Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą życie. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Co przyniesie nowy rok
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Przyszedł Nowy Rok, a w raz z nim także i podsumowanie ostatniego oraz chęć poprawy czy wyznaczenia celów w tym następnym. Najczęściej podsumowanie to wyliczanie sobie niezrealizowanych rzeczy, które ciągle przekładałyśmy/-liśmy na później, zamiast skupić się na małych sukcesach. Nie muszą to być wielkie osiągnięcia, ale choćby wstawanie 15, minut wcześniej każdego dnia czy nie zostawanie po godzinach w pracy, można zapisać na plus. Akurat, im bardziej rozmyślamy, tym bardziej widzimy tylko negatywy, a w ten sposób nie można sobie wyznaczyć nowych celów na następny rok, gdyż w poprzednich wystarczy tylko zmienić datę i odłożyć kartę na kolejny rok.Aby zacząć realizować własne plany, trzeba rozdzielić wszystkie nasze pomysły na czynniki pierwsze. Jeśli chcemy schudnąć 5 kilogramów, nie wystarczy o tym tylko wspomnieć, albo dopisać - zmienić dietę. Należy ułożyć sobie stosowny plan - od założeń do ćwiczeń, jak i do zmiany sposobu odżywiania, poprzez pozbycie się wszystkich słodkości z domu. Dopiero wtedy można liczyć na efekty. Jeśli macie już wypisane cele na następny rok, przejrzyjcie je jeszcze raz, może należałoby je też zweryfikować. Nie każdy plan można zrealizować, jak lot w kosmos, ale można dążyć do tego, by być, jak najbliżej swoich planów. Czy poprzez rozwijanie swoich zainteresowań czy pogłębianie wiedzy. Nie można do wszystkiego dojść w pięć minut, lecz stojąc w miejscu nie osiągnie się nic. Lepiej zrobić dwa kroki w tył i trzy do przodu...
Czasami może warto być chwilę dłużej offline.
Antonina Kostrzewa
piątek, 16 grudnia 2016
Świąteczne przygotowania
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Czas tak szybko mi ucieka, że nawet nie wiem, gdzie podziały się moje ostatnie miesiące. Niestety nie da się go zatrzymać, co najwyżej można ten czas spędzić w różny sposób. Jeden z nich, sam z siebie, nazywa się marnowaniem czasu i to właśnie z nim osoby samotne znają się najlepiej. W końcu, patrząc wstecz na swoje ostatnie miesiące, ciężko jest znaleźć coś naprawdę interesującego w swoich zachowaniach, a z rzeczy wartych do zapamiętania i wspominania, można uznać, co najwyżej, skończenie kolejnego serialu. Życie ucieka każdego dnia, a w ten sposób można się zbliżyć do jego kresu szybciej, niż się wydaje. Co zaś się łączy z szybko mijającym czasem to Święta. Wystarczy tylko chwilę pomyśleć, by uświadomić sobie, że dopiero co siedzieliśmy z rodziną przy wspólnym stole. Mimo całego świątecznego zgiełku, zawsze znajdzie się chwila, by przemyśleć nasze wcześniejsze dokonania. Wystarczy nam zazwyczaj kilka minut, by zamknięci w łazience, czy też wieczorem, na kilka chwil przed pójściem spać, zrobili sobie szybkie podsumowanie ostatniego roku. Jeśli co roku kończy się to stwierdzeniem "Moje życie jest do dupy", to znaczy, że trzeba coś z tym zrobić. Niestety najczęściej na samych słowach nie można skończyć, bo nigdzie to nie prowadzi, ale ciężko jest stwierdzić, że od jutra zmieniam całe swoje życie i od tej pory wszystko będzie lepiej. Obojętnie jednak co postanowimy, to lada moment czeka nas spotkanie z całą rodziną, masa niewygodnych pytań, a także nietrafione prezenty. Dlatego lepiej zawsze kupować wszystkim książki, nawet jeśli mielibyśmy to robić, co roku - po pierwsze zawsze coś znajdziemy odpowiedniego, a po drugie - nie są to wielkogabarytowe produkty, które na dodatek można zamówić bez wychodzenia z domu. O tym, jak przetrwać święta, pisałam już wcześniej.Ze świętami jest jeszcze ten problem, że zaraz po nich jest Sylwester. Niby nic wielkiego, ale najczęściej podczas świąt nie mammy jeszcze żadnych planów, a spędzenie ostatniego dnia w roku, wypadałoby świętować z innymi ludźmi - zwłaszcza, jeśli nie mieszka się pojedynkę. Ten jeden dzień w roku wiele nie zmienia, ale ta mała, ale jak znacząca zmiana, powoduje, że od razu wszyscy zaczynają się zastanawiać, jacy są już starzy i jak mało w swoim życiu zrobili. To sprawia, że zamiast się bawić i cieszyć - myślą. To nie wróży nic dobrego i może skończyć się płaczem w łazience. Jeśli chcemy dowiedzieć się czegoś o nas samych, wystarczy zrobić sobie listę prostych dwunastu rzeczy, które uważamy za sukces w minionych miesiącach. Nawet te małe, jak nieprzypalenie ciasta, nauczenia się nowych słów po angielsku czy chodzeniu wcześniej spać. Wtedy będziemy wiedzieć, że jednak z roku na rok jesteśmy coraz lepsi.
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 5 września 2016
Wakacje już się skończyły
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tak naprawdę, nawet nie zauważyłam, kiedy skończyły się wakacje Z letargu wyciągnął mnie zbliżający się nowy rok szkolny, a w związku z tym nowe promocje na zeszyty, ubrania szkolne i wszystko inne związane z samą szkołą. Dopiero wtedy zaczęłam dokładniej przyglądać się przyrodzie wokół. Zaczyna robić się powoli chłodniej, a dni będą coraz krótsze. I mimo że jeszcze liście nadal są zielone, to na nie też nadejdzie w końcu czas. Staram się zwolnić, ale życie nadal gna do przodu. Dopiero co sobie przypomniałam, jak gdzieś w połowie czerwca planowałam sobie, co zrobię na urlopie, nad czym się zastanowić, czego się nauczyć, jak wypocząć.
Po czym wszystko nagle przeleciało - plany, ćwiczenia, urlop, po prostu wszystko. Nie lubię rozliczeń, ale z rzeczy, które miałam wykonać, nie udało mi się zrealizować praktycznie nic. Nie były to wielkie plany, a raczej wprowadzenie nowej rutyny do codziennego życia. By zrobić coś dla siebie - od lepszego odżywiania się do jakichkolwiek ćwiczeń. Nie miało to na celu osiągnięcie wygórowanych rezultatów, a po prostu lepszego samopoczucia. Czas mijał i każdego dnia znalazła się nowa wymówka. Tak samo problemem było napisania czegoś nowego, choćby tutaj. Nigdy nie było odpowiedniej pory, pomysłu czy po prostu czasu. Nawet podczas urlopu, który skończył się szybciej, niż się zaczął. Tak to już niestety jest z planami, że nie zawsze dochodzą one do skutku, ale może więcej cierpliwości sprawi, że w przyszłości będzie lepiej, zaś teraz trzeba się brać po prostu do pracy... i może czasem wstać wcześniej w weekend.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 16 czerwca 2016
Plusy życia w samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Wiele osób często mówi o plusach życia w samotności. Najczęściej mówią to osoby, które zakończyły niedawno związek i teraz widzą pozytywną stronę życia w pojedynkę, bez żadnych zobowiązań. Jednak całkiem inaczej wygląda znalezienie plusów w długiej samotności, gdy każdy dzień wygląda tak samo.
W tym wypadku nie jest tak kolorowo, bo przyzwyczajenie do życia w pojedynkę są tak duże, że ciężko odnaleźć w tym wszystkim jakieś plusy. Jednak takie istnieją, trzeba tylko im się lepiej przyjrzeć.
- Masz całe łóżko dla siebie. Nie ważne czy dzielisz mieszkanie z rodzicami czy masz je całkiem dla siebie, to łóżko jest twoją własnością i możesz leżeć, po której stronie chcesz. Możesz w nim jeść, powrzucać dodatkowe poduszki czy założyć poszewkę z bohaterami bajek.
- Możesz jeść, na co masz ochotę- frytki o drugiej w nocy, lody na śniadanie, a może włoski specjały, po których pół kuchni jest brudne, a zlew jest pełen naczyń? Tylko ty wybierasz. Możesz wziąć telefon i zamówić do domu, na co tylko masz ochotę i na ile pozwalają ci środki na karcie.
- Podobny wybór jest przy wyborze filmu. Możesz oglądać to, na co masz ochotę, a nie, co chce obejrzeć partner/partnerka. Podobnie wygląda sprawa wyboru filmu w kinie, o ile zdecydujesz się pójść w pojedynkę.
- Drink przed 10, albo eksperymentowanie z narkotykami? Wszystko zależy od ciebie, byleby w poniedziałek rano znów być w pełni sił. Kace przeżywasz na swój sposób, a że nikt nie pójdzie ci po zimną colę do sklepu, cóż, kwestia przyzwyczajenia.
- W domu chodzisz w czym chcesz, albo w czym nie chcesz. Koniec krytykowania domowego stroju, a bieganie nago po pokoju nie zdziwi nikogo, no chyba że jakiegoś sąsiada.
- Wolność wyboru - oprócz powyższych, masz prawo wyboru, co chcesz robić ze swoim wolnym czasem - leżeć przed telewizorem, czytać książkę, ćwiczyć. Od ciebie zależą wszelkie zajęcia dodatkowe - fitness, siłownia, basen, kurs tańca, gotowania. Jeśli chcesz, idziesz na rower, jeśli nie spędzasz godzinę w wannie - pełna dowolność.
- Porządek zależy tylko od tego, jak się czujesz w bałaganie. Jednym bałagan przeszkadza, inni żyją w objęciach chaosu i lepiąca podłoga nie jest jeszcze wystarczającym powodem do jej umycia. Byleby stos śmieci nie ograniczał miejsca na przedpokoju, a ich zapachy nie przeszkadzały w jedzeniu.
- Pieniądze wydajesz tylko siebie - na swoje ciuchy, na wakacje, na swoje potrzeby. Czasami lepiej może i się złożyć, ale przynajmniej nikt nie neguje twoich zakupów,
- Brak kłótni, obrażania, cichych dni i innych problemów par, które przechodzą co jakiś czas. W zamian za to możesz porozmawiać ze sobą i porobić głupie miny przed lustrem.
- Możesz zaprosić do siebie, kogo zechcesz. Od ciebie zależy, czy przyjdzie tutaj znajomy, kolega czy może przyszły kochanek. Nie licząc bałaganu czy pustej lodówki, nic nie stoi na przeszkodzie, by po imprezie ktoś cię odwiedził. Choć pewnie nie zdarza się to tak często, jak w przypadku singli, to ta furtka pozostaje otwarta.
Te, jak i inne małe rzeczy w samotności wielu zalicza do plusów. Jednak często brakuje chęci do czegokolwiek, a mówienie o tym, że ma się czas na wszystko, tylko bardziej denerwuje. Po obejrzeniu kolejnego odcinka serialu, wypicia kolejnej szklanki coli i zjedzeniu paczki chipsów, przychodzi poczucie beznadziejności i bezsilności, których wszelkie plusy nie potrafią zniwelować.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 11 lutego 2016
Walentynki to nie powód do zmartwień
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
I jak co roku, gdy luty już w pełni, a zewsząd pojawia się coraz więcej reklam w czerwonych kolorach, osobom bez pary dokucza najbardziej. Święto Zakochanych nie niesie ze sobą nic nadzwyczajnego, w końcu będzie trwało jeden dzień i na tym się skończy. Można tez dzień przesiedzieć w domu, obejrzeć film lub posprzątać swoje szafki.
Jednak to coś więcej, niż tylko jednodniowa impreza. Wraz z początkiem lutego na ulicach miast zawisają billboardy z serduszkami, w radiu i w telewizji reklamy o zakochanych zajmują coraz więcej czasu antenowego, zaś wolny od takich rzeczy internet spowijają masy, mniej lub bardziej natrętnych, reklam. Nawet jeśli je zablokujemy, to setki sklepów organizuje w tym czasie specjalne wyprzedaże czy promocje, których nie sposób, nie zauważyć. I w ten oto prosty sposób jesteśmy wciągnięci w tę całą machinę. Później jest jeszcze gorzej. Zamiast spędzić jednego dnia w domu, wypadałoby spędzić trzy, bo licząc weekend już od piątku, to tyle czasu lepiej nie pokazywać się w restauracjach, klubach, kinach.
Praktycznie nigdzie nie znajdziemy wolnego miejsca z powodu rezerwacji, w większości są walentynkowe imprezy tematyczne - od imprez singli, po wieczory zakochanych. Jeśli poszukiwanie drugiej połówki poprzez walentynkowe imprezy dla samotnych, to wiemy, jak to wygląda i możemy sobie to odpuścić. Zwłaszcza, jak do tego nakłaniają nas nasi znajomi, a do tego ci, którzy są już w parach. Czy jedynym wyjściem jest zamknięcie się w naszych czterech ścianach? Nie! W wielu knajpkach nie znajdziemy niczego, co może się kojarzyć z tym świętem i spokojnie możemy tam spędzić czas z naszymi przyjaciółmi. W barach szybkiej obsługi lub przy zamawianiu jedzenia na telefon, nie będzie też tego problemu.
To dobra okazja, by razem z naszymi bliskim spędzić trochę czasu. Nawet nie trzeba rozmawiać, tylko przebywać razem. Zamiast romansidła, można włączyć jakiś thriller, a do tego zrobić sobie popcorn. W ten sposób nie będziemy użalać się nad sobą, a dni miną nam całkiem spokojnie. Poszukiwanie miłości można zostawić sobie na bardziej spokojne dni, bo wiosna już blisko.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
14 luty,
depresja,
impreza,
miłość,
narzekanie,
nieśmiałość,
rozstanie,
single,
walentynki,
znajomi,
życie
8
komentarze
czwartek, 31 grudnia 2015
Nowy Rok, nowe szanse
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Statystycznie patrząc minął kolejny rok. Możemy się oszukiwać, ale każdy powie, że mamy już rok więcej. Rok więcej doświadczenia, problemów, zmartwień, a dla niektórych także rok więcej samotności. Teraz tylko pozostaje impreza sylwestrowa - wśród znajomych lub w swoim towarzystwie.
Obojętnie, którą opcję się wybierze, to i tak ta druga wyda się bardziej interesująca. Dlatego życzę wam w tą ostatnią noc roku dużo wytrwałości, spokoju ducha, a także braku poczucia obcości wśród innych ludzi, które potrafi dopaść w najmniej oczekiwanym momencie. Wszystkiego najlepszego w 2016 roku. Porzućcie nadzieje, że ten rok wszystko odmieni. Niech po prostu będzie lepszy od poprzedniego, a w raz z nim przybędą nowe możliwości zmiany naszej przyszłości.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 17 grudnia 2015
Coraz bliżej samotne święta
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tak naprawdę rzadko spędza się Święta całkowicie samotnie.Zwłaszcza poniżej czterdziestki, kiedy posiadamy jeszcze rodziców, utrzymujemy kontakt z rodziną czy pamiętamy o naszych znajomych z pracy czy szkoły. Na pewno znajdzie się ktoś, u kogo moglibyśmy spędzić ten czas i nie jest niczym niestosownym spędzenie wigilii u kogoś, z kim nie jesteśmy spokrewnieni. O ile wieczorem ilość osób się zwiększa, a później można wiele z nich spotkać w różnych knajpkach, to te kilka godzin, gdy wszędzie dobiegają nas świąteczne dźwięki, a internet z naszej strefy czasowej powoli się wycisza, może być naprawdę męcząca. Aby z tego wybrnąć najlepiej wziąć zmianę akurat przypadającą w święta, bądź znaleźć dodatkowo zajęcie akurat na ten czas. Dla osób, które chcą się całkiem wyłączyć, pozostanie tradycyjnie zamknięcie się w swoich ścianach i pochłanianie kolejnego filmu.
Inaczej sytuacja wygląda u młodszego pokolenia. Choćby samotnicy ukrywali się cały dzień lub nawet specjalnie wyszli z domu z samego rana, by kupić prezenty, czy inne rzeczy do przygotowania kolacji, to i tak wieczorem będą musieli pojawić się przy wigilijnym stole. Niektórych tradycji się nie zmieni. Jeśli ktoś chce uniknąć takiej sytuacji, to musi się wyprowadzić z rodzinnego domu i wymigać się od przyjazdu. Jednak, nawet w tej sytuacji nie wszystko się udaje. Czasami obecność jest obowiązkowa i nic tego nie zmieni. Jeśli więc samotnicy nie czują magii świąt, nie lubią chodzić po sklepach i kupować prezentów, jak i otrzymywać po raz kolejny skarpety, to nie pozostaje im nic innego, jak.. zacisnąć zęby i te kilka godzin poudawać, że wszystko jest w porządku. To chyba jedyna możliwość, by wszyscy byli zadowoleni i nie doszło do jeszcze większej eskalacji problemów. Na pytania ciotek o drugą połówkę, można się zawsze pouśmiechać, lecz na pewno będzie to lepsze, niż udawanie choroby i czterdziestostopniowej gorączki. Trzeba tylko zamknąć pokrywę laptopa, odłożyć komórkę i usiąść przy stole, odliczając powoli czas, kiedy znów będzie można wrócić do bezpiecznego pokoju. Świadomość tego, że jest jeszcze wiele osób, które w ten sposób reagują i sobie z tym radzą, na pewno pomoże, więc do dzieła!
Antonina Kostrzewa
środa, 23 września 2015
Powrót do rzeczywistości, czyli koniec wakacyjnej laby
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Nie ma, co ukrywać, że wakacje się skończyły. Tyczy się to nie tylko uczniów, ale także i pracujących. Nawet studenci to także odczuli - jedni zmuszeni do poprawek już we wrześniu, inni zaś pogrążeni są w obmyślaniu optymalnego planu zajęć. Powoli na stałe trasy wracają autobusy i tramwaje, ludzie zaczęli szybciej się poruszać, a pogoda trochę się oziębiła. Jedni widzą w jesieni okazję do zwiększonych wysiłków po okresie letniej nudy, inni zapadają powoli w letarg, z którego obudzą się dopiero na wiosnę.
Fot.: www.izismile.com
Zanim jeszcze liście opadną, można zaplanować zimowy wyjazd na narty czy sylwestra, albo rozpocząć naukę nowego języka. Można też zastanowić się nad swoim dotychczasowym życiem, a zwłaszcza nad ostatnimi miesiącami, które nie przyniosły niczego nowego. Dla samotników to wymarzona pora roku, w końcu nie trzeba odsłaniać kawałków swojego bladego ciała, by się nie zagotować, a w ogólnej szarości wszystko wygląda jakoś lepiej.
Fot: Pixabay.com
Po deszczowym i zimnym dniu, zawsze można się zakopać w pierzynie popijając gorące Cappuccino przy kolejnym odcinku ulubionego serialu lub przy ulubionej książce. Nie pozostaje im nic innego, jak rano zmusić się do wyjścia z ciepłego łóżka i razem z tłumem przemieszczać się po zakorkowanych ulicach miasta. Później tylko z wyczekiwaniem czekać na moment, kiedy można niepostrzeżenie uciec i zamknąć się w swoich czterech ścianach, a następnie liczyć dni do weekendu, które będziemy mogli w ciepłym domu bez konieczności wychodzenia na zewnątrz. Wystarczy tylko otworzyć oko w poniedziałkowy poranek, by znów myśleć tylko o przytulnym azylu. Wtedy nawet przyjście zimy nas nie zaskoczy.
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
Letnie rozterki
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Lato
w pełni, co dla niektórych jest czasem, na który czekają już
praktycznie od zeszłego roku. Dawno zaplanowany urlop, wykupione
wakacje, dogadani znajomi, poinformowani sąsiedzi, zapewniona opieka
dla dzieci czy zwierząt. Wszystko dopięte na ostatni guzik,
pozostaje tylko sprawdzić paszport lub płyny w samochodzie i można
wyruszyć w podróż. Czeka na nas wspaniała przygoda, ciekawie
spędzony czas i niezapomniane wspomnienia. Całe dwa tygodnie,
którymi będzie można się pochwalić w pracy lub opowiedzieć na
spotkaniu rodzinnym. Obowiązkowo kilka zdjęć ze skoku na bungee,
nurkowania z rekinami, lotem paralotnią lub jeździe na wielbłądzie,
które ozdobią naszą tablicę na facebooku.
Fot.: Pixabay.com
Pozostanie tylko
policzyć wszystkie polubienia i odpowiedzieć na komentarze, by mieć
pewność, że wszyscy zobaczyli, jak wspaniale spędziliśmy nasz
wakacyjny wyjazd. Brzmi dziwnie? Wcale nie, bo to wakacje większości
osób jadących do ciepłych krajów, nad nasze morze, czy po prostu
spędzających kilka dni na działce, bądź u rodziny. Nie licząc
osób, które nigdzie nie jadą z powodów finansowych czy
zdrowotnych oraz tych, którzy swój urlop chcą wykorzystać na
remonty domowe czy inne hobby. Dlaczego jednak samotnicy,
introwertycy i osoby z depresją całkiem inaczej widzą swój
wakacyjny urlop. Dla nich nic nie jest takie różowe i pełne
oczekiwania, jak u innych. Nie chodzi tutaj tylko o to, że muszą
wyjść ze swoich bezpiecznych „piwnic”, ani też to, że
muszą się rozebrać na plaży. Po prostu ten sposób spędzania wolnego czasu w ogóle ich nie bawi. Dla nich, wyjazd do ciepłych krajów może skończyć się na siedzeniu na łóżku w pokoju i przeglądaniem internetu z darmowego Wi-Fi oraz sporadycznych schodzeniem do restauracji po jedzenie lub po drinki.
Fot.: Pixabay.com
Wcale nie muszą zwiedzać okolicy, wylegiwać się na plaży czy brać udział we wszystkich możliwych wycieczkach dodatkowych. Tylko nikt nie zrozumie takiego zachowania, bo przecież mogliby w ten sam sposób spędzać czas w domu. Jest jednak, małe, znaczące "ale". W domu nikt nie dałby im spokoju, a dodatkowo musieliby dyskutować przed, jak i po, w jaki sposób wykorzystali swój wolny czas. Wyjeżdżając za granicę, mogą powiedzieć, że spalili się na słońcu pierwszego dnia, a resztę urlopu spędzili na zwiedzaniu i leżeniu przy basenie. Wtedy wszyscy będą zadowoleni, a czas spędzony w pokoju hotelowym nie będzie uznany za zmarnowany.
Antonina Kostrzewa
poniedziałek, 13 lipca 2015
Jak pisać, kiedy siły brak
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
O ilości rozpoczętych tutaj wpisów nie będę się wypowiadać, bo może jeszcze kiedyś je dokończę i przedstawię, co chciałam napisać w danym czasie. To nie jest tak, że o Was zapomniałam i nie chce tutaj nic więcej pisać. Tak na pewno nie jest, ale patrząc, że coraz rzadziej tutaj coś dodaję, można mieć takie wrażenie. Nie chcę, by ten blog stał się martwą stroną, na którą czasami ktoś jeszcze zajrzy. Powiedzmy, że nadal mam tyle samo czasu, by poświęcić go na pisanie tutaj, jednak brakuje mi chęci. Mi, której to was powinnam zmusić do działania i podjęcia nowych kroków w życiu. W ten oto sposób, gdy widzę, jak czas mija i nic nowego się tu nie pojawia, zaczyna mnie to jeszcze bardziej denerwować, lecz zamiast prowadzić do pozytywnych wniosków sprawia, że odchodzę od pisania i tworzenia innych rzeczy coraz bardziej.
Fot.: www.izismile.com
Omijam temat, by nie pisać nic tutaj, jak i nie pisać nic w ogóle, gdyż ilość niedokończonych rzeczy mnie przerasta. Dlatego często zaczynam coś nowego, z nadzieją, że w końcu nie będę musiała wracać do starych rzeczy i szybciej coś z tego wyniknie. Szkoda, że wracam do punktu wyjścia. Staram się codziennie, by nadać temu wszystkiemu nowy wygląd, lecz przeraża mnie ilość pracy i nakładu pracy, którą zapewne nie wykonam w 100%, a na pewno nie dokończę zostawiając wszystko rozgrzebane. Dlatego trzymajcie kciuki, by udało mi się wyjść z marazmu życia i tworzyć na nowo, by przedstawiać wam tutaj nowe wpisy.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 16 kwietnia 2015
Może lepiej żyć w samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Gdy zgubimy się w tłumie, szukamy kogoś znajomego. Gdy potrzebujemy
drobnych, przeszukujemy kieszenie kurtek i płaszczy w szafie. Gdy
jesteśmy smutni, szukamy kogoś, kto nas pocieszy. Gdy jesteśmy
samotni, chcemy zostać sami, bo tak jest nam najlepiej. Mimo że
każdy powie: „Szukam kogoś”, albo „Jestem sama, bo nie
spotkałam jeszcze odpowiedniej osoby”, to tak naprawdę w głębi
nas, osób, które już długo czasu są same, ten stan rzeczy nam
odpowiada. Wszelkie zmiany, chociaż ich pożądamy, nie są wcale
wskazane. Tak łatwo się nie otworzymy przed drugą osobą, ani też
nie wpuścimy jej do naszego życia, by zmienić nasze
przyzwyczajenia. Te wszystkie lata, kiedy mamy codzienne nawyki i
zwyczaje, które nagle ktoś może zmieniać, albo uznać nas za
prawdziwych dziwaków.
Fot: lilivanili / Foter / CC BY
Jako, że zmiany przychodzą nam ciężko, to
jeszcze nasz wolny czas przyjdzie nam dzielić, nie tylko z drugą
osobą, co z jej znajomymi. Oczywiście nie muszą oni nas koniecznie
akceptować, ale na pewno będziemy musieli z nimi spędzać czasami
czas. W momencie poznania drugiej osoby i tak dojdziemy do wniosku,
że żyjąc w statusie nieudaczników, niewiele mamy do zaoferowania,
a co dopiero, gdy mamy jeszcze zaprosić kogoś do siebie, odkryć
nasz bezpieczny azyl. W młodszym wieku nie ma problemu przy
mieszkaniu z rodzicami, lecz później może stanowić problem, gdyż
okaże się, że nadal nie stanęliśmy na nogi i nadal żyjemy pod
kloszem rodziców. Chociaż o wiele łatwiej jest zapanować nad
chaosem jednego pokoju, niż całego mieszkania czy domu, gdzie
oprócz pomieszczenia, w którym spędzamy najwięcej czasu jest
jeszcze przynajmniej kuchnia i łazienka, o którą także wypadałoby
zadbać. Od tego, jak będzie wyglądać miejsce, w którym będziemy
lub będziemy mogli spędzać wspólnie czas, zależy bardzo wiele.
Nie wszystko da się łatwo i szybko zmienić, nie mówiąc już o
funduszach na nowe lokum. Dlatego jeśli nie mamy zbyt wysokich
wymagań, to nie znaczy, że osoba, którą poznamy, takich wymagań
nie będzie miała. Wszelka ingerencja w naszą prywatność zostanie
odebrana, jako atak na naszą osobę i naruszenie naszych
przyzwyczajeń.
Nawarstwiające się małe problemy dotyczące
naszych zachowań i chęci zostawania w domu, niż wychodzenia na
wielkie imprezy czy chęci spędzenia czasu w samotności przed
komputerem, sprawiają, że świadomie lub nie, zmierzamy do
pozostania w naszym dotychczasowym stanie, kiedy to możemy decydować
sami o wszystkim i nikt nam nie mówi, co powinno być zrobione w
ten, a nie w inny sposób. Niektórych przyzwyczajeń nie można
zmienić, to samo tyczy się samych ludzi, ale czy na pewno?
Antonina Kostrzewa
czwartek, 12 lutego 2015
Piątek trzynastego i Walentynki czternatego
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Jeden dzień jest zwany dniem pecha, drugi zaś świętem zakochanych. Jeśli zaś ani do jednego, ani do drugiego nie przywiązujemy zbytniej uwagi, to powinny być to dla nas całkiem normalne dni. W końcu pecha możemy mieć każdego dnia, a to złamany klucz w drzwiach, a to uciekający autobus. Są rzeczy, na które daty nie mają wpływu, zaś piątek trzynastego jest tylko po to, by te przykre wydarzenia zapamiętać. Jeśli pech się ciebie trzyma każdego dnia, akurat w piątek nie będzie ani gorzej, ani lepiej. Nawet tego nie zauważysz. Gorzej wygląda sprawa z Walentynkami dla samotnych. Ciężko jest nie zauważyć tego serduszkowego święta, a nawet jeśli, to i tak ktoś nam o mnie przypomni. Oby to tylko raz. Co możemy wtedy zrobić? Skorzystać z rad przyjaciół i innych osób w stałych związkach, bądź singli z wyboru i wybrać się wspólnie do miasta. Akurat wszystko odbędzie się w weekend, więc dlaczego by nie pójść ze wszystkimi do klubu czy restauracji? A to dlatego, że obojętnie, jaka będzie data, to i tak wszystko skończy się dla nas, jak zawsze. Sama data niczego nie zmieni, więc lepiej nie doprowadzać do tego, by kolejne walentynki wyglądały w ten sposób.
Fot.: www.izismile.com
O wiele lepiej spędzić je tak, jak to zazwyczaj robimy, a może nawet możemy je spędzić trochę bardziej odświętnie. Wystarczy przejść się do sklepu i kupić jakieś wyjątkowo dobre lody lub wielką paczkę chipsów. Wtedy przyda nam się jeszcze jakiś ciekawy film i razem w połączeniu z winem czy dobrym likierem będziemy mogli spędzić miło i przytulnie wieczór. Zawsze też możemy przygotować prawdziwą ucztę dla nas samych. Wystarczą dobre chęci i nowy przepis, by wyczarować coś pysznego. Można powiedzieć, że sami, ale chyba lepsze jest nasze towarzystwo, gdy jest nam w ten sposób dobrze, niż jak mamy być samotni pośród tłumu.
Fot.: www.izismile.com
A jeśli nie chcesz spędzić wieczoru objadając się, możemy wykorzystać czas na przeczytanie ciekawej książki, na majsterkowanie, robóki ręczne czy na spożytkowanie na naszych sił na posprzątanie naszego pokoju. Zawsze możemy się spotkać się z innymi samotnymi, którzy nie mają żadnych presji na Walentynki i spędzić beztrosko ten wieczór.
Antonina Kostrzewa
środa, 4 lutego 2015
Luty nie jest taki straszny
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Luty jest miesiącem takim, jak
wszystkie inne. Niby krótszy, ale nie można mu nic zarzucić. Ot po
prostu miesiąc, jak miesiąc. Styczeń szybko minął. Sylwester i
Święta można tylko powspominać, zaś poprzednie wakacje są już
tak odległe, jak wydarzenia z dzieciństwa. Nie licząc Walentynek,
to w lutym praktycznie niewiele się dzieje. Nie musimy myśleć o
niczym konkretnym, do nastania wiosny zostało jeszcze wiele czasu, a
o wypadzie majówkowym myślą tylko najbardziej zapobiegliwi. I
właśnie luty to najlepszy miesiąc dla samotnych, by zacząć
działać.
Fot: :::Derek:::
Najlepsza okazja, by wyjść z domu i nie chować się
przed całym światem. Oczywiście nie ma, co wychodzić w trakcie
święta zakochanych, bo to nie tędy wiedzie droga do zrozumienia
samego siebie, lecz by wyjść po prostu. Pokazać światu, że
żyjemy i że nadal potrafimy odnaleźć się w społeczeństwie.
Wystarczy wyciągnąć lekcje ze stycznia, gdy narzuciliśmy sobie
wiele postanowień noworocznych i całkiem bez stresu realizować
swoje marzenia. Po wielkich wydatkach świąteczno-noworocznych, w
naszych portfelach w końcu pojawia się dodatkowa gotówka, którą
możemy teraz spożytkować. Mogą to być choćby pieniądze na
Hamburgera, o którym myśleliśmy od wielu tygodni, lecz brakowało
nam śmiałości, by do niego pójść i zjeść w samotności. To
także wyjście do kina, baru, zapisanie się na kurs, kupno biletu
lotniczego, nowej kreacji, czy odwiedziny kogoś, kogo dawno nie
widzieliśmy. To także realizacja naszego hobby, o którym myślimy
od dawna – czasami szczęściu trzeba pomagać, a kupno, nawet
używanego aparatu, starej maszyny do pisania, czy zapisanie się na
kurs Prawo Jazdy, to doskonały sposób, by zacząć. Wszelkie
przejawy naszej inicjatywy są mile widziane. W końcu to my sami
realizując małe rzeczy, uświadamiamy sobie, że tak naprawdę
niewiele trzeba, by znów móc się cieszyć codziennością.
Fot: Kris Krug
Może
następnego dnia spróbujemy czegoś więcej. Nie musimy myśleć
tylko o tym, by znaleźć swoją drugą połówkę, bo w ten sposób
wpadniemy tylko w błędne koło naszych obsesji. Nie możemy o tym
zapominać, ale niech to nie przesłania naszego życia. Między
samotnikiem, a singlem jest szczególna różnica, której pewnie
niewielu uda się pokonać, ale akceptacja samego siebie, jak i
oddanie swojego czasu na wykonywanie swojej pasji, jest z pewnością
lepsze, niż użalanie się nad sobą i ciągłe oglądanie
seriali. Życie nie zamyka się w naszym pokoju, a świat ma jeszcze
wielu do odkrycia.
Antonina Kostrzewa
piątek, 16 stycznia 2015
Postanowienia noworoczne
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Rozpoczął się nowy rok, a wraz
z nim nasze nowe postanowienia. Wielkie pragnienia zmian, nowe
wytyczne, całkiem nowe plany. Minęły już ponad dwa tygodnie
stycznia, więc możemy powoli zweryfikować nasze postanowienia. Nie
chodzi tutaj o słomiany zapał czy brak motywacji, bo w końcu sami
sobie wyznaczyliśmy nowe cele. Karnet na siłownię nie zaszedł
jeszcze kurzem, buty do biegania nie zginęły na dnie szafy, a
dodatkowe spalacze tłuszczu nie zostały zamknięte na stałe. Po
prostu nie zawsze jest możliwe zmienienie nas samych w jeden dzień o
180 stopni. To, co wydawało nam się pewne, a nawet dostępne na
wyciągnięcie ręki, nie może być zrealizowane w jeden dzień i w
łatwy sposób.
Fot: www.izismile.com
Nasze oczekiwania są duże, a jednak brak widocznych
wyników zaczyna nas powoli denerwować. Dajemy z siebie 110%, a
jednak wcale nie jest lepiej. Nasza waga nie spada gwałtownie w dół,
czwarte piętro to nadal wyzwanie, a brzuch nadal nie zniknął.
Wszystko miało być wspaniale, a powoli nasza determinacja spada.
Zamiast ćwiczyć codziennie odpuszczamy sobie i trzy razy na pewno
nic nie zmienią. Później wystarczy raz w tygodniu, jeżdżenie na
rowerze i w weekend bieganie. Z dnia na dzień zaczynamy sobie
odpuszczać, bo nie widzimy efektu naszych wysiłków. A jeśli
nasze postanowienia, to nie tylko zrzucenie kilku kilogramów? Jeśli
planowaliśmy czytać codziennie 50 stron, przestać kłamać, rzucić
picie/palenie, a także małe obietnice: mówić chociaż jeden
komplement dziennie, by nie zostawiać naczyń w zlewie na noc.
To przecież powinno być proste. Tak niewiele, wystarczy tylko
konsekwencja, a jednak nawet takie rzeczy też się nie udają
większości z nas w dłuższym okresie czasu. Najpierw jeden dzień
przerwy, bo jesteśmy zmęczeni, bo jeden dzień nic nie zmieni, bo
coś. Tak się zaczyna, a później z jednego dnia robi się kolejny,
a gdy dni zamienią się w tygodnie i miesiące, nagle sobie
przypominamy o zapomnianych zobowiązaniach i możemy tylko
wzdychnąć. Kolejny raz nasze plany upadły i nic nie zmieni się
teraz, by mogły one powrócić na nowo. Chyba że znów w przyszłym
roku.
Nieśmiali i samotni, co roku pragną
tego samego. Pokonać swoją nieśmiałość i znaleźć swoją
wymarzoną połówkę, która wypełni naszą pustkę. Są
zdeklarowani, są chętni wyrzeczeń i otwarci na nowe wyzwania.
Nawet mogą rozpocząć inaczej się zachowywać, niż zwykle.
Częściej odpowiadać na zaproszenia innych, a nawet proponować
jakieś wyjścia ze znajomymi wychodząc z zasady, że miłości
się w domu nie znajdzie. Po czasie odkładania na później, w końcu
zarejestrowali się w portalach randkowych i nawet zaktualizowali
swój profil. Pierwsza od dłuższego czasu umówiona randka i nawet
udane, wcześniejsze rozmowy na czacie. Może po prostu w końcu
pozytywna odpowiedź na propozycje swatów. Wszystko zostało
przygotowane, tylko później pojawia się mały zgrzyt. Zapowiada
się dobrze, nawet bardzo dobrze, jesteśmy pełni optymizmu i już
od rana myślimy tylko o jednym. Mamy już naszykowane, po wielu
przymiarkach, ciuchy na wieczór, panie nakładają pierwszy, od
dłuższego czasu, makijaż. Wszystko musi być idealnie, albo
inaczej, niż zazwyczaj.
Fot.: www.izismile.com
Myśli o porażce przychodzą zawsze, więc
póki co je ignorujemy i pełni nadziei idziemy na spotkanie.
Pochłania to naszą całą uwagę i myślimy tylko o tym, co powiemy
i jak mamy się zachowywać. Najczęściej się zdarza, że im bliżej
jesteśmy miejsca spotkania, tym bardziej się denerwujemy. Gorzej,
jeśli w tym momencie zaczynamy panikować, że nic się nie uda i że
albo źle wypadniemy, albo nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Im
więcej takich myśli do nas dochodzi, tym gorzej dla nas. Mamy
jeszcze chwilę, by się uspokoić. Jeszcze kawałek drogi przed
nami, by się wyciszyć, lecz machina w głowie ruszyła sama i nic
nie potrafi jej teraz zatrzymać. Dlatego zamiast skręcić do
miejsca spotkania, przechodzimy obok, bo jednak nie damy rady. Lepiej
nie pisać, nie dzwonić, ani nie odbierać, po prostu wrócić do
siebie. Później przebrnąć przez krępujące pytania i mieć znowu
spokój. W drodze powrotnej możemy wstąpić do sklepu po coś
słodkiego, albo alkohol, co pozwoli nam zapomnieć o dzisiejszej
porażce. Wtedy możemy spokojnie wrócić do naszego znanego,
samotnego życia.
Właśnie takich scenariuszy wam nie
życzę. Dużo wytrwałości w Nowym Roku i realizacji swoich
wymarzonych celów.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
czytanie,
dom,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
plany,
problemy,
samotność,
smutek,
szczęście,
znajomi,
związek,
życie
2
komentarze
piątek, 19 grudnia 2014
Niechciane prezenty, nieszczere życzenia, czyli Święta samotnych
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Zbliża
się niezbyt ciekawy okres dla wszystkich samotnych. Wielkie
zamieszanie, obowiązek ubrania się ładniej, a przynajmniej
schludniej, kupienie prezentów, ubranie choinki i oczywiście
spędzenie połowy dnia ze swoją rodziną, z którą należy
rozmawiać, a do tego złożyć jeszcze życzenia. Wszelkie próby
uniknięcia tego kończą się na kłótni i możemy być pewni, że
i tak, i tak, zostaniemy siłą zaciągnięci do stołu. I to do tego
bez możliwości spoglądania, co chwilę na naszą komórkę. Nie
ukryjemy się przy wmawianiu choroby, ani także nie uciekniemy
nigdzie. W Święta, czy tego chcemy, czy nie, musimy je spędzić z
rodziną. O ile możemy wymigać się od pomagania w przygotowywaniu
kolacji wigilijnej, to na pewno będziemy na nią ściągnięci.
Choćby się paliło, to i tak będziemy musieli zasiąść przy
stole. I to właśnie wtedy zacznie się dla nas największy stres,
który będzie tylko narastał. Zacznie się od życzeń. Będą one
wyglądać, jak życzenia składane największemu wrogowi. Będziemy
się uśmiechać i odmawiać tą samą formułkę, jak co roku.
Zawsze zdrowie, zdrowie i pieniądze. Skoro wszyscy to wiedzą, to po
co o tym mówić. Zdarza się, że czasem ktoś powie coś bardziej
wyszukanego z cyklu:”Abyś znalazł sobie dziewczynę” albo
„Trochę urody nigdy ci nie zaszkodzi”. Takie życzenia są
jeszcze do przełknięcia, ale o wiele gorzej, gdy ktoś wypowie
zdanie w tym stylu przy innych gościach. Wtedy jest pewne, że cała
uwaga skupi się tylko na nas, a dalszych pytań nie będzie
końca. Nawet przygotowanie sobie wcześniejszych odpowiedzi nie
pomoże, gdy mamy przeciw sobie całą rodzinę, czekającą tylko,
by nas dobić w naszej samotności, albo próbować zeswatać z synem
sąsiada. Wtedy warto zacisnąć zęby, gdyż rok temu przeżywaliśmy
dokładnie to samo. Takie rzeczy bardziej zresztą bolą, niż
powiedzenie: „Jesteś nierobem”, bo dotykają nas bezpośrednio i
problemu, którego inni nie rozumieją. Gdy już miną wszystkie
rytuały świąteczne, przychodzi czas na prezenty. Tutaj możemy
podwójnie się rozczarować: z tych, które dostaliśmy, jak i z
tych, które daliśmy. Zazwyczaj nie oczekujemy niczego dużego, nie
musimy dostać najnowszego Playstation ani smartfona, nie muszą być
to ciuchy od Versace, ani perfumy Diora. Tak naprawdę obyłoby się
bez prezentów, ale jak tradycja, to tradycja. Najlepiej by było,
gdybyśmy sobie sami coś wybrali, albo wspólnie zamówili coś z
internetu. Jednak takie są tylko nasze pragnienia, a rzeczywistość
wygląda zupełnie inaczej. Dlatego, co roku otrzymujemy kolejne
skarpetki, sweter i rękawiczki. Co z tego, że nie muszą być wcale
brzydkie, ale po prostu mamy już ich wystarczająco tyle, że nie
potrzeba nam nowych. Zdarzają się też bardziej koszmarne prezenty,
jak: najtańszy zestaw kosmetyków, ubrania w różowych kolorach czy
płyty z muzyką zespołów, o których nigdy nie słyszeliśmy.
Fot. www.izismile.com
Oczywiście wypada się uśmiechnąć i podziękować, należy też
ukryć rozczarowanie, bądź niezadowolenie. W końcu nie każdy musi
lubić otrzymywać prezenty, jak i nie każdy musi okazywać z tego
powodu radość. O ile samych Świąt nie lubimy, to wiemy, jak inni
nasi domownicy przykładają do nich wagę. Dlatego staramy się,
razem z całą masą innych ludzi biegać po sklepach i
zastanawiać się, co możemy kupić innym tak, by im się to
podobało. Mimo że tego nie lubimy, to i tak co roku budzimy się z
ręką w nocniku i nie ma już czasu, by kurier zdążył coś
przywieźć z rzeczy zamówionych online. Przyjdzie nam chodzić od
półek do półek i myśleć, czy ten zestaw kosmetyków może być
odpowiedni czy też nie. Co roku sobie obiecamy, że tym razem nic
nie kupimy, albo weźmiemy pierwszą lepszą rzecz, a i tak
spędzamy mnóstwo czasu buszując samotnie między półkami.
Później zaś możemy zauważyć, że sami staraliśmy się być
mili, a teraz oprócz widoku rozczarowanych twarzy, przyjdzie nam
jeszcze wysłuchać komentarzy z cyklu: „A po co coś takiego
kupujesz”, „Chyba nie myślisz, że będę w tym chodzić” czy
„Jak coś, to damy wujkowi, może jemu się spodoba”. Kolejny raz przyjdzie nam zacisnąć zęby i odczekać jeszcze chwilę, gdy będziemy mogli po cichu odejść od stołu, zamknąć drzwi od naszego pokoju i włączyć komputer, by dowiedzieć się, że inni mają podobnie. Jeśli nikt nas nie zmusi, by pójść na Pasterkę, to Święta są już dla nas praktycznie zakończone i możemy zacząć martwić się, gdzie spędzimy w tym roku Sylwestra.
Młodzi,
którzy najbardziej wtedy narzekają, nie znają dobrze problemów
starszych osób, których samotność dotyka w ten sposób, że
Święta spędzają całkowicie sami. Nie mają, ani znajomych, ani
rodziny, która mogliby odwiedzić, a czasami, z którymi chcieliby
spędzić wspólnie czas, ale nie zostali zaproszeni. O ile, kiedyś
marzyli, by w końcu nie mieć Świąt, nie musieć szukać
prezentów, składać życzeń, a później razem jeść kolację, to
teraz tęsknią za tamtymi czasami, gdy nawet w telewizji nie ma, co
oglądać, a nowe informacje w internecie nie chcą się
aktualizować. Szkoda tylko, że zazwyczaj niektóre rzeczy zauważa
się zbyt późno.
Antonina Kostrzewa
czwartek, 30 października 2014
Poznaj siebie - poznaj historię swojej nieśmiałości
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Tak naprawdę nieśmiałość najczęściej wysysamy z mlekiem matki. Dzieje się tak, gdyż najczęściej powtarzamy zachowania naszych rodziców, których uczymy się, jako dziecko. Są to zachowania, których z początku nie do końca rozumiemy, ale dostrzegamy, że nie wszystko przebiega we właściwym porządku. Wtedy zauważamy, że rodzice sobie odpuszczają w niektórych sytuacjach, w których powinni działać. Już w piaskownicy wiemy, gdy ktoś nam zrobi krzywdę lub zabierze zabawkę, to możemy liczyć na pomoc naszych opiekunów, którzy powinni stanąć w naszej obronie, jak i zwrócić uwagę na niewłaściwe zachowanie. Jednak w tym momencie brakuje pełnej reakcji. Tak naprawdę nasza obrona, to tylko ucieczka. Często słyszymy: Odpuść sobie, to nie jest warte świeczki, nie ma potrzeby się denerwować niepotrzebnie. W ten sposób nie czujemy wsparcia rodziców, którzy wolą się odsunąć, niż reagować.
Fot.: Andy
W późniejszym wieku widzimy inne zachowania, które nie sprawiają innym dorosłym problemu, a do tego powtarzamy je. Gdy wszyscy dostają za darmo dwa cukierki, a my dostaliśmy tylko jednego, to powinniśmy się o to upomnieć. Jednak nasi rodzice tego nie robią. Godzą się z tym, że zostali oszukani i mówią tylko „No trudno”, to samo dotyczy błędnie wydanej reszty w sklepie, zawyżonych rachunków i innych. Problem stanowi także poproszenie innego dorosłego o przysługę czy o pożyczenie czegoś. Wtedy już wiemy, że niestety nie możemy dokończyć naszego rysunku, bo skończyła się nam farba, a sąsiadów nie ma się, co o to pytać nawet. W ten sposób utrwalamy w sobie taki, a nie inny styl życia.
Nabieramy obawy przed publicznym wystąpieniem - boimy się wygłaszania referatów, nie chcemy występować publicznie na przedstawieniach czy apelach. Dla każdej młodej osoby to sytuacja stresowa, ale nas ona po prostu zaczyna przerażać i wymyślimy sobie milion sposobów, byleby nie musieć uczestniczyć w czymś takim. Na lekcjach nie chcemy się wychylać z tłumu. Lepiej siedzieć cicho i nic nie mówić. Po co się zgłaszać, skoro może zrobić to ktoś inny. Tak samo zaczynamy reagować na przemoc wobec innych - spuszczamy wzrok i udajemy, że tego nie widzimy, bo dlaczego to my mielibyśmy coś powiedzieć. Niestety nabycie takiego zachowania przejdzie także na nasze dorosłe życie.
Fot.: Jim Larrison
Takie odpuszczanie sobie w różnych sytuacjach, a oprócz tego strach przed zrobieniem prostych rzeczy sprawia, że zaczynamy powtarzać te zachowania. Nagle sobie uświadamiamy, że kupno loda jest problemem, a wcześniej nim nie było. Nasze relacje z rówieśnikami także się zmieniają. W okresie dojrzewania wstydzimy się drugiej płci, a później także mamy problemy z kontaktami z naszą. Nie musimy stawać się od razu przysłowiowym odludkiem, ale sami zauważamy, że inni nie mają z nami o czym za bardzo rozmawiać, a sami nie potrafimy rozpocząć nowej znajomości. Naśladujemy naszych rodziców także w domu. Chętniej spędzamy czas przed telewizorem czy komputerem, zamiast wyjść do innych. Nie odwiedzamy naszych znajomych z klasy, a oni także nie przychodzą do nas. Spotykamy się z nimi tylko w miejscach wspólnych, jak autobusy, szkoła, u lekarza czy dentysty. Traktujemy innych, jako zło konieczne. Tak naprawdę lepiej nam żyć w pojedynkę.
Czy w ten sposób może pojawić się kolejny nieśmiały? Dlaczego nie. Nauka przez obserwacje niesie nie tylko pozytywne reakcje. Może ci się wydawać, że twoja nieśmiałość jest dziedziczna, ale przypomnij sobie wcześniejsze zachowania swoich najbliższych, by zrozumieć, gdzie tak naprawdę mógł leżeć problem. Poznaj siebie poprzez swoją przeszłość, a będziesz mógł także sam się zmienić.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
dom,
dzieci,
emocje,
kłótnia,
kompleks,
nieśmiałość,
przedszkole,
przyczyny,
przyjaciele,
rodzice,
rodzina,
samotność,
smutek,
szkoła,
unikanie,
znajomi,
życie
5
komentarze
wtorek, 23 września 2014
Jesień nadchodzi samotnym z odsieczą
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Wydawać by się mogło, że przyjście jesieni ułatwi nieco samotne życie. Już nie trzeba przejmować się tak swoim wyglądem, ani tym bardziej myśleć o tym, że inni będą oceniać nasze ciuchy. Teraz będzie można ukryć się pod kurtką lub płaszczem, a szare barwy wypełnią ulicę. Gdy pojawią się pierwsze jesienne deszcze, nikt nie będzie miał czasu by nam się przyglądać. Wszyscy będą pędzić lub ukrywać się pod parasolami. My także będziemy przemykać niepostrzeżenie między innymi, starając się tylko za bardzo nie przemoknąć. Na pewno nikt nam nie będzie chciał towarzyszyć w spacerze, a jedyne rozmowy, jakie możemy rozpocząć z innymi, to krótkie przepraszam, jak w kogoś wpadniemy z parasolem. Jesień przychodzi wielkimi krokami, a to oznacza, że skończył się czas opowieści o wakacjach, a teraz, nim nastaną święta, nie będzie się kompletnie nic działo, co by mogło nas bardziej stresować. Skończy się grillowanie, a ludzie powoli przeniosą się do barów i małych knajp. Największym plusem pozostanie pogoda, dzięki której będziemy mogli bez problemu wymigać się od przyjścia. A gdy ściemniać będzie się będzie o wiele szybciej, a temperatura spadnie poniżej 10 stopni, pozostanie nam siedzenie pod ciepłą kołdrą i wpatrywanie się w kolejny sezon serialu lub czytanie książek.
Wszystkie dodatkowe kilogramy możemy skrzętnie ukryć pod kolejną warstwą ubrań, a zresztą trzeba robić już powoli zapasy na zimę. Podobno wiosna jest o wiele bardziej ciekawsza. Bardziej cieszymy się ze słońca i dostajemy dodatkową energię do działań, ale podczas jesieni świat zwalnia, a wraz z nim przestajemy wyróżniać się z tłumu, by spokojnie przebrnąć do naszego, bezpiecznego domu.
Antonina Kostrzewa
wtorek, 26 sierpnia 2014
Szara codzienność samotności
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Codzienność nie jest łatwa. To głównie przebieganie między światem zewnętrznym, a bezpiecznym domem, do którego możemy uciec od zgiełku, a zwłaszcza od innych ludzi. Każdego dnia powtarzamy ten sam schemat. Z różnym skutkiem. Nawet, jeśli nikt nam nie dokucza w szkole czy w pracy, to najchętniej nie widzielibyśmy się z nikim, a najlepiej by nikt nas nie widział. Ciągle widzimy wszystko przez pryzmat oceniania - oceniają nas oczywiście inni: patrzą krzywym okiem na nasz wygląd, ubiór czy ruch. Wydaje nam się czasami, że gdy tylko ktoś się zaśmieje, to na pewno z naszego powodu, przez co jeszcze bardziej zaczynamy się wszystkim przejmować.
Fot. www.izismile.com
Ma to też później działanie negatywne, bo "nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć" zawsze wygrywa i zamiast udowodnić innym, że się mylą, nie robimy nic. Wtedy jest nam już całkowicie obojętne, czy mamy brudne włosy, a także niewyprasowane ciuchy. Niech sobie gadają, niech mają kolejny temat. Później to wraca, bo popadamy w kolejny obłęd na punkcie wyglądu, a raczej na punkcie niskiej samooceny, co sprawia, że jeszcze rzadziej chcemy pokazać się innym, o nagości już nie wspominając. Wstydzimy się innych, jak i nas samych, co sprawia, że nawet nasz własny azyl nie pomaga. Odechciewa nam się wszystkiego i możemy tylko patrzeć w sufit pochłaniani przez depresję.
Na szczęście mamy jeszcze wirtualny świat, gdzie możemy być, kim tylko chcemy. Nieważne, czy udajemy kogoś innego, czy po prostu pokazujemy nasze prawdziwe "ja", to i tak nikt nie wie, że potrafimy być tacy. Nagle okazuje się, że jesteśmy ekspertami w danym temacie, że potrafimy rozmawiać o rzeczach, o których boimy i wstydzimy się powiedzieć innym. Najważniejsze jest jednak to, że tutaj znajdujemy naszych prawdziwych przyjaciół, których nie potrafimy znaleźć w realnym świecie. Jedni mieszkają setki kilometrów od nas, inni całkiem blisko, lecz nigdy nie mielibyśmy poznać ich na ulicy. Tylko wtedy, gdy jesteśmy schowani za ekranem, jesteśmy tymi, z kim chcą dyskutować inni. W normalnym świecie, jesteśmy tylko zakompleksionym, znerwicowanym kłębkiem nieśmiałości i samotności, który wszyscy omijają. Czasem wyglądamy, jak potwory, które od kilku dnia nie śpią, ani się nie myją, bo nikt nie wie o naszym drugim, lepszym życiu.
Fot. www.izismile.com
W świecie pędzących technologii nigdy nie wiadomo, czy uda nam się wyjść do ludzi, czy będziemy ich wiecznie omijać czekając, aż znów znajdziemy się w przyjemnym miejscu online.
Antonina Kostrzewa
Etykiety:
blog,
depresja,
dom,
kompleks,
myślenie,
narzekanie,
nieśmiałość,
problemy,
samotność,
życie
1 komentarze
piątek, 18 lipca 2014
Jesteśmy tacy sami, a jednak inni
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Podobno samotni żyją dokładnie tak samo, jak ich rówieśnicy. Po szkole czy pracy zazwyczaj mają tyle samo wolnego czasu, tylko zupełnie inaczej go spędzają. Nie chodzi o zainteresowania, predyspozycje czy dostępne pieniądze. Tutaj chodzi bardziej o chęci i stosunek do wspólnego spędzania czasu ze znajomymi. Gdy samotność trwa już długo, to nawet najlepsza propozycja spędzenia popołudnia nie będzie dla nas w ogóle atrakcyjna. O wiele lepszym rozwiązaniem, niż wspólna gra w tenisa czy przejażdżka rowerowa, będzie obejrzenie kolejnych trzech odcinków różnych seriali, później ugrzęźnięcie w demotywatorach i facebooku (w lepszych wypadkach udaje się czytać książki), by na koniec dnia, przed snem stwierdzić, że kolejny dzień był kiepski i nic nie zrobiliśmy, by było lepiej. Wtedy obiecujemy sobie, że jutro będziemy lepiej nastawieni i na pewno nie odmówimy na kolejną propozycję, ale akurat po przyjściu do domu dopada nas drzemka i kolejny dzień wyszedł tak samo.
Fot.: www.izismile.com
Miały być zmiany i silne postanowienia, które znowu są odłożone na przyszłość. Nic z tego, że co miesiąc trzeba płacić za karnet na siłownię/fitness, skoro byliśmy tam dwa razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a nasze nowe rolki i strój kąpielowy leżą gdzieś zapomniane w szafie.Wciąż mamy nadzieję, że któregoś dnia będzie lepiej. I nawet, jeśli uda nam się w końcu wyjść, to i tak stwierdzimy, że wcale nie było to nic ciekawego i następnego dnia zostaniemy w domu, zamknięci w swoim pokoju, sam na sam z komputerem, który jest naszym jedynym oknem na świat.
Tak samo wygląda sytuacja z wydarzenia kulturalnymi: wyjściem na koncert, do teatru, bo do kina jeszcze uda się wybrać, bo to praktycznie to samo, co oglądanie filmu w domu, a tego jest cały czas ciemno. O ile uda się samotników namówić na wyjście, to nie potrafią oni w pełni cieszyć się z tego, co przeżywają. Szybko się nudzą, albo zaczynają rozmyślać, co mogliby robić w tej chwili gdzieś indziej, a najczęściej o tym, co mogliby robić teraz w domu.
Fot.: www.happymonsters.tumblr.com
Koło znowu się zamyka i wracamy do sytuacji wyjścia, przy czym jeśli rzadziej się wychodzi, to ma się mniejsze szanse, by znaleźć kogoś, kto może się stać naszą drugą połówką.
Antonina Kostrzewa
piątek, 27 czerwca 2014
Sens pisania
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Chyba każdą osobę, która pisze dopada kiedyś to pytanie. Nawet nie pytanie, co myśl, gdzieś rodząca się wewnątrz głowy i rodząca nowe wątpliwości. O ile łatwo jest odpowiedzieć sobie, to odpowiedź dla innych jest już zgoła wyzwaniem. Tłumaczenie, że coś robi się dla samego siebie nie jest tutaj dobrym wytłumaczeniem. Skoro dla innych jest to po prostu marnowanie czasu, a do tego czynność, która nie przynosi żadnych korzyści materialnych, to po co ją wykonywać.
Fot.: www.izismile.com
Właśnie po to, że jest to dobre spędzanie czasu. Tak samo dobre, jak oglądanie telewizji, jeżdżenie na rowerze, czytanie książek czy granie w gry. Na pewno nie jest to marnowanie czasu, bo coś pozostaje później. Jakakolwiek byłaby to twórczość, to pozostawia swój stały ślad. Nawet niewydana jest czymś, co ma swoją własną wartość. A tak naprawdę to każdy, kto pisze, ma satysfakcję z samego pisania. Od pomysłu, przez tworzenie postaci i fabuły, a później przez chwile załamania osiąga wielką satysfakcję przy dobrnięciu do ostatniej kropki, a zarazem odczuwa pustkę, bo już skończył pisać. Wtedy cały proces zaczyna się od nowa.
Fot.: www.izismile.com
Z drugiej strony wydaje mi się, że autorzy po cichu myślą, że któraś z ich książek w końcu osiągnie sukces. Niekoniecznie ta, ale może następna. Nie po to by stać się popularnym i bogatym, ale po to, by udowodnić innym, że coś się potrafi, a oni się mylili. W końcu skoro my odczuwamy cały czas satysfakcję z pisania i nieprzespanych nocy, to niech oni nam troszkę zazdroszczą i niech sobie wypominają dni przed telewizorem, albo przed komputerem marnując czas na granie w gry.
Antonina Kostrzewa