulicy całkiem nago i znajdą się osoby, które to gorszy. Inaczej w tej sytuacji wygląda plaża nudystów, gdzie "ubrani" są odmieńcami. Czy w tym wypadku osoby nieśmiałe są inne czy całkowicie normalne? Jedni uważają ich za odmieńców, drudzy za całkowicie zwykłych, co jeśli oni sami zawsze czują się gorzej. Gorzej, niż ci szarzy obywatele, ale też gorzej, niż wszyscy indywidualiści. Dla nieśmiałych samo znalezienie normalności w życiu codziennym sprawia największa trudność. Życie w obcym świecie, w którym unikanie innych jest na porządku dziennym przysparza nie lada trudności. Nie chodzi tylko o znalezienie partnera/-ki czy nowej pracy. Największe problemy przynosi zwykłe życie. Podróż w ścisku w autobusie, odebranie telefonu od nieznanego numeru, kupno gazety, zamówienie jedzenia i późniejsze siedzenie obok obcych ludzi, uczestnictwo w życiu socjalnym, załatwienie spraw w urzędzie, opowiadanie o sobie. Problemy, których nikt normalny nie doświadcza, a które sprawiają tyle problemów każdego dnia i którymi trzeba walczyć na nowo. Nie ma możliwości ucieczki, poza pozostaniem w domu.
Fot.: www.izismile.com
Wtedy można tylko mijać indywidualistów i z zazdrością patrzeć na szarych obywateli, dla których wszystko jest takie proste i przychodzi tak łatwo. Wtedy nieśmiali obmyślają plany, że jutro w końcu zrobią to i to, ale rzeczywistość zazwyczaj rządzi się swoimi prawami. Pozostaje tylko złość na siebie i lekkie wzdychnięcie, gdy patrzymy na innych. Codzienność nas dobija, balansujemy pomiędzy wynaturzeniem a normalnością, wiedząc że zawsze zabraknie nas tego małego kroku, by sobie czegoś nie wyrzucać każdego dnia i płakać czasami z powodu swojej bezsilności. Chcemy żyć, jak inni, pozbyć się banalnych problemów, których społeczeństwo i tak nie zrozumie, bo większość tego nie doświadcza.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 7 listopada 2013
Życie w cieniu, czyli świat bez pochwał
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jak żyć, gdy każdego dnia nikt nas nie zauważa. Jak udowodnić, że coś potrafimy, jeśli na każdym kroku słyszymy tylko krytykę. Jak zwyciężyć, jeśli pochwał brak. I jak wyjść na powierzchnię, gdy każde słowo sprawia, że osoby nieśmiałe jeszcze bardziej zamyka się w sobie i ucieka w swój własny świat. Mówi się, że niektórzy mają już takie predyspozycje, ale jak zawsze to wpływ rodziców jest najważniejszy. To oni potrafią jednym słowem wyzwolić pasje, a drugim sprawić, by dziecko nie chciało się czymś pochwalić. Wydawać by się mogło, że okres dzieciństwa nie jest znacząco ważny w kształtowaniu dojrzałego życia, jednak, jak się okazuje to właśnie te niepozorne dzieciństwo, czas laby i zabawy do mniej więcej dziesiątego roku życia stabilizuje nasze dalsze predyspozycje i wpływa na naszą całą przyszłość.
Fot. www.izismile.com
To wtedy kilka małych rzeczy sprawia, że nasza pewność w dorosłym życiu siebie znika gdzieś i chowa się za czarnymi chmurami. Nie wierzymy w nasze umiejętności, albo stwierdzamy, że w ogóle ich nie mamy. Gdzieś czasami odnajdujemy przez chwilę zadowolenie z prostych czynności i przypominamy sobie, że kiedyś już to robiliśmy. Krok po kroku odkrywamy nasze karty i wracamy do wspomnień, kiedy coś szczególnego sprawiało nam przyjemność i jedno słowo naszego dziecięcego autorytetu sprawiło, że nigdy więcej nie staraliśmy się tego robić ponownie. Dopiero teraz widzimy, że już jest trochę za późno na niektóre rzeczy, że zaprzepaściliśmy nasz talent. Niektóre zdolności da rady nabyć tylko w wieku dziecięcym, później nauka nie przychodzi tak łatwo, a nasze ciało nie zawsze jest sprostać różnym czynnościom. Dlatego teraz zastanów się przez chwilę nad swoją przeszłością. Dawno temu, w dziecięcych czasach. Przypomnij sobie powrót do domu z pierwszą klasówką, tą najlepszą ze wszystkich i tą średnią, a następnie sięgnij w pamięci do reakcji rodziców. Nie przypominaj sobie słów, one nie zawsze znaczą wiele. Odtwórz w pamięci język gestów, te mimowolne reakcje, które potrafią zmienić wszystko. A na koniec zastanów się, jakie uczucia ci towarzyszyły wtedy, a jakie teraz, gdy patrzysz na to przez pryzmat doświadczenia. Były to pochwały czy raczej niezadowolenie, a może fałszywe słowa, które zdradziły gesty. Znajdź jeszcze w głowie czas, jaki rodzice poświęcali na twoje zainteresowania, jak bardzo byli zaangażowani w to, by ci się udało coś osiągnąć. Znajdź ten obraz, utrwal go sobie w pamięci, a gdy otrzesz łzę z policzka, odnieś to wszystko do teraźniejszości i odpowiedz na jedno tylko pytanie: Za co mam podziękować?
Świat bez pochwał istnieje obok nas. Jeśli nie dotyczył nas samych, to może dotyczy naszych najbliższych. Jeśli znajdziemy go w swojej głowie, to może nam to pomóc rozwiązać kilka problemów naszej teraźniejszości. Znaleźć nasze nowe hobby, wyzwolić dziecięce pragnienia i żyć na nowo.
Fot. www.izismile.com
Lepiej nie doceniać, niż dawać fałszywe wyobrażenie wartości.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
dzieci,
kompleks,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
problemy,
przyczyny,
rodzice,
rodzina,
szczęście,
talent,
znajomi,
życie
4
komentarze
środa, 31 lipca 2013
Po burzy zawsze przychodzi słońce
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Wiele z was nieraz myśli, że nie może już być gorzej, niż jest teraz. Dokładnie w tym momencie swojego życia doświadczacie jego najgorszych chwil. Tylko nigdy nie macie pewności, czy to wydarzenie nie przyniesie wam jakiś pozytywów, a może wydarzenia za dziesięć lat będą o wiele gorsze, niż te dziejące się właśnie teraz. Nigdy nie wiecie, co może przynieść jutro? Nikt nie zabrania się smucić i cierpieć. Każdy może mieć dłuższe czy krótsze okresy życia, kiedy jesteśmy kompletnie bez sił. Są też wydarzenia, które sprawiają, że razem z nami cierpią też inni, bo nie wiedzą, jak nam pomóc. Czasami trzeba wziąć się jednak w garść i pokazać, że potrafi się przejść przez kryzys. Może tylko do następnego dołka, ale teraz sobie poradzimy. Może już jutro wstaniemy z nowymi siłami i pomysłami. Tylko trzeba popatrzeć na siebie krytycznym okiem i powiedzieć w końcu "Dość", "Mam dość takiego życia". Jeszcze popatrzeć z pogardą na nasze odbicie w lustrze i zrobić krok naprzód. Zapoczątkować zmiany, które sprawią, że za dzień, za tydzień czy za rok będziemy całkiem innymi ludźmi. Dokładnie takimi, jakimi się widzieliśmy wcześniej, a nie wiedzieliśmy, jak to dokonać. Po prostu pokaż, że potrafisz.
Fot. : www.izismile.com
Dlaczego samotność najbardziej przeżywają nastolatkowie, skoro jeszcze tyle życia przed nimi. Czy to wpływ otoczenia czy może po prostu trudny wiek? Mamy jeszcze rodziców, mnóstwo ludzi ze szkoły, z którymi się zadajemy lub nie, a przed nami perspektywa studiów czy pracy. Minęły już czasy ze średnią długością życia z dwójką na początku. Samotnością można martwić się w wieku trzydziestu, czterdziestu, a nawet więcej lat. Wtedy, gdy już nie będziemy młodzi, atrakcyjni i zdolni do reprodukcji. W momencie, gdy już nikt nie myśli o zakładaniu rodziny. Dokładnie wtedy możemy sobie powiedzieć, że zrobiliśmy kiedyś błąd. Trzeba się było nie przejmować tak bardzo naszym samotnym życiem, bo tak naprawdę dopiero teraz jesteśmy samotni.
Po prostu musieliśmy dorosnąć do tego. Poznać siebie bardziej i zobaczyć także szczęście innych ludzi. Dopiero, gdy możemy się porównać, co tak bardzo lubimy robić, zauważymy nasze błędy życiowe. Zobaczmy, że innym się udało i zróbmy to samo. Może wystarczyło tylko wyjść z domu, odwiedzić czasem znajomych, wyłączyć na chwilę komputer, a świat byłby bliżej. Może nic by to nie dało, ale na starość byśmy nie żałowali tych straconych chwil.
Fot. : www.izismile.com
Mija połowa lata, połowa roku, połowa życia. Czas się nie zatrzyma dla nas. Będzie pędził nieubłaganie, a gdy zauważymy jego upływ i zdamy sobie sprawę z jego istnienia, może już być za późno.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 14 maja 2013
Niespełnione marzenia
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Marzenia, ach marzenia. Zmieniają się z wiekiem, sytuacją finansową, zdrowiem itd. Inne marzenia mają dzieci, a inne dorośli. Większość dzieci przechodzi okres fascynacji różnymi zawodami: strażak, policjant, lekarka. Później się to rozmywa, ale w przyszłości pojawiają się wyrzuty, że mogliśmy się trzymać wyznaczonych przez nas celów. Przedszkole to już czas kształtowania naszych umysłów i nakierowania ich na konkretne rzeczy. Jeśli wtedy zaczyna nas fascynować rysowanie lub muzyka, to dobrze rozwijać dziecko w tym kierunku. W innym wypadku skończy ono jako przeciętniak wśród reszty szarego społeczeństwa wstając rano do pracy i wracając później do domu przed telewizor.
Fot.: www.izismile.com
Wtedy może już być za późno na zmiany, albo bardziej na motywację do zmian. Zacznie się wyliczanie, że inne studia, że ryzyko wyjazdu za granicę, że inna decyzja, zmieniłaby nasze codzienne życie. Zastanawianie się każdego dnia, dlaczego jest tak, a nie inaczej jest tylko pogrążaniem się w szarości. Zazdroszczenie innym sukcesów też nie odmieni naszego życia. Jeśli już analizujemy swoje dzieciństwo, to przypatrzmy mu się trochę z innej perspektywy. Co lubiliśmy robić, co sprawiało nam przyjemność? Były to zwykłe lekcje, zajęcia sportowe, muzyczne czy plastyczne? Znajdźmy obraz nas, jako dziecka, które było zagubione i nie wiedziało, na co się zdecydować, ale niektóre rzeczy bardziej je ciekawiły. Gdy znajdziemy naszą dziedzinę, nie idźmy dalej. Zostańmy w tym dzieciństwie i popatrzmy teraz na innych. Nasz kolega został znanym koszykarzem. Przypomnijmy sobie, jak wyglądało jego zainteresowanie sportem w dzieciństwie itd. Z tego wszystkiego powinien nam wyłonić się obraz, że dzieci, które przejawiały większe zainteresowanie daną dziedziną i które w późniejszych latach ciężko pracowały udoskonalając ją odniosły sukces. Sukces, który także przepłaciły nieprzespanymi nocami i brakiem znajomych, ale z punktu widzenia innych, był to sukces. Teraz popatrzmy na nasze zainteresowania szkolno-przedszkolne i zobaczmy, w którym momencie się poddaliśmy i kto na to wpłynął. Nauczyciel, koledzy, rodzice, my sami? Teraz popatrzmy na nasze życie. Nadal przejawiamy zainteresowanie tymi dziedzinami, co 20, 30 czy nawet 50 lat temu. Po prostu dziecku było łatwiej rozwinąć się i nie przejmować się błędami. Zmarnowaliśmy najlepszy nasz czas, ale nigdy nie jest za późno. Nie musimy odnieść sukcesu, ani być milionerami, bo nie o to chodzi w życiu. Miejmy satysfakcję z życia i nie żałujmy tego, czego nie zrobiliśmy, bo niektóre rzeczy można zawsze jeszcze naprawić.
Fot.: www.izismile.com
Antonina Kostrzewa
środa, 1 maja 2013
Jak znaleźć miłość? Czyli kilka słów o związkach.
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Sposobów poszukiwań jest wiele, jednak czasami rady innych wcale nie pomagają. Musimy wtedy wymyślić coś zupełnie nowego, by znaleźć swoją drugą połówkę. Nam przychodzi to zdecydowanie ciężko, a innym nadzwyczaj łatwiej. Skąd takie różnice?
Przeanalizujmy naszych znajomych. Zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie są po ślubie. Jak to wygląda i wyglądało u nich - to poszukiwanie partnera i trwanie w związkach. Otóż w pewnym momencie tej analizy zauważymy pewną zależność i będziemy mogli przypisać osoby do pewnych grup. Są to osoby, które:
- Wiecznie są same;
- Są same, ale czasami wchodzą w związki, które rozpadają się same z siebie;
- Po kilku związkach znajdują swoją połówkę na resztę życia. Przerwy między związkami są nieregularne;
- Wiecznie kogoś mają, a ich związki kończą się szybko i drastycznie. Przerwy między związkami są krótkie;
- Wiecznie kogoś mają, a ich związki są długie. W przerwach nie szukają innych partnerów, a oni sami się pojawiają;
- Znajdują od razu miłość na całe życie.
Fot. www.izismile.com
Mówi się, że niektórzy nie potrafią żyć sami i dlatego zawsze są z kimś. Choćby z góry zakładali, że ten związek jest skazany na porażkę. Czy to znaczy, że samotnicy są bardziej wybredni i nie wiążą się w pary, gdy nie ma to racji bytu? Po trochu tak. Gdzieś podświadomie nie chcemy ryzykować, bo wiemy, że późniejszy ból rozstania może być na tyle ciężki, że łatwo będzie nam wpaść w depresję. Do tego powrócenie i przyzwyczajenie się do samotności znów zabierze nam dużo czasu. Lepiej zostawić wszystko tak, jak jest. Po co ryzykować i tylko się sparzyć.
Co jednak, gdy nigdy się nie dowiemy, że w ten sposób omijają nas wspaniałe chwile? Może to był ta wybrany, albo ten jedyny? Gdy samotnicy nie będą pewni przyszłości wolą narzekać w zaciszu swoich czterech ścian, niż przyznać się do błędu.
Można poprawić swoją atrakcyjność i zadbać o siebie. Będziemy wtedy bardziej dostrzegalne/-ni przez płeć przeciwną. Można także przełamywać swoją nieśmiałość i rozpoczynać rozmowę z całkiem nieznanymi osobami, bądź umawiać się na randki z nowopoznanymi.
Tylko, czy to wszystko ma sens, jeśli gdzieś w naszej głowie jest blokada? Ci, którzy wiecznie kogoś mają nie myślą o tym, co będzie za miesiąc czy za rok. Myślą tylko o tej chwili, kiedy jedna sekunda może zmienić ich dalsze życie i nie wahają się wykonać kolejnego kroku. Po prostu działają. Martwić będą się później. Czy miałby to być kac moralny czy może dobre wspomnienia, to lepiej żałować, że się coś zrobiło. Nie myślą o tym, że może uda się coś dobrego z tego związku uzyskać po pierwszych pięciu minutach. Nie planują przyszłości, dzieci i całej tej otoczki.
Więc by znaleźć miłość po prostu wyjdź do ludzi i wyłącz myślenie. Kto wie, może to ta/ten.
Fot. www.izismile.com
Warto spróbować..
Antonina Kostrzewa
czwartek, 31 stycznia 2013
Dlaczego jestem inny (-a), niż wszyscy
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Zastanawiając się nad sobą i patrząc w lustro dojdziesz do wniosku, że między tobą, a innymi jest spora różnica. Różnica wyglądu, stroju, poglądów i przede wszystkim myśli.Wszystko jest całkowicie odmienne, ale czy to my jesteśmy inni czy oni? Kto tak naprawdę odstaje od grupy i czy powinniśmy na siłę udawać kogoś innego?
Fot. : www.izismile.com
Odpowiedź brzmi nie, chociaż przysłowie mówi: "jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one".
Jeszcze raz spójrz w lustro - inna fryzura i makijaż u dziewczyn czy po prostu inne ciuchy u chłopaków. Czy to od razu powód do bycia indywiduum, albo odmieńcem. Czy automatycznie musimy być zaszufladkowani do określonej subkultury? Ubieranie się inaczej, albo słuchanie całkiem innej muzyki, niż uważana za przeciętną, wcale nie musi oznaczać odsunięcie przez innych. Zawsze możemy stwierdzić, że to inni są zapatrzeni i nie potrafią pokazać własnego "ja". Wtapiają się w tłum zwykłych, przeciętnych, szarych ludzi, których nic w ogóle nie wyróżnia.
Gdzie jakieś zainteresowania czy umiejętności, jeśli wszyscy podążają według ustalonego schematu? Nikt nie robi nic, co może być przez innych uznane z nietypowe. Mamy się na to godzić? Dlaczego? Trwanie w takim szeregu do niczego nie prowadzi. Lepiej już wybrać własną samotność, niż pogrążyć w takim życiu. Co będzie potem? Znajdziemy pracę w renomowanym biurze i będziemy robili dokładnie to, na co zgadzają się i akceptują wszyscy pracownicy. Zabraknie nam odwagi do odmówienia pracy w sobotę, ani zaprotestowania o cokolwiek. Będziemy znów szarą masą. Będziemy nikim.
Fot. : www.izismile.com
Co możemy zrobić?
Nie musimy się zmieniać, bo to jest modne czy, bo tak należy. Jeśli będzie to stanowiło większy problem, to możemy trochę przystopować z naszą odmiennością, jak np. z ilością kolczyków na twarzy, by otrzymać pracę, ale nigdy nie porzucajmy naszych ideałów. Nie dajmy się stłamsić. Największe umysły świata zawsze były inne od wszystkich. Nie szły w jednej linii z rówieśnikami. Jednak to oni zmienili świat. Po prostu kiedyś nie bali się odpowiedzialności, że odstając od innych skazują się na samotność.
Teraz od ciebie zależy, czy wykorzystaj swój potencjał, czy po prostu wrócisz do szeregu? Wśród tysiąca osób w białych koszulkach tylko jedna podwinie rękawek. Nie po to, by się odróżniać, lecz po to, by wyrazić sprzeciw wobec systemu. Nie musimy walczyć, ale miejmy swoje zdanie, swój własny świat, swoje życie. Nie dajmy innym okazji, by się podporządkować. Udowodnijmy, że to Oni są inni.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 8 stycznia 2013
Nowy Rok, nowe wyzwania
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tak naprawdę to Nowy Rok niewiele zmienia. To tak naprawdę tylko data. Co za różnica, czy będziemy pisali 2012 czy 2013, albo nawet 8024? Nie ma to większego znaczenia. Jedyne, co się liczy to nasz wiek. Tego nie możemy zmienić. Może teraz jeszcze sobie z tego teraz nie zdajemy sprawy, ale już na wiosnę, gdy przyroda zacznie się budzić o życia, poczujemy dokładnie to, co rok temu przeżywaliśmy. Swoiste Deja vu i jeśli tylko potrafimy zatrzymać się na chwilę i o tym pomyśleć, to możemy nawet usłyszeć, jak nasz zegar biologiczny tyka. Natura robi to każdego dnia, my też możemy.
Fot. : www.izismile.com
I teraz także zastanówmy się nad drugą rzeczy robioną najczęściej w Sylwestrową noc. I także powiem to od razu, jeśli z zeszłorocznej listy przyrzeczeń noworocznych nie zrobiliście kompletnie nic, to teraz się nie oszukujcie, że coś się zmieni. I także nie tłumaczcie się, że kupienie karnetu na siłownie czy fitness oraz pójście tam raz, nie oznacza wypełnienia: "Zacznę ćwiczyć". Wszelkie obietnice są niepotrzebne, bo jeśli sami nie chcemy czegoś zrobić, to lista niewiele nam pomoże. Co to zmienia, czy jest 1. styczeń czy 7. czerwca. Każda data jest dobra, więc jeśli chcesz coś zmienić w swoim życiu, nie mów jutro to zrobię, tylko zrób to natychmiast. Rzuć wszystko inne i po prostu działaj.
Fot. : www.izismile.com
Jeśli Ty nie uwierzysz w siebie, to nikt inny nie uwierzy. I jeśli nie wyjdzie za pierwszym razem, to próbuj dalej, bo tylko głupcy poprzestają na pierwszej próbie bojąc się upadku. Słowa te kieruję głównie do nieśmiałych, niech ten rok będzie dla was lepszy, niż poprzedni. I pamiętajcie: Każda porażka to krok w stronę sukcesu.
Antonina Kostrzewa
niedziela, 30 grudnia 2012
Samotna impreza sylwestrowa to nie koniec świata
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Dlaczego tak wszyscy się martwią ostatnim dniem roku? Przecież nigdzie nie jest powiedziane: "jaka impreza, taki rok", a nawet jeśli, to po co się tym przejmować. Mamy iść gdzieś, gdzie nie będziemy się ani dobrze bawili, ani dobrze czuli. W końcu pójdziemy tam całkowicie na siłę, co w związku z naszą nieśmiałością objawi się największą, imprezową porażką roku. Następną pobijemy za rok. Ile to jeszcze zostało czasu? Dzień, może dwa, a jednak stres, że zostaniemy same/sami jest ogromny. Czy opłaca nam się wywracać cały nasz świat do góry nogami? Chyba nie.
Fot. www.izismile.com
I co roku popełniamy ten sam błąd. Gdy już sobie powiemy, że spokojnie posiedzimy sobie przed telewizorem, komputerem, później popatrzymy na pokaz sztucznych ogni przez okno i pójdziemy spać, albo posłuchamy muzyki, poukładamy nasze rzeczy itd., to jednak na chwilę przed wszystko przekreślamy. Czy jesteście pewne/-i, że jak zostaniecie w domu, to będziecie płakać cały wieczór z powodu samotności? A może będziecie z tego dokładnie powodu płakać na imprezie?
Nic na siłę, może to szansa by kogoś poznać, może miłość naszego życia, ale jeśli w głowie będzie tylko chęć ucieczki, poczucie wyobcowania, a do tego sztuczny uśmiech, to lepiej się nie oszukiwać, że coś z tego wyjdzie. Upicie się z rozpaczy nie sprawi, że piękny książę odwiezie nasze zwłoki do domu i rano przygotuje regenerujące śniadanie. Raczej najemy się znów wstydu oglądając później zdjęcia.
Bawmy się najlepiej, jak możemy. Bawmy się w samotności. To nic złego.
Fot. www.izismile.com
Tak chociaż oszczędzicie sobie zbędnych pytań w pracy. Jeśli komuś odpowiecie, że wasz sylwester odbył się w domu, to usłyszycie krótkie "aha". Nie będzie pytań: kto był, co się działo, czego słuchaliście itp. To, co was spotkało interesuje tylko was. Może tylko usłyszycie miliony nieszczerych stwierdzeń: "To mogłaś powiedzieć, że nie masz, gdzie iść i przyjść do nas". Szkoda, że wcześniej nie proponowaliście, skoro pieniądze na imprezę zbieraliście za moimi plecami miesiąc temu, a po świętach ustalaliście menu. No nic, lepiej się nie odzywać, albo powiedzieć, że: "nikt nie miał lepszej imprezy ode mnie". Dokładnie tak.Nic na siłę, może to szansa by kogoś poznać, może miłość naszego życia, ale jeśli w głowie będzie tylko chęć ucieczki, poczucie wyobcowania, a do tego sztuczny uśmiech, to lepiej się nie oszukiwać, że coś z tego wyjdzie. Upicie się z rozpaczy nie sprawi, że piękny książę odwiezie nasze zwłoki do domu i rano przygotuje regenerujące śniadanie. Raczej najemy się znów wstydu oglądając później zdjęcia.
Bawmy się najlepiej, jak możemy. Bawmy się w samotności. To nic złego.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 15 listopada 2012
Nieśmiały = aspołeczny?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Dlaczego w naszym społeczeństwie osoba nieśmiała jest automatycznie uznawana za aspołeczną. Gorzej jeszcze jest tu także dyskryminacja ze względu na płeć i tym razem to mężczyźni nie są górą. W końcu w potocznym języku kobieta powinna być nieśmiała, a nieśmiały facet, to nie facet. I jak widać niektóre stereotypy pozostały do teraz. Jak już kiedyś tutaj wspominałam, to mężczyzna jest powinien być zdobywcą, czyli to jego zadaniem powinno być zauroczenie kobiety swoim wyglądem, a w szczególności działaniami.
Co ma zrobić nieśmiały? Chyba nic, najlepiej jakby nie przychodził na spotkania towarzyskie, bo i tak będzie się nudził. Sama dobrze pamiętam z moich młodszych lat, gdy chłopak siedział sam w kącie i nie rozmawiał z nikim na imprezie, to dziewczyny albo się naśmiewały, albo podchodziły do niego, aby jeszcze bardziej go onieśmielić (No dziewczyny, która mi się przyzna do tego teraz??). Zresztą taki osobnik najczęściej był skreślany, nawet nie z życiowych planów, co po prostu uznawany za osobę niegodną uwagi. Dlatego właśnie, jeśli taki już się znalazł w jakimś towarzystwie, bardzo szybko odizolowywał się od reszty, a później niepostrzeżenie wychodził.
Fot.: www.izismile.com
Z perspektywy czasu sama stwierdzam, że nie zrobiłam nic, by pomóc takiej osobie odnaleźć się w towarzystwie. Cóż, może inni wezmą ode mnie dobry przykład i po prostu porozmawiają z taką osobą.
Z innych przekonań, które pokazało mi życie jest to, że nieśmiałego wszyscy na siłę próbują zeswatać. Nieważne z kim, nieważne jak, liczy się efekt. W końcu można mu jakoś pomóc, bo skoro on nie potrafi zacząć, to pomogą mu znajomi, koleżanki, współpracownicy. Szczęściu wystarczy tylko lekko dopomóc. Może i jest w tym trochę prawdy, bo jeśli uda się nieśmiałej osobie pokonać pierwszy krok, to potem będzie już łatwiej. Tylko zazwyczaj z powolnego wejścia do morza, jest to od razu skok na głęboką wodę, co kończy się jeszcze większym wycofaniem. Wtedy nie tylko unika się płci przeciwnej, ale także i miejsc, gdzie znajomi mogą wpaść na pomysł by nas przypadkiem na kogoś wepchnąć.
Fot.: www.izismile.com
Zresztą by mieć pewność, że tak się nie stanie można w ogóle nie wychodzić z domu lub po prostu całkowicie się obrazić na znajomych za takie działania. Zresztą w oczach płci przeciwnej osoba polecana lub umawiana przez innych na pewno ma coś nie tak ze sobą. I tak źle, i tak niedobrze. Ciężko znaleźć złoty środek, a osobie nieśmiałej najłatwiej przykleić karteczkę aspołecznej, odludka czy dziwoląga. Nawet przy braku takiego szufladkowania i tak będzie odsunięta przez grupę gdzieś na boczny tor, bo brakuje jej czegoś do ogólnie przyjętej "normalności". Nikt nie musi mówić nieśmiałym, jak mają żyć, mogą im czasem pomagać, ale oczywiście nie na siłę, a najważniejsze, by ich po prostu akceptowano, bo bez tego mogą nabawić się tylko depresji.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
impreza,
kompleks,
nieśmiałość,
przyjaciele,
samotność,
znajomi,
życie
Napisz pierwszy komentarz
środa, 26 września 2012
Nieśmiałość, a funkcjonowanie w społeczeństwie
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Czasami niczym niewidzialni, czasami po prostu pomijani, w ten sposób nieśmiali uświadamiają sobie, jak ciężko funkcjonować jest w wielkim mieście. I dlaczego to akurat na nich, spośród tłumu innych ludzi zawsze wypadnie (przecież niczym się nie wyróżniają), ta obojętność i celowe pomijanie.
Idziemy do sklepu, może być nawet super-, hipermarket i stajemy sobie spokojnie w kolejce do kasy, by od razu usłyszeć, proszę skorzystać z innej kasy, idę na przerwę. I idziemy do kasy obok, gdzie ludziom się z wózków zakupy wysypują, ale stoimy spokojnie. W tym czasie na końcu naszej poprzedniej kolejki ktoś się ustawia (może być nawet zwykły jegomość), a kasjer(-ka) powie tylko: "To niech za panem nikt więcej się już nie ustawia". Nic nie mówimy, bo co mamy mówić. Czekamy cierpliwie na naszą kolej i gdy już mamy być obsługiwani, nagle pracownik musi zadzwonić do kierownika, by mu powiedzieć, że od rana skaner mu się psuje, że źle kody są nabite itp. Kończąc rozmowę bez żadnego przepraszam, zaczyna pakować rzeczy pozostawione przez klientów do koszyka i w łaskawie zaczyna nas obsługiwać. Po chwili kolejny problem, niestety kod na jabłkach się źle wybił i ręcznie też się nie da go wprowadzić. "To ja to pani niestety muszę odłożyć". Kiwamy twierdząco głową wiedząc, że przed chwilą dla kogoś dzwonił do kasy obok po kod produktu, albo nawet poszedł na sklep to samemu sprawdzić. No nic, to w końcu tylko jabłka. Zanim jednak możemy zapłacić musimy tradycyjnie poczekać na wymianę papieru, która zawsze się musi nam przytrafić, a przy samym wyjściu muszą "zapikać" bramki i niczym złodzieje musimy się tłumaczyć i pokazywać paragon. Tak już niestety czasami jest. Idziemy do kiosku po jakąś gazetę, już ma być nasza kolej, gdy nagle ktoś wpada i krzyczy, że chce papierosy. Tym razem zwracamy mu uwagę, że teraz powinno się nas obsłużyć, a tu jesteśmy całkowicie zignorowani, bo pan już rozmawia tylko z ekspedientkę: "Da mi pani tamte zielone, ja się spieszę, tu mam pieniądze odliczone". Oczywiście dostaje paczkę przed nami i jak nigdy nic sobie wychodzi, a my znowu tracimy czas. I jak tu nie krzyczeć.
Idę na autobus. Widzę z daleka, że jedzie, więc biegnę na niego. Kierowca oczywiście mnie widzi i gdy jestem już niecałe pięć metrów od niego, autobus zamyka drzwi i najspokojniej w świecie, sobie odjeżdża. Teraz muszę poczekać tylko dwadzieścia minut, dobrze, że nie pada.
Fot.: www.izismile.com
Może jeszcze sytuacja z baru czy restauracji szybkiej obsługi. W tej drugiej to dla mnie jest gorzej, niż gdziekolwiek indziej. Nawet jak jest kolejka i nikt się przed nas nie wepchnął, ani nie zamówił przed nami, to jak dochodzi nasza kolej, to po chwili okazuje się, że jesteśmy pominięci przez samą obsługę. Otóż wszyscy wokół dostają szybciej zamówione jedzenie od nas. Upominamy się po raz pierwszy, w odpowiedzi "A tak, tak, już podaję". Czekamy dalej. Upominamy się po raz drugi, "A co pani zamawiała?". Jakby nie wiedzieli. I dopiero za trzecim razem udaje się wyegzekwować to, za co już przecież zapłaciliśmy.
Osoba, która zamawiała w tym samym czasie, co ja, już dawno zjadła i sobie poszła. Czy to nieśmiałość, brak pewności w głosie czy po prostu przypadek? Wracając do barów, do których tak często nie chodzę, to jednak za każdym razem, gdy tam jestem przechodzę przez to samo. Stojąc przy samym barze, barman mnie ignoruje, a przecież widział, że tu stoję, że do tego jestem kobietą, więc nie będę się przekrzykiwać, by dostać coś szybciej. I stoję tak i czekam, jakbym miała być obsłużona dopiero, gdy już nikogo poza mną tutaj nie będzie. Zazwyczaj kończy się to tak, że w międzyczasie przychodzi moja koleżanka i zamawia za mnie, a później by ominąć barowy problem, mówię jej, by zamówiła mi też coś, jak już idzie.
Po takim dniu, gdy już wracam do domu, mam ochotę tylko usiąść i zapłakać. Nie robię niczego inaczej, nie ubieram się dziwnie, ani tak samo nie wyglądam. Jednak każdego dnia jestem gdzieś pomijana, a w pozostałych momentach wyróżniam się z tłumu, jak to w przypadku ochrony bywa. To jeszcze był w miarę spokojny dzień. Gorzej, gdy wybieram się na pocztę, do banku, urzędu skarbowego, zusu. Tam nikt mnie nie słucha, nikogo nie obchodzą moje tłumaczenia, widocznie mam się czuć niczym taka mała, nic nie znacząca istostka.
Tak, czasami jest ciężko.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
kompleks,
miasto,
narzekanie,
nieśmiałość,
problemy,
samotność,
unikanie,
znajomi
5
komentarze
czwartek, 13 września 2012
Początki jesieni
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Niby jeszcze czas do jesieni. Jeszcze nie zrobiło się wystarczająco zimno, ani też deszcz nie stuka każdego dnia o nasze szyby, to i tak wiemy, że przed nie uciekniemy.
Przychodzi każdego roku. Dla jednych oznacza koniec wakacji i początek roku szkolnego, dla innych chwilę wytchnienia od skwaru i wymarzony urlop. Dla niektórych jest to informacja, by trochę przyhamowali, tak, jak robi to sama przyroda. Gdy już trochę zwolnimy mamy czas przemyśleć sobie minione miesiące. Co osiągnęliśmy, co zaprzepaściliśmy, a co odłożyliśmy na później. Wspomnienia mogą być miłe, ale i też drastyczne, zwłaszcza, jeśli chodzi o samotnych, których sytuacji nie zmieni, ani jesień, ani trzęsienie ziemi. Jednak to wtedy przestają się przejmować własnymi niedoskonałościami i postanawiają opuścić swoje cztery ściany i ruszyć w świat, nie tylko nocą. Te wędrówki i chęć obcowania ze światem mogą być przełomowe w ich życiu. Ale nie, oni nie są gotowi i tak naprawdę nie wiedzą, czy kiedykolwiek będą? Mogą rozmyślać, patrzeć na deszcz spływający powoli po szybie i ludzi chowających się się pod parasolami
Fot. : www.izismile.com
Oni też są częścią społeczeństwa, lecz zawsze stoją gdzieś z boku, jakby byli wyłączeni z tej wielkiej gry o przedłużenie gatunku. Taka to już jesień i choćby padać miało cały wrzesień i październik to dla nich jedynie wymówka, by nie musieć specjalnie wychodzić z domu. Nic ich nie zmusi, końcu każdy już ich zna. Cztery ściany, komputer i własny świat jest o wiele bardziej interesujący, niż ten za oknem. Nie masz podobnie?
Może pora coś zmienić Wprowadzić choćby teorie małych kroków rozpoczynając od dzisiaj. Położyć się spać przed 12. Proste, a jednak nie takie banalne, bo nocne życie miasta zaczyna się długo po północy, zwłaszcza w sieci. Nie ma też czasu na spacery, chęci ujrzenia tych złotych i miedzianych liści, gdy chęci nie ma już więcej. I tak naprawdę z jesienią wiatr przynosi także depresję, która po lecie ma gorzki smak porażki Nie ma się, co oszukiwać. Nic nie wydarzyło się godnego uwagi przez te ostatnie miesiące. Prośby i chęci znajomych niewiele dały, bo nadal jesteśmy sami.Są rzeczy, których nikt nie zrobi za nas.
Fot. : www.izismile.com
I ja też już powoli czuję to wyciszenie. Julka zaczęła szkołę, co oznacza, że mój własny świat wrócił na stare czasy i mogę się powoli ze wszystkim ogarnąć. Może uda mi się zadbać trochę o tego bloga, co już obiecuję od dłuższego czasu, a czasu mi zawsze szkoda. Z moim pisaniem jest tak, jak dawniej, czyli niezbyt ciekawie. Musiałabym zrobić małą korektę, bym miała, czym wydawców zainteresować. W takim wypadku przed Nowym Rokiem wydam w formie ebooka kolejne opowiadania, bo tych mnie zawsze dużo.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 6 września 2012
Samotność (nie) zawsze brzmi źle
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Nieważne, jakbyśmy mieli nazywać samotność (opuszczenie, izolacja, alienacja), to zawsze ma to wymiar negatywny. A jeśli zamiast patrzeć na samotność w ten sposób, spojrzymy tylko na sam wyraz "Samotność".
Fot.:Gottwotan
Przeczytamy go raz jeszcze powoli, najpierw w myślach, potem po cichu, a na końcu głośno lekko sylabizując. Tak naprawdę nie ma w tym słowie nic złego, gdybyśmy tylko nie znali jego znaczenia. W takim razie zapraszam do podróży po samotności w różnych językach zaczynając od angielskiego:*- English Language : Loneliness
- Afrikaans Language : eensaamheid- Albanian Language : vetmia
- Arabic Language : عزلة
- Armenian Language : Մենակություն
- Azerbaijani Language : tənhalıq
- Basque Language : bakardadea
- Belarusian Language : адзінота
- Bulgaria Language : самота
- Catalan Language : solitud
- Chinese (Simplified) Language : 孤单
- Chinese (Traditional) Language : 孤單
- Croatian Language : usamljenost
- Czech Language : osamělost
- Danish Language : ensomhed
- Dutch Language : eenzaamheid
- Estonian Language : üksildus
- Filipino Language : kalungkutan
- Finnish Language : yksinäisyys
- French Language : solitude
- Galician Language : soidade
- Georgian Language : მარტოობა
- German Language : Einsamkeit
- Greek Language : μοναξιά
- Haitian Creole Language : solitid
- Hebrew Language : בדידות
- Hindi Language : अकेलापन
- Hungarian Language : magányosság
- Icelandic Language : einmanaleika
- Indonesian Language : kesendirian
- Irish Language : uaigneas
- Italian Language : solitudine
- Japanese Language : 孤独
- Korean Language : 고독
- Latvian Language : vientulība
- Lithuanian Language : vienišumas
- Macedonia Language : осаменоста
- Malay Language : kesendirian
- Maltese Language : solitudni
- Norwegian Language : ensomhet
- Persian Language : تنهایی
- Polish Language : samotność
- Portugese Language : solidão
- Romanian Language : singurătate
- Russian Language : одиночество
- Serbian Language : усамљеност
- Slovak Language : osamelosť
- Slovenian Language : osamljenosti
- Spanish Language : soledad
- Swahili Language : upweke
- Swedish Language : ensamhet
- Thai Language : ความเหงา
- Turkish Language : yalnızlık
- Urdu Language : تنہائی
- Vietnamese Language : sự cô đơn
- Welsh Language : unigrwydd
- Yiddish Language : לאָונלינאַס
Prawdę mówiąc, nie jest to takie straszne słowo. Niektóre z nich brzmią nawet ładnie, a skoro tak jest, to nie musimy się bać samotności. Od dziś możemy ją nazywać przecież 'Soledad'.
*tłumaczenie ze strony: http://en.organisasi.org/translation/loneliness-in-other-languages
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Nieśmiali nie potrafią się sprzedać
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
W dzisiejszych czasach, by znaleźć porządną pracę, zaimponować znajomym, rodzinie czy przyszłej połówce, musimy dobrze się zaprezentować. Nie chodzi o kłamanie czy dawanie fałszywych obietnic, tylko pokazanie siebie, w jak najlepszym świetle. Jak to zrobić, gdy nie chcemy za dużo mówić o sobie, bo jesteśmy nieśmiałe/-i.
Prawdę jest, że nieśmiali nie mają problemów z autoprezentacją, gdyż zazwyczaj nie mówią o sobie. W towarzystwie zapytani, czym się zajmujesz na co dzień poza pracą, rzadko opowiadają o tym, co naprawdę robią.Opowiadają o jakiś drobnostkach, że mają mało wolnego czasu, czasem obejrzą film, albo pojeżdżą na rowerze. I choćby w domu malowali, pisali książki czy gotowali niczym najlepszy kucharz świata, to nie pochwalą się tym. Wstydzą się, że ktoś mógłby to źle skomentować, albo chciałby, co gorsza, przyjść zobaczyć na żywo, jak to wszystko wygląda. I właśnie w tym momencie pojawia się problem przekroczenia granicy prywatności osoby nieśmiałej. I choćby przyszła tylko jedna osoba i nie wnikałaby w szczegóły życia czy aranżacji przestrzeni życiowej, to jedno złe słowo, kiepski komentarz lub krzywe spojrzenie zostanie odebrane, jako atak na nieśmiałych, a to już jest kolejny krok do jeszcze większego zamknięcia się w sobie.
Fot.: www.izismile.com
Tak naprawdę nikt nie wie dokładnie, co robią nieśmiali w swoim wolnym czasie, a oni sami o tym też nie mówią, bo jakoś nie chcą się przechwalać. I zdając sobie sprawę, że każdy w swoim kręgu znajomych ma kogoś, kto mógłby im pomóc się wypromować, albo pozwolić na tym zarabiać, to musieliby oni pokonać tą granicę, której nie chcą przekraczać i nadal działać w swoich czterech ścianach. Nikt nie wie, że potrafimy tworzyć muzykę, strony internetowe, grafikę, albo że jeździmy konno, mamy patent sternika czy kurs spadochroniarstwa, bo nie mówiliśmy o tym, a nikt też nie zapytał.
W porównaniu do innych osób, nieśmiali wypadają słabo. Jeśli jeden twój znajomy maluje, a drugi, którego on nie zna ma galerię sztuki, to łatwo można ich skontaktować ze sobą i wzajemnie im pomóc. Brak wiedzy o życiu innych sprawia, że te przypadki ułatwiające życie nigdy się nie wydarzą.
Fot.: www.izismile.com
Gorzej w sytuacji, jeśli chodzi o pracę. Tutaj umiejętność autopromocji na rozmowach kwalifikacyjnych czy nawet już na etapie rzeczy wpisanych w CV jest bardzo ważna. Są stanowiska, które nie wymagają kontaktu z klientami i dużej ilości rozmów telefonicznych. Nie trzeba także mieć dużej styczności z innymi współpracownikami, lecz jeśli na rozmowie o pracę wypadamy, jako osoba niekontaktowa, to jest już problem. Jeśli w pytaniu o to, co robisz w wolnym czasie, jedna osoba opowiada o swoich podbojach w Himalajach, jest przebojowa i chętnie podzieli się tą wiedzą z innymi, zaś druga bojąc się opowiedzieć o swoich pasjach, mówi że lubi posiedzieć przy książce lub obejrzeć film, to raczej każdy szef wybierze tą pierwszą. Nawet jeśli może to się wiązać z ryzykiem uszkodzenia ciała, bo pracownik posiadający odpowiednie kwalifikacje i realizujący się w życiu prywatnym jest bardziej wydajny.
Fot.: www.izismile.com
Dlatego musimy nauczyć się mówić o sobie. Wydobyć na zewnątrz nasze zalety, umieć się nimi chwalić. Postępując, jak zawsze wpadamy tylko w depresję widząc, jak inni, mniej zdolni, poprzez swoje umiejętności prezentacji, potrafią sprzedać wszystko, a zwłaszcza siebie, a to otwiera im furtkę do wielu możliwości. Nie dajmy się i pokażmy też potrafimy mówić o sobie. I choćbyśmy myśleli, że narzucamy się proponując znajomym pomalowanie ścian, a oni nas zbywają, to musimy wiedzieć, że w momencie, gdy będą tego potrzebowali, to przypomną sobie o nas. W ten sposób to działa. Pokażmy się z dobrej strony, pokażmy się światu.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
cv,
depresja,
felieton,
kompleks,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
obietnica,
pasje,
plany,
praca,
talent,
wstyd
Napisz pierwszy komentarz
piątek, 20 lipca 2012
Samotność to niekończąca się nuda - część 2
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
I na dokończenie zeszłotygodniowego wpisu, kilka słów więcej. Jesteśmy same/-e w swoim pokoju, w swojej twierdzy, w swoim jedynym bezpiecznym miejscu. Sprawdzamy, co ciekawego robią nasi znajomi. W końcu w dobie upubliczniania życia prywatnego możemy wiedzieć dosłownie wszystko, bo czasami polega to też na chwaleniu się, więc włączamy nasz portal społecznościowy i widzimy od razu, kto, gdzie, z kim (a nawet za ile) był w tym roku na wakacjach w jakiś egzotycznych krajach. Kto zaś wybrał żaglówkę na Mazurach, albo nawet jest tam w tym momencie napisał: "nie udało się zebrać kompletu osób, ale i tak jest świetnie." Ok, mógł napisać, może znalazłabym czas. Przeglądam dalej, widzę, kto, co robi w mieście, gdzie do kina, teatru, na jaki koncert. Szkoda, że do mnie nie trafiają żadne propozycje. Zresztą nie ma, co się tym przejmować i lepiej wyjść z domu, niż dostać objawów zazdrości, później depresji i jeszcze gorszych rzeczy. W końcu przeglądanie życia innych jest gorsze, niż narkotyk.
Fot. : www.izismile.com
Po raz kolejny mówię sobie "Stop". Pora wyjść z domu. Tylko ta pogoda taka nie do końca normalna. Trochę pada, trochę wieje, czasami wyjdzie słońce, jak to typowe polskie lato. W takim razie basen, rower, a nawet książka w parku odpada. Nie jest tak źle, mam niedaleko Aquapark, więc wykręcam numer koleżanki, ona nawet ma kartę darmowego wstępu z pracy. Niestety dzisiaj jest już umówiona, więc mój pewniak odpadł. Dzwonię dalej, wysyłam smsy, ale jakoś bez odpowiedzi twierdzącej. Trudno, nie chcą iść ze mną to pójdę sama. Mogę, w końcu w swoim towarzystwie bawię się najlepiej. Plan zrobiony, więc lecę w drogę. Na basenie najpierw kolejka do kasy, potem do przebieralni, zjeżdżalni itp. Wszędzie się czeka, a że sama to nie ma do kogo buzi otworzyć. Trudno, przynajmniej nikt nie komentuje mojej postury, ale wzrok innych widzę. Stop, dzisiaj bez myślenia i kompleksów! Trochę w basenie, trzy razy na zjeżdżalni i już mi się nudzi. Dokładnie tak samo, jak kiedyś. Trudno, pora ruszać dalej w drogę, nim zrobię się smutna. Na poprawę humoru najlepsze są zakupy. Oczywiście wtedy, gdy dysponujemy odpowiednią ilością gotówki, albo kartą kredytową.Często nie łażę po sklepach, więc może dzisiaj się uda coś znaleźć. Ogromna galeria, mnóstwo sklepów i ogrom ludzi. Zatrzymuję się na chwilę i rozglądam wokół: Wyprzedaże, Sale, Promocje to praktycznie jest wszędzie. Patrzę na górę -20%, obok -70%, a dalej "Jutro zamykamy, kompletna wyprzedaż". Idę, jak te mrówki i oglądam buciki, botki i inne. Jedne nawet przymierzyłam, tylko cena jednak mnie odrzuciła. Nie jest tak źle, idę poszukać czegoś do ubrania. Kolejna chwila zamyślenia i rozglądania: "Koniec sezonu - promocje", szorty dla kobiet, kolekcja dla ciebie, sukienki na lato. Kieruję się i tak za znaną mi marką. Tutaj więcej osób, a gdy już coś wypatrzę i cena jest w porządku oraz rozmiar, to i tak nie mam już siły stać w długiej kolejce do przebieralni. Trudno, jak nie dzisiaj, to kiedy indziej. Mam jeszcze kilka innych rzeczy w planie na dzisiaj.
Fot. : www.izismile.com
Idę do kina, znów sama. Może będzie coś odpowiedniego dla mnie. Zresztą zawsze coś znajdę. Nie kupuję wielkiej Coli ani popcornu, szybko nabyłam bilet i już po chwili siedzę w ciemnej sali. Średnia wieku dwadzieścia lat, ale wszystko i tak u mnie w porządku. Minęły reklamy, reklamy reklam i inne podobne, aż po dwudziestu minutach zaczęło się. Nie ma par wokół mnie, lecz ciągle coś mnie męczy. Każdą scenę można skomentować, pośmiać się jeszcze raz, ale w moim wypadku wszystkie przemyślenia zostają w mojej głowie. Nawet moje alternatywne zakończenie dla nikogo nic nie znaczy, bo tylko ja je znam. Miałam iść jeszcze do baru na piwo, ale obejdę się i kupiłam sobie jedno do domu. Nie chcę by mnie uznali za samotną szukającą wrażeń wieczorową porą, a ja też nie chcę spławiać pijanych kolesi, którzy będą się przede mną przechwalać.
Wróciłam do siebie, włączyłam komputer, otworzyłam piwo, sprawdziłam facebooka i mogłam tylko westchnąć. Kolejny nudny dzień i pewnie lepiej bym się czuła w domu. Sama. Łudziłam się, że tym razem będzie lepiej, ale z nadziei wyrwał mnie dźwięk telefonu: "Dopiero odczytałem twoją wiadomość, baw się dobrze. pa". No tak, zabawy, co nie miara.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 12 lipca 2012
Samotność to niekończąca się nuda - część 1
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
I niech ktoś zaprzeczy?! Nie nudzimy się, bo nie mamy, co robić. Nudzimy się, bo nie mamy ochoty na nic. Nudzimy się, bo chcemy coś zrobić, ale nie mamy z kim. Dlatego nie robimy nic, bo jesteśmy samotni/-e.
Fot. : www.acidcow.com
I dobrze wiem, że znajdą się osoby, które stwierdzą, że potrafią miliony rzeczy robić w samotności i nie potrzebują nikogo w takich momentach. To jest jednak samotność z wyboru, gdy zamykamy się na strychu, by malować w samotności, a nie patrzymy w sufit godzinami myśląc o tym, że chętnie można by zamienić łóżko na ręcznik na basenie, tylko nie ma z kim pójść. Im dłużej leżymy, tym szybciej stwierdzamy, że nawet jakby teraz do kogoś zadzwonić, to i tak jest za późno na takie pytania.
Nie robimy nic. Przeglądamy kolejne strony na internecie do momentu, w którym zdamy sobie sprawę, że nawet miliony użytkowników nie potrafi dodać szybciej nowych zdjęć, niż my przeglądamy strony. Gdy sobie to uświadamiamy potrafimy zakląć głośno, jak w "Dniu Świra": "Ja pierdolę, kurwa" i lekko uronić łzę, by po chwili znów wrócić do poprzedniego zajęcia z braku jakiekolwiek innego.
Rzucamy dwie godziny piłeczkę o ścianę myśląc o milionach rzeczy, na które mamy teraz ochotę, ale nie mamy chęci ich robić. Jest lato, jest basen, wakacje, wycieczki, rower, rolki, spacery po parku, wspinaczka po górach. Kupić wycieczkę i pojechać w pojedynkę? A może dokupić bilet do pary przyjaciół, która chce świętować pięciolecie i ich trochę pozadręczać swoimi problemami. Nie wziąć urlopu, a może wziąć i siedzieć w domu. Znajomym z pracy opowiedzieć, że się było u rodziny, bo z kasą krucho? Albo przerobić zdjęcia w Photoshopie, poczytać kilka przewodników i pójść na solarium? Zresztą i tak nie będą za dużo wypytywać. Najlepiej zapaść się pod ziemię i przetrwać wakacje.
Stwierdzamy, nie ma się, co poddawać. Telefon do ręki, odpalamy facebooka i piszemy do ludzi, dzwonimy. Umawiamy się ze wszystkimi, albo staramy się umówić. Dziesiątki smsów, wiadomości, rozmów. Kilka odmów, umówimy się później, odezwę się do ciebie. Potem cisza, cisza i nic więcej. Czasami odpowiedź od osoby, z którą tak naprawdę nie mamy ochoty się zobaczyć. Kończymy nasze podboje, znów jesteśmy same/-i. Zostają cztery ściany, komputerowe okno na świat, samotność obok i nadzieja na lepsze jutro.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
depresja,
kompleks,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
pasje,
plany,
przyjaciele,
rodzina,
samotność,
singiel,
single,
szczęście,
znajomi,
życie
5
komentarze
środa, 30 maja 2012
Plany, a realizacja
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Zostały dwa dni do mojej godziny zero, a ja coraz bardziej się obawiam, że z moich planów niewiele wyjdzie. Nie są to może zbyt wygórowane plany, ale zmuszają mnie do jakiś poświęceń. Oto tylko kilka z nich:
- Chodzić wcześniej spać i wstawaj wcześniej - trudność 3/5 - zazwyczaj najwięcej energii mam w nocy i wtedy mam ochotę coś zrobić, napisać, obejrzeć. Zazwyczaj kończy się to oglądaniem głupich zdjęć, śmiesznych filmików itp. i nie ma nic wspólnego z czymś konstruktywnym. Nowa pora snu: 5 minut po północy, w porywach do wpół do pierwszej. Pobudki są cięższe, ale jeśli budzik ustawiam na tyle daleko od łóżka, że muszę po niego wstać, to jakoś się budzę do życia.
Fot.: www.acidcow.com - Uniezależnić się od komputera - trudność 2/5 - chodzi nie tylko o komputer, ale o wszystkie urządzenia z ekranem, czyli komórka, komputer, telewizor. Przy czym bardziej chodzi o rzeczy z poprzedniego punktu i facebooka, niż o pracę na komputerze, odpisywanie na maile, czasem oglądnięcie filmu. Nie chciałabym by pierwszą rzeczą, jaką robię po wejściu do domu było włączenie komputera.
- Uprawianie sportu - trudność 3/5 - wystarczy bieganie, rower, nie musi to być koniecznie roczny abonament na siłownię, którego i tak nie wykorzystam. Problemem nie jest rozpoczęcie ćwiczeń, co ich kontynuacja, bo znając życie, jeśli od jutra zacznę, to w przyszłym tygodniu znajdę milion wymówek, by już tego nie robić. Plan odchudzania jest tutaj drugorzędny.
- Ograniczanie używek - trudność 1/5 - tylko tyle, bo nie jestem uzależniona, a i też nie palę. Pozostaje mi alkohol, ale już skończyły się czasy samotnych drinków wieczorami, a jak czasami gdzieś napiję się piwa na mieście, to nic się nie stanie. Z kawą umiarkowanie, z czekoladą może być gorzej.
- Czytaj i ucz się języków - trudność 2/5 - czytam praktycznie codziennie, jedną lub dwie książki tygodniowo, bo po prostu lubię. Wolę książkę, niż film, ale co do języków obcych to może być problem. Dlatego powinnam napisać książki 0/5, języki 4/5. Coś tam jeszcze pamiętam z dawnych lat posługiwania się angielskim, potrafię coś powiedzieć po niemiecku i rosyjsku, ale od zawsze marzyłam o francuskim i hiszpańskim. By się nie zniechęcać, może najpierw potrenuję na tych, co umiem odmienić być.
To tyle z moich podstawowych punktów planu. Oprócz tego mam długą listę punktów drugorzędnych, które mogę dodać do powyższych po około dwóch miesiącach, gdy wyrobię sobie dobre nawyki, co do głównych.
A najważniejsze, to mam korzystać z życia i cieszyć się z małych rzeczy!!
A najważniejsze, to mam korzystać z życia i cieszyć się z małych rzeczy!!
Fot.: www.acidcow.com
Antonina Kostrzewa
wtorek, 13 marca 2012
Czego tak naprawdę chcę?
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Są czasem pytania bez odpowiedzi. To tytułowe także do nich należy. Nie trzeba nawet dodawać, że kobieta nie wie, czego chce, ale tutaj tyczy się to także mężczyzn. Próbując przebić się przez myśli samotnych, znajdziemy wielkie niezdecydowanie. Z jednej strony jest wielkie pragnienie znalezienia kogoś, ale z drugiej widać niechęć do zmieniania tego, do czego się już przyzwyczaili. Ich życie, którego nie mają ochoty zmieniać w taki, można rzec, drastyczny sposób. Mając już swój kawałek świata często pragniemy do niego wrócić, choćbyśmy byli nie wiadomo, gdzie. Najczęściej to niezdecydowanie wychodzi z nas, kiedy gdzieś wychodzimy ze znajomymi. Jeśli z nimi idziemy do klubu, to zastanawiamy się, ile rzeczy moglibyśmy zrobić w domu, zamiast marnować czas. Gdy jednak zostajemy w domu, zdajemy sobie sprawę, że marnujemy czas siedząc w domu. Nie łatwo jest dogodzić samotnym.
Fot. www.acidcow.com
Te trzy powyższe obrazki zainspirowały mnie do napisania tych kilku słów dzisiaj, bo niejako oddają cały sens funkcjonowania samotnych. Zwłaszcza tych, którzy już do swojej samotności się już przyzwyczaili. Oni nie pragną wielkiej miłości, bo zdają sobie sprawę, że ciężko będzie znaleźć drugą połówkę, która będzie w stanie ich zaakceptować, a sami wiedzą, że raczej się nie zmienią.
Co zatem zrobić w piątkowy wieczór, gdy dzwoni telefon i przychodzą kolejne wiadomości na Facebooku, a sami mamy zaplanowany dzień przy komputerze? Chyba najlepiej rzucić monetą - będzie uczciwie i będzie na kogo zrzucić winę, w razie czego.
Antonina Kostrzewa